Rozdział czternasty. Wizja świętego Jana Bożego

„Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10, 31). „…a kto się poniża, będzie wywyższony” (Łk 14, 11).

Mamy skłonność do myślenia o świętych tak, jak młody kadet myśli o księciu Wellingtonie, Fryderyku Wielkim czy Napoleonie Bonaparte, jako o bohaterach, których należy poważać i podziwiać, ale z daleka i mówić o nich z zapartym tchem. I mówimy do siebie: „Może gdybyśmy walczyli pod ich sztandarami, gdybyśmy byli blisko nich, my także moglibyśmy walczyć z większą odwagą i my także moglibyśmy szturmować twierdzę wroga – diabła – i może nawet odnieślibyśmy zwycięstwo nad zbuntowanymi armiami świata, nad nami samymi i nad diabłem”.

To próżne marzenia. Święci stanęli na wyżynach, o których myślimy podczas naszej powolnej i bolesnej wspinaczki i potrafili dokonać wielu wielkich i szlachetnych czynów, ponieważ pozostali wierni do samego końca.

Kimże był święty Jan Boży – który stał się tak wielkim świętym, tak ufnym i wytrwałym w swych modlitwach, że biedni ludzie mówili: „Bóg zsyła próby, by święty Jan mógł czynić cuda” – jeśli nie biednym chłopcem, synem wieśniaków, pasterzem, a później żołnierzem, sługą, domokrążcą sprzedającym książki i obrazki. Wykonując wszystkie te skromne zawody miał tylko jeden cel – chwałę Boga.

Nie po latach spędzonych w szpitalu jako opiekun i pacjent pomiędzy biednymi i wygnańcami na Grenadzie, lecz dopiero po latach ciężkiej pracy, jako biedny człowiek pogardzany przez wszystkich, święty Jan Boży okazał się godny wizji, w której ukazał mu się sam Zbawca.

Pewnego dnia, gdy święty Jan podróżował po kraju z tobołkiem pełnym pobożnych książek i obrazków na plecach i sercem lekkim od modlitwy do Boga, spotkał małe dziecko, bose i tak nędznie ubrane, że Święty tknięty współczuciem, zdjął swoje sandały i ofiarował je dziecku, a ono uśmiechając się przymierzyło je i oddało Świętemu, gdyż były o wiele za duże na jego drobne stópki.

Wtedy Święty zawstydzony, że cierpi mniej niż małe dziecko, pochylił się i zaproponował mu, aby wspięło się mu na plecy, a on je poniesie.

Objuczony podwójnym ciężarem, ruszył z mozołem, pot spływał mu po czole (a dziecko delikatnie je ocierało), a plecy bolały ze zmęczenia. W końcu Jan ujrzał niedaleko drzewo rosnące w pobliżu źródła.

– Kochany braciszku – powiedział grzecznie do dziecka. – Położę cię w cieniu drzewa, a sam pójdę się napić ze źródła.

Dziecko zgodziło się ochoczo, jednak gdy Jan obrócił się, aby pójść do źródła, zawołało go.

I Jan ujrzał przed sobą Pana i Zbawcę, w chwale swego majestatu, wyciągającego do swego sługi jabłko królewskie, przecięte na pół i zwieńczone krzyżem, od którego bił niebiański przepych.

I mówiąc: „Janie Boży, Grenada będzie twym krzyżem” – Jezus zniknął, pozostawiając Świętego pokornego i wdzięcznego za okazaną łaskę.

Nauka płynąca z krzyża umieszczonego na jabłku królewskim, jako symbolu miłosierdzia, mówi, że duch poświęcenia rodzi się z Boskiej miłości bliźniego: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

Wiemy, że Święty znalazł później swój krzyż na Grenadzie. Tam dniami i nocami zapracowywał się wśród biednych, pracując w szpitalu, żebrząc dla nich na ulicach, wychodząc na drogę, aby skłonić ludzi do przystąpienia do owczarni Dobrego Pasterza, a w końcu mimo bezmiernej miłości do bliźnich i oddania, spotkały go prześladowania, również z rąk tych, wobec których był najbardziej szczodry. Zmarł wycieńczony umartwianiem się i ciężką pracą na chwałę Boga i dla dobra tych, którzy go otaczali.

Jednak najważniejszą płynącą z jego życia lekcją dla nas jest pokora, gotowość do zajęcia najskromniejszego miejsca, stania się niczym małe dziecko, któremu nie wolno myśleć, że wie wszystko i może robić wszystko samodzielnie. Święty Jan Boży był pokorny, z pogodą przyjmował wzgardę i złe traktowanie, myślał o sobie jak o najgorszym z grzeszników, a mimo to: „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi” i „kto się uniża, będzie wywyższony”.

A. Fowler Lutz

Powyższy tekst jest fragmentem książki A. Fowlera Lutza Krzyżowiec Wilfred oraz inne fascynujące opowieści.