Rozdział dziewiąty. O Mszy Świętej

„Na każdym miejscu poświęcają i ofiarują Imieniu Mojemu ofiarę czystą” (Mal 1, 11). Wiadomo, że człowiek jako stworzenie powinien składać Bogu cześć całą swoją istotą i dla ekspiacji zanosić ofiary. Dlatego w Starym Zakonie ofiarowano Bogu codziennie w świątyni mnóstwo ofiar, które nie mogły Bogu całkowicie zadość uczynić za grzechy ludzkie. Potrzeba było zatem innej świętszej i czystszej ofiary, która trwałaby do skończenia wieków. Tą ofiarą jest sam Jezus Chrystus, jako Bóg współistotny swemu Ojcu, a jako człowiek podobny do nas we wszystkim. On ofiaruje się codziennie na naszych ołtarzach, jak niegdyś na Kalwarii i przez tę ofiarę czystą i bez zmazy oddaje Bogu należyty pokłon, uznaje najwyższe panowanie Jego nad stworzeniem i całkowicie spłaca długi, zaciągnięte u Boga przez grzechy ludzkie. Jezus Chrystus, jako pośrednik między niebem i ziemią, wyprasza nam także wszystkie potrzebne łaski i jest ofiarą dziękczynną, najwznioślejszą. Byśmy mogli dostąpić tych wszystkich owoców Mszy Świętej, musimy uczynić coś ze swej strony. W tym celu pouczę was, jak wielkim jest szczęściem dla człowieka, że może być na Mszy Świętej, z jakim usposobieniem powinniśmy jej słuchać i jak w większości ludzie na niej się zachowują.

Nie będę szczegółowo objaśniał, jakie znaczenie mają szaty kościelne, w których przystępuje kapłan do ołtarza. Gdy ksiądz idzie do zakrystii i ubiera się, przedstawia Jezusa Chrystusa, który zstąpił z nieba i wcielił się w łonie Matki Najświętszej, by mógł swemu Ojcu uczynić zadość za nasze grzechy. Biały humerał, który ksiądz wdziewa na ramiona, przypomina ową chwilę, kiedy Jezusowi Chrystusowi zawiązano oczy, wymierzano Mu policzki i mówiono: „Prorokuj nam, kto Cię uderzył?”. Alba oznacza białą szatę, w którą Herod dla szyderstwa ubrał Jezusa Chrystusa i odesłał Go do Piłata. Pasek, którym przewiązuje albę, wyobraża owe powrozy, którymi skrępowano Zbawiciela w Ogrodzie Oliwnym, jak również owe bicze, którymi Go sieczono przy słupie kamiennym. Manipularz, który ksiądz wkłada na lewe ramię, przypomina owe więzy, którymi Pana Jezusa skrępowano w czasie biczowania przy kolumnie. Manipularz wkłada się na lewą rękę, bo ona jest bliżej serca i przez to poucza nas Kościół, że Jezus Chrystus z nadmiaru miłości ku nam zgodził się na to okrutne biczowanie. Stuła przypomina powróz, który zarzucono Chrystusowi na szyję, kiedy niósł krzyż na Golgotę. Ornat jest obrazem płaszcza szkarłatnego i owej sukni cało dzianej, o którą pod krzyżem rzucano losy.

Confiteor przywołuje na pamięć Jezusa Chrystusa, który przyjął na siebie nasze grzechy i uczynił za nie zadość swemu Ojcu. Introit wyraża owo gorące pragnienie, z jakim oczekiwali patriarchowie przyjścia Mesjasza, i dlatego powtarza się dwa razy. Kyrie elejson, czyli słowa: Panie, zmiłuj się nad nami, przypominają opłakany stan ludzkości przed narodzeniem Chrystusa. Epistoła, czyli list, przypomina naukę Starego Zakonu; Graduał oznacza pokutę Żydów, po kazaniach św. Jana Chrzciciela; Alleluja, świadczy o weselu duszy, która otrzymała łaskę Bożą; Ewangelia przypomina wiernym naukę Jezusa Chrystusa. Różne znaki krzyża, które robi kapłan nad Hostią i kielichem oznaczają cierpienia, które poniósł Jezus Chrystus w czasie swej męki. Nie będę o tym obecnie dłużej mówił, bo mi się do tego jeszcze kiedyś nadarzy sposobność.

