Rozdział drugi. Wielkość chrztu, cz. 2

Skupienie

Wódz murzyński w Benone, w Afryce, stracił dwóch synów w bitwie. Chcąc zapomnieć o swym nieszczęściu wziął sobie dwóch niewolników, którzy mieli mu towarzyszyć od świtu do nocy. A gdy tylko ich pan się zamyślał, mieli zaraz grać na bębnach, potrząsać kosze z muszlami, uderzać w gongi i podnosić wielki krzyk.

Dobrze by było, gdybyśmy czasami przypominali sobie cel życia: czy jestem na ziemi, żeby na niej zostać wiecznie, czy żeby ją opuścić? Ale nie, bębny, kosze z muszlami, gongi i okrzyki, otaczają nas nieustannie hałaśliwym korowodem. Nie potrzeba trzymać niewolników. Oszałamiające i pochłaniające życie codzienne samo spełnia to zadanie… Ani jednej wolnej chwili, abym mogła myśleć o rzeczach istotnych, o bogactwach otrzymanych na Chrzcie, o moim Boskim przeznaczeniu. W moim życiu jest miejsce tylko dla rzeczy ubocznych i zbędnych. Przede wszystkim królestwo Boże, reszta to naddatek. Dla mnie jest odwrotnie. U mnie ta reszta pochłania właśnie wszystko.

„Zajęci rzeczami postronnymi nie mamy czasu wejść w siebie. Niech każdy z nas spróbuje odciąć od swego życia czas, który spędza w objęciach brata śmierci, snu – i czas poświęcony rzeczom postronnym, i czas niepotrzebny, i czas stracony, i czas próżno roztrwoniony, cóż mu pozostanie? Czyż większa część zalewających nas błahych zajęć, myśli i uczuć nie dąży skrycie do tego, by zasłonić przed naszym wzrokiem choć część tej krótkiej drogi, która nas wiedzie ku śmierci?” (H. Bordeaux) (1).

Pustynia

„Zawsze znajdą pustynię ci; którzy są jej godni” (E. Psichari) (2)

Samotność jest ojczyzną mocnych. Nasze milczenie daje miarę poziomu naszej działalności. Dobro nie czyni hałasu, a hałas nie czyni dobra. Milczenie było zawsze ozdobą wielkiej świętości. W klasztorach jest ono obowiązkowe. Powinno być obowiązkowe wszędzie, gdzie dąży się do owocnego czynu.

Cóż obmyślono, aby godnie uczcić zawieszenie broni i ofiarną śmierć nieznanego żołnierza? Minutę milczenia, trzy minuty milczenia. Milczenie następujące po zwycięstwie. Dobrze zrozumiane milczenie jest istotnie ojcem zwycięstwa. Aby zmienić oblicze świata, Pismo Święte żąda tylko jednej rzeczy: nie żąda ani wielkiego zdobywcy, ani prawodawczego areopagu, ani bezprzykładnych zamierzeń. Żąda tylko pół godziny milczenia.

To wszystko. Tylko to? Ale czy istnieje jakakolwiek proporcja pomiędzy radykalną zmianą świata a półgodzinnym milczeniem?

Jest proporcja. Człowiek się nie zmienia, bo się nie zastanawia. Gdyby się zastanawiał, ani minuty nie pozostałby tym, czym jest. Syn marnotrawny dopóki nie stanął przed misą napełnioną młótem, nie zastanawiał się. Gdy został skazany na pokarm wieprzy, musiał się z konieczności zastanowić. I już był na nogach. „Wstanę i pójdę do ojca mego” (Łk 15, 18). Dość już. Nie mogę znieść swego stanu, nie mogę dłużej być niewierną. Świat jest tym, czym jest, i pozostaje tym, czym jest, tylko dlatego, że nie zna pustyni.

W gorączkowym, pełnym targaniny życiu naszej epoki, wszystko jest ciągłym ocieraniem się o wszystko, w tłumie stłoczonym, zwartym, szumiącym…

Postaram się co dzień o kilka minut zupełnej samotności; zejdę w głąb mej duszy. Tam, z dala od wszelkiego gwaru, w czujnym milczeniu, będę trwać w obecności Bożej. Wzbudzę gorący i trwały akt wiary w obecność Bożą we mnie wprowadzoną przez chrzest.

