Rozdział czwarty. Przesłanie

Pani wyczuła konsternację Łucji. Smutek małej dziewczynki, która miała pozostać na świecie bez swoich ukochanych kuzynów, natychmiast złagodziła po matczynemu dobrymi i ciepłymi słowami.

– Nie, nie, moje dziecko. Nie będziesz sama. Nigdy cię nie opuszczę. Moje Niepokalane Serce będzie twoim schronieniem i drogą, która zaprowadzi cię do Boga.

Mówiąc to Pani wyciągnęła przed siebie ręce i dzieci doznały nagle uczucia niepohamowanej radości. Wydawało się, jakby jasne promienie światła, które emanowały z Jej rąk, dotarły prosto do ich dziecięcych serduszek i napełniły je miłością oraz ciepłem, jakiego nigdy wcześniej nie zaznały. Jak łatwo było poznać i pokochać Niepokalane Serce! Przecież to Serce Najświętszej Maryi Panny i Bóg chce, żeby z ich pomocą to Najczystsze Serce poznali i pokochali także inni!

Jakby na potwierdzenie tych słów, Pani wskazała nagle na siebie i dzieci ujrzały Jej serce, całe otoczone cierniami, które raniły je ze wszystkich stron. Po chwili spojrzała na Łucję i rzekła:

– Moje dziecko, spójrz na moje serce otoczone cierniami, które źli ludzie nieustannie w nie wbijają bluźnierstwami i niewdzięcznością. Przynajmniej ty spróbuj przynieść mi ukojenie.

Dziewczynka złożyła przed sobą rączki. Och, jak okrutnie ciernie wbijały się w serce Pani! Nic dziwnego, że w Jej oczach i w Jej głosie było tyle bólu! Gdyby tylko było coś, co mogli zrobić, żeby ulżyć Jej cierpieniu! Wtedy Pani przemówiła znowu, tonem poważnym i uroczystym:

– Przekażcie ludziom, że obiecuję towarzyszyć w godzinie śmierci i udzielić niezbędnej do zbawienia łaski wszystkim, którzy w pierwszą sobotę przez pięć kolejnych miesięcy pójdą do spowiedzi, przyjmą Komunię świętą, odmówią Różaniec i spędzą ze mną piętnaście minut na kontemplacji piętnastu tajemnic różańcowych, by mi zadośćuczynić za swoje grzechy.

Było to dziwne, ale też piękne przesłanie i gdy do Łucji w pełni dotarło jego znaczenie, jej oczy zapałały radosnym blaskiem. Jednocześnie jednak w jej sercu pozostawał żal, ponieważ dziewczynka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Franciszek i Hiacynta nie będą mogli w pełni zaangażować się w to nowe zadanie. Nie przystąpili jeszcze do Pierwszej Komunii w kościele parafialnym, więc nie będą mogli przyjmować Ciała Chrystusa w każdą pierwszą sobotę miesiąca. Podczas gdy Łucja zastanawiała się nad tym problemem, piękna Pani zwróciła się nagle na wschód, uniosła się znad gałęzi małego dębu i rozpłynęła w powietrzu.

Przez moment cała trójka wpatrywała się rozpaczliwie w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała piękna Pani. Następnie, gdy dotarło już do nich, że naprawdę odeszła na kolejny miesiąc i nadszedł czas na ofiarowanie nowych modlitw oraz poświęcanie się za grzeszników, dzieci powstały z kolan.

– Pani jest taka piękna! – westchnęła Hiacynta, spoglądając tęsknie w dal. – Ale te okropne ciernie w Jej sercu! Dlaczego tam są, Łucjo? Dlaczego musi tyle cierpieć?

Łucja zawahała się.

– Nie pamiętasz? Powiedziała, że to grzesznicy wbijają te ciernie. Och, Hiacynto, musimy zrobić wszystko, by przynieść Jej ukojenie! Musimy odmawiać Różaniec najlepiej, jak tylko potrafimy.

– Tak, oczywiście. Ale nie rozumiem, jak ktokolwiek może krzywdzić kogoś tak dobrego i pięknego.

– Ja też nie. A jednak słyszałaś, co powiedziała. I widziałaś ciernie. Jeśli będziemy próbowali ze wszystkich sił być dobrymi, to może przynajmniej uda się nam nieco złagodzić ból, jakiego przysparzają Pani grzesznicy.

Tymczasem Franciszek coraz bardziej się niecierpliwił. Czy dziewczynki wreszcie powiedzą mu, co działo się podczas wizyty Pani? Chyba nie zapomniały, że nie słyszał ani słowa z całej rozmowy!?

– Powiedzcie mi wszystko! – błagał. – Proszę!

Serce Łucji ogarnęła fala współczucia. Biedny Franciszek! Jaka szkoda, że nie mógł słyszeć cudownego głosu Pani!

– Najważniejsza sprawa to przesłanie o pięciu pierwszych sobotach – wyjaśniła małemu kuzynowi. – Pani chce, żeby ludzie poszli w te dni do spowiedzi i do Komunii świętej, Franciszku.

– Właśnie tak powiedziała – wtrąciła Hiacynta poważnym tonem. – Mówiła też, że jeśli ludzie będą tak robić przez pięć kolejnych miesięcy i jeszcze będą odmawiać Różaniec i spędzać piętnaście minut na rozmyślaniu o tajemnicach, Najświętsza Maryja Panna sprowadzi na nich łaskę na łożu śmierci i pomoże im pójść do Nieba.

– Ale muszą robić to wszystko, żeby ukoić Jej Niepokalane Serce – dodała Łucja – jako zadośćuczynienie za grzeszników. Czy wiesz, co znaczy zadośćuczynienie, Franciszku?

Chłopiec przytaknął. „Zadośćuczynienie” to trudne słowo, ale Pani używała go często w rozmowach z Łucją. Znaczyło ono wynagradzanie Bogu grzechów poprzez dodatkową i jeszcze gorliwszą modlitwę oraz przez cierpienie. I nie oczekiwało się go tylko od ludzi starszych. Dzieci, nawet te bardzo małe, także mogły zadośćuczynić. Każdego dnia mogły pomagać w wynagradzaniu za grzechy innych przez bycie radosnymi, posłusznymi, pełnymi dobrej woli.

– Tak, rozumiem, co znaczy „zadośćuczynienie” – odparł Franciszek. – Częściowo polega ono na prawidłowym odmawianiu Różańca. Ale gdy tylko przystąpię do Pierwszej Komunii świętej, też będę chodził do spowiedzi i do Komunii w pierwszą sobotę każdego miesiąca.

– Ja również – zawołała Hiacynta. – Och, jak mi smutno, gdy pomyślę sobie, jak niestarannie odmawiałam modlitwę Przenajświętszej Pani! Może wielu biednych grzeszników poszło do piekła, bo nie starałam się wystarczająco, żeby im pomóc!

– Pani powiedziała nam też, że mamy kochać Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny bardzo, bardzo mocno – powiedziała Łucja. – Gdy nie dostrzegła w nas tej miłości, wyciągnęła do nas ręce i wypłynęły z nich jasne promienie światła, które ogrzały nasze serca. Nie pamiętasz ich, Franciszku? I czy nie kochasz teraz Najświętszej Maryi Panny bardzo, bardzo mocno?

Chłopiec przytaknął. Oczywiście, że pamiętał promienie światła. No i oczywiście, że kochał teraz Najświętszą Maryję Pannę w nowy, cudowny sposób.

Dzieci tak pochłonęła rozmowa o zadośćuczynieniu, że nie zauważyły, jak wielu zaciekawionych obserwatorów zbliża się do nich z drugiego końca pastwiska. Jednak nagle rozbrzmiały dziesiątki głosów. Czy Pani przyszła, tak jak obiecała? Jeśli tak, to dlaczego siedemdziesiąt par chrześcijańskich oczu nie było w stanie Jej dostrzec?

Łucję ogarnął niepokój. Wiedziała, że gdzieś w tłumie jest jej tata i kilka przyjaciółek mamy. Jeśli nie będzie ostrożna, mogą pojawić się potem niepotrzebne plotki na temat wydarzeń tego ranka. Ludzie nie zrozumieją. Będą później mówić w Fatimie o kłamstwach dziesięcioletniej dziewczynki, która próbowała zwrócić na siebie uwagę, twierdząc, że ma wizje. I choć dziś był dzień świętego Antoniego, Łucja doskonale zdawała sobie sprawę, że może być surowo ukarana, gdy jej mama wróci z odpustu w Porto-de-Mos.

Postanowiwszy więc nie mówić nikomu za dużo o tym, co miało miejsce, a już na pewno nie o świetle, które odsłoniło przed dziećmi Niepokalane Serce (coś podpowiadało im, że nie powinni na razie wspominać o tej części wizji), Łucja wskazała zdecydowanie na mały dąb.

– Pani przybyła przed chwilą. Stała tam.

– Na szczycie tego maleńkiego drzewka?

– Tak. Zupełnie jak ostatnim razem.

– I co mówiła?

– Nauczyła nas modlitwy, którą trzeba odmawiać po Chwała ojcu przy każdej tajemnicy różańcowej.

– Pamiętasz tę modlitwę?

– O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy! Zachowaj nas od ognia piekielnego. Zaprowadź wszystkie dusze do Nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.

Przez chwilę nastała cisza, gdy tłum rozważał wzruszające słowa modlitwy.

Jednak nie wszyscy uwierzyli. Trzeźwo myślący rolnik z pobliskiego Aljustrel wybuchnął nagle głośnym śmiechem.

– Niezła z ciebie aktorka, Łucjo! Przez chwilę naprawdę mnie nabrałaś!

– Tak, cała trójka świetnie odegrała swoje role – zadrwił ktoś inny. – Kto was nauczył tak grać?

Zaskoczeni pastuszkowie rozglądali się ze smutkiem wokół siebie. O nie! Jak ci wszyscy znajomi i sąsiedzi mogą myśleć, że są oszukiwani?! Jak mogą kpić sobie z wizyt Pani z Nieba?!

– Chodźmy już – szepnęła Hiacynta. – Szybko, zanim ktoś spróbuje nas powstrzymać.

Dzieci złapały się więc za ręce i zaczęły biec przez pastwisko w kierunku drogi. Jednak zdążyły pokonać zaledwie niewielki dystans, gdy zza krzaków wyłoniła się stara wieśniaczka i stanęła im na drodze. Najwyraźniej odgadła, że dzieci będą chciały wrócić tędy do domu i czekała tu na nich.

– Nie bójcie się – powiedziała ciepło. – Nie jestem jak inni. Naprawdę wierzę w waszą Panią. Powiecie mi, co jeszcze mówiła wam dziś rano?

Dzieci zatrzymały się. Czy naprawdę istniał ktoś, kto się z nich nie nabijał, kto może byłby chętny modlić się i poświęcać za grzeszników?

– Powiedziała, żebyśmy często odmawiali Różaniec i dodawali specjalną modlitwę po Chwała ojcu przy każdej tajemnicy.

– A potem?

– Mówiła, żeby się modlić, modlić się bardzo dużo i poświęcać za grzeszników, gdyż wiele dusz idzie do piekła, bo nikt nie modli się i nie poświęca za nich.

Kobieta przysłuchiwała się wszystkiemu ze łzami w oczach. Potem spojrzała na dzieci z miłością i wyjaśniła, czemu była przekonana, że dzieci mówiły prawdę i Pani faktycznie stała tego ranka na szczycie małego dębu. W końcu był to prawdziwy powód, dla którego wymknęła się z tłumu i czekała tu na nich.

– Przyszłam dziś z przyjaciółmi trochę wcześniej na pastwisko – zaczęła swoją opowieść. – Słyszeliśmy opowieści o Pani, która rozmawiała z wami miesiąc temu i miała dziś przyjść znowu, więc chcieliśmy być w Cova odpowiednio wcześnie.

– Za miesiąc Pani też przybędzie – wtrąciła Hiacynta gorliwie. – Trzynastego lipca.

– Tak, wiem. Ale posłuchaj, moje dziecko. Gdy tak czekaliśmy na was, obejrzeliśmy sobie dobrze małe drzewko. Obeszliśmy je kilka razy i zauważyliśmy, że jego wierzchołek pokrywały młode pąki. Były bardzo sztywne i wskazywały prosto w niebo. Jednak po waszych modlitwach i rozmowie z Panią, jak myślicie, co się stało?

Twarz Łucji rozpromieniała.

– Co? – wyszeptała.

Wieśniaczka powoli zrobiła znak krzyża.

– Wszystkie pąki były pochylone w tę samą stronę! Tak, na wschód, jakby długa szata Pani zahaczyła o nie, gdy odchodziła! Och, moje dzieci, jak ktokolwiek mógłby teraz wątpić w Jej istnienie? Nawet głupiec musi zdawać sobie sprawę z tego, że jest prawdziwa, i że jej przesłanie pochodzi prosto z Nieba!

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Dzieci z Fatimy.