Rozdział dwudziesty. Święta i nabożeństwa, cz. 2

Krzyże

Czym są moje krzyże wobec krzyża Chrystusowego? W największej części nic nieznaczącym drobiazgiem. Ale jestem tak słaba, że te drobiazgi kosztują mnie nieraz wiele. Będę czerpać odwagę z przykładu Chrystusa i z bardziej mi dostępnego przykładu dusz ofiarnych i wielkich, które znam.

Gdy Bóg zsyła mi krzyże, będę wytężała wzrok, aby objąć całokształt mego istnienia, tj. życie doczesne i wieczne, i będę starała się w ten sposób ujrzeć rolę, jaką on odgrywa nie tylko w moim życiu ziemskim, rolę krzyża bolącego, ale i rolę, jaką odgrywa w życiu nadprzyrodzonym, rolę krzyża zbliżającego mnie do Boga. W ten sposób pojęty krzyż będzie nie tylko bolał i przygniatał, ale dźwigał i wzbogacał.

Oderwanie się od rzeczy ziemskich. Może to oderwanie od tego, co posiadam, nie będzie zawsze efektywne, rzeczywiste, może czasami nie zgadzałoby się to z roztropnością, ale w każdym razie będę się zawsze starać o oderwanie afektywne tj. uczuciowe. Będę ćwiczyć się w tym, aby do niczego nie być przywiązaną, aby być zawsze gotową wszystko rzucić, wszystko pozostawić. Oderwanie od siebie samej tj. już nie od tego, co moje, ale od mojego własnego „ja”. To jest o wiele trudniejsze. Ale i tak mężnie zabiorę się do pracy w tym kierunku.

W bulli kanonizacyjnej św. Róży z Limy czytamy, że pewnego razu młoda Róża rwała kwiaty wraz ze swym bratem Ferdynandem. Dzieci bawiły się rzucaniem kwiatów w górę. Kwiaty rzucane przez Ferdynanda opadały na ziemię, lecz kwiaty rzucane przez jego siostrę utrzymywały się w powietrzu i utworzyły nad głowami dzieci przepiękny krzyż świetlisty.

I ja będę tak rzucać akty wspaniałomyślnej miłości w niebo, będę je rzucać pod stopy Boże, jak dzieci rzucają płatki kwiatów na procesji Bożego Ciała. Akty te, oddane Bogu, ułożą się nad moim życiem w krzyż świetlisty i Ojciec Niebieski pozna, że jestem naznaczona znakiem Jego Syna.

Wniebowstąpienie

„Wy zaś jesteście świadkami tego” (Łk 24, 48) powiedział Chrystus Pan do apostołów – a i do nas wszystkich – zanim wstąpił do nieba. Świadkami „tego”, to znaczy: świadkami Jego i Jego nauki.

Nic nie przynosi takiej szkody nauce Chrystusowej, jak sposób, w jaki wielu ludzi żyje tą nauką. Oni to głównie, ci wyznawcy oziębli i niedbali, tworzą społeczność, którą zwykliśmy nazywać społecznością „wiernych”. Bolesna ironia! Dziwna wierność!

„I to ma być katolik” – powiada niewierzący, który pod pretekstem tego złego przykładu zwalnia się z obowiązku poszukiwania prawdy, albo z obowiązku życia już znalezioną prawdą.

Gdyby wszyscy wierzący byli prawdziwie wierzącymi, gdyby byli konsekwentni i wobec siebie logiczni, gdyby byli naprawdę praktykujący – nie byłoby tylu niewierzących. Wspaniałość i blask, jakie ma prawdziwe życie katolickie, przyciągałyby do Chrystusa wszystkie dusze i nikt nie miałby wymówki, by nie wierzyć. Ale katolicyzm wielu ludzi jest tak nędzny, tak chwiejny, tak blady, że dla honoru wiary byłoby prawie lepiej, gdyby go wcale nie było.

Ja przynajmniej będę praktykowała i wyznawała mą wiarę odważnie i publicznie, choć pokornie. Przez moją ewangeliczną wierność będę dawała świadectwo Boskiej Ewangelii.

Duch Święty

Dzieje Apostolskie opowiadają o przeobrażeniu Dwunastu po wniebowstąpieniu. Dziesięć dni skupienia w wieczerniku i przyjście Ducha Świętego to wystarcza, aby nawrócić świat!

Ale jest ich tylko dwunastu i to jakich! Są nieuczeni, ciemni, tchórzliwi; tak, ale takimi są przed Zielonymi Świętami. Duch Święty zstąpił. Przemówił do ich dusz. Zapalił ich i dźwignął. Pójdą aż na kraj świata. Ludzie będą próbowali zamknąć im usta: „Milczeć? Nie! Nie podobna!”. Oni muszą przepowiadać Ewangelię i całe tłumy nawracają się. Grożą im, aresztują, zabijają ich… Nic nie pomaga; już wzięli rozpęd: wrogowie chcą Kościół zatopić we krwi: przez trzy pierwsze wieki szaleją okrutne prześladowania. Kościół nawet po odzyskaniu wolności spotyka się co jakiś czas z podobnymi prześladowaniami. Mniejsza z tym: ziarnko gorczyczne rozrasta się.