Święte myśli

Rzadko myślimy o tym, o czym będziemy myśleć wiecznie.

O czym będziemy myśleć wiecznie?

O Bogu. Tu na ziemi nie myślimy o Nim prawie wcale.

Nie myślimy o Bogu, którego obecność w nas tu na ziemi, daje nam życie łaski, a kiedyś – świetlana – stanowić będzie nasze życie chwały. Któż na ziemi myśli o tym, że jest „Boski”, że przez Chrzest jest osobą uczynioną na obraz Boga, ubóstwioną, że jest prawdziwym dzieckiem Bożym, że Boga w duszy nosi? Któż z tego tłumu, tłoczącego się na dworcach kolejowych, w drzwiach sal wykładowych i teatrów poważnie nad tym się zastanawia?

Ludzie nie zastanawiają się. Nie myślą nigdy, lub prawie nigdy, o rzeczach istotnych.

Jeden z „młodych” (3), zabity na wojnie, zostawił te brzemienne myślą strony:

„Czy zauważyliście z jaką radosną wdzięcznością modlące się dziecko, czytająca kobieta, człowiek bezczynny i samotny, witają każdego, który przyjdzie im przeszkodzić? Jakże ciąży tym chwiejnym trzcinom to, że muszą być trzcinami myślącymi! O ileż by wolały poruszać się bezmyślnie za podmuchem wiatru.

O, spędzić minutę, jedną jedyną minutę, w obliczu swego «ja»! Zdaje się ludziom, żeby od tego umarli. I jest w tym cień prawdy: coś by w nich umarło; umarłaby ta osobowość pozorna, chwiejna, lekkomyślna, nic nie znacząca, zwiewna i bezrozumna, której nie przestali w sobie wytwarzać, odkąd doszli do używania rozumu.

Przecież przez skupienie naraziliby się na to, by w strasznym blasku prawdy ujrzeć wieczne i bolesne zagadnienie nędzy i wielkości człowieczej. Jak ciężkie następstwa rodzą takie nieostrożności! O, nie! Ludzie ich nie popełniają. Zostali stworzeni po to, by jak ptaki mogli szybować w przestworzach, ale zachowali tylko ptasi mózg, a skrzydła połamali, woląc pełzać, niż latać.

Mamy tylko pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat świadomego życia. Jest to mało, aby stać się człowiekiem, dużo by pozostać dzieckiem. Ludzie wysilają w tym kierunku wszystkie swe zdolności. Idą wzdłuż drogi, mijają piękność nie widząc jej; mijają cierpienie nie przyjmując go i z zawiązanymi oczyma biegną ku śmierci.

Pewnego dnia spadnie oślepiająca ich zasłona. I wtedy otrzymają nagrodę za swój dziecinny wysiłek: w chwili, gdy życie stracą, ujrzą i poznają to, co stanowi jego wartość”.

Biała szata chrztu

Z jaką troskliwością moja matka przygotowywała przed moim urodzeniem to wszystko, co miało mi być potrzebne w pierwszych dniach życia. Między innymi przygotowała biały muślinowy welon, który miał służyć księdzu przy obrzędzie Chrztu. Kapłan naznaczył mnie znakiem krzyża, wylewając na me czoło poświęconą wodę: „Chrzczę cię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Potem biorąc rąbek białego welonu, rzekł: „Przyjmij tę szatę białą i odnieś ją nieskalaną do stóp Bożego tronu”.

Z tym godłem białej szaty mego Chrztu spotkałam się znów przy Pierwszej Komunii świętej: Już wtedy lepiej rozumiałam znaczenie tego symbolu.

Być czystą. Być bez grzechu. Przynieść na sąd Boży niesplamioną białą szatę Chrztu i Pierwszej Komunii świętej. Unikać grzechu ciężkiego – jedynego prawdziwego zła.

