Rozdział dziewiąty. Gdy nadejdzie chwila, jak należy wybrać sobie małżonka? (2)

Jakich zalet poszukiwać?

Zdrowia. Sprawności życiowej. Wartości moralnej. Chrześcijańskiego ducha.

 Zdrowie

Zawiera się małżeństwo po to, by za łożyć ognisko rodzinne i mieć potomstwo; zatem jest rzeczą ważną i dla własnego zdrowia i dla zdrowia dzieci, by wybrać sobie małżonka ze zdrowej rodziny i o wy starczającej tężyźnie fizycznej.

Wobec tego, jak mamy osądzić ten urywek z listu młodej panny, zresztą rozumnej i rozsądnej, do jednej ze swych przyjaciółek? Pisząc o zaletach charakteru przyszłego narzeczonego, do daje:

„Jednak jestem niespokojna, bo dziewięć szans na dziesięć przemawia za tym, że będzie miał gruźlicę na skutek odłamków granatu, jakie nosi w płucach. Lekarz odradzał mi to małżeństwo, tym bardziej, że i ja nie mam zbyt silnego zdrowia. Nie wiem więc, co począć. W każdym razie namyślam się i rzadziej teraz go widuję”.

Gdybyś była rozważna, moja panienko, to byś się nie wahała i wiedziałabyś doskonale, co masz uczynić. I czy nie czas jeszcze, by mu odmówić?

Jasne jest, jak to już zaznaczyliśmy wyżej, że prawo małżeńskie jako takie nie wymaga w tym wypadku cofnięcia się; ale równolegle ze ścisłym prawem małżeńskim i nawet wtedy, gdy ono w grę nie wchodzi, mogą mieć zastosowanie inne przepisy, jak obowiązek rozwagi i miłości bliźniego. Ale nawet poza tymi względami natury czysto moralnej, czyż troska o prawdziwe szczęście nie powinna by tego rodzaju związkom nadawać charakteru bardzo rzadkich wyjątków, dopuszczalnych w praktyce jedynie wtedy, gdyby narzeczony posiadał tak wyjątkowe zalety, że można by przejść do porządku dziennego nad sprawą zdrowia. Ale wtedy jeszcze należałoby nad tym gruntownie pomyśleć.

 Sprawność życiowa

Podobno kilka lat temu wyszło w Norwegii prawo, nakazujące każdej młodej dziewczynie, pragnącej wyjść za mąż, by przedstawiła przyszłemu małżonkowi świadectwo stwierdzające, że umie gotować, szyć, cerować, robić na drutach, haftować itd., jednym słowem, że potrafi pro wadzić porządnie gospodarstwo domowe; mężczyźni rzekomo przyklasnęli temu planowi; ale dziewczęta miały zażądać nawzajem, aby wymagano i od ich przyszłych mężów zaświadczenia, że posiadają zawód, umożliwiający im utrzymanie rodziny.

Nie trzeba jednak, by młoda dziewczyna, a raczej jej rodzice, wymagali zawsze od młodego mężczyzny, aby miał gotową już sytuację życiową… Byłoby to zmuszaniem młodych ludzi do odkładania małżeństwa na dłuższy czas, pozbawiając ich przez to wielu radości, zwłaszcza w wieku, gdy one najwięcej przynoszą słodyczy, byłoby to również narażaniem ich na szukanie w dorywczych miłostkach zaspokajania potrzeb serca.

Powiedzmy raczej, że trzeba wymagać od młodzieńca, by miał w ręku, jeśli nie gotowy zawód, to przynajmniej rękojmię, że dzięki swym zdolnościom, umiejętności i odwadze życiowej zdobędzie, gdy nadejdzie chwila, tę sytuację, jakiej ma prawo się spodziewać.