Msza Święta jest tą samą ofiarą, ale bezkrwawą, którą Pan Jezus złożył z siebie w Wielki Piątek na krzyżu. Zachodzi ta tylko różnica, że wtedy można było widzieć oczyma ciała, jak Pan Jezus cierpiał i krew swoją przelewał, zaś w Mszy Świętej ofiaruje się Jezus Chrystus swojemu Ojcu w sposób niewidzialny i bezkrwawy. Msza Święta jest szczytną ofiarą: rozwesela cały dwór niebieski, pomaga biednym duszom czyśćcowym, sprowadza na ziemię wszelkie błogosławieństwo i więcej chwały przynosi Bogu, niż cierpienia wszystkich męczenników, niż umartwienia wszystkich pustelników, niż wszystkie łzy pokutników, przelane od początku świata, aż do końca wieków. Albowiem te uczynki są dziełami ludzi mniej lub bardziej grzesznych, a w Mszy Świętej sam Jezus Chrystus, równy Ojcu, ofiaruje swą mękę i śmierć na zadośćuczynienie zagniewanemu Bogu. Cena Mszy Świętej jest nieskończona. Z tego powodu, kiedy Jezus Chrystus skonał na krzyżu, widziano wiele nawróceń: dobry łotr, otrzymał już przedtem obietnicę raju, wielu Żydów weszło w siebie, nawet poganie ze skruchą bili się w piersi i mówili, że Chrystus był prawdziwie Synem Bożym. Umarli powstali z grobów, skały się kruszyły i drżała ziemia.

Najmilsi bracia, jeżeli z dobrym usposobieniem będziemy znajdowali się na Mszy Świętej, niezawodnie się nawrócimy, choćbyśmy byli zatwardziali w złym jak Żydzi, zaślepieni jako poganie i twardsi od skał, które się wówczas rozpadały. I rzeczywiście chwila Mszy Świętej jest najodpowiedniejszą chwilą, w której możemy z Bogiem układać się niejako o nasze zbawienie. W smutkach znajdziemy na niej pociechę, w pokusach siłę do zwycięstwa, jak mówi św. Jan Chryzostom.