Iść jeszcze dalej: wyjątkową czcią otoczyć anielską cnotę. Unikać jak zarazy wszystkiego: myśli, spojrzeń, pragnień, rozmów, książek, mogących naruszyć czystość zmysłów, wyobraźni i serca. Unikać dwuznacznych słów, śliskich rozmów, wątpliwych towarzystw, wysoko nieść sztandar radosnej czystości. Zachować jasne spojrzenie, nieskalane zmysły, w górę wpatrzone serce.

Maryjo, Matko najczystsza, dopomóż mi pozostać czystą.

Czystość

Jeden z pierwszych królów bretońskich, Conan Meriadec, idąc pewnego razu na wyprawę wojenną, zobaczył pomiędzy błotnistym potokiem a szeregami swego wojska bielutkie zwierzątko. Zwierzątko to, niespokojne, strwożone, biegało po brzegu potoku wyciągając wydłużony pyszczek z wyrazem zabawnej rozpaczy. Czasem, widząc liść nenufaru, ostrożnie wyciągało łapkę. Ale szybko ją cofało wydając rozpaczliwe okrzyki.

Co to jest?

Król zatrzymał konia, aby przypatrzyć się dziwnemu zjawisku; myślał, że zwierzątko jest ranne. „Panie, odezwał się do niego jeden z rycerzy, to gronostaj. Nie jest ranny; jedyną przyczyną jego niepokoju jest ta rzeka, przez którą nie może przejść, nie pobrudziwszy swego futerka, bo gronostaj woli śmierć od najmniejszego brudu”. Król podjechał bliżej. Gronostaj ujrzał go i przerażony rzucił się naprzód. Ale napotkawszy muł rzeczny jeszcze prędzej cofnął się piszcząc żałośnie. Nie, nie było wyjścia. Wtedy biedaczek z dwóch niebezpieczeństw wybrał to, które wydawało mu się mniejsze. Z ufnością przyszedł schronić się w wyciągniętych rękach Conana.

Mówi legenda, że na pamiątkę tego zdarzenia król kazał wyhaftować na swych sztandarach gronostaja, wraz z dewizą: „Prędzej śmierć jak zmaza”.

Prawdziwie piękne godło. Przywłaszczę je sobie. Bez żadnej zresztą gorączki. Nie chcę mieć w sobie nic z duszy niespokojnej, drżącej, stąpającej zawsze jakby po cierniach. Zła nie czyni się niechcący. Wszystko zależy od przyzwolenia. Póki wola jest niezłomna, nie należy się przejmować poruszeniami uczuć. Św. Franciszek Salezy daje doskonałą radę: „Jeśli pies na ulicy szczeka za tobą, nie trwóż się i nie oglądaj; pogardzaj nim; gdy zmęczy się szczekaniem, sam zamilknie. Jeśli ruchami lub głosem będziesz go chciał odpędzić, popełnisz błąd: Będzie szczekał tym więcej”. Iść prosto swoją drogą. Postępować jakby psa nie było. Uciekać, ale uciekać naprzód. Wszystko wkrótce wróci do ładu.

Zaćmienia życia chrześcijańskiego

Życie człowieka może wyglądać tak, że na przemian występują okresy stanu łaski i okresy stanu grzechu ciężkiego.

Czy to nie są niestety losy wielu chrześcijan? Chcą być wierni. Przychodzi okazja. Chwilę się opierają, potem upadają. (Daj Boże, aby się opierali. Czyż czasem nie upadają nie przeciwstawiwszy najmniejszego oporu?) I dobrze jeszcze, jeśli natychmiast chcą się dźwignąć, jeśli szczerą i pełną skruchy spowiedzią przywracają zburzony ład swojej duszy. Czasami dobrzy nawet katolicy, (jeśli tak postępujących dobrymi katolikami można nazwać) i kilka dni bez spowiedzi pozostają.

A gdybym w takim stanie umarła? Ponadto, co się dzieje z mymi zasługami, podczas gdy trwam w stanie grzechu? Ponieważ stan łaski jest zasadniczym warunkiem możliwości zasługi, więc gdy pozostaję w stanie grzechu, moje wysiłki są próżne i dla nieba nie istniejące. Naśladuję wówczas owego szaleńca, który mając kieszenie pełne złota, czerpie nierozważnie ze swego skarbu i złote monety ciska w nurt głębokiej rzeki. Gdy nie jestem żywa moje dzieła są martwe. Co za strata, co za obłęd!