W roku 1849 Ludwik Pasteur przyjeżdża do Strasburga. Pochodząc ze skromnej rodziny, musiał dawać lekcje i korepetycje, by ukończyć swoje studia. Mianowany docentem wyższej uczelni, odwiedza rektora akademii i zakochuje się w jednej z jego córek. Prosząc o jej rękę, nie ukrywa szczupłości swoich dochodów: „Mój ojciec jest rzemieślnikiem… Ja nie posiadam żadnego majątku. Wszystko co mam, to dobre zdrowie, dobre serce i moje stanowisko na uniwersytecie”.

I czy to nie był bardzo duży kapitał? I tak dalej mówi: „Dwa lata temu opuściłem szkołę normalną z dyplomem nauczyciela fizyki. Od osiemnastu miesięcy mam doktorat: przedstawiłem akademii kilka prac, które zostały bardzo dobrze przyjęte. P. Biot wspomniał mi kilkakrotnie, bym myślał o wejściu do instytutu. Za dziesięć, piętnaście lat może mógłbym o tym pomyśleć, jeśli będę da lej wytrwale pracował. Ale to marzenie może łatwo się rozwiać i nie ono sprawia, że ukochałem wiedzę dla niej samej” (1).

Oczywiście nie trzeba być lekkomyślnym, ale trzeba mieć tę piękną ufność do życia i wzajemną wspaniałomyślność, a jeśli początki pożycia będą trudne, czy to tak okropne? Tam, gdzie młoda żona umie oszczędzać, gospodarzyć, wiele rzeczy robić samej, i gdzie młody mąż po trafi rozumnie pracować i przez uczciwy wysiłek zapewnić sobie niezadługo dobrą sytuację, czemużby nie spróbować szczęścia, a raczej czemu nie położyć pogodnej ufności w pomoc Bożą? Potrzebna jest rozwaga, ale i radosna ufność.

 Wartość moralna

Można obejść się bez zdrowia, nie jest to rozważne, ale jest dozwolone. I tak samo bez gotowej sytuacji życiowej, ale jeśli się marzy o małżeństwie, to nie można nie wymagać od swojego małżonka dostatecznej wartości moralnej.

Jeden kapłan, dobrze nam znany, otrzymał kiedyś następujący list, dawny już, więc nie zdradzi żadnej tajemnicy, a wyjaśni nam najlepiej ważność powyższej rady. List był niepodpisany, dana osoba prosiła i słusznie o prawo niewyjawiania swojego nazwiska, prosząc o prze słanie ewentualnej odpowiedzi pod pewnymi inicjałami na poste restante. W rzeczywistości list ten jest głęboko wzruszający i czuć w nim zbliżającą się katastrofę:

„Przychodzę prosić o radę w sprawie tak niezmiernie delikatnej, że jak jestem pewna, ksiądz pozwoli mi zachować w tajemnicy moje nazwisko. Oto pięć lat temu, w chwili ślepego zakochania, tłumaczącego się chyba moją wielką młodością, pod względem moralnym byłam wtedy zupełnym dzieckiem, poślubiłam człowieka, o którego lichocie mogłam się przekonać z niektórych wskazówek i ostrzeżeń, ale niestety nie przywiązywałam do nich wielkiej wagi. Otóż ledwo kilka tygodni po ślubie zaczął wracać do domu całkiem pijany i posuwał się względem mnie aż do bicia, co niebawem powtórzyło się wobec świadków w restauracji. Poza tym leniwy i niedołęga, zrujnował w parę miesięcy powierzone mu przedsiębiorstwo, w którym utopił i mój posag i swój majątek. Zupełna ruina mienia i honoru odwrócona została jedynie przez wysiłki obu naszych rodzin. W innym znów interesie wdał się w nieuczciwe spekulacje, podwajając rozmiary katastrofy”.

Musimy tu pominąć jeden ustęp, tak dalece zawarty w nim szczegół jest odrażający. Biedna, młoda kobieta tak dalej pisze:

„Wobec tego, przejęta wstrętem, chciałam uzyskać separację; proboszcz mój, którego spytałam o radę, niedostatecznie poinformowany, radził mi jeszcze poczekać i poprosić tylko o separację majątkową, co też uczyniłam. Podjęłam nadal ciężar moich więzów. Urodziło mi się dwoje dzieci, miałam ich teraz już czworo, co bardzo obciążyło moje obowiązki domowe.

