Rozdział czwarty. Wychowanie moralne i religijne. Karcenie

W ostatnim rozdziale przyjrzeliśmy się niezmiernie ważnemu obowiązkowi, który każe rodzicom czuwać nad swoimi dziećmi, by nie dopuścić do zaistnienia zła. Aby wszystko jasno wyłożyć, popatrzyliśmy na ważne aspekty, które często się zaniedbuje lub niewłaściwie stosuje w praktyce. Ale mimo wszelkiej troski i czujności, dzieci często są nieposłuszne i postępują źle. To nakłada na rodziców drugi obowiązek – używania autorytetu danego im przez Boga, by panować nad dziećmi poprzez stosowne karcenie; obowiązek, który polega na ostrzeganiu ich, strofowaniu i karaniu, mniej lub bardziej surowo, w zależności od sytuacji w każdym konkretnym przypadku.

Żaden obowiązek nie jest tak wyraźnie zalecany jak ten, a w Mądrości Syracha Duch Święty podkreśla to wielokrotnie w mocnych słowach: „Kto miłuje swego syna, często używa na niego rózgi… Koń nieujeżdżony jest narowisty, a syn zostawiony samemu sobie staje się zuchwały… W młodości nie dawaj mu zbytniej swobody, okładaj razami boki jego, gdy jest jeszcze młody, aby, gdy zmężnieje, nie odmówił ci posłuchu” (Syr 30, 1. 8. 11–12) i w wielu innych ustępach o podobnym charakterze, których nigdy nie należy tracić z pola widzenia.

Te wskazówki są jednak bardzo ogólne. Istota rzeczy polega na tym, by wiedzieć, kiedy je zastosować w każdym konkretnym przypadku. Mam świadomość, że nie jest łatwo wyłożyć precyzyjnie zasady karcenia, które zawsze musi być uzależnione od wielu okoliczności. Zatrzymam się na dwóch zagadnieniach, które będą wielką praktyczną pomocą. Są to podstawowe zasady, jakie powinny cechować karcenie i podstawowe błędy w związku z nim popełniane.

Jeśli chodzi o punkt pierwszy, karcenie musi spełniać dwie zasady: jedną jest czas, a drugą sposób.

Odnośnie czasu, karcenie powinno się rozpoczynać we wczesnym wieku, co szczególnie podkreśla Duch Święty, kiedy mówi: „Okładaj razami boki jego, gdy jest jeszcze młody” (Syr 30, 12), żeby przezwyciężyć jego upór i zawziętość, dopóki jest jeszcze mały i można go formować. Mówiąc w ten sposób, Duch Święty nie zgadza się z ideą, że wszystko w dzieciństwie jest niewinne i wybaczalne i dlatego należy zrezygnować z karcenia dzieci. Przeciwnie, chce, żebyście od czasu do czasu stłumili naturalną czułość, jaka wypełnia wasze serca i przeszkadza w okazaniu niezbędnej surowości, i byście mieli odwagę we właściwym czasie zamknąć uszy na ich płacz i łzy, kochając je w ten sposób miłością, która jest równie mądra, jak silna, a nie ślepa, przesadna i skierowana tylko na to, co sprawia im przyjemność.

A powód podany w Piśmie Świętym wart jest uwagi, kiedy zbyt późno odkryjecie, jak prawdziwe jest: „aby, gdy zmężnieje, nie odmówił ci posłuchu”, aby dzieci nie stały się uparte i niepoprawne. Ciekawe, choć uderzające jest, że póki dzieci są małe, niewiele dba się o ich właściwe wychowanie dlatego, że są małe; a gdy podrosną, rodzice często narzekają, że nie potrafi ą dłużej nad nimi panować po prostu dlatego, że są już duże i zdecydowane robić wszystko po swojemu. Zapytam teraz: kiedy zamierzacie je wychowywać, jeżeli, jak twierdzicie, jest na to za wcześnie, gdy są małe, a za późno, gdy są duże? Kiedy są małe, nie chcecie, a kiedy duże, nie możecie. W rezultacie, nigdy nie znajdziecie na to odpowiedniego czasu. Poznajcie zatem swój błąd i dajcie się przekonać, że musicie zacząć pracę nad nimi w porę. Kiedy drzewko jest młode i delikatne, można je łatwo giąć i ćwiczyć, ale kiedy wyrośnie duże i silne, nie można go już zmienić. Tak samo jest z dziećmi. Musicie je kontrolować i nie pozwolić im rosnąć, jak chcą, w fałszywej nadziei, że zmądrzeją, kiedy dorosną. Niewątpliwie, rozum naturalnie dojrzewa z wiekiem, ale jednocześnie kształtują się złe nawyki, które stopniowo biorą górę nad rozumem, czyniąc go niepodatnym na wszelką dyscyplinę. A wtedy przyjdzie czas, gdy będziecie bardzo chcieli użyć swego autorytetu, ale wam się nie uda; będziecie je strofować, a one tylko się roześmieją; wpadniecie w gniew, a one czasem posuną się tak daleko, że podniosą na was rękę, aż w końcu dojdzie do tego, że zamiast budzić w nich lęk, sami będziecie się ich bać.

W tym kontekście trzeba zauważyć inny wielki błąd, który jest czasem popełniany i polega na tym, że dorastające dzieci traktuje się bardziej surowo, niż wtedy, gdy były małe. Jestem w pełni świadomy, że nigdy nie powinniście rezygnować ze swojego autorytetu, ale musicie zawsze go używać odpowiednio do wieku dzieci. Szorstkie traktowanie, a szczególnie bicie, nie jest metodą odpowiednią dla starszego wieku i nierzadko takie postępowanie prowadzi do godnych pożałowania scen między ojcem a synem. Żeby uniknąć smutnej alternatywy wykłócania się z nimi albo znoszenia wszystkiego w milczeniu, wyrwijcie zło z korzeniami, kiedy są jeszcze małe.

Dopilnujcie, żeby dzieci od samego początku przyzwyczajały się szanować wasze słowa i nigdy nie pozwólcie na bezkarne nieposłuszeństwo, nawet jeden raz. Jednakże, aby to się udało, musicie być rozsądni i umiarkowani we wszystkich swoich nakazach. Jest wiele poleceń, z których moglibyście zrezygnować bez najmniejszej szkody, ale nie ma takiego, które wolno byłoby zlekceważyć, skoro już przeszło przez wasze usta. Przedmiot polecenia może być błahy i dlatego nie warto było go wydawać, ale skoro już tak się stało, nie można dopuścić, by przeszło niezauważone czy niewykonane, ani jego naruszenie nie może być potraktowane jak drobnostka. W ten sposób, gdy przyzwyczają się do posłuszeństwa w rzeczach małych, jest prawie niemożliwe, że odważą się nie posłuchać w sprawach większych; a jeśli tak się stanie, zwiększycie surowość karcenia proporcjonalnie do natężenia uporu i nieposłuszeństwa, jakie okazują. Byłoby godne pożałowania, gdybyście mieli się poniżyć do błagań, a nawet do nagród w pewnych i aż nazbyt częstych przypadkach większego uporu ze strony dzieci. Czy nie rozumiecie, że postępując w taki sposób nagradzacie tylko ich nieposłuszeństwo, zamiast mu zapobiegać, i zachęcacie do takiej postawy, przyzwyczajając dzieci, by was nie słuchały, by wymusić na was lepsze traktowanie. Konsekwentnie przestrzegajcie tej rady: albo wcale nie spierajcie się z dziećmi, albo, jeśli tak się stanie, zawsze wychodźcie z tego zwycięsko; bo biada wam, jeśli choć raz ulegniecie ich woli.

Jeżeli chodzi o sposób karcenia, zawsze musi być rozważny. Dla wyjaśnienia: karcenie jest środkiem, lekarstwem, dlatego jako lekarstwo nie może być stosowane ciągle, o każdej porze i bez umiaru, ale z rozwagą, we właściwym czasie i według potrzeby, ani mniej, ani więcej.

Jako zasada ogólna musi być stosowane rzadko, ponieważ lekarstwa podawane zbyt często są raczej szkodliwe niż pomocne. Dlatego jeśli przez cały dzień ogłuszasz dzieci gniewnym krzykiem, wkrótce przywykną do jego brzmienia i niedługo będzie mógł sobie dźwięczeć, ile chcecie. Zawsze ganić oznacza to samo, co nie robić tego nigdy; a jeśli przejdziecie do porządku dziennego nad drobnymi uchybieniami, będą was znacznie chętniej słuchać w sprawach ważniejszych.

Czasami lepiej jest przemilczeć i nie zwracać uwagi; innym razem wystarczy jedno spojrzenie albo krótkie ostrzeżenie czy szczególna intonacja głosu. Jaki sens ma zatem powtarzanie ciągle tego samego i robienie z siebie irytujących nudziarzy, skoro można zapewnić pożądany rezultat znacznie mniejszym wysiłkiem?

Karcenie, które wystarczy dla jednego dziecka z uwagi na jego uległą naturę, nie wystarczy dla innego, bardziej hardego i upartego. Niektóre dzieci są jak baranki i można nimi kierować łagodnością, podczas gdy inne wymagają silnej ręki. Dlatego powinniście badać charakter i skłonności waszych dzieci, by różnicować metody stosownie do ich osobowości, ponieważ nie można tak samo traktować wszystkich, nawet za identyczne przewinienie.

Musicie też wiedzieć, jak odróżnić jedną winę od drugiej. Niektóre przewinienia są skutkiem lekkomyślności, podczas gdy inne są rozmyślne i złośliwe. Większa surowość powinna być też zarezerwowana dla poważniejszych wykroczeń, zwłaszcza tych przeciw moralności i dobrym obyczajom. Dlatego nie mogę zrozumieć, czemu często robicie tyle krzyku o stłuczoną szybę, zgubiony pieniążek, podarte czy brudne ubranie, a patrzycie obojętnie na zepsucie ich obyczajów, zbyt swobodne rozmowy i zachowanie, zamiłowanie do hazardu, fałszywy, gnuśny, bezbożny charakter? Czyż nie jest to zupełne pomieszanie pojęć? Czy dusza według Jezusa Chrystusa nie jest ważniejsza niż ubranie, pieniądze czy jedzenie? „Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm” (Łk 12, 23). Dlaczego więc traktujecie takie słabości obojętnie? Jaką naukę wyciągną wasze dzieci z tych przewinień, choć poważnych, kiedy ich za to albo wcale nie upomnicie, albo niedbale i bez przekonania? Czyż nie wyciągną z tego wniosku, że te sprawy są mało istotne, i nie będą się nimi niepokoić? Takie błędne poglądy możecie spowodować swoją obojętnością.

To są rozumne zasady, których powinniście przestrzegać w karceniu, i które zastosujecie bez trudu, jeżeli zawsze będziecie mieć w perspektywie Boga i prawdziwe dobro waszych dzieci. By jednak lepiej pojąć te zasady, przejdźmy teraz do zbadania popełnianych w związku z nimi zasadniczych błędów. Błędy te można sprowadzić do trzech: nadmierna łagodność i pobłażanie lub nadmierny rygor i surowość, lub, co zaskakujące, oba jednocześnie.

Poprzez nadmierną uprzejmość i pobłażanie

To pospolity błąd niektórych przewrażliwionych rodziców, którzy ubóstwiają swoje dzieci i obawiają się narazić je na smutek, cierpienie czy przykrość. Ukrywają ich błędy, pozwalają im uniknąć kary, a nawet okazują tak godną pożałowania słabość, że pochwalają ich działania, co nierozsądnie uważają za wskazówki wyższego ducha. Lecz niestety! Do jakich skrajności można doprowadzić dzieci, które są tak wychowywane i którym tak się schlebia! Może nie macie innej intencji niż pozyskanie ich uczucia, ale choć intencja może być dobra, popełniacie wielki błąd, myśląc, że spowodujecie w ten sposób, że będą was kochały prawdziwą dziecięcą miłością za uległość, która wszystko znosi i na wszystko pozwala. Tymczasem to najlepsza droga, by doprowadzić do tego, że będą wami pogardzać, nieprzywykłe do pełnej szacunku bojaźni, jaką powinny do was żywić. Dlatego kochając je w taki sposób pokazujecie naprawdę, że nienawidzicie ich silną nienawiścią, skierowaną nie tylko przeciwko waszym dzieciom, ale również przeciw wam samym, ponieważ wszystko w praktyce sprowadza się do tego, że skazujecie je na życie wśród ciągłego nieporządku i braku umiaru, ściągając na własną głowę niewypowiedziane cierpienie i żal. Dziecko, które jest dzisiaj waszym bożkiem, któregoś dnia stanie się waszym krzyżem.

Grzeszą również ci rodzice, którzy nie rezygnują całkowicie z karcenia, ale stosują je zbyt łagodnie i brakuje im zdecydowania, stanowczości i niezbędnej energii; używają tylko języka wtedy, gdy powinni użyć rąk. Kończy się to wyzwiskami, albo krzykiem i pogróżkami, z których dzieci tylko się śmieją.

Taki był grzech najwyższego kapłana Helego, który został tak surowo ukarany przez Boga, choć w innych aspektach był człowiekiem prowadzącym prawe i nieposzlakowane życie. Chociaż uprzedzono go o świętokradczej profanacji popełnionej w Świątyni przez jego dwóch synów, Chofniego i Pinchasa, zamiast podjąć energiczne kroki, jakich wymagał taki ogrom zła, i jakie powinien był podjąć jako ojciec, najwyższy kapłan i sędzia, wezwał ich tylko do siebie i rzekł: „Czemu dopuszczacie się tych czynów, wszak od całego ludu słyszę o waszym niewłaściwym postępowaniu? Nie, synowie moi, niedobre wieści ja słyszę” (1 Sm 2, 23–24). To było jedyne upomnienie, jakie im dał za bardzo złe czyny; a jego niemądra słabość ściągnęła na niego i synów haniebną śmierć.

Identyczna jest głupota rodziców, którzy stosują środki uśmierzające, kiedy rana wymaga ognia i żelaza, i którzy zadowalają się paroma słowami rady czy wymówki, albo jakąś lekką karą. Ich podejście powinno być zupełnie inne. Takie karcenie i takie rady są dobre w przypadku dziecięcych przewinień o żadnych lub niewielkich konsekwencjach; ale kiedy winy są poważne, a powtarzane ostrzeżenia okazują się bezskuteczne, powinniście przejść do działania, zastosować mocniejsze środki i wykorzystać autorytet, jaki Bóg złożył w wasze ręce. Nie chcę, byście przez to zrozumieli, że nie macie być łagodni i uprzejmi wobec swoich dzieci, ale do tej łagodności i uprzejmości musicie zawsze dodać odpowiednią stanowczość i energię, żeby wzbudzić szacunek. I nie obawiajcie się, że wasze dzieci będą was przez to mniej kochały – nawet zaczną was jeszcze bardziej cenić.

Unikaj skrajności

Ale unikając jednej skrajności musicie być pewni, że nie popadniecie w drugą, znacznie bardziej niebezpieczną i szkodliwą skrajność traktowania dzieci z nadmierną surowością. Bywają rodzice, którzy są tak owładnięci niecierpliwością, gniewem i złym humorem, że niczego nie potrafi ą znieść; którzy nie wiedzą, jak wypowiedzieć czułe, pełne miłości słowo; którzy zawsze wytykają błędy, w porę i nie w porę; którzy na wargach i w oczach ciągle mają wymówki; którzy zawsze są gotowi uderzyć lub pogrozić; którzy jednym słowem są tak brutalni i barbarzyńscy, że nawet karząc dzieci w słusznej sprawie nigdy nie zachowują należnego umiaru, lecz atakują je bez żadnej próby samokontroli i biją bez litości, jakby były z żelaza czy kamienia. Niestety! Jakim strasznym błędem jest takie wychowanie dzieci, przez nieustanne okazywanie irytacji, surowości i gniewu – błędem, który z pewnością przepełni je nienawiścią i wstrętem do was, i doprowadzi do tego, że nie będą patrzeć na was jak na rodzica, tylko tyrana i oprawcę. Przez ten błąd wiele naprawdę dobrych z natury dzieci, które stałyby się takie w innych rękach, w waszych mogą się tylko zmarnować i uciec do najbardziej desperackich kroków, takich jak ucieczka i życie bezdomnego włóczęgi albo wybór nieodpowiedniej drogi życiowej – a wszystko tylko po to, by pozbyć się ciężaru, który stał się nie do zniesienia.