Opowiada papież Pius II, że pewien szlachcic z prowincji Ostia, doznawał ciągłych pokus, by sobie odebrać życie. Przyznał się do tego wobec świątobliwego zakonnika i pytał go o radę. Sługa Boży pocieszył i podniósł go na duchu i radził mu, by do domu swego sprowadził kapłana, który odprawiałby dlań codziennie Mszę Świętą. Usłuchał szlachcic, urządził w swym zamku kaplicę i sprowadził księdza, który tu codziennie sprawował bezkrwawą ofiarę, a szlachcic słuchał jej pobożnie. Pewnego razu oświadczył ksiądz, że pragnie odprawić Mszę Świętą w sąsiednim kościele, z powodu przypadającej uroczystości. Zgodził się na to szlachcic w tej nadziei, że sam uda się także do tego kościoła. Jednakowoż nagła sprawa zatrzymała go w domu aż do południa. Przeląkł się pobożny pan z powodu tego zaniedbania. Dawne pokusy odżyły i wróciły na nowo. Niespokojny opuszcza zamek i spotyka na drodze wieśniaka, który go pyta, dokąd idzie: Na to odpowiada szlachcic, że pragnąłby wysłuchać Mszy Świętej. „Już za późno, rzecze wieśniak, wszystkie Msze się skończyły”. Zmartwił się bardzo szlachcic i zawołał z boleścią: „Biada mi, jestem zgubiony, bo opuściłem Mszę Świętą”. Gdy to usłyszał chciwy na pieniądze chłop, postanowił za grosz odstąpić panu korzyści, jakich dostąpił z powodu wysłuchanej Mszy. Przystał na to szlachcic i w tym celu oddał swój płaszcz wieśniakowi, następnie wszedł jeszcze pomodlić się chwilę do kościoła. A gdy wracał tą samą drogą, zobaczył nieszczęśliwego wieśniaka powieszonego na drzewie, w tym samym miejscu, gdzie otrzymał płaszcz. Albowiem z dopuszczenia Bożego, na ukaranie chciwości, pokusa rozpaczy ze szlachcica przeszła na chłopa. Na ten straszny widok podziękował szlachcic Bogu, że go ocalił z tak okropnego nieszczęścia i odtąd już nigdy nie opuszczał Mszy Świętej. W godzinę śmierci sam wyznał, że odkąd zaczął codziennie słuchać Mszy Świętej, zły duch przestał go dręczyć rozpaczliwymi myślami. Słusznie też powiada św. Jan Chryzostom, że gdy wśród pokus wysłuchamy pobożnie Mszy Świętej, niezawodnie miłosierny Bóg uwolni nas od nich. Bracia drodzy, gdybyśmy posiadali żywą wiarę, Msza Święta byłaby dla nas w ciągu życia lekarstwem na wszelkie nieszczęścia, bo w niej ofiaruje się niewidzialnie Jezus Chrystus, który jest lekarzem duszy i naszego ciała.

Powiedzieliśmy, że Msza Święta jest ofiarą Ciała i Krwi Chrystusowej, którą się składa jedynie Bogu, a nie aniołom lub świętym. Najlepszym sposobem jej słuchania jest duchowe łączenie się z kapłanem i towarzyszenie mu we wszystkich ceremoniach i czynnościach, i żywe przejęcie się uczuciami miłości i wdzięczności.

W Mszy Świętej rozróżniamy trzy części: pierwszą od początku aż do ofiarowania, drugą od ofiarowania do podniesienia czyli konsekracji, a trzecią od konsekracji aż do końca. Muszę zaznaczyć, że gdyby ktoś był dobrowolnie roztargniony podczas jednej z tych części, popełniłby grzech ciężki (dotyczy to Mszy Świętej w niedziele i święta). Powinniśmy więc usuwać skrzętnie z naszych myśli wszystko, co się nie odnosi do Boga i tej Przenajświętszej Ofiary. Do Offertorium powinniśmy się przejąć uczuciami szczerego żalu za grzechy. Od ofiarowania aż do konsekracji uważajmy się za ministrów składających w ofierze Bogu Ojcu Jezusa Chrystusa. Oddajmy Bogu ciało, duszę, mienie, życie, a nawet wieczność. Po konsekracji nie zapominajmy, że należy przynajmniej duchowo przyjąć Krew i Ciało Jezusa Chrystusa i obudzić w sobie stosowne akty.

Na trzech przykładach Pisma Świętego będę się starał wykazać, w jaki sposób trzeba słuchać Mszy Świętej. Celnik pouczy was, jak się należy zachować na początku Przenajświętszej Ofiary. Dobry łotr przemówi do was, co czynić wypada w czasie podniesienia, a setnik będzie waszym przewodnikiem przy Komunii Świętej.