Kto sprawia ten cud? Duch Święty. Duch Święty, który przenika dusze, który je odnawia i odradza i przeistacza, który kamienie w synów Abrahama przemienia, a z dwunastu biednych, słabych ludzi robi zdobywców świata. Gdy serce człowieka napełnione jest Duchem Świętym, gdy tenże Duch Święty rozbudzi w duszy żywotne siły, gdy rozbudzi pragnienie, energię i zapał, wtedy człowiek jest niezwyciężony.

Duch Święty zstąpił na apostołów w postaci ognistych języków. Niech zstąpi i na mnie i niech mnie również swym ogniem rozpali. Ja także chcę stać się zdobywcą i siewcą światła.

Boże Ciało

Przypomnę sobie tę chorą kobietę, która widząc Zbawiciela mówiła sobie, że byłaby uzdrowiona, gdyby mogła dotknąć choćby rąbka Jego szaty.

Czy pragnę Eucharystii tak, jak powinnam pragnąć? Nie, bo jej dostatecznie nie znam i nie rozumiem.

Eucharystia to wielki sakrament, który łączy nas z Chrystusem Panem.

Jednoczy nas z samym Chrystusem i z Jego życiem. „Zaprawdę, zaprawdę wam powiadam: Jeślibyście nie jedli ciała Syna Człowieczego i nie pili krwi Jego, nie będziecie mieć życia w sobie” (J 6, 54). Nic tak nie podtrzymuje siły duszy, jak częsta Komunia święta.

Komunia jednoczy nas z ofiarą Chrystusową. Chrystus obecny w ręku kapłana przy każdej konsekracji jest Chrystusem z góry kalwaryjskiej, to Chrystus w odnowieniu swej całopalnej ofiary na Golgocie. Przychodząc przyjmować Go, przychodzę – jeśli rozumiem, co czynię – łączyć się i jednoczyć z Nim. A ponieważ On jest ofiarą, a ja chcę być z Nim jedno, więc i ja także muszę być ofiarą. Złączenie dwóch hostii w jedną ofiarę: oto, czym jest w swej istocie Komunia święta.

W Komunii łączę się też z wszystkimi członkami Mistycznego Ciała Chrystusa, zwłaszcza z tymi, którzy razem ze mną w tym samym lub innym kościele uczestniczą w tym samym posilaniu się Ciałem Chrystusa, w karmieniu się chlebem żywota. Te wszystkie hostie przyjęte przez wszystkich komunikujących są jednym i tym samym Jezusem. Sakrament łączności z Chrystusem jest sakramentem łączności z wszystkimi członkami mistycznego Ciała Chrystusowego.

Rozszerzę swoje chrześcijaństwo do rozmiarów w pełni rozumianej nauki chrześcijańskiej.

Msza święta

„W Wielki Piątek jesteśmy szczególnie wzruszeni, bo w dniu tym obchodzimy pamiątkę śmierci Zbawiciela. Wielki Piątek jest co dzień, bo co dzień na ołtarzach wznosi się krzyż kalwaryjski” (Bossuet) (1).

Msza święta jest identycznie tą samą ofiarą, co ofiara krzyżowa. Ten sam kapłan: Jezus Chrystus. Ta sama żertwa: Jezus Chrystus i te same, co na Kalwarii zamierzenia Chrystusa: całkowita ofiara Bogu dla chwały Ojca i za zbawienie świata. Różnica jest tylko zewnętrzna.

Czy wierzę w tę rzeczywistą identyczność? Czy w nią wierzę prawdziwie?

Gdy ostatni raz byłam na Mszy świętej, jak jej słuchałam? Może jak to dziecko roztargnione, nie rozumiejące, a chciwe tylko wrażeń zewnętrznych? Może jak ta światowa dama, której chodzi tylko o to, by pokazać swoją kreację i zaćmić nią swoją najlepszą przyjaciółkę? Czy to nie jest bolesne?

Pan Jezus wznawia przede mną swoją całopalną ofiarę, dla mnie i przede mną wznawia usposobienie i intencje, które przygwoździły Go do krzyża – a ja patrzę na to obojętna, senna i tępa. „O jakie twarde serca mają chrześcijanie!”, woła Bossuet. U mnie nie serce jest zatwardziałe: to wiara moja jest słaba i daleka; zmysł wiary jest martwy i nieczynny.

Przy każdej Mszy świętej będę wzbudzać w sobie usposobienie duszy i uczucia, które miałabym, gdybym stała u stóp krzyża.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Jacques-Benigne Bossuet (1627–1704) – francuski duchowny katolicki, biskup, teolog, wychowawca i nadworny kaznodzieja Ludwika XIV, był jednym z pierwszych teologów, którzy użyli argumentów religijnych dla uzasadnienia monarchii absolutnej – ponieważ władza pochodzi od Boga, Król obdarzony jest boskością i każdy katolik powinien mu się podporządkować.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.