Łatwo wyobrazić sobie moje życie z człowiekiem stojącym na tak niskim poziomie moralnym: nieobyczajne prowadzenie się, obłuda, kłamstwo, pijaństwo, zupełny brak dobrego wychowania! Nie ma on poszanowania ani dla żony, ani dla dzieci, z których najstarsze ma cztery lata i wszystko już rozumie”.

Tutaj przychodzą owe szczegóły, których niepodobna cytować, gdyż odnoszą się do scen zbyt przykrych. Biedne stworzenie kończy swój list, prosząc księdza o radę i kierunek. Różne osoby już jej doradzały, ale nie znały całej prawdy. Co robić? „Zdaje mi się, że powinnam bronić moich dzieci od tego zdegenerowanego ojca.”

Co robić? Zaiste co robić i jak teraz działać? Czy nie należało zastanowić się nad tym wcześniej? I cóż za nauka dla młodych panien, które przeczytają to wyznanie? „Wyszłam za mąż pięć lat temu, byłam ślepo zakochana, przechodząc do porządku dziennego nad ostrzeżeniami, które powinny mnie powstrzymać…”!

Daj Boże, by ta smutna historia była jedyną w swoim rodzaju! Ale któż odważy się za to ręczyć? I jak dalece ma słuszność ta rozumna i doświadczona kobieta, która znając dobrze naiwny entuzjazm, względnie łatwowierność wielu młodych panienek, zaklina je w następujących słowach, by okazały się przewidujące i wymagające zarazem:

„Na cóż chować zazdrośnie dla swojego wybrańca serce kochające, jeśli w zamian ma się otrzymać od niego zwiędłe już uczucia?… Niesłychana głupota tych córek Ewy, które biedne, zadowalają się marnymi resztkami marnych uczt życia! Młode, piękne narzeczone, które myślicie, iż jesteście szczerze kochane, gdy was okrywają bielą kwiatów lub blaskiem klejnotów, miejcie odwagę zażądać, by w miejsce tych fałszywych podarków zło żono wam w darze świeżość ust nietkniętych cudzym pocałunkiem, nienaruszone serce i ciało, które nikomu nie służyło” (2).

Jeżeli młode dziewczyny mają obowiązek i prawo być wymagającymi, to dodaj my, że i młody człowiek powinien wymagać od tej, która będzie matką jego dzieci, przeczystej piękności moralnej.

Niewątpliwie, że mniej jest dla nich sposobności do poważnych wykroczeń, ale nawet jeśli dziewiczość ciała będzie za chowana, to istnieje wiele różnych a coraz liczniejszych sposobów do utraty dziewictwa serca i tonu. Flirty i wszystko co za tym idzie, zachowanie się przesadnie swobodne i wyzywające, nierozważne lektury, czyż to nie zagraża cnocie młodych dziewcząt nieraz poważniej, niż to sobie wyobrażamy? Mają one prawo być wymagające wobec młodzieńców; ale przyznać trzeba, że i na odwrót młodzieńcy mają to samo prawo i obowiązek, żeby wiele od nich wymagać (3).

 Duch chrześcijański

Pozostaje jedna jeszcze zaleta, konieczna do założenia trwałego i zgodnego ogniska domowego, a jest nią w każdym z małżonków duch chrześcijański, jasny i głęboki.

Jeśli go brak młodej dziewczynie, to jakże będzie mogła doskonale wypełnić obok męża obowiązki związane z powołaniem żony i matki? W jaki sposób po ciągnie swojego męża do Boga? Jak sobie poradzi, gdy nadejdzie czas wychowywania dzieci po chrześcijańsku? Dawać można tylko z tego, co się same mu posiada, jeśli ma religię nieuświadomioną i powierzchowną, będzie tylko drażnić swojego męża, odstręczy go od praktyk religijnych, nie potrafi zachęcić do modlitwy ani umocnić do wyznawania wiary.