Najmilsi bracia, dobry chrześcijanin zaraz po przebudzeniu przygotowuje się do tej Ofiary i nie zaprząta swego umysłu sprawami, które się nie odnoszą do niej. A zatem wyobrażajmy sobie Jezusa Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym, jak upadłszy twarzą na ziemię, przygotowuje się do krwawej ofiary, którą ma złożyć na Golgocie. Przedstawiajmy sobie, jak wielka jest Jego miłość, że za nas idzie na cierpienia, by uwolnić od śmierci wiecznej. Kto by mógł na czczo słuchać Mszy Świętej, spełniłby bardzo miły uczynek Bogu. W pierwszych wiekach Kościoła wszyscy chrześcijanie szli na czczo do świątyni Pańskiej. Nie zajmujcie się w dni świąteczne sprawami doczesnymi. Wśród tygodnia dość napracowaliście się, w niedzielę i święto zajmujcie się jedynie duszą swoją i proście Boga o przebaczenie grzechów. Po drodze nie rozmawiajcie i żywo sobie przedstawcie, że idziecie za Jezusem Chrystusem, który dla waszego zbawienia niesie krzyż na Kalwarię. Przed Mszą Świętą należy się przez chwilkę skupić, zastanowić się, jakich przede wszystkim łask potrzebujemy, by o nie prosić w czasie bezkrwawej Ofiary. Wypada, wchodząc do kościoła, przeżegnać się wodą święconą i wziąć udział w procesji przed nabożeństwem, jeżeli się odbywa, bo to usposabia do dobrego słuchania Mszy Świętej. Już przy wejściu do domu Bożego, przejmijcie się uczuciami skruchy i wesela, że możecie stanąć przed Bogiem wielkim i świętym. Obyście okazali usposobienie celnika, który przyszedł na modlitwę do świątyni jerozolimskiej.

Mówi św. Łukasz, że stanął przy samych drzwiach, spuścił wzrok na ziemię, nie śmiał spojrzeć ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił do Boga: Panie, zlituj się nade mną, bo jestem wielkim grzesznikiem. A zatem on wręcz inaczej czyni, niż wielu chrześcijan, którzy często z dumną i arogancką miną wchodzą do kościoła. Chociaż może więcej grzechów mają na sumieniu niż włosów na głowie, mimo to stają przed obliczem Boga z wielką obojętnością, a nawet rodzajem pogardy. Żegnają się wodą święconą bezmyślnie, jak gdyby brali zwykłą wodę do umycia rąk. Nie wiedzą o tym, że gdy się żegnamy wodą święconą z uszanowaniem, otrzymujemy przebaczenie grzechów powszednich i usposabiamy się do godnego słuchania Mszy Świętej. Celnik w swej pokorze, uważa się za niegodnego, by stanąć przed obliczem Boga, skrusza się na widok swoich grzechów, nie śmie wzroku podnieść ku niebu. Zupełnie inaczej zachowuje się niż wielu chrześcijan tylko z imienia, którzy w kościele szukają wygód, którzy nie chcą uklęknąć, co najwyżej zginają kolana tylko na krześle, a w czasie podniesienia od biedy pochylają głowę. Najczęściej rozciągają się wygodnie na krześle i zakładają nogę na nogę. Nie chcę już mówić o tych, którzy zamiast w kościele opłakiwać swe grzechy, roztaczają tu swą próżność i zniesławiają pokornego Zbawiciela świata. Niektórzy w kościele zwracają na siebie uwagę i podniecają w sobie ogień wstrętnych namiętności. Nasz celnik bił się w piersi i żałował za popełnione grzechy. O gdyby chrześcijanie za dni naszych zechcieli naśladować ukorzonego celnika, wracaliby do domu z obfitymi korzyściami, jak pszczółka wraca do ula, znalazłszy upragnione kwiaty. Przede wszystkim starajmy się obudzić w sobie świętą pokorę. Do tego zachęca nas kapłan, gdy głęboko schylony u stopni ołtarza odmawia Confiteor czyli spowiedź powszechną. Wyobraża on wtedy Jezusa Chrystusa; więc korzy się i bierze niejako na siebie grzechy wszystkich parafian. Gdybyśmy wiedzieli, czym jest Msza Święta, lepiej byśmy jej słuchali, otrzymalibyśmy dużo łask i uniknęlibyśmy wielu niebezpieczeństw.

