Rozdział drugi. Konieczność religii w domu

Zgodnie ze słowami, jakie Bóg wypowiedział do naszych pierwszych rodziców, „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię”, głównym zadaniem rodziny jest pomnażanie rodzaju ludzkiego.

   Podstawowy cel rodziny

Bez udziału religii ten cel może być osiągnięty tylko w sposób niedoskonały. Cała historia świadczy o tym, że bez wiary nie może być trwałej moralności i dzieje rodziny nie są tu wyjątkiem. Cierpienie i znój, trudności i rozczarowanie, zgryzota i niepokój związane z urodzeniem i wychowaniem dzieci wymagają tak wielkiej cierpliwości, miłości i poświęcenia, że ktoś, kto nie jest przepojony pobożnym poczuciem obowiązku i podtrzymywany na duchu nadzieją wiecznej nagrody, nie będzie chciał im sprostać. Dlatego tam, gdzie zabraknie tych religijnych pobudek, podstawowe zadanie rodziny będzie częściowo lub całkowicie zaniedbane, zaś małżeństwo zdegradowane do niskiego poziomu egoistycznego związku lub do grzesznej rozrywki.

Deprawowanie małżeństwa

Nie musimy uciekać się do przykładów z krajów pogańskich, gdzie niemowlęta są celowo narażane na śmierć, by pokazać, że takie są nieuchronne skutki nieobecności religii w rodzinie. Brak lub niewielka liczba dzieci w wielu domach w naszym kraju są smutnym i wystarczającym tego dowodem. Ponadto, nawet w rodzinach chrześcijańskich, w których religia nie wywiera już tak silnego wpływu, jaki powinna, można znaleźć niemoralne praktyki, które wypaczają wzniosłe zadanie tej wspólnoty. Można, a nawet jest się zobowiązanym przypisać brak lub niewielką liczbę potomstwa innym przyczynom, jeżeli żony i matki nie popierały otwarcie sztucznego ograniczania rodziny zgodnie z teorią, że lepiej mieć jedno lub dwoje dzieci i dobrze je wychować, niż posiadać ich więcej, ale nie być w stanie zapewnić im właściwej opieki. Samej teorii nie można nic zarzucić, o ile nie jest przy tym naruszone żadne prawo Boskie i pojęcie właściwej opieki jest prawidłowo rozumiane. Jednak sposób, w jaki jest ona pojmowana i wprowadzana w czyn przez większość swych zwolenników pokazuje, jakie błędy może popełniać człowiek, gdy nie powstrzymują go zbawienne wodze religii.

Wychowanie dla nieba

Co rozumiemy przez dobre wychowanie dziecka? Z punktu widzenia religii, jeśli chodzi o sprawy zasadnicze, oznacza to przygotowanie go do życia w taki sposób, aby mogło osiągnąć cel, dla którego Bóg je stworzył – wieczne szczęście w Niebie. Taką edukację będą w stanie zapewnić swemu potomstwu nawet najbiedniejsi rodzice, niezależnie od tego jak jest ono liczne. Co więcej, każdym kolejnym dzieckiem, na które się zdecydują zwiększą swoją nagrodę w Niebie. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że syn lub córka zejdzie na złą drogę, pomimo najlepszej opieki rodziców. Jednak ryzyko zepsucia wynikające z zaniedbania w przypadku rodziny wielodzietnej jest znacznie mniejsze niż groźba rozpuszczenia jednego spośród niewielu dzieci. Działanie wbrew naturze, mające na celu ograniczenie liczby potomstwa, stanie na przeszkodzie w ich właściwej edukacji religijnej. Jest bowiem mało prawdopodobne, że rodzice, którzy sami w tak ważnej sprawie nie stosują się do praw Boskich, dołożą szczególnych starań, aby wychować bogobojnych synów i córki.

Względność pojęcia właściwej opieki

Nawet z materialnego punktu widzenia nieprawidłowym jest założenie, że rodzice nie mogą zapewnić większej liczbie dzieci należytej opieki. Pojęcie to jest rozumiane w sposób względny, nie zaś absolutny. Rodzice są zobowiązani zaspokajać zarówno materialne jak i duchowe potrzeby potomstwa, jednak stopień w jakim to zrobią musi się zmieniać w zależności od zasobów jakimi dysponują. Gdyby wymagano, aby każde dziecko otrzymało możliwie najlepsze wychowanie i opiekę, rzadko udzielano by zgody na zawarcie małżeństwa, bowiem niewiele jest osób, o ile takie istnieją, których sytuacji nie można by poprawić.

