Rozdział czwarty. Przygotowywanie apostołów

Niedługo potem, pewnego wieczoru, Jezus wyszedł sam na górę i został tam przez całą noc modląc się. Przywołał uczniów, by przyszli do Niego, i wybrał z nich dwunastu, którzy mieli zostać Jego apostołami.

Słowo „apostoł” oznacza „kogoś, kto jest posłany”. Jezus wybrał tych dwunastu, by wysłać ich jako pierwszych nauczycieli i przywódców szerzących Jego Królestwo.

Oto ich imiona: Szymon Piotr, jego brat Andrzej, Jakub i Jan, Filip i Bartłomiej, Mateusz i Tomasz, jeszcze jeden Jakub, jego brat Juda Tadeusz, jeszcze jeden Szymon oraz Judasz Iskariota. Nasz Pan już od dawna przygotowywał ich do wielkiej pracy jakiej mieli dokonać, lecz teraz wciąż pozostawali przy Jezusie, a On przekazywał im jeszcze głębszą naukę, aby byli gotowi na czas kiedy Go zabraknie.

Pierwsze wielkie nauczanie, jakie Jezus przekazał swym uczniom, gdy już wybrał spośród nich dwunastu apostołów, nazywamy Kazaniem na Górze.

Wielki tłum przybył szukając Jezusa. Widział ich dobrze z góry gdzie stał. Być może niektórzy podeszli dość blisko by usłyszeć co mówi. Jednak mowa przeznaczona była tak naprawdę dla uczniów i dla nas, a nie dla tłumów, które jeszcze nie znały Naszego Pana. Jezus zaczął nauczać tymi słowami:

Błogosławieni ubodzy w duchu,
Albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą,
Albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi,
Albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
Albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni,
Albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca,
Albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój,
Albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości,
Albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was,
I gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was.
Cieszcie się i radujcie,
Albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie.
(Mt 5, 3–12)

Mowa była tak długa, że nie przytoczę jej wam całej – możecie ją przeczytać w Ewangelii świętego Mateusza, jeśli zechcecie.

Mowa kończy się tak:

Każdego więc, kto tych słów moich słucha
I wypełnia je,
Można porównać z człowiekiem mądrym,
Który swój dom zbudował na skale.
Spadł deszcz,
Wezbrały potoki,
Zerwały się wichry
I uderzyły w ten dom.
On jednak nie runął,
Bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha,
A nie wypełnia ich,
Można porównać z człowiekiem głupim,
Który dom swój zbudował na piasku.
Spadł deszcz,
Wezbrały potoki,
Zerwały się wichry
I rzuciły się na ten dom.
I runął, a upadek jego był wielki.
(Mt 7, 24–27)

Po czym Nasz Pan wraz z uczniami zszedł z góry i udał się do Kafarnaum. Żył tam setnik, którego sługa ciężko zachorował. (Setnik to oficer rzymski, mający pod rozkazami stu żołnierzy.) Ów setnik słyszał już o Jezusie, i kiedy doszła do niego wieść, że Pan przybył do Kafarnaum, wysłał do Niego kilku swych przyjaciół, uczonych i dobrych Żydów, by wyszli Mu na spotkanie i prosili Go o uzdrowienie biednego sługi.

Żydzi, którzy przyszli do Jezusa z tą wiadomością, powiedzieli Naszemu Panu, że setnik jest bardzo dobrym człowiekiem, i chociaż jest Rzymianinem, wybudował dla nich synagogę.

Jezus skierował się w stronę domu setnika, lecz kiedy już był blisko, przybiegł setnik i rzekł do Jezusa:

– Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod mój dach. Powiedz tylko słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony. Gdyż i ja też, choć podlegam władzy, mam pod swymi rozkazami żołnierzy, a kiedy powiem jakiemuś: „Idź!”, to idzie, a drugiemu: „Przyjdź!” i przychodzi, a gdy powiem słudze: „Zrób to”, on to czyni.

Kiedy Nasz Pan to usłyszał, zdziwił się i powiedział do swoich uczniów:

– Nie znalazłem takiej wiary w Izraelu.

Setnik wiedział, że władza pochodzi z wysoka – kapitan w armii nie miałby żadnej władzy, gdyby nie podlegał oficerom, którzy są nad nim, prawda? Sądził więc, że jeśli Jezus potrafi leczyć choroby i wyrzucać złe duchy, musi podlegać Bogu – nikt inny nie dałby Mu mocy, by uzdrawiał i wyrzucał demony, tak jak oficer rozkazuje swoim ludziom!

Setnik nie był Żydem, lecz Rzymianinem. Nie należał do Narodu Wybranego, który został tak dobrze przygotowany na przyjście Naszego Pana. Mimo to, uwierzył w Jezusa o wiele szybciej niż Żydzi i lepiej Go zrozumiał!

Kiedy setnik wrócił do domu, sługa był już zdrowy. Bardzo lubię tego rozsądnego setnika, a wy? Nasz Pan też musiał go szczególnie cenić, gdyż teraz my wszyscy, księża i wierni, powtarzamy jego słowa, tylko trochę zmienione, przed Komunią Świętą: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”.

Z Kafarnaum Jezus razem z uczniami podążył do Naim. Kiedy zbliżyli się do miasteczka, napotkali orszak pogrzebowy. Chowano chłopca. Żałobnicy nieśli jego ciało na marach – rodzaj noszy do przenoszenia zmarłych – a za nimi szła matka chłopca, płacząc i szlochając. Był jej jedynym synem, jej mąż również już nie żył. Bardzo kochała swego syna, gdyż tylko on jej pozostał. Teraz, po jego śmierci, przytłoczyło ją nieszczęście. W pogrzebie brało udział wielu ludzi, cały tłum, okazując żal i próbując pocieszyć wdowę.

Kiedy Nasz Pan to wszystko zobaczył, podszedł do biednej matki i powiedział:

– Nie płacz.

Położył rękę na marach, a ludzie, którzy je nieśli, stanęli. Jezus zwrócił się do zmarłego chłopca:

– Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!

Chłopiec usiadł i zaczął mówić, a Jezus oddał go matce. Nie wiemy ile chłopiec miał lat, ale możliwe, że był całkiem mały. W tamtych czasach chłopców nazywano młodzieńcami – byli przecież młodzi, prawda?

Był to jak dotąd największy cud Jezusa, opowiadano o nim z lękiem i zdumieniem po całej okolicy.

Przez cały ten czas Jan Chrzciciel wciąż siedział w więzieniu u króla Heroda, dokąd doniesiono mu co czyni Jezus. Jan pomyślał: „Najwyższy czas, by moi uczniowie dowiedzieli się kim jest Jezus”.

Wysłał więc dwóch ze swych uczniów z zapytaniem do Naszego Pana:

– Czy jesteś Wielkim Królem, który miał nadejść, czy też mamy szukać kogoś innego?

Przyszli do Jezusa z tym pytaniem, zaś On kazał im usiąść koło siebie i poczekać chwilę na odpowiedź. Kiedy tak czekali, przybyło wielu chorych, by Jezus ich uzdrowił, niewidomi, którzy chcieli odzyskać wzrok, i ludzie opętani przez złe duchy.

Jezus uzdrowił ich wszystkich, po czym zwrócił się do uczniów świętego Jana i rzekł:

– Idźcie i powiedzcie Janowi coście widzieli: że ślepi widzą, chromi chodzą, trędowaci są oczyszczeni, głusi słyszą, zmarli ożywają, ubogim głosi się Dobrą Nowinę, zaś błogosławiony jest ten, kto we mnie nie zwątpi.

Wysłańcy powrócili do Jana, na pewno zadowoleni. Kiedy odeszli, Jezus zaczął mówić tłumom o Janie.

Powiedział:

– Coście wyszli zobaczyć na pustyni? Trzcinę chwiejącą się na wietrze? Co wyszliście ujrzeć? Człowieka odzianego w miękkie szaty? Nie, to w pałacach królewskich przebywają ci, co noszą miękkie stroje i żyją w zbytku. Co więc wyszliście zobaczyć? Proroka? Tak, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano w Piśmie: „Oto posyłam mego wysłannika przed Tobą, aby Ci przygotował drogę”. I powiadam wam: nie ma większego od Jana, lecz najmniejszy w Królestwie Niebieskim większy jest niż on.

Wszyscy ochrzczeni przez Jana radowali się, że Jezus tak go wychwala, tylko faryzeusze, którzy nie chcieli mieć z nim nic wspólnego, wcale się nie cieszyli.

Jezus zaczął teraz nauczać w przypowieściach. „Przypowieść” to szczególny rodzaj opowiadania, inaczej nazywana bywa „parabolą”, co po grecku oznacza „zestawienie czegoś razem”. W przypowieściach Naszego Pana są więc razem połączone dwa znaczenia. Jedno jest proste i od razu zrozumiałe, a drugie, głębsze, jest tym, czego Jezus chciał nauczyć.

Ludzie z tłumu, któremu Jezus głosił przypowieści, przeważnie nie rozumieli drugiego ich znaczenia. Jednak nikt nie zapomina dobrej opowieści. Kiedy więc apostołowie zostali później wysłani by głosić Dobrą Nowinę, mogli przypominać ludziom o przypowieściach i wyjaśniać co one znaczyły. Ci, którzy się głębiej zastanowili, mogli też sami to odgadnąć.

Jezus nauczał w przypowieściach z tego samego powodu, dla którego dzieci w szkole nie mają takich wykładów i zajęć jak studenci: nie są jeszcze gotowe na tak trudne nauki.

Tłumy słuchające Naszego Pana nie były gotowe by dotarło do nich wszystko to, co Jezus miał do powiedzenia. Musieli uczyć się stopniowo, a przypowieści były pierwszym stopniem, i dawały im do myślenia, gdyż wszyscy wiedzieli, że mają jakieś drugie znaczenie, nawet jeśli nie mogli go odgadnąć.

Oto przypowieść jaką opowiedział Jezus stojąc rano na brzegu jeziora:

– Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, i wydziobały je ptaki. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na żyzną ziemię i gdy wzrosły, wydały plon, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.

Gdy tłumy już wysłuchały tej mowy i odeszły, dwunastu apostołów podeszło do Jezusa i pytało co znaczy ta przypowieść.

Nasz Pan powiedział im:

– Dano wam poznać tajemnice Królestwa Bożego, innych zaś nauczam w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli.

Jezus chciał, żeby ludzie z tłumu Go rozumieli, ale wiedział, że lepiej dla nich będzie, jeśli usłyszą przypowieść i zrozumieją tylko jej proste znaczenie, niż gdyby wcale jej nie posłuchali. Ponieważ jednak apostołowie byli przy Nim, by się uczyć i przygotowywać do głoszenia Królestwa, odkrył im o wiele więcej niż innym.

Oto jak Jezus wyjaśnił przypowieść o siewcy:

– Ziarnem jest słowo Boże. Tym zaś na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca. Ziarno pada na skałę u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia; wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i bywają zagłuszeni przez troski, bogactwa i przyjemności życia, i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.

Nie przytoczę wam tu wszystkich przypowieści Naszego Pana, ale posłuchajcie jeszcze jednej, którą później również wyjaśnił apostołom. Mówi ona o Królestwie, jak większość przypowieści, i też zaczyna się od obrazu siewcy. Niektórzy uważają, że Jezus, stojąc na brzegu jeziora, mógł zobaczyć rolników siejących lub zbierających zboże, zależnie od pory roku, i z tego między innymi powodu Jego przypowieści pełne są scen z życia rolników. W każdym razie, są to przepiękne historie warte czytania.

– Królestwo Niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał na swej roli dobre nasienie. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: „Panie, czy nie posiałeś na roli dobrego nasienia? Skąd więc wziął się chwast?”. On im odpowiedział: „Sprawił to nieprzyjazny człowiek”. Rzekli wtedy słudzy: „Czy chcesz, żebyśmy poszli i zebrali ten chwast?”. A on im odrzekł: „Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa, a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza”.

Oto jak Nasz Pan wyjaśnił uczniom tę przypowieść:

– Tym, kto sieje dobre nasienie jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie Królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast jest diabeł, żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Tak, jak zbiera się chwast i spala w ogniu, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle swoich aniołów, ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkich niegodziwych ludzi, i wrzucą ich w ogień. A sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w Królestwie Ojca swego.

Jest też przypowieść o Królestwie, porównująca je do skarbu zakopanego w ziemi, i inna, w której Jezus porównuje Królestwo do sieci pełnej dobrych i złych ryb. W jeszcze innej Nasz Pan naucza, że Królestwo jest jak ziarnko gorczycy, które wpierw jest najmniejsze ze wszystkich nasion, a potem wyrasta na wielkie drzewo, w którego gałęziach gnieżdżą się ptaki. Jest jeszcze wiele przypowieści, które możecie znaleźć w Nowym Testamencie i przeczytać sami. Kiedy Jezus opowiedział te przypowieści, spytał apostołów:

– Czy to rozumiecie?

Odpowiedzieli:

– Tak.

Wtedy rzekł do nich:

– Każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare.

Pewnego dnia Jezus powiedział do apostołów:

– Przeprawmy się na drugą stronę jeziora.

Wsiedli wszyscy do łodzi i wypłynęli na Morze Galilejskie. Chociaż to tylko wielkie jezioro, czasami bywa bardzo burzliwe. Jezus, zmęczony całodniowym nauczaniem i uzdrawianiem, zasnął na dziobie łodzi podłożywszy sobie pod głowę zawiniątko.

Apostołowie przez jakiś czas płynęli w spokoju, gdy nagle zerwała się burza, gwałtowna jak sztorm na morzu. Wielkie fale uderzały w łódź i wlewały się do środka grożąc łódce zatonięciem, ale Jezus był tak zmęczony, że wciąż spał.

Kiedy apostołom udało się dojść do Jezusa, obudzili Go i wykrzyknęli:

– Mistrzu, łódź prawie tonie, wszyscy zginiemy!

Pan wstał i nakazał wichrom i jezioru, by się uciszyły, i nastała głęboka cisza. Potem zaś zwrócił się do apostołów:

– Czemu jesteście bojaźliwi i małej wiary? Czy naprawdę myśleliście, że pozwolę wam zginąć?

Lecz oni byli prawie tak samo przestraszeni nagłą ciszą, jak wcześniej niebezpieczeństwem zatonięcia, i mówili między sobą:

– Kim On jest, że nawet wichry i morze są Mu posłuszne?

Wciąż nie rozumieli, że Jezus jest Bogiem. Gdyby to wiedzieli, byliby zbyt przerażeni, by się z Nim przyjaźnić. Oto dlaczego Jezus pozwalał im dochodzić do tej prawdy krok po kroku, aż znali Go na tyle dobrze, że nie trzęśli się ze strachu, siedząc i rozmawiając z Nim, chociaż był Bogiem.

Dopłynęli na drugą stronę jeziora i znaleźli się w kraju Gadareńczyków. Spotkali tam bardzo nieszczęśliwego człowieka. Myślę, że to z jego powodu Nasz Pan chciał dotrzeć do tej krainy. Człowiek ten był opętany przez szatana, i to już od długiego czasu. Mieszkał samotnie na cmentarzu, i nie nosił żadnych ubrań. Jezus zobaczywszy go nakazał złemu duchowi wyjść z niego. Diabeł jednak zmusił opętanego, by upadł na twarz i wykrzyknął:

– Co ci do mnie, Jezusie, Synu Najwyższego? Nie dręcz mnie.

Nasz Pan zapytał:

– Jakie jest twe imię?

A zły duch odpowiedział:

– Legion.

Oznaczało to „bardzo wiele”, gdyż tego nieszczęsnego człowieka opanował nie jeden demon, lecz cały ich zastęp. Prosiły one Jezusa, by nie wysyłał ich prosto do piekła, lecz by pozwolił im wejść w stado świń pasących się niedaleko. Jezus przystał na to. Złe duchy opuściły opętanego i weszły w świnie, po czym całe stado popędziło jak szalone w dół wzgórza, wpadło do jeziora i utonęło. Świniopas, przerażony tym, co widział, pobiegł do domu, by opowiedzieć innym co się stało.

Kiedy mieszkańcy miasteczek i wiosek dowiedzieli się o tym wydarzeniu, przybyli by ujrzeć Jezusa. Zobaczyli też, że poprzednio opętany człowiek siedzi obok Jezusa, zdrowy i normalnie ubrany.

Pewnie myślicie, że powitali z radością Naszego Pana, ale ci Gadareńczycy wydawali się troskać bardziej o świnie niż o ludzi – poprosili bowiem Jezusa by od nich odszedł. Nasz Pan razem z apostołami zeszli więc do łodzi.

Uzdrowiony człowiek prosił by mógł odpłynąć z nimi, i by pozwolili mu na zawsze zostać przy Jezusie. Lecz Pan polecił mu by wrócił do domu i tam opowiadał co go spotkało. Gadareńczyk tak uczynił, i w ten sposób przygotował tę część kraju na nauczanie apostołów, którzy przybyli tu później, by szerzyć Dobrą Nowinę o Królestwie.

Kiedy Jezus z apostołami wrócili do Galilei, tłumy czekały już na Mistrza nad jeziorem. Ledwie dobili do brzegu, człowiek imieniem Jair przepchał się przez ciżbę, dobiegł do Naszego Pana i ukląkł przed Nim. Zaczął błagać Jezusa by przyszedł do jego domu, gdyż jego córka umiera i tylko Pan może ją uratować.

Jezus bez zwłoki ruszył z nim do domu. Kiedy przedzierali się przez tłum, pewna kobieta, chora od dwunastu lat na krwotok, zbliżyła się do Jezusa. Odwiedzała mnóstwo lekarzy, ale żaden jej nie pomógł. Była pewna, że Jezus może ją uzdrowić. Kiedy znalazła się blisko Niego, pomyślała: „Gdybym tylko mogła dotknąć Jego szaty, a będę zdrowa”. Wyciągnęła rękę i dotknęła szaty Jezusa, i od razu została uzdrowiona.

Nasz Pan przystanął i powiedział:

– Kto dotknął moich szat?

Uczniowie na to:

– Tłum ciśnie się ze wszystkich stron, a Ty pytasz kto Cię dotknął?

Nasz Pan odpowiedział:

– Ktoś mnie dotknął.

I rozejrzał się, szukając kto to mógł być.

Biedna kobieta, zdumiona i przestraszona, że może była zbyt zuchwała, wysunęła się jednak ze ścisku i uklękła u stóp Pana, mówiąc Mu o swoim postępku. Jezus odpowiedział jej:

– Twoja wiara cię uzdrowiła. Idź w pokoju.

Kiedy to wszystko się działo, przybył posłaniec z domu Jaira i przekazał, by już nie kłopotać Jezusa, ponieważ dziewczynka umarła.

Jednak Nasz Pan rzekł do Jaira:

– Nie lękaj się, tylko wierz.

Przybyli do domu Jaira. Jezus nie pozwolił wejść do pokoju dziewczynki nikomu, z wyjątkiem rodziców oraz Piotra, Jakuba i Jana.

Dom pełen był płaczących i lamentujących ludzi; my, jeśli ktoś umrze, wolimy spokój i nie chcemy mieć w domu tłumu płaczących wniebogłosy osób, jednak w tamtych czasach panował zwyczaj by głośno lamentować. Jezus powiedział do zebranych:

– Dlaczego płaczecie? Dziewczynka nie umarła, tylko śpi.

Oni zaś zaczęli Go wyśmiewać, gdyż przecież byli pewni, że umieją rozróżnić sen od śmierci, a dziewczynka nie żyła. Jezus jednak wszedł do jej pokoju, wziął ją za rękę i rzekł:

– Dziewczynko, wstań!

A ona od razu usiadła. Jezus oddał ją rodzicom i polecił by dano jej jeść. Przykazał też, by nikomu nie mówili co się stało, ale oni niewiele mogli poradzić, gdyż wszyscy wiedzieli o śmierci dziewczynki i o tym, że teraz jest znów żywa i zdrowa.

Nasz Pan opuścił dom Jaira i podążył do Nazaretu, pewnie po to, by spotkać się z Maryją. Teraz, po śmierci Józefa, kiedy Syn przebywał daleko głosząc Dobrą Nowinę, musiała czuć się samotna.

W szabat Jezus wszedł do synagogi by nauczać, tak jak już – pamiętacie? – robił to wcześniej. Tym razem jednak był już tak znany, że mieszkańcy Nazaretu nie mogli uwierzyć by Człowiek, który wyrósł wśród nich, mógł naprawdę czynić te wszystkie rzeczy o jakich słyszeli.

Mówili więc między sobą w synagodze:

– Czyż nie jest to Syn Józefa i Maryi? Młody cieśla, który z nami mieszkał i pracował, zanim wyruszył, by nauczyć? Przecież znamy Jego braci: Szymona, Judę i Jakuba, a oni nie są nikim niezwykłym!

Niektórzy uważali, że Maryja, prócz Jezusa, musiała mieć i inne dzieci, gdyż mowa tu o „braciach”. Wiemy jednak, że Jezus był Jej jedynym Synem, i że Szymon, Juda i Jakub to kuzyni Jezusa. W języku, którym wówczas mówiono w Palestynie, nie było określenia na „kuzynów”, toteż nazywano ich braćmi i siostrami. Gdyby się chciało dokładnie wyjaśnić, jak bliski jest kuzyn, trzeba by mówić: „syn siostry mojego ojca”, albo „córka brata mojej matki”, czy też jeszcze inaczej, a to oczywiście było niewygodne w codziennym użytku.