Opowiem wam przykład, jak dziwnie Bóg opiekuje się tymi, którzy pobożnie słuchają Mszy Świętej. Św. Elżbieta, królowa portugalska, krewna św. Elżbiety węgierskiej, była nadzwyczaj miłosierną dla ubogich i sama rozdzielała im jałmużnę lub posługiwała się w tym celu drugimi, szczególnie używała do tej posługi jednego pobożnego pazia. Wskutek tego drugi paź z zazdrości nienawidził swego kolegę, powiernika królowej. Oskarżył go więc przed królem, że utrzymuje z królową zakazane stosunki. Nie badając wcale, postanowił król pozbyć się potajemnie oskarżonego. Gdy przechodził koło miejsca, gdzie wypalano w wielkiej ilości wapno, zawołał do siebie ludzi, którzy podtrzymywali ogień w piecu i powiedział, że tu przyśle nazajutrz rano pazia, z którego jest niezadowolony, z zapytaniem, czy spełnili rozkaz królewski; niech go wtedy chwycą i wrzucą natychmiast do ognia. Po tych słowach wrócił do domu i nakazał paziowi swej żony udać się wczesnym rankiem z owym zapytaniem. Bóg nie opuszcza nigdy tych, którzy Go miłują. Paź przechodził koło kościoła i usłyszał, że dzwonią na podniesienie. Wchodzi więc do świątyni, aby oddać pokłon Panu Jezusowi i wysłuchać do końca Mszy Świętej. Po niej zaczyna się druga, dalej trzecia, a on zostaje na wszystkich. Król się niecierpliwi, chciałby dowiedzieć się, czy spełniono jego rozkazy. Posyła zatem swojego pazia, z zapytaniem, czy się stało wedle jego woli. Ludzie zajęci wypalaniem wapna, myśleli, że to pierwszy paź, więc go chwycili i rzucili do ognia. Tymczasem nasz paź, po skończonych Mszach idzie spełnić rozkaz królewski. Na zapytanie dali ludzie potwierdzającą odpowiedź, którą zaraz komunikuje swemu monarsze. Gdy król widział, że się nie stało według jego woli, popadł w prawdziwą wściekłość i pytał młodzieńca, gdzie tak długo bawił. Paź powiedział, że słysząc dzwonek na podniesienie, wstąpił do kościoła i słuchał trzech Mszy Świętych, bo jego ojciec jest umierający, udzieliwszy mu ostatniego błogosławieństwa, zachęcał, by nigdy nie wychodził z kościoła, zanim się Msza nie skończy, to bowiem sprowadza na człowieka wiele łask i chroni od nieszczęść. Słysząc taką odpowiedź, wszedł król w siebie, poznał sprawiedliwe sądy Boże, zrozumiał, że królowa i paź byli niewinni, że spalony młodzieniec fałszywie oskarżył z zazdrości swego kolegę. Oto, jak Msza Święta ocaliła tego człowieka od śmierci.

Od podniesienia powinniśmy słuchać Mszy Świętej z usposobieniem dobrego łotra na krzyżu. Otwiera on bowiem swe oczy i uznaje w osobie Jezusa Chrystusa swego Zbawcę. Przy Jego boku korzystał bardzo wiele przez owe trzy godziny. Przybito go do krzyża; ma tylko serce i język wolny i z wielką ochotą składa je w ofierze Jezusowi Chrystusowi. Oddaje Mu serce przez wiarę i nadzieję, i błaga z pokorą o miejsce dla siebie w raju. Poświęca Mu język, bo wyznaje głośno niewinność i świętość Zbawiciela, bo mówi do swego towarzysza: „My słusznie cierpimy, ale ten jest niewinny”. Gdy ludzie bluźnią Zbawicielowi, on staje się równocześnie Jego obrońcą; opuszczają Go uczniowie, a on się za Nim opowiada. Co więcej, taką pała gorliwością, iż chce nawrócić łotra po lewicy. Nie dziwmy się, drodzy bracia, cnotom tego łotra, bo on patrzył na umierającego Jezusa Chrystusa i zaczerpnął stąd mnóstwo łask. O gdybyśmy w czasie podniesienia mieli żywą wiarę, jedna Msza Święta uwolniłaby nas z nałogów i uczyniła prawdziwymi pokutnikami i doskonałymi chrześcijanami.

Spytacie mnie może: I czemu zawsze jesteśmy jednacy, nie zmieniamy się na lepsze, choć tylu Mszy wysłuchaliśmy? Bo w kościele obecni jesteśmy tylko ciałem, a duch błąka się gdzie indziej. Ile razy źle wysłuchaliśmy Mszy Świętej i wskutek tego nowymi grzechami obarczyliśmy swe sumienie? Do św. Mechtyldy powiedział Pan Jezus te słowa: „Wiedz, moja córko, że w godzinę śmierci święci przyjdą na pomoc tym, którzy słuchają pobożnie Mszy Świętej, obronią ich przed napaściami złego ducha i zaprowadzą ich dusze na łono Boże”.

Słuchanie Mszy Świętej nie przyniesie wcale uszczerbku naszym doczesnym interesom, owszem sprowadzi nam błogosławieństwo Boże.

Pytał raz ubogi i bezdzietny rzemieślnik swego kolegę z zawodu, skąd to może pochodzić, że z liczną rodziną żyje sobie wygodnie i bez troski o chleb codzienny, gdy przeciwnie on, choć pracuje we dnie i w nocy, czasem nawet w niedzielę, musi walczyć z nędzą. Wyjaśnił tę zagadkę swemu ubogiemu koledze tym, że codziennie idzie na Mszę Świętą i dlatego błogosławi mu Bóg. Słusznie powiedział Zbawiciel, abyśmy szukali najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a inne rzeczy będą nam przydane. Głupi ten, który liczy jedynie na swą pracę i żałuje czasu na Mszę, która nigdy nikogo nie zubożyła. Ubogi rękodzielnik zastosował się do rady swego kolegi i począł co dzień bywać w kościele i przekonał się wnet z własnego doświadczenia, że Stwórca nie opuszcza tych, którzy pokładają w Nim ufność, którzy nie liczą jedynie na własne siły. Niechże zechcą o tym pamiętać ci, którzy na modlitwę poranną i wieczorną, na wysłuchanie Mszy Świętej raz na tydzień nie mają czasu! Patrzcie na swego pasterza duchowego, który myśli o chwale Bożej i zbawieniu bliźnich, któremu mimo to nie brakuje rzeczy potrzebnych do życia. – Na to powiadacie: Księdzu proboszczowi ludzie dają, a mnie nikt nic nie przyniesie. Wiedźcie, że o mnie pamięta Opatrzność Boża – tam a nie gdzie indziej są me bogactwa i skarby. Nieszczęśliwy człowiek, który się tyle kłopocze bez Boga i tu żyje w nędzy i naraża się jeszcze na wieczne potępienie!

Najmilsi w Panu! W czasie Mszy Świętej najprędzej otrzymamy od Boga łaskę nawrócenia. Widział św. Paweł pustelnik, jak wchodził do kościoła na Mszę Świętą człowiek pięknie ubrany w towarzystwie złych duchów, a wychodził w otoczeniu licznego orszaku aniołów. „O Boże, wołał Święty, jak miłą musi być dla Ciebie Msza Święta, kiedy takich dokonuje przemian”. Sobór Trydencki wyraźnie powiada, że Ofiara Mszy Świętej uspokaja gniew Boży, sprawia nawrócenie grzeszników, uwesela niebo, pomaga duszom w czyśćcu i sprowadza błogosławieństwo na ziemię. – Bracia moi, gdybyśmy wiedzieli, czym jest ta Ofiara, z jak wielką czcią znajdowalibyśmy się na niej! Niestety, taki skarb posiadamy, a przecież jesteśmy nędzni i ubodzy, i to z własnej winy i niedbalstwa!