A jeżeli młodemu mężczyźnie brak te go ducha chrześcijańskiego, to szkoda nie jest mniej poważna i jest to słaba rękojmia zjednoczenia serc, gdy od początku kryje się w ich współżyciu tak skuteczny powód do groźnych nieporozumień, a przy najmniej do osłabienia doskonałej zgody. Ktoś powiedział, że „małżeństwo polega na tym, by mieć dwa serca dla ukochania Boga”, to znaczy, iż każdy z dwojga małżonków, nie czując w sobie dość wielkiej duszy, aby oddać całą miłość i służbę, jaka Mu się należy, stara się wesprzeć na drugiej duszy, aby wzbogacony jej skarbami, ofiarować Panu Bogu hołd mniej ubogi. Tego wielkiego szczęścia nie może dostąpić młoda dziewczyna, która poślubiła lichego chrześcijanina. Najpiękniejsza cząstka jej powołania wymyka się jej z rąk, podczas gdy ideałem życia w małżeństwie jest, by razem wznosić się ku górze, razem uświęcać się, a ona musi uświęcać się samotnie, samotnie się doskonalić i samotnie się modlić. Będą „dwoje”, a nie „jedno”, ona zostaje sama i we wszystkim, co dotyczy sprawy Bożej, skazana jest na rozpaczliwe osamotnienie!

I nie mówiąc już nawet o możliwych niebezpieczeństwach, to któż jej zaręczy za wierność męża, jeśli on należy do chrześcijan niepraktykujących? Człowiek, który jest niewierny Bogu, czemuż miałby być wierny swojej żonie? I odwrotnie. Nigdy nie przystępować do spowiedzi, do Komunii świętej albo tylko bardzo rzadko, nie jest to dobry znak.

Niewątpliwie, może być człowiek praktykujący, a mimo to upadać, a inny niepraktykujący może wytrwać; niemniej, według normalnego i logicznego biegu rzeczy, ten ma najwięcej szans, by uszanował swoje małżeństwo, kto stara się najlepiej służyć Bogu.

Niejedna mówi: „Mój przyszły mąż jest niepraktykujący, ale po ślubie już ja go nawrócę”. To nie jest prawdą, raczej on będzie na ciebie oddziaływał, najpierw dlatego, że jego wymagania w domu będą nie raz krępujące dla twojego życia moralnego, a następnie, że mając silniejszy charakter, ma też więcej możliwości narzucenia ci swojej woli; wreszcie w życiu co dziennym częściej widzimy, że miernota zabija to, co doskonalsze, aniżeli odwrotnie. Daj Boże, aby lekceważąc rozumne rady, nie miało się później powodu do żalu!

Ks. Raoul Plus SI

(1) Pasteur obawia się, by młoda dziewczyna nie była zazdrosna, jeśli nauka będzie stała na pierwszym miejscu w sercu uczonego, zwłaszcza, że pewna nieśmiałość krępuje go w zewnętrznych oznakach miłości, prosi ją więc z wzruszającą niezręcznością, by była dlań pobłażliwą; bo mimo „swych kryształów” potrafi ją kochać i to bardzo głęboko i ufa, że i ona do niego się przywiąże. „Wspominam, iż wiele osób pokochało mnie, poznając mnie bliżej.” Dodajmy, że towarzyszka życia wielkiego człowieka okazała się ze wszech miar godną tego, którego poślubiła!

(2) Vérine, Le sens de l’amour, s. 145.

(3) Ze względu na braki, których obawiał się napotkać u swojej żony, Ozanam tak długo wahał się przed małżeństwem. I Alain Fournier nazajutrz po ślubie swojej siostry z Jakubem Riviére pisze te smutne słowa: „Zapewne nigdy nie zaznam spokojnego snu w domu szczęścia. Może tkwi we mnie zbyt wiele niezadowolenia… którego nic nie zaspokoi, a może też i dusza moja zbyt wiele zabiera miejsca, aby mogła znieść przy sobie drugą istotę”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Narzeczonym ku rozwadze.