Gdy w dniu mojej Pierwszej Komunii świętej z głęboką powagą obiecywałam Chrystusowi wierność na zawsze, nie miałam na myśli tej wierności pełnej przerw i zaćmień, tej wierności tak często, tak boleśnie niewiernej. Nazwa „wierni” ma oznaczać wszystkich członków rodziny chrześcijańskiej. Co za ironia! Ilu z nich jest na ogół w stanie łaski? Ilu jest wiernych, bez przerwy, bez ciężkich upadków?

Nie zniechęcać się jednakże, gdy czasem upadnę. Ale też nie przesadzać przed sobą własnej słabości. Nawet choć już posiadam ten smutny dowód mojego niedołęstwa, Bóg daje mi jednak w chwili obecnej, w każdej chwili, łaskę potrzebną, abym już odtąd była wierną stale i wytrwale.

Pocałunek Judasza

„Na każdych wargach znajduje się możliwość judaszowego pocałunku” (R. Benson) (4).

Nie można lepiej uwypuklić głębokiego dramatu naszych istnień.

Posiadam skarb najwyższy, Boga. Jest to rzeczywistość niewysłowiona; ale skarb ten noszę w naczyniu tak kruchym! Adam posiadał trzy rodzaje darów: dary przyrodzone: duszę i ciało, dary nadprzyrodzone: życie Boga w duszy oraz dary pozaprzyrodzone: niemożność cierpienia, nieśmiertelność i – punkt, który mnie tu wyłącznie zajmuje – dar nie odczuwania poruszeń pokusy.

Dary przyrodzone po grzechu pozostały niezmienione. Dary nadprzyrodzone przywrócił nam w zupełności Chrystus poprzez Odkupienie. Jedynie dary pozaprzyrodzone nie zostały nam zwrócone. Dlaczego? Bóg tak chciał. Co więcej, aby przywrócić nam życie Boskie, Chrystus chciał cierpieć i umrzeć, chciał być kuszonym, oczywiście nie wewnętrznie, (Jego Boska natura tego nie dopuszczała), ale przynajmniej zewnętrznie.

A więc staliśmy się z powrotem Boscy; to jest przywilejem Odkupienia, ale z drugiej strony pozostaliśmy słabi i wątli, to jest następstwem grzechu pierworodnego.

Boscy i słabi. W tym leży dramat.

A więc bądźmy ostrożni… Pamiętać musimy, że nieprzyjaciel, tj. skażona natura, stale nam towarzyszy, że jest w nas ustawicznie z wszystkimi możliwościami zła.

Tego groźnego a stałego gościa należy się obawiać. Wiedzieć o jego obecności. Nigdy nie zdejmować mu wędzidła i śledzić jego ruchy.

Ks. Raoul Plus SI

(1) Henry Bordeaux (1870–1963) – pisarz bezpośrednio związany z Akcją Francuską (Action Francaise), ruchem ideowo-politycznym francuskiej prawicy nacjonalistycznej i monarchistycznej. Autor piętnastu powieści oraz jedenastu tomów wspomnień, członek Akademii Francuskiej.

(2) Ernest Psichari (1883–1914) – wnuk Renana, oficer wojsk kolonialnych w Afryce, ateista nawrócony w czasie swego pobytu na Saharze. Zabity na wojnie w chwili, gdy powziął zamiar wstąpienia do dominikanów.

(3) Henryk du Roure, katolik z przekonania, profesor filozofii w kolegium francuskim w Moguncji, zabity w potyczce w czasie okupacji. Życie jego opisał Leonard Constant (Bloud).

(4) Robert Hugh Benson (1871–1914) – syn anglikańskiego arcybiskupa Canterbury; przyjęty na łono Kościoła katolickiego w 1903 roku, rok później wyświęcony na księdza; w roku 1911 mianowany prałatem. Autor licznych książek religijnych i historycznych, powieści dla dzieci i dorosłych oraz sztuk teatralnych, esejów i wierszy.

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Raoula Plus SI Dziewczętom ku rozwadze.