Wzorem dla nas niech będzie setnik, gdy duchowo lub rzeczywiście przystępujemy do Komunii Świętej, jak wyżej zaznaczyłem. Kościół święty przy każdej Mszy i rozdzielaniu Komunii używa jego słów, pełnych pokory. „Panie, wołał ten człowiek z pokorą, nie jestem godzien, abyś wszedł do domu mego, ale rzeknij tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój”. Gdyby Pan Jezus widział i u nas tę samą pokorę, tę samą znajomość własnej nicości, wchodziłby także do serc naszych z tym samym weselem i zdrojami łask! Ile zaczerpnęlibyśmy tu mocy do walki z wrogami zbawienia! Jeżeli więc chcemy szczerze się nawrócić, wysłuchajmy w tej intencji pobożnie kilku Mszy Świętych, a Bóg nam niezawodnie dopomoże w poprawie! Pewna dziewczyna przez kilka lat prowadziła nieuczciwe życie z młodym człowiekiem. Nagle ogarnęła ją trwoga, weszła w siebie, szczerze się wyspowiadała i odmieniła się zupełnie. Co było tego powodem? Oto Msze Święte, których słuchała w każdą sobotę jej matka przed śmiercią, z prośbą o nawrócenie swej córki.

Nic więc dziwnego, że diabeł tyle się mozoli, byśmy Mszy źle słuchali, że w kościele zaprząta nam głowę tylu obcymi myślami! Ile osób zachował Pan Bóg od moralnych i doczesnych nieszczęść dlatego, że słuchali pobożnie Mszy Świętej? Opowiada św. Antonin, że w jedno święto wybrało się na polowanie dwóch młodych ludzi, z których tylko jeden wysłuchał Mszy Świętej. Gdy już byli w drodze, ściemniło się niebo i zaczęło strasznie błyskać i grzmieć. Obłoki zdawały się być w ogniu. Wśród okropnych piorunów dolatywał ich głos: „Zabijcie tych nędzników, zabijcie ich!”. Po chwili wyrwał się piorun z obłoków i zmiażdżył na miejscu tego, który poszedł na polowanie nie wysłuchawszy Mszy Świętej. Towarzysz zabitego padł z trwogi na ziemię i zdawało mu się, że tajemny głos i jego także domaga się śmierci, gdy inny go broni, mówiąc: „Nie, nie uderzaj, bo on dziś rano był na Mszy Świętej”. I rzeczywiście Msza Święta uratowała go od zguby.

Ludzie obojętni i opieszali w służbie Bożej, zaniedbujący Mszę Świętą, tracą bardzo wiele. I tak często giną nędznie i marnie; majątek ich rujnuje się, serce traci z wolna wiarę i ludzie ci podwójnie są nieszczęśliwi: duchowo i fizycznie.