Okresowa wstrzemięźliwość

Jeżeli naprawdę ciężkie warunki finansowe lub poważne względy zdrowotne nie pozwalają na posiadanie kolejnego dziecka, wówczas prawdziwie chrześcijańscy rodzice sprostają tej sytuacji, obopólnie zgadzając się na zachowanie wstrzemięźliwości w określonym czasie. Z Bożą łaską i własną dobrą wolą będą w stanie zdziałać bardzo wiele. Natomiast żadne nieprzewidziane okoliczności nie mogą usprawiedliwiać nadużycia świętych reguł małżeńskich.

Zdaję sobie doskonale sprawę, że wierne stosowanie się do praw Boskich będzie czasem wymagało wielkiego poświęcenia ze strony bogobojnych rodziców. Jednak każda sytuacja życiowa z jednej strony nadaje określone prawa i przywileje, z drugiej wymaga pewnych ofiar, Bóg zaś zawsze obdarza nas łaską, abyśmy umieli je ponosić. Skoro Pan umacnia w zachowaniu swych świętych praw tych mężów i żony, którzy pozbawieni są dozwolonych przyjemności małżeńskich wskutek przedwczesnej śmierci lub trwającej całe życie choroby współmałżonka, z pewnością uczyni podobnie dla tych, którzy z powodu biedy lub innych czynników znajdują się w równie ciężkiej sytuacji. W czasach próby każdy chrześcijanin może powtórzyć za św. Pawłem: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.

Przypadek skrajny

Przedstawiony poniżej przykład, który reprezentuje najbardziej skrajny przypadek, jaki można sobie wyobrazić, pokazuje jak Bóg potrafi umacniać i pocieszać tych boleśnie doświadczonych małżonków, którzy pokładają w Nim ufność. Streściłem tu historię opowiedzianą przez jej głównego bohatera – katolickiego dziennikarza angielskiego, W. Geralda Younga – w liście do „London Universe”.

„Kilka lat temu stałem z kobietą przed ołtarzem, gdzie Bóg połączył nas świętym węzłem małżeńskim. Była wszystkim, czego mógłby pragnąć mężczyzna, a życie z nią było pasmem słonecznych dni. Więcej niż raz Bóg obdarzył ją tym cudownym błogosławieństwem promiennego macierzyństwa i byliśmy bezmiernie szczęśliwi. Dziś jednak przytłoczyły nas czarne chmury smutku i nie jesteśmy już razem.

Raz w tygodniu wybieram się na pielgrzymkę do pięknej, pagórkowatej okolicy Surrey, gdzie znajduje się instytucja zwana szpitalem dla umysłowo chorych. To tu moja najdroższa spędza swoje dni – długie i bezbarwne, gdyż jest obłąkana. Oto cel moich pielgrzymek. Wątła i blada leży na łóżku, umarła dla świata inteligencji. Jej niegdyś piękna twarz jest teraz zniekształcona, jej dawny uśmiech wyparł grymas. Kiedy całuję jej drogie usta nie ma w nich ciepłej odpowiedzi kobiety, która tak mocno mnie kochała. A jednak to ona nadal ma klucz do mojego serca.

Moja podróż z powrotem do Londynu jest męcząca. Jak bowiem można nazywać domem miejsce, w którym nie ma żony i matki? Cienkie głosiki zapytają kiedy wróci mama, a tatuś nie będzie umiał im odpowiedzieć. W drodze powrotnej wstępuję do kościółka, gdzie zawsze wystawiony jest do adoracji Najświętszy Sakrament. W tej przystani wytchnienia, gdzie wszystko jest ciche i spokojne, unoszę do Boga me znękane serce i wypowiadam przed Nim moje zmartwienia. Staję się szczęśliwszym człowiekiem, bo otworzyłem swą duszę przed moim Stwórcą, a On dał mi nową odwagę, bym mógł stoczyć tę meczącą bitwę życia. Pewnego dnia Bóg może uznać za stosowne, by spełnić mą prośbę. Do tego czasu pozostaje mi tylko ufać i modlić się”.

Lecz niezależnie od tego, czy Bóg doceni modlitwy tego dzielnego człowieka tu na ziemi, czy też nie, jakże wspaniale nagrodzi On jego wierność w wieczności!

Samolubne życie

Skoro człowiek potrafi być posłuszny Bożym prawom w sytuacji takiej próby, o ile łatwiej powinno to przychodzić tym, których szczęśliwe rodziny nie zostały rozdzielone i którzy muszą jedynie praktykować chrześcijańską powściągliwość? Cała ta dyskusja skierowana przeciwko rodzinom wielodzietnym wskazuje tylko na nieobecność pożytecznych więzów religijnych. W gruncie rzeczy to nie pragnienie doskonalszego wychowania swych dzieci, ale chęć prowadzenia bardziej egoistycznego i wygodnego życia przemawia za nienaturalnym ograniczaniem rodziny. Nikt nie życzy sobie dobrego wykształcenia dla swych dzieci bardziej niż głęboko religijni rodzice. Postrzegają oni swoją rolę w świetle wiary i zdecydowani są wychowywać swe potomstwo przede wszystkim dla Nieba. Rozumieją, że dzięki temu osiągną główny cel i wypełnią podstawowy obowiązek, nawet jeśli będą w stanie tylko w niewielkim stopniu zapewnić dzieciom dobra ziemskie. Zdają sobie także sprawę, że powodzenie wszelkich wysiłków czynionych dla ich dobra zależy głównie od błogosławieństwa Bożego, a jeśli pozyskają je uczciwym życiem Ten, który karmi ptaki w powietrzu i ubiera lilie na łące zapewni byt także ich potomstwu.

Pokrzepiające strony rodzicielstwa

Szczęśliwi są rodzice, którzy nadal zachowują religijny pogląd na życie, dla których wiara jest przewodnikiem, podporą i pocieszeniem wśród żmudnych życiowych obowiązków! Wiedzą, że są narzędziami Boskiej Opatrzności wybranymi, by zaludniać domostwa błogosławionych. Zdają sobie sprawę, że biorąc na siebie obowiązek rodzicielstwa współpracują z samym Bogiem, powołując do życia istoty przeznaczone by na wieki wychwalać Go i radować się Nim w Niebie. Są świadomi, że każde dziecko, jakie jest im dane, jest darem Najwyższego, gdyż choćby nie wiem jak się starali, nie będą mieli potomstwa, dopóki Bóg ich nim nie obdarzy. Jednak ponad pocieszeniem płynącym z tej wiedzy, prawdziwa religia udziela wierzącym niezwykłej pomocy. Posiadają oni rzeczywiste łaski sakramentu małżeństwa, częstej Komunii i codziennej modlitwy, które ich umacniają oraz przykład cierpiącego Zbawcy, który ich pociesza. Jeśli religia jest obecna w ich domu mogą oprzeć się złym namowom tych bezbożnych par, które szukają jedynie zaspokojenia własnych pragnień. I chociaż szlachetnie urodzeni mądrale szydzą, a fałszywi przyjaciele uśmiechają się z drwiną patrząc na ich staroświeckie rodziny, oni nigdy nie przeciwstawią się Boskim planom, lecz przyjmą każde dziecko, jako znak zaufania i miłości Stwórcy.

Duma rodziców

To niesamowite jak często Bóg nagradza rodziców licznego potomstwa sprawiając, by dziecko, które przyszło na świat jako ostatnie, stało się największą radością i dumą ich życia. Mały Kwiatek od Dzieciątka Jezus była ostatnim z dziewięciorga dzieci, św. Ignacy Loyola trzynastym, zaś Katarzyna Sieneńska dwudziestym czwartym lub dwudziestym piątym. Wielu rodziców może szczycić się synem powołanym do kapłaństwa dzięki decyzji posiadania licznego potomstwa. Gdyby mój ojciec i moja matka postanowili mieć nie więcej niż pięcioro dzieci, w ich rodzinie nigdy nie byłoby księdza. Lecz ponieważ Bóg pobłogosławił ich ośmiorgiem pociech, dostąpili tego szczęścia, że mogli oglądać jak szósty i siódmy z nich celebrują swoją pierwszą Mszę świętą w tym samym dniu. I chociaż teraz już odeszli po swoją wieczną nagrodę, z pewnością radują się wiedząc, że dwóch synów ich ósmego dziecka przygotowuje się do kapłaństwa.

Kilka lat temu otrzymałem list od młodej matki dwojga dzieci, w którym opisywała w jaki sposób pewne obyte w świecie panie starają się wpłynąć na mężatki, aby ograniczały liczbę potomstwa. Przy okazji spotkania towarzyskiego jej znajoma stwierdziła: „W dzisiejszych czasach nie jest wytworną kobieta, która ma więcej niż dwójkę dzieci”. Młoda matka odparła na to: „W takim razie mam nadzieję należeć do pospólstwa, bo zamierzam przyjąć każde, jakim dobry Pan zechce mnie obdarzyć”. W odpowiedzi na jej list pochwaliłem ją za prawdziwie katolicką postawę i dodałem: „Dziękuję Bogu, że moja matka nie pojmowała wytworności w tak obłudny sposób. W przeciwnym razie nie byłoby mnie na świecie, gdyż jestem jej siódmym dzieckiem”. Kiedy po raz pierwszy opowiedziałem o tym zdarzeniu grupie ojców franciszkanów z zakonu św. Elżbiety w Denver w Kolorado, każdy z pięciu obecnych księży oznajmił, że on także jest siódmym dzieckiem swej matki!

   Najwyższy cel małżeństwa

Obecność religii w domu, niezbędna dla osiągnięcia podstawowego celu małżeństwa – pomnażania gatunku ludzkiego, jest równie konieczna, by móc wypełnić najważniejszą powinność rodziny – wychowanie swych dzieci dla Nieba. Nade wszystko, to właśnie z dbałości o duszę dziecka rodzice będą musieli się rozliczyć w dniu Sądu. Z tego względu troska o religijność i moralność potomstwa jest ich podstawowym obowiązkiem. Gdy katoliccy rodzice staną przed Boskim Sędzią nie zostaną zapytani o to, czy starali się, by ich dzieci dobrze prosperowały w tym świecie – nosiły laury jego zaszczytów, zrywały owoce jego bogactw, spijały wino rozkoszy zmysłowych. Nie, będą musieli odpowiedzieć na pytanie, czy pomogli swym dzieciom nie tylko ocalić nieśmiertelną duszę, lecz także osiągnąć stan świętości, do której Bóg ich przeznaczył i obrać taką drogę życia, na której pragnął, by Mu służyły.

Nim dziecko zacznie rozumować

Aby móc dobrze wywiązać się z tego świętego obowiązku, rodzice muszą szerzyć naukę Kościoła w domu. Jeśli ma być zasiana głęboko w sercu dziecka – tak, by mogła przeciwstawić się wszelkim późniejszym pokusom świata, ciała i diabła, by była zdolna je wykorzenić, nie należy zwlekać z edukacją religijną do czasu, gdy dziecko rozpocznie szkołę. Należy je uczyć nawet nie od momentu, kiedy zacznie samo rozumować, ale na długo wcześniej – już od okresu niemowlęctwa tak, aby rozwinął się w nim prawdziwie pobożny umysł i stał się jego drugą naturą. Wynika stąd konieczność, aby religia wywierała na dziecko dominujący wpływ w miejscu, gdzie spędza swoje pierwsze lata, czyli w domu. Musi otulać je ciepło jak niemowlęce ubranka. Dziecko powinno chłonąć ją jeszcze z mlekiem matki. Należy kołysać je do snu przy melodii pieśni kościelnej, by pierwsze, seplenione jeszcze słowa miały związek z wiarą. Tylko pod warunkiem, że religia będzie panować w domu, dziecko od samego początku odniesie wrażenie, że jest ona najważniejszą sprawą w życiu. Jeśli zaś będzie jej w rodzinie zbyt mało lub też całkiem zabraknie, wówczas w naturalny sposób doprowadzi to do wniosku, iż bogactwo, pozycja społeczna, ogólna wiedza i wykształcenie, a nawet doczesne wygody i przyjemności mają największe znaczenie. Religia natomiast, zamiast stanowić siłę witalną, stanie się jedynie uprzejmym ustępstwem, na jakie człowiek w swym odczuciu powinien od czasu do czasu zdobyć się względem Boga, swego Stwórcy. Tak więc będzie wówczas niczym odznaka lub najlepsze ubranie – wystawiana na pokaz tylko w kościele lub na specjalne okazje.

Religia jako pokarm duchowy

Niewielu spośród rodziców, którzy posyłają swe pociechy do szkoły katolickiej zaprzeczą temu, iż obecność religii jest tam nieodzowna. Wiedzą, że nawet jeśli placówka jest zupełnie bezwyznaniowa i w żaden sposób nie przeciwstawia się nauce Kościoła, sam tylko brak katechezy stanowiłby wielkie zło. Jeśli bowiem poprzez edukację rozumie się szkolenie i instruowanie dziecka pod kątem wykonywania życiowych obowiązków, wówczas koniecznym jest, aby działanie to obejmowało również religię, gdyż jej praktykowanie jest pierwszą i najważniejszą powinnością. To zaś, co jest prawdą w odniesieniu do nieobecności wiary w szkole, sprawdza się w równym stopniu jeśli chodzi o jej brak w domu. Nadzwyczajne dobrodziejstwa, jakich dziecię dostąpiło przy chrzcie świętym, łaska uświęcająca oraz dająca natchnienie moc wiary, nadziei i miłości, oczekują na pożywienie i ciepło, by mogły rozkwitać i przynosić owoce. Odmawianie dziecku religijnego pokarmu i atmosfery, których jest złaknione, prowadzi do spowolnienia, jeśli nie do zahamowania jego duchowego rozwoju. Mówienie, że dziecku nie dzieje się krzywda, dopóki nie uczy się go rzeczy złych lub bezbożnych jest równie błędne, jak stwierdzenie, że nie ucierpi z braku pożywienia, o ile nie poda mu się trucizny.

Mimo ogromnej potrzeby obecności wiary w domu dla prawidłowego kształtowania się dziecięcego umysłu i serca, jakże często złakniona duszyczka musi przymierać głodem do czasu, kiedy zacznie uczęszczać do szkoły katolickiej! Jakże często również uczy się dzieci rzeczy z gruntu złych zarówno słowem, jak i przykładem! Ileż to razy mówi się, robi, czy też zezwala w ich obecności na różne rzeczy, usprawiedliwiając się uwagą, że „one nie wiedzą co to znaczy”, albo „nie stanie im się żadna krzywda”! To może im wyrządzić nieocenioną szkodę. Właśnie z tego ziarna, zasianego w niewinnej pamięci i wyobraźni dziecka, w przyszłości wykiełkuje zło. Dopiero wtedy zdziwieni rodzice będą się zastanawiać, gdzie ich pociecha się tego nauczyła. Małe dzieci są najbardziej podatnymi na wpływ stworzeniami na świecie, zaś wrażenia, jakich doświadczają, najgłębiej zapadają w ich umysł i pozostawiają ślady na całe życie.

Przesunięcie ciężaru

Jednym z powodów, dla których edukacja religijna dziecka jest często zaniedbywana w domu, jest tendencja rodziców do zrzucania z siebie tego obowiązku i obarczania nim w całości kogoś innego. Katolicka szkoła parafialna jest bezsprzecznie wspaniałą i niezbędną instytucją. Trzeba jednak pamiętać, że edukacja jest w pierwszej kolejności powinnością rodziców, natomiast szkoła ma za zadanie jedynie współpracować z nimi i w szczególnych wypadkach przejąć to zadanie w chwili, gdy nie są już w stanie samodzielnie zadowalająco go wypełnić. Skłonny jestem stwierdzić, że moment ten zwyczajnie nie zostaje osiągnięty przed ukończeniem szóstego roku życia, ponieważ niewielu jest rodziców, którzy z powodu braku czasu lub wiedzy nie są w stanie nauczyć swych dzieci wszystkiego, co jest im potrzebne, by rozpocząć pierwszą klasę. Rozpowszechnia się jednak zwyczaj przyspieszania tej chwili i powierzania oseska w wieku pięciu, a nawet trzech lub czterech lat opiece innych ludzi. Przyczyną tego stanu rzeczy jest istnienie przedszkoli.

Wychowanie w przedszkolu względem wychowania w domu

Są ludzie, którzy preferują przedszkole. Łatwo zrozumieć, iż podobnie jak żłobek instytucja ta jest najmilej widziana przez matki, które zmuszone są pracować z dala od domu, by utrzymywać rodzinę. Korzystanie z przedszkola w takiej sytuacji nie podlega żadnej krytyce, nie można tego jednak powiedzieć o rodzicach, którzy w ten sposób chcą jedynie pozbyć się kłopotu. Ponadto nawet jeśli nie brakuje rodzicielskiej miłości i troski, dzieci prawdopodobnie i tak zostaną tam posłane po prostu dlatego, że inni tak robią lub z błędnego mniemania, że tak należy postąpić. Bez stawiania dogmatów w tej sprawie chciałbym powiedzieć takim rodzicom, że moim zdaniem wychowanie w przedszkolu nie przewyższa tego, jakie dziecko może otrzymać w domu. Czegokolwiek nauczy się tam, może w równym stopniu nauczyć się w domu. To poniekąd prawda, że opiekunka, która specjalizuje się w swojej pracy może mieć lepsze zaplecze intelektualne pod względem nauczania malutkich dzieci niż wiele matek. Niemniej jednak to matka jest z natury pierwszym i głównym nauczycielem dziecka i najlepiej potrafi je kształcić, zanim zacznie samo rozumować. Co zaś dotyczy edukacji religijnej, moralnym obowiązkiem każdej matki jest przyswojenie wystarczającej wiedzy, by móc przekazać swym dzieciom podstawowe informacje z tego zakresu, jakie powinny posiadać przed ukończeniem szóstego roku życia.

Trud miłości

Chciałbym jednak podkreślić, że to nie poczucie obowiązku, młode matki, ale miłość powinna nakłaniać was, byście uznały wczesną edukację swych dzieci za wasze osobiste zadanie. Wkrótce, naprawdę wcześniej niż myślicie, nadejdzie czas, gdy wasze skarby odejdą ze świętego sanktuarium rodzinnego domu, by gdzieś indziej spędzić większą część swego czasu. Czy wasza matczyna miłość nie powinna pragnąć jak najdłużej zachować je pod swym czujnym okiem? Czyż w czasie tych pierwszych sześciu lat, kiedy serce dziecka daje się kształtować jak miękka glina, nie trzeba, abyście wpajały mu najwspanialsze ideały? Nie chciałybyście móc kiedyś powiedzieć, że tych najważniejszych modlitw, które wasze dzieci będą odmawiać każdego dnia przez całe życie, po raz pierwszy uczyły się i sepleniły klęcząc u boku swej matki? Czyż waszym celem nie powinno być przywiązanie waszych dzieci do rodzinnego domu najsilniejszymi więzami zainteresowania i uczucia? Jeśli tak, to najpewniejszym ku temu sposobem jest sprawić, aby dom był fontanną, z której po raz pierwszy zaczerpną wody mądrości, atrakcyjnym ośrodkiem wszystkich ich ziemskich nadziei i radości, świętym sanktuarium, z którym czule wiązać będą najszczęśliwsze wspomnienia dzieciństwa.

Harmonia pomiędzy szkołą a domem

Jednak nawet jeśli rodzice uczynili wszystko co było w ich mocy w kwestii religijnej edukacji swych dzieci przed rozpoczęciem przez nie szkoły, nie wolno im myśleć, że wypełnili już swoje zadanie. Oddając swe pociechy pod opiekę innych ludzi, gdy osiągną już odpowiedni wiek, nie mogą czuć się zwolnieni z odpowiedzialności, lecz muszą współpracować z nauczycielami poprzez swe zainteresowanie, zdyscyplinowanie i moralne wsparcie. I tu po raz kolejny pojawia się problem obecności religii w domu. Jeśli dziecko uczy się na katechezie, że jest na tym świecie, aby służyć Bogu i ocalić swą nieśmiertelną duszę, zaś ziemskie dobra mają mu jedynie pomagać w osiągnięciu tego celu, to ta nauka musi znaleźć odzwierciedlenie w rodzinie. Sprawy, które szkoła podkreśla jako najważniejsze muszą być w taki sposób postrzegane również w domu. Nie jest właściwym, aby dziecko widziało sprzeczności pomiędzy naukami przekazywanymi mu na lekcjach religii a poglądami, jakie wyrażają i popierają jego bliscy. Całkowite przeciwieństwo zasad głoszonych przez Chrystusa z regułami tego świata wystarczająco wcześnie dotrze do świadomości dziecka. Jeśli zaś te wcześniejsze mają właściwie zakorzenić się w jego sercu, to trzeba, aby ziarno zasiane w szkole w postaci religijnych instrukcji było nawożone obecnością religii w domu.

Kłopotliwa sprzeczność

To prawda, że dziecko wcześniej czy później zetknie się z niewiarą poza kręgiem rodziny i szkoły, z pewnością jednak nie tak łatwo podda się jej działaniu, gdyż nauczono je postrzegać świat wrogiem jego interesów. Odmiennie będzie w przypadku, gdy napotka na bezbożność w domu. Dziecko bezwzględnie ufa swym rodzicom. Wierzy, że leży im na sercu jego dobro. Stanie więc przed zagadkową sprzecznością, jeśli jego rodzice słowem, czynem lub uchybieniem wyrażą aprobatę lub poparcie dla czegokolwiek, co w szkole uczono je uważać za niewłaściwe. Ponieważ dziecko w pełni polega na swych rodzicach, podąży raczej za ich przykładem niż za regułami, które wyniosło z lekcji. Przykład jest zawsze potężniejszy od nakazu. Z tego powodu jest rzeczą najważniejszą, aby prowadzone przez szkołę nauczanie religijne uzupełniać wzorowym chrześcijańskim zachowaniem w domu. Tylko pod warunkiem, że te dwa ośrodki będą pracować ramię w ramię, wspierając, uzupełniając i zachęcając się nawzajem, możemy mieć nadzieję, że nasze dzieci otrzymają edukację, która zaowocuje prawdziwie chrześcijańskim życiem.

Zakaz korzystania ze szkół niekatolickich

Z samego tylko faktu, że szkoła ma kontynuować edukację rozpoczętą w domu i obydwa te miejsca ma przenikać duch chrześcijański, wynika zobowiązanie wobec wierzących rodziców, aby posyłali swe dzieci jedynie do szkół katolickich. W encyklice Divini illius Magistri – O chrześcijańskim wychowaniu młodzieży papież Pius XI w sposób niewątpliwy podkreśla ten obowiązek. „Zbyteczna powtarzać to wszystko, co w tym przedmiocie orzekli Nasi poprzednicy, zwłaszcza Pius IX, Leon XIII, w których to czasie w szczególny sposób w szkole publicznej począł się panoszyć laicyzm. Ponawiamy i potwierdzamy te ich orzeczenia, a zarazem przepisy świętych Kanonów, które zabraniają katolickim dzieciom uczęszczać do szkół akatolickich, albo neutralnych, lub mieszanych tj. dostępnych dla katolików i niekatolików bez żadnej różnicy, i tylko w pewnych okolicznościach czasu i miejsca, jedynie za zdaniem Ordynariusza, ze specjalnymi zastrzeżeniami, pozwalają to tolerować. Nie mogą też katolicy zgodzić się na taką mieszaną szkołę (gorzej, jeśli jest ona jedyna i dla wszystkich obowiązkowa), w której, jakkolwiek ubocznie, mogą pobierać naukę religii, przecież resztę nauczania otrzymują od nauczycieli niekatolików, razem z uczniami niekatolikami. Albowiem nie przez to samo, że w szkole się udziela (często bardzo skąpo) nauki religii, staje się ona zgodną z prawami Kościoła i chrześcijańskiej rodziny, i godna, by do niej uczęszczali katolicy uczniowie”.

