Rozdział dziewiąty. Krótkotrwały pokój

Atanazy szybko skorzystał z dekretu pozwalającego wygnanym biskupom na powrót do diecezji. Po drodze do Aleksandrii zatrzymał się by przedyskutować sprawy z innymi szlachetnymi wygnańcami, którzy tak jak on cierpieli za prawdę. Wielu wiernych zostało zmuszonych siłą lub uległo groźbom i perswazjom i zaakceptowało credo arian; co zrobić, by przywrócić słabych na łono Kościoła?

Atanazy i ci, którzy wraz z nim byli gotowi oddać życie za wiarę, będąc ludźmi odważnymi, szlachetnymi, ale też wrażliwymi i współczującymi, postanowili uczynić to możliwie jak najłatwiejszym. Ogłosili, że wszyscy, którzy zaakceptują Credo nicejskie otrzymają rozgrzeszenie. Ci, którzy ulegli, byli zwykle dobrymi ludźmi i prawdziwymi wyznawcami wiary; ulegali w momencie słabości lub strachu lub byli oszukiwani przez zapewnienia arian. Byli całkowicie nieszczęśliwi, lecz deklaracja Atanazego uwolniła ich z tego koszmaru. Sam papież pochwalił pobłażliwość Atanazego, a biskupi Zachodu pospiesznie go naśladowali.

W innych miejscach, w Antiochii i Konstantynopolu, arianizm zapuścił swoje korzenie głębiej. Były to fortece herezji, gdzie nadal przeważał duch Euzebiusza z Nikomedii. Ludzie spod jego znaku nie byli zbyt chętni by znaleźć się we wspólnocie z tym Atanazym, którego przez lata uważali za swojego śmiertelnego wroga, nie można też było od nich oczekiwać, że pozwolą by prawdziwa Wiara zwyciężyła bez walki. Tylko dzięki wysiłkom Atanazego Egipt i Aleksandria były wciąż, w przeważającej części, wierne Kościołowi katolickiemu.

Możemy sobie wyobrazić radość z jaką Aleksandryjczycy powitali swojego wygnanego patriarchę po sześciu latach nieobecności. Byli warci swojego biskupa, gdyż także musieli stoczyć odważną walkę o wiarę. Przelano krew za Chrystusa, katolicy wiele wycierpieli i mogli spojrzeć w oczy patriarchy bez wstydu. Wielu pogan, którzy widzieli zachowanie chrześcijan w czasie prześladowań, przychodziło teraz by przyłączyć się do Kościoła, wśród nich niektóre Greczynki ze szlachetnych rodzin, które nauczał i ochrzcił sam Atanazy.

Wieść o tym dotarła do cesarza Juliana, który i tak był już wściekły, że ten katolicki biskup wywiera tak duży wpływ na całe imperium. Miał nadzieję, że powrót Atanazego w wygnania będzie powodem podziału wśród ludzi, zamiast tego był to sygnał dla wszystkich, by pojednać się z sąsiadami. Dopóki, przewidywał, głos tego nieustraszonego orędownika Kościoła katolickiego będzie dźwięczał w uszach jego poddanych, poganizm nie zatriumfuje.

Byli też inni, którzy widzieli sprawy w tym świetle. Byli to magicy, wróżbiarze, jasnowidze oraz bałwochwalcy, którzy powstali na rozkaz Juliana. Roiło się od nich w Aleksandrii i wszędzie indziej. Obecność wśród nich Atanazego, skarżyli się cesarzowi, rujnuje ich interesy. Nawet ich uroki nie będą działały, jeśli on będzie w pobliżu. Wkrótce w całym mieście nie będzie ani jednego poganina, jeśli pozwoli się Atanazemu zostać.

Patriarcha był w Aleksandrii od zaledwie ośmiu miesięcy, gdy zarządca Egiptu otrzymał wiadomość od swego królewskiego zwierzchnika. „Nic nie będzie milsze moim uszom, niż wiadomość, że pozbyłeś się tego łajdaka z kraju” – pisał cesarz.

Niedługo potem napisał do samych Aleksandryjczyków. „Pozwoliliśmy Galilejczykom – pisał Julian – powrócić do ich kraju, ale nie do ich kościołów. Mimo to słyszymy, że Atanazy, ze zwykłą sobie bezczelnością, powrócił na to, co nazywa «tronem biskupim ». Dlatego nakazujemy mu opuszczenie miasta, lub poniesienie konsekwencji”.

Zarządca Egiptu, który znał przywiązanie Aleksandryjczyków do patriarchy, nie śmiał podjąć przeciw niemu jakichkolwiek kroków. Obywatele wystosowali list do cesarza, błagając go, by rozważył sprawę ponownie i pozwolił Atanazemu pozostać w jego diecezji. Ten list tylko jeszcze bardziej rozwścieczył Juliana.

„Jestem boleśnie zaskoczony, że wy, Aleksandryjczycy – pisał – mając wielkiego boga Serapisa i Izys jego królową, za swoich patronów, prosicie o pozwolenie na pozostanie takiego człowieka pośród was. Mogę tylko mieć nadzieję, że nie skonsultowano się z mądrzejszymi z obywateli, i że jest to akcja niewielu. Rumienię się na myśl, że którykolwiek z was mógłby nazwać się Galilejczykiem. Nakazuję Atanazemu opuścić nie tylko Aleksandrię, ale też Egipt”.

Zarządca prowincji także otrzymał lakoniczną wiadomość.

„Jeśli nieprzyjaciel bogów, Atanazy, pozostanie w Egipcie po kalendach grudnia – brzmiała wiadomość – ty i twoje oddziały zapłacicie sto funtów w złocie. Bogowie są oburzeni, a ja zostałem obrażony”.

Julian, jednak nie miał zbyt dużego zaufania do zarządcy ani do Aleksandryjczyków. By być pewnym wysłał swoich posłańców do Aleksandrii z rozkazem uśmiercenia patriarchy.

Lud był niepocieszony, ale Atanazy podtrzymywał ich na duchu.

– Tym razem to tylko przelotna chmura – mówił – niedługo minie.

Później, powierzając swoje stado najbardziej zaufanemu z duchownych, opuścił miasto, po raz kolejny został wygnańcem. Opuścił miasto w ostatnim momencie. Gdy tylko zniknął pojawili się posłańcy Juliana.

– Gdzie jest Atanazy? – pytali, ale odpowiedziała im tylko ponura cisza.

Patriarcha w tym czasie, dotarł do Nilu, na brzegu rzeki czekała łódź, wsiadł na nią i powiosłowali szybko w górę rzeki ku Tebaidzie.

To była niebezpieczna chwila, ale wierni czuwali. Uciekinierom przyniesiono wiadomość, że żołnierze cesarza, którzy mają rozkaz schwytać i zabić Świętego, dowiedzieli się o ich miejscu pobytu i przysięgli ich dogonić. Wierni błagali go by wysiadł na ląd i uciekł na pustynię.

– Nie – powiedział Atanazy – zawróćcie łódź i wiosłujcie ku Aleksandrii. – Myśleli, że postradał zmysły, ale nie śmieli nie wykonać jego rozkazów.

– Ten, który jest z nami jest potężniejszy niż ten, który jest przeciw nam – powiedział, uśmiechając się na widok ich przerażonych twarzy. Cesarska łódź pojawiła się w zasięgu wzroku, żołnierze mocno wiosłowali w pościgu za zbiegami.

– Widzieliście Atanazego? Jest daleko? – krzyknęli, gdy mała łódź podpłynęła blisko.

– Jest bardzo blisko – odpowiedział spokojnie patriarcha – wiosłujcie dalej.

Załoga przyłożyła się do wioseł, łódź wkrótce znikła z pola widzenia, nie trzeba dodawać, że nie znaleźli swojej ofiary. Atanazy kontynuował zaś podróż do Aleksandrii, gdzie jeszcze raz wylądował, zostając na kilka dni w ukryciu nim wyruszył na pustynie Tebaidy.

„Nieprzyjaciel bogów” został usunięty – przynajmniej na pewien czas, ale Julian nadal musiał czekać na triumf poganizmu. Bogowie wydawali się być przeciw niemu. Nigdy nie było tak nieszczęśliwego roku, jak ten, który nastąpił po wygnaniu Atanazego. Wszędzie następowały trzęsienia ziemi, Nicea i Nikomedia obróciły się w ruinę, Konstantynopol poniósł poważne straty. Ogromna fala przypływu zmiotła niższe partie Aleksandrii, zostawiając muszle i wodorosty na dachach domów. Nastał głód i plagi, wydawało się, że głód szedł krok w krok za cesarzem gdziekolwiek się pojawił. Ludzie obawiali się jego przyjazdu do miasta, w Antiochii gdzie pozostawał dość długi czas, cierpienia były przerażające. Julian nakazał złożenie bogom ofiar. Zabito tak wiele białych wołów, że mówiono, iż niedługo żaden nie ostanie się w całym cesarstwie, jednak sytuacja nie uległa poprawie.

Julian rozpoczął panowanie od tolerancji, ale rozczarowanie czyniło go coraz bardziej dzikim. To wszystko wina Galilejczyków, stwierdził. Nakazał chrześcijańskim żołnierzom w swojej armii, by zerwali krzyż ze świętego sztandaru Konstantyna, i kazał ich zabić, gdy odmówili. Zamknięto wiele chrześcijańskich kościołów, zabrano i sprofanowano święte naczynia z ołtarzy. Ci, którzy ośmielili się stawiać opór byli więzieni lub zabijani. Wino, które było ofiarowane bogom, zostało wrzucone do publicznych studni i fontann, cała żywność sprzedawana na rynkach została zbrukana w ten sposób. Dwóch cesarskich oficerów, którzy poskarżyli się na taką profanację, zostało ukaranych śmiercią – nie za swoją wiarę, pospiesznie wyjaśnił Julian, ale za swoją zuchwałość.

Cesarz udawał filozofa. Jego długie, brudne paznokcie i potargane, nieuczesane włosy i broda miały sprawiać wrażenie, że był mędrcem, tak zaabsorbowanym nauczaniem, że był ponad takie drobiazgi jak czystość. Niestety, miało to zupełnie odwrotny skutek, i ludzie żartowali z niego. Śmiali się ze składanych przez niego ofiar, podczas których często widziano go rozdzierającego rękami ociekające krwią ofiary, by zobaczyć czy uda mu się wyczytać z wnętrzności znak sukcesu lub porażki. Śmiali się z jego pism wychwalających bogów, gdzie prezentował siebie jako otrzymującego pochwały i komplementy od nich wszystkich. Śmiali się z jego niskiej postaci, wąskich ramion i wielkich kroków, które stawiał chodząc, tak jakby, mówili, był bliskim przyjacielem jednego z gigantów Homera.

Julian mścił się na nich w swoich pismach – satyrach, w których Konstantyn, pierwszy chrześcijański cesarz, był szczególnie wyśmiewany. Galilejczycy byli przyczyną tego wszystkiego, wszystkich sporów, deklarował, i nadal dawał upust swojej wściekłości odreagowując na chrześcijanach. Było to ostatnie powstanie starożytnego poganizmu, zanim zginął na zawsze.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Atanazy. Strażnik wiary.