Przeważnie ludzie światowi słuchają Mszy Świętej z usposobieniem faryzeuszy, złego łotra, albo Judasza. Powiedzieliśmy już, że Msza Święta jest pamiątką śmierci Jezusa Chrystusa na Kalwarii i dlatego pragnie Zbawiciel, byśmy każdą Mszę Świętą odprawiali na tę pamiątkę. Niestety, z jękiem musimy wyznać, że kiedy na ołtarzu odnawia się pamięć cierpień Jezusowych, wielu z obecnych ponawia zbrodnię Żydów i katów, którzy przybili Zbawiciela do krzyża. W czasie konania Chrystusa, trojakich można było zauważyć ludzi. Jedni przechodzili obojętnie, bez żadnego współczucia, twardsi od martwych istot. Drudzy przychodzili na miejsce ukrzyżowania, zastanawiali się nad okolicznościami męki Chrystusowej, ale tylko dlatego, by szydzić ze Zbawiciela i bluźnić. Mała tylko liczba płakała gorzko na widok okrutnych cierpień Zbawiciela świata. Zastanówcie się, do której należycie liczby. Nie będę mówił o tych, którzy biegną na Mszę Świętą do obcej parafii, bo mają tam różne sprawy do załatwienia, albo o tych, którzy jej słuchają tylko do połowy, bo muszą z sąsiadem wypić w szynku choć jedną butelkę. Ci ludzie postępują tak, jak gdyby nie mieli duszy do zbawienia: utracili wiarę, a z nią wszystko. Zastanowimy się jedynie nad tymi, którzy regularnie chodzą do kościoła. Jedni z nich idą tylko dlatego, bo chcą widzieć i być widzianymi, przychodzą roztargnieni, jakby na targ, jarmark lub na bal. W kościele zachowują się nieskromnie i od biedy klękają na obydwa kolana w czasie podniesienia i Komunii. Nie modlą się, bo nie mają wiary. Gdyby ci nieszczęśliwi mieli się udać do jakiejś wybitnej osobistości z prośbą o łaskę, myśleliby o tym przez całą drogę, wchodziliby do domu owej osoby z wielkim ułożeniem, kłanialiby się nisko, nie myśleliby o siedzeniu, spuściliby oczy, staraliby się należycie wyrażać i przemawiać odpowiednim tonem głosu. Gdyby w czym uchybili owej osobie, prosiliby zaraz o przebaczenie, mówiąc, że są ludźmi prostymi i nie znają się na delikatnych formach. Gdy ich tacy dygnitarze przyjmują łaskawie, cieszą się tym z całego serca. Czy to porównanie nie powinno nas zawstydzić, że dla zysków doczesnych, dla zyskania protekcji postępujemy tak oględnie i roztropnie, a do kościoła przychodzimy z pewnego rodzaju wstrętem, lekceważeniem, że stajemy bez uszanowania przed Bogiem, który umarł dla naszego zbawienia i codziennie ofiaruje się za nas swemu Ojcu niebieskiemu? Czy przez to liche stworzenie, jakiem jest człowiek, nie wyrządza ciężkiej zniewagi Jezusowi Chrystusowi? Zaprawdę, ilu to ludzi popełnia więcej grzechów w czasie jednej Mszy Świętej w niedzielę, niż przez cały tydzień? Jedni nie myślą wcale o Bogu, inni rozmawiają, drudzy oddają się myślom pysznym, a nawet brudnym. Po ich głowie snują się wyobrażenia, jakie zły duch tylko im podda. Oglądają się często na wszystkie strony, spoglądają, śmieją się i zasypiają, jak gdyby byli w łóżku. I nic dziwnego, że z kościoła wychodzą większymi grzesznikami, niż weszli.

Może ktoś z was odezwie się: A więc lepiej nie iść na Mszę Świętą. – Wiecie, co trzeba czynić? Iść do kościoła, słuchać Mszy Świętej należycie i złożyć potrójną ofiarę Bogu: ofiarę ciała, ducha i serca. Przez ofiarę ciała, rozumiem skromną i pokorną postawę w obliczu Jezusa Chrystusa. Z umysłu i rozumu naszego złożymy ofiarę Bogu, jeżeli przy słuchaniu Mszy Świętych przejmiemy się uczuciami własnej nicości i niegodności, jeżeli unikać będziemy roztargnień. Złożymy ofiarę z serc naszych, miłując Boga całą duszą, jak tego domaga się Bóg: „Synu mój, daj mi serce twoje”.

Kończę, powtarzając, że jesteśmy nieszczęśliwi, gdy źle słuchamy Mszy Świętej. Albowiem znajdujemy tam odrzucenie, gdzie inni czerpią zbawienie. Oby Bóg sprawił, byśmy przy każdej sposobności słuchali Mszy Świętej i czerpali stąd obfite zdroje łask, byśmy na nią przychodzili z jak najlepszym usposobieniem i sprowadzali na siebie błogosławieństwo Boże, jako zadatek szczęścia w tym i przyszłym życiu! Tego wam życzę. Amen.

Św. Jan Maria Vianney

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Jana Marii Vianneya Kazania, t. 1.