Wiara musi przenikać każdą szkołę

„By była ona taką, potrzeba, żeby całe nauczanie i całe urządzenie szkoły: nauczyciele, programy, książki wszystkich przedmiotów były przejęte chrześcijańskim duchem pod macierzyńskim kierunkiem i czujnością Kościoła w ten sposób, żeby religia była prawdziwie podstawą i uwieńczeniem całego wykształcenia, na wszystkich stopniach, nie tylko początkowych, ale i średnich i wyższych. «Konieczną jest rzeczą – żeby użyć słów Leona XIII – by nie tylko w pewnych godzinach wykładało się młodzieży religię, ale by całe nauczanie tchnęło duchem chrześcijańskiej pobożności. Jeśli tego braknie, jeśli to święte tchnienie nie będzie przenikać i rozgrzewać dusz nauczycieli i uczniów, bardzo mały pożytek będzie można zebrać z jakiejkolwiek nauki; przeciwnie, często wynikną z tego szkody, i to niemałe»”.

Sytuacje wyjątkowe

To prawda, że czasami katolicy, którzy otrzymali najlepszą edukację religijną i pochodzą z najświetniejszych rodzin katolickich nie okazują się dobrymi ludźmi. Dzieje się tak z pewnością nie z powodu, ale pomimo kształcenia w wierze. Takie przypadki są również stosunkowo rzadkie i myślę, że po dokładnym zbadaniu okazałoby się, że najczęściej osoby takie zbyt nagle zostały wrzucone w wir świata lub w zbyt wczesnym wieku znalazły się poza zasięgiem pokrzepiającego i ograniczającego wpływu chrześcijańskiego otoczenia. Zdecydowana większość ludzi potrzebuje wsparcia i zachęty dobrym przykładem przez całe życie. Jeśli nie mogą znaleźć go w zgiełku świata, muszą go odszukać w swoich domach. Nie wystarczy więc, że dziecko czerpie pożytek z wczesnej edukacji religijnej w domu. Umacniający wpływ wiary musi trwać całe życie.

Dorosłe dzieci

Ten aspekt naszych rozważań, niezbędność religii w domu również ze względu na dzieci, które ukończyły już szkołę oraz na dorosłych członków rodziny, być może po winien zostać szczególnie podkreślony, gdyż powszechnie się go lekceważy. Z wiarą jest podobnie jak z każdą rzeczą, która oddziałuje na nasze życie: trzeba ją podsycać, aby jej działanie było trwałe. Kiedy dziecko wyrośnie już z wieku szkolnego istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że stopniowo ograniczy swą praktykę religijną do jednej godziny spędzonej w kościele w niedzielę, jeśli prawdziwie chrześcijańskie życie rodzinne nie będzie podtrzymywać korzystnego wpływu, jaki wcześniej wywierała na nie szkoła katolicka. Dom jest w rzeczywistości jedynym miejscem, poza kościołem, które jest w stanie odpowiedzieć na nasze codzienne religijne potrzeby. Dlatego właśnie tutaj musimy zostać zaopatrzeni w to, czego nie możemy otrzymać gdzie indziej. Jeżeli poza domem, w narzuconym towarzystwie niewierzących współpracowników, czasem mimo woli słyszy się, jak religia sprowadzana jest do zera i wyśmiewana, wówczas można nalegać, aby w domu wiara znalazła poszanowanie i była uznana najistotniejszą w życiu sprawą. Jeśli gdzie indziej otwarte praktykowanie aktów pobożności byłoby powszechnie przyjęte z cichym zdziwieniem lub nieukrywaną pogardą, tutaj składanie rąk albo klękanie do modlitwy musi być uważane za równie naturalne jak jedzenie lub picie. Podczas gdy często nie jesteśmy w stanie powstrzymać dostępu bezbożności i niemoralności do prasy, plakatów, galerii sztuki, czy miejsc rozrywki, możemy przynajmniej odmówić im wstępu, gdy pukają do drzwi naszych katolickich domów.

Pokażcie mi prawdziwie chrześcijańskie domostwa, gdzie religia nie jest jedynie tolerowana, ale czczona i podsycana, które nie są tylko kwaterą sypialną, a wskażę wam ród bogobojnych mężczyzn i kobiet trwających w swej wierze mimo podstępnych machinacji zepsutego i niewiernego świata.

   Wiara zapobiega rozwodom

Pozostaje nam jeszcze tylko wspomnieć krótko trzeci ą przyczynę, dla której religia jest nieodzowna w domu. Bez niej, mianowicie, zagrożone jest istnienie rodziny. Wiara jest bowiem jedynym pewnym strażnikiem nierozerwalności małżeństwa i ochroną przed jego rozpadem wskutek rozwodu.

Tam, gdzie nie ma religii, nie ma nadprzyrodzonej motywacji, by podtrzymać i zadośćuczynić ślubom małżeńskim oraz przekonania o ich nietykalności, w oczywisty sposób, gdy wynikną trudności wymagające obopólnej wyrozumiałości, a jest to nieuniknione, mąż lub żona ucieknie się do rozwodu. Bóg jeden wie, że nie zawsze łatwo jest małżonkom znosić nawzajem swe niedoskonałości, a człowiek w swej naturze nie jest w stanie bez zewnętrznego wsparcia wytrwale wypełniać wszystkich zobowiązań wspólnego życia. Dlatego właśnie uczynił On małżeństwo dziełem nadprzyrodzonym, sakramentem obdarzonym wszelkimi szczególnymi łaskami, które są potrzebne, aby zaślubiona para mogła wiernie spełniać swe powinności aż do śmierci. To głównie na skutek odrzucenia jego sakramentalnego charakteru ludzie spoza Kościoła katolickiego tak łatwo wstępują w ten związek i tak niewiele czyni się, by zapobiec rozprzestrzeniającemu się złu zrywania jedności małżeńskiej.

Możemy cieszyć się z tego, że rozwody nie są powszechne wśród katolików, niemniej jednak musimy ze wstydem przyznać, że się zdarzają, a niejednokrotnie napięte stosunki między mężem i żoną oraz upadek autorytetu rodzicielskiego wyrządzają niewiele mniejszą szkodę. Dlatego nie wystarczy jedynie uznać religijny charakter oraz nierozerwalność związku małżeńskiego. Wiara musi uświęcać nie tylko jego zawarcie, ale także całe późniejsze życie rodziny.

Jakże ogromną różnicę odczulibyśmy w naszym życiu, gdyby pośród rzeczy niezbędnych, by stworzyć idealny dom, znalazła się religia! Mówimy „Czym jest dom bez matki?” i rzeczywiście jej brak pozostawia lukę, której nie da się odpowiednio zapełnić. Jednak o ile więcej traci ten, kto nie podsyca wiary w rodzinie!

Religia łaskawą królową

Dlaczego więc tak wiele jest domów, nawet tych chrześcijańskich, w których zauważalny jest jej brak? Czy dlatego, że religia jest postrzegana jako tyran rządzący żelazną ręką? Bez wątpienia, ten pogląd jest odpowiedzialny za postawę wielu, którzy określają się mianem chrześcijan. Nie ma jednak bardziej mylnej opinii. Prawdziwym tyranem w domu, któremu wielu służy z niewolniczą starannością, jest nienasycona żądza beztroski, przyjemności, czy też pozycji społecznej, która zmusza rodzinę do życia ponad stan, byle tylko dorównać sąsiadom pod względem okazałego domostwa i luksusowego wyposażenia. Podczas gdy religii, która rządziłaby jak czuła matka lub łagodna królowa, okazuje się nikłą uprzejmość a nawet odmawia się jej wstępu.

Dlatego przyjmijcie ją do swych domów, ojcowie i matki, synowie i córki, wszyscy, którzy pragniecie, by były prawdziwie szczęśliwe. Powitajcie ją z otwartymi ramionami i radosnymi sercami. Straszliwie błądzą ci, którzy ją postrzegają jako tyrana. Religia jest najłaskawszą królową, która prowadzi nas łagodnie i z korzyścią dla nas. Poddajcie się jej umiłowanemu działaniu tak, by opromieniał was zawsze uśmiech jej aprobaty. Niech kieruje wami kiedy wychodzicie z domu i kiedy do niego powracacie. Przeznaczcie dla niej honorowe miejsce przy stole! Pozwólcie jej zasiadać przy was, kiedy się uczycie! Niech jej łaskawe oko działa na was powściągliwie w czasie radości, a czuła dłoń ociera wasze łzy w okresie smutku! Pozwólcie jej służyć wam w chorobie i cierpieniu. Wówczas, gdy dokonacie już żywota, ona poprowadzi was z ziemskiego padołu do domu waszego Ojca w Niebie.

Mówią, że rodzina jest wielkim wrogiem Kościoła

Przed swoim nawróceniem wielki niewierzący uczynił następujące wyznanie wybitnemu apostołowi Najświętszego Serca, ojcu Mateo Crawley-Boevey: „Mamy tylko jeden cel – dechrystianizację rodziny. Chcemy pozostawić katolikom ich kościoły, kaplice i katedry. Wystarczy, że będziemy mieli rodzinę. Jeśli ją pozyskamy, nasze zwycięstwo nad Kościołem będzie pewne”.

O. Celestine Strub OFM

Powyższy tekst jest fragmentem książki O. Celestine’a Struba OFM Przewodnik do szczęścia w rodzinie.