Jezus wiedział o czym szepczą zgromadzeni w synagodze, toteż rzekł do nich:

– Zapewne chcielibyście mi powiedzieć: „Dokonaj i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co się wydarzyło w Kafarnaum”. Jednak żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. I przypomniał im dwie historie ze Starego Testamentu, o prorokach, których Bóg wysyłał do dalekich krain, gdyż w ojczyźnie ich nie słuchano.

Jak tylko zgromadzeni w synagodze to usłyszeli, wpadli w gniew i wyprowadzili Jezusa z miasta na stok góry, na której było zbudowane. Chcieli strącić Jezusa z góry i zabić. Jednak nie nadszedł jeszcze czas śmierci Naszego Pana. Jezus przeszedł przez tłum ludzi, jakby ich wcale nie było, i oddalił się z miasteczka gdzie się wychował i gdzie już nigdy nie wrócił.

Gdyby nazaretańczycy pozwolili Jezusowi zostać w mieście, cuda Naszego Pana pokazałyby im, że jest On kimś więcej niż początkującym cieślą. Jednak wyrzucili Go od siebie w takim pośpiechu, że na cuda nie było wcale czasu.

Nadeszła teraz wielka chwila budowania Królestwa: Jezus przywołał apostołów do siebie i dał im moc i władzę nad złymi duchami i nad chorobami, po czym rozesłał ich by głosili Królestwo Boże. Wtedy to po raz pierwszy apostołowie zostali posłani by nauczać.

Wcześniej słuchali Jezusa i być może próbowali czasem odpowiedzieć na jakieś pytania ludzi z tłumu. Teraz mieli nauczać sami, leczyć choroby i wypędzać demony, tak jak widzieli to u Naszego Pana.

Jezus przykazał im by nauczali tylko we własnym kraju, i by nie brali ze sobą nic w drogę, jedzenia ani pieniędzy. Mieli wędrować i zatrzymywać się w miasteczkach.

Mieli głosić Dobrą Nowinę w synagogach i poza nimi, a potem iść do kolejnej miejscowości. Gdziekolwiek zaś by dotarli, mieli mówić:

– Bliskie jest Królestwo Boże.

Kiedy już wyruszyli, Nasz Pan udał się na modlitwę z resztą uczniów, czekając na powrót apostołów.

Tymczasem pewna osoba obchodziła urodziny i wydała wielką ucztę. Jak myślicie, kto to był? Król Herod! Jan Chrzciciel dalej przebywał w więzieniu za to, że upominał Heroda, iż nie ma on prawa zabrać swemu bratu żony, Herodiady. Herod wziął ją, gdyż chciał, by żyła z nim w pałacu.

Herodiada zaś jeszcze bardziej niż Herod pragnęła, by na dobre usunąć Jana Chrzciciela z drogi, gdyż wciąż bała się, że Jan przekona Heroda, by ten odesłał ją do domu. Była teraz królową w pałacu i wcale nie chciała wracać do swego męża. Dlatego wciąż spiskowała by zabić Jana, a kiedy zaplanowano urodziny Heroda uknuła nową intrygę.

Miała młodą córkę o imieniu Salome, wspaniałą tancerkę. Kiedy Herod i jego goście skończyli kolację, Herodiada przywołała Salome by zatańczyła gościom.

Tańczyła tak pięknie, że po jej występie, Herod, niczym król z bajki, zawołał, że da jej wszystko, o co poprosi, nawet połowę królestwa. Salome podbiegła do matki i spytała:

– O co mam prosić?

A Herodiada odrzekła:

– Poproś o głowę Jana Chrzciciela na tacy.

I tak Salome, która, mam nadzieję, nie do końca rozumiała co to znaczy, poprosiła o to Heroda.

Król zasmucił się lub tylko tak udawał, ale przecież wypowiedział obietnicę. Wysłał więc żołnierzy by natychmiast ścięli Janowi głowę i przynieśli ją Salome na tacy, tak jak o to prosiła.

Jeśli jednak Herod sądził, że teraz, kiedy Jan już nie żyje, zapanuje spokój, mylił się. Jerozolima wrzała od pogłosek o Naszym Panu i Jego cudach. Herod słyszał już niektóre z tych historii i myślał sobie: „To znowu Jan Chrzciciel – ściąłem go, a on powstał z martwych, i jest teraz jeszcze gorzej!”.

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Życie Chrystusa.