Posłuchajcie więc ostrzeżenia, jakie daje wam święty Paweł: „Ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie je stosując karcenie i napominanie Pańskie!” (Ef 6, 4). Czy dobrze rozumiecie? Wasze karcenie musi być „karceniem Pańskim”, to znaczy kierowanym szczerym pragnieniem ich zbawienia, nie karceniem diabelskim, czyli podżeganym przez brutalną wściekłość i szatańską furię, która tylko szuka ujścia, a jej jedynym efektem jest krzywda dzieci, a nie ich poprawa. Jeśli w karceniu nie ma innego motywu niż dobro waszych dzieci, będziecie z łatwością wiedzieli, jak zachować właściwe granice i nie posunąć się dalej, niż to konieczne; a nawet jeśli okoliczności będą wymagały surowej kary, zawsze powinniście dać do zrozumienia, że mimo oburzenia postępkami dzieci nie przestajecie ich kochać. W ten sposób dzieci będą skłonne przyjąć wasze karcenie, bo z jednej strony dobrze wiedzą, co zrobiły złego, a z drugiej są przekonane, że karzecie je niechętnie i wyłącznie dla ich własnego dobra.

A żeby mogły być tym bardziej przekonane, że surowość, jaką im okazujecie w niektórych sytuacjach, naprawdę wypływa z waszej miłości do nich, we wszystkich innych sprawach musicie okazywać im właściwą uwagę i troskę, wyrażać aprobatę i zadowolenie, kiedy dają dowody uległości i posłuszeństwa; wiedzieć, jak inspirować je i zachęcać przez małe nagrody; a szczególnie dbać, by miały wszystko, co jest im potrzebne do życia i rozwoju. Pamiętajcie, jeżeli egzekwowanie waszego autorytetu sprowadza się do bicia i pogróżek, a we wszystkim innym nie przejawiacie żadnej troski, lecz ograniczacie je jak niewolników, nie dostarczając żadnej rozrywki, i jeśli niechętnie ponosicie niezbędne koszty ich utrzymania, każąc czekać miesiącami nawet na niezbędne im ubrania, zapewniam was, że nigdy nie zdobędziecie ich miłości, a bez tej miłości nie uda się wam niczego osiągnąć przez karcenie. Mało tego, zobaczycie, że wprost przeciwnie, będą zawsze skłonne do robienia czegoś złego, choćby tylko ze złośliwości i uporu.

Wszystko można uzyskać od dzieci, które naprawdę kochają rodziców, ale miłość pozyskuje się miłością. Musicie więc od czasu do czasu okazywać, że je kochacie – nie poprzez tolerowanie tego, czego tolerować nie powinniście, lecz przez tysiące drobnych aktów miłości, które charakteryzują dobrego rodzica.

Unikaj skrajności rygoru i pobłażania

Istnieje wreszcie, choć może się to wydawać dziwne, trzecia kategoria rodziców, którzy popadają jednocześnie w obie skrajności, o których mówiliśmy – nadmierny rygor i nadmierne pobłażanie. I choć takie stwierdzenie wydaje się nieprawdopodobne przez swą wewnętrzną sprzeczność, tę szczególną kategorię być może najczęściej spotykamy w praktyce. Mówię tu o rodzicach, którzy w zarządzaniu swoim domem nie mają innego przewodnika niż dobry lub zły nastrój, jaki w danej chwili nimi kieruje, i wskutek tego zawsze przechodzą z jednej skrajności do drugiej. Raz są zbyt surowi, innym razem zbyt pobłażliwi; raz gnębią cały dom za nic, innym razem, widząc najbardziej karygodne zachowanie, śmieją się tylko i żartują na ten temat z dziećmi; niemal w jednej chwili przechodzą z jednej skrajności do drugiej – od pieszczot do kar, od kar do pieszczot. Jest to bliskie zachowaniu szaleńców. Jaki autorytet można zdobyć u dzieci takim dziwacznym zachowaniem, robiąc wszystko nieodpowiednio do czasu i miejsca, kierując się tylko impulsem chwili lub nastrojem, a nie rozumem i spokojnym namysłem? Wychowanie dzieci nie jest sprawą nastroju czy kaprysu, lecz zdrowego osądu i dojrzałej refleksji. Musicie konsekwentnie ćwiczyć panowanie nad sobą i zachowywać pewną równowagę ducha, jeżeli chcecie być szanowani przez swoje dzieci.

Naśladujcie tych rodziców, którzy przez spokój i opanowanie ustawiają się w pozycji do wygranej i zdobycia miłości i szacunku swoich dzieci bez ciągłego uciekania się do aktów surowości. To są prawdziwi wychowawcy, ale niestety nie ma ich wielu. Wy macie zwyczaj uciekania się do gróźb i do pieszczot, ale nic nie osiągacie, podczas gdy oni jednym znakiem, słowem, spojrzeniem od razu uzyskują posłuszeństwo. Zwróćcie uwagę na różnicę. A dlaczego tak jest? Ponieważ, powtarzam, w wychowaniu dzieci musicie być konsekwentni i zawsze zachowywać stałą i niezmienną postawę łagodności połączonej z powagą. Jeśli nie umiesz panować nad sobą, jak możesz mieć nadzieję, że zapanujesz nad innymi!

Przed podsumowaniem tego wątku należy zwrócić uwagę na parę innych ważnych rzeczy do przemyślenia, gdyż od tego w dużej mierze będą zależeć owoce i skuteczność karcenia; ale nie chcąc przedłużać, przeniosę je do następnego rozdziału.

Na razie z wszystkiego, co zostało dotąd powiedziane, możecie wywnioskować, że najtrudniejszym elementem wychowania jest karcenie. By właściwie je stosować, trzeba niemałego taktu i rozwagi – cechy, która bynajmniej nie jest powszechna. Potrzebujecie rozwagi, by odróżnić jeden przypadek od drugiego, rozwagi, by dostosować karę do temperamentu i skłonności waszych dzieci, rozwagi, by wybrać sprzyjający czas i sytuację, i wreszcie, rozwagi, by powstrzymać się od obrania zbyt rygorystycznych lub zbyt swobodnych metod, ściągając w ten sposób na siebie albo pogardę za nadmierną pobłażliwość, albo niechęć za przesadną surowość.

W tym aspekcie rozwaga rodziców jest ważniejsza od świętości. Świętość jest korzystna dla tego, kogo cechuje, ale rozwaga niezbędna dla każdego, kto musi rządzić innymi. Dlatego nierzadko widzimy rodziców, którzy są naprawdę dobrzy i pobożni, a jednocześnie zupełnie zawodzą w kwestii wychowania swoich dzieci. Są dobrzy sami w sobie, lecz źli jako wychowawcy, bo mają zbyt miękki i uległy charakter albo zbyt wiele oczekują od dzieci i w konsekwencji je zniechęcają. Świat jest często zdumiony, widząc złe dzieci takich dobrych rodziców, ale to wcale nie powinno dziwić, bo sama dobroć nie wystarcza – musi być połączona z rozwagą. Z drugiej strony, jest wielu rodziców, którzy bynajmniej nie są tacy pobożni, ale radzą sobie dużo lepiej z wychowaniem dzieci, ponieważ mają więcej zdolności, więcej rozwagi i więcej zdrowego rozsądku w kierowaniu nimi.

A jak, możecie zapytać, mamy osiągnąć taką rozwagę? Działajcie zawsze ze słuszną intencją, niech waszym celem będzie Bóg i dobro waszych dzieci. Działajcie zawsze z namysłem i bez pośpiechu; czasami spytajcie o radę innych i nie ufajcie zanadto własnym uczuciom. Nade wszystko, radźcie się Boga w modlitwie, błagając o światło Tego, który jest jedynym dawcą wszystkich dobrych darów, a On was oświeci i umożliwi w każdej sytuacji rozpoznanie najlepszego kierunku działania, zmierzającego do właściwego panowania nad waszymi dziećmi.

Ks. John Hagen

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Johna Hagena ABC dobrego wychowywania dzieci.