Rozdział czwarty. O tym, jak Fryderyk przybył do swego królestwa

Królestwo Jerozolimy rozpaczliwie potrzebowało pomocy, ale władcy w Europie zajęci byli własnymi wojnami. Niegdyś sama myśl o udaniu się na krucjatę poruszała wszystkie serca, ale obecnie wojny stały się powszechne nawet wśród dzieci. Chłopcy w wioskach bawili się w oblężenia zamków i walne bitwy. Duchowni, którzy pragnęli znów ujrzeć Święte Miasto stolic silnego królestwa, przemawiali do sumienia królów i szlachty i błagali ich, aby, jak ich przodkowie, ruszyli do Ziemi Świętej i stoczyli nową, zwycięską wojnę za Krzyż. A ponieważ nikt nie zwracał na nich uwagi, przyglądali się dziecięcym zabawom w wojnę, aż wreszcie pojawiła się wśród nich myśl, że skoro mężowie nie chcą ruszać na krucjatę, powinny udać się na nią dzieci. Wiele lat minęło od czasu, kiedy do Ziemi Świętej wyruszyli Ryszard i Filip, dlatego ludzie zdążyli zapomnieć, jak ciężka jest to droga. Zresztą niektórzy sądzili, że jeśli dzieci porzucą domy i łatwe życie dla Świętej Wojny, Bóg obdarzy je siłą mężów i uczyni ich drogę łatwą. I tak, skoro rycerze pozostawali głusi na ich słowa, księża zaczęli przemawiać do dzieci. Obiecywali, że rozstąpi się przed nimi wielkie morze i że ich ręce staną się silne mocą niebios. A dzieci słuchały uważnie ich słów, a potem ruszały za kaznodziejami. Od czasu do czasu jakiś chłopiec rozumiał, o czym mówią księża, wierzył w ich słowa i zaczyna ł snuć wielkie marzenie, które wiele lat temu skłoniło Tankreda i Godfryda do porzucenia dotychczasowego życia i wyruszenia do Jerozolimy. Ale większość dzieci nie miała pojęcia, czego tak naprawdę chce i co to w ogóle jest krucjata. Tak długo bawiły się w wojnę, że tylko ją tak naprawdę lubiły, więc ruszały w drogę biegając i tańcząc tak radośnie, jakby szły tylko zobaczyć targ w sąsiednim mieście. Rodzice błagali je, by zostały, czasami nawet próbowali zatrzymywać je siłą, ale dzieci znały tylko jedną odpowiedź: „Do Jerozolimy!”.

Kiedy dotarły na wybrzeże, weszły śmiało w łagodne fale, ale okazało się, że morze wcale nie chce rozstąpić się przed nimi. Wkrótce nawet dzieci, które i tak próbowały ruszyć w drogę, musiały wrócić na brzeg. Nie miały ani pieniędzy, ani jedzenia i tworzyły bardzo nieszczęśliwą grupę. Dobrzy ludzie z Włoch zabrali tyle z nich, ile tylko zdołali, do swoich domów i pozwolili im dorastać wśród własnych dzieci. Jednak wielu małych krzyżowców ani nie chciało wracać do domu, ani zostać we Włoszech. Wałęsały się tylko nad morzem i marzyły o Ziemi Świętej. Potem usłyszały pogłoski o statkach, które miały popłynąć na południe. Kapitanowie tych statków zaproponowali, że zabiorą je do Ziemi Świętej za darmo, więc dzieci stłoczyły się na pokładach pewne, że wreszcie dane im będzie ruszyć w drogę i ocalić Jerozolimę. Ale wraz z upływem dni narastały w nich smutek i przerażenie. Kapitanowie okazali się złymi i okrutnymi ludźmi i wkrótce sprzedali małych krzyżowców w niewolę.

Choć dzieci nie stoczyły żadnej bitwy, historia o ich cierpieniach wzbudziła w Europie ducha kolejnej krucjaty. Tym razem armie zamierzały dotrzeć do Jerozolimy od południa. Wylądowały w Egipcie, u ujścia rzeki Nil i zajęły miasto Damietta. Ale chrześcijanie nie byli dość silni, by odpędzić wroga od swego obozu, położonego obok miasta. Codziennie oba wojska staczały bitwy, a ludzie tracili życie nie tylko w walce, ale i tonąc w Nilu. W obozie chrześcijańskim zazdrość i mściwość podzieliły tych, którzy powinni byli myśleć jedynie o sprawie, za którą walczyli. Wówczas zjawiła się wśród nich niesamowita postać. Był to święty Franciszek, człowiek niepodobny do innych krzyżowców, który nie przybył tu walczyć, a jedynie kochać i nieść pomoc. We dnie i w nocy opiekował się chorymi i rannymi, a kiedy chodził od namiotu do namiotu, prości żołnierze okazywali mu wielki szacunek. Jego ciało było wyniszczone, a jednak nigdy nie okazywał zmęczenia. Wręcz miało się wrażenie, że jest w stanie zrobić wszystko, czego zapragnie, nawet jeśli będzie to coś, co inni uważają za niemożliwe.

Przechodząc przez obóz Franciszek często przyglądał się namiotom Saracenów.

„Gdyby tylko wiedzieli!” – myślał.

Bardzo pragnął opowiedzieć im o Jezusie Chrystusie, ponieważ nie potrafi ł sobie wyobrazić, żeby ktoś, kto o Nim słyszał, mógłby Go nie kochać i nie chcieć Mu służyć. Wreszcie pragnienie nauczania niewiernych stało się tak silne, że nie mógł się powstrzymać, wybrał się więc sam do obozu wroga i wszedł do namiotu sułtana. Opowiedział mu o Jezusie Chrystusie i o wierze chrześcijan, ale sułtan nie słuchał go uważnie. Pełne pasji słowa świętego Franciszka i jego wielki zapał wcale go nie poruszyły.

– Poddaj moje słowa próbie ognia – zażądał wreszcie Franciszek. – Wybierz najwierniejszego z wyznawców twojego proroka, a ja razem z nim przejdę przez ogień. Ten, kto wyjdzie nietknięty z płomieni będzie tym, który należy do Boga.

Sułtan spojrzał wreszcie na mnicha i pomyślał, że zapewne jest zupełnie szalony. Nie chciał nawet rozważyć myśli o wysyłaniu swoich ludzi w ogień, ale Franciszek spróbował jeszcze raz pozyskać go dla Kościoła.

– Sam przejdę przez ogień, pod warunkiem, że jeśli nie spłonę, obiecasz czcić Chrystusa – oświadczył.

Ale sułtan nie chciał złożyć takiej obietnicy, a saraceńscy żołnierze skandowali: „Uciąć mu głowę! Uciąć mu głowę!”. Sułtan nie był jednak zły na Franciszka. Polubił go za jego odwagę, a chociaż nie zamierzał spełnić jego prośby, wręczył mu wiele kosztownych prezentów. Ale Franciszek nie chciał nic przyjąć. Te rzeczy nie miały dla niego żadnego uroku, gdyż złożył śluby, że do końca życia pozostanie w ubóstwie.

Z wielkim smutkiem w sercu opuścił obóz wroga. Tak bardzo pragnął podbić Saracenów miłością i sprawić, by uwierzyli w Chrystusa, a oni nawet nie chcieli wysłuchać tego, co miał im do powiedzenia.

Ale inni krzyżowcy nie mieli ani takich myśli, ani pragnień, jak Franciszek. Fryderyk, cesarz niemiecki i król włoski, zupełnie nie przypominał łagodnego mnicha. Ożenił się z córką królowej Jerozolimy i uważał się za prawowitego władcę tego królestwa, choć jego teść nadal żył. Chciał rządzić Ziemią Świętą, ale zbyt wysoko cenił sobie wygody dworu, by spieszno mu było do walki. A poza tym miał wśród Saracenów przyjaciół, więc choć papież nalegał, by ruszał w drogę, zawsze znalazł jakąś wymówkę, by odłożyć datę wyprawy. W końcu jednak wypłynął, ale rozchorował się na morzu i już po trzech dniach jego statek przybił do brzegu.

Papież był tak zły na cesarza, że postanowił go wykląć. Posunął się nawet do tego, że twierdził, iż jego choroba nie była prawdziwa.

Papież i duchowieństwo zebrali się przy ołtarzu wielkiej katedry w Rzymie. Nad ich głowami bito w dzwony, a każdy duchowny, oprócz papieża, niósł zapaloną pochodnię. Kiedy papież opowiedział już o wszystkich złych uczynkach cesarza, urwał na chwilę. Potem, w przyćmionym świetle, zaczął się modlić o to, by Bóg przeklął Fryderyka, a mnisi po kolei opuszczali pochodnie i gasili je o kamienną podłogę, żeby pokazać mrok, w jakim pragnęli ujrzeć duszę Fryderyka.

O wszystkim tym doniesiono cesarzowi, a on, rzecz jasna, wpadł w wielki gniew. Przedtem niewiele obchodziła go krucjata, ale teraz, kiedy papież go przeklął, zdecydował, że niech się dzieje co chce, ale on będzie rządził Jerozolimą.

Wypłynął w morze raz jeszcze, ale kiedy jego ciężkie okręty wojenne zmierzały powoli do Akki, minął je jakiś szybki statek. Dotarł on do Ziemi Świętej wcześniej niż flota Fryderyka, a na pokładzie było dwóch mnichów, wysłanych przez papieża, by podburzyli przeciw cesarzowi chrześcijan. Kiedy Fryderyk wylądował, nie czekało go huczne powitanie, choć przybył przecież walczyć z Saracenami. Ale choć rycerze nie chcieli służyć pod jego dowództwem, nic go nie mogło powstrzymać. Znał dobrze język Saracenów, więc kiedy chrześcijanie odmówili uznania jego władzy, postanowił zawrzeć układ z wrogiem. Sułtan obiecał mu przekazać Betlejem, Nazaret i całe miasto Jerozolimę oprócz części, gdzie od dziesięciu lat stał meczet proroka. Ale choć takie rozwiązanie zadowoli ło obu władców, w zasadzie nie zadowoliło nikogo innego. Saraceni byli źli, że Święte Miasto zostało oddane krzyżowcom, a papież i chrześcijanie byli źli, że w Jerozolimie będzie czczony prorok. Papieża zdecydowanie najbardziej rozzłościła myśl, że człowiek, którego przeklął, zostanie królem Jerozolimy.

Od lat papież namawiał swych ludzi, by wyruszali na pielgrzymki do Jerozolimy. Wielu go posłuchało i cieszyło się bardzo, że wreszcie będą mogli spełnić swe śluby. Niestety, papież przysłał z Rzymu wiadomość, że nikt, kto jest mu posłuszny nie może się nawet modlić u Świętego Grobu. Fryderyk wjechał do Jerozolimy. Przemierzył puste ulice, gdyż uciekali przed nim i księża, i mężczyźni, i kobiety. Zauważył zasłonięte żałobnie portrety apostołów i brak księży w kościołach. W powietrzu nie słychać było śpiewu i dźwięków muzyki, a jedynie brzęk zbroi rycerskich, a kiedy zmierzał ku ołtarzowi, jego kroki rozlegały się głośnym echem w pustej świątyni.

Uniósł koronę, która tam leżała i włożył ją sobie na głowę, ale jedynie garść towarzyszących mu rycerzy uznała go za króla Jerozolimy.

Zresztą cesarz niedługo cieszył się tym pozbawionym znaczenia tytułem. Wkrótce wrócił do Europy, a niedługo potem Jerozolima została zajęta przez gorszych wrogów niż sułtan czy cesarz.

Janet Harvey Kelman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Janet Harvey Kelman Bohaterowie krucjat.