Rozdział czternasty. Wierność w niebezpieczeństwie

Tak pięknie jest obserwować doskonałe szczęście pary małżeńskiej, które nie tylko nie zmniejsza się z upływem lat, lecz staje się bardziej racjonalnym, spokojniejszym w swej sile, swym wzajemnym poświęceniu i harmonii, aż po starość, kiedy to przechodzi się promieniście poza życie doczesne do nieba – że czujemy się w obowiązku przestrzec was przed pewnymi niebezpieczeństwami, pewnymi niedyskrecjami, może niedostrzeganymi i nierozumianymi, które mogą naruszyć stałość szczęścia małżeńskiego lub co najmniej rzucić cień niepokoju na jego wspaniałą delikatność.

Nie trzeba dysponować szeroką wiedzą i doświadczeniem z zakresu historii spraw rodzinnych, żeby wiedzieć, jak częste są owe ubolewania godne upadki, które przewróciły i zniszczyły miłość – dobrą i szczerą u swych początków, a nawet więcej – żeby zrozumieć owe słabości, równie przelotne jak namiętność, których rany, nawet po przebaczeniu, nawet po poprawie, pozostawiają piekące szramy na obu sercach. Proponujemy rozważyć razem z wami nie tyle ścieżkę prowadzącą stopniowo do grzechu, na samo dno przepaści, lecz raczej brak rozwagi i nieszczęście, przez które wierny współmałżonek, nie zdając sobie sprawy, wchodzi na tę niebezpieczną ścieżkę – brak rozwagi i nieszczęście, które można sprowadzić do trzech kategorii: frywolność, nadmierna surowość, zazdrość.

Frywolność stanowi szczególne niebezpieczeństwo w pierwszych miesiącach małżeństwa, zanim uśmiechy i kwilenie niemowląt zaczną wpływać na dojrzewanie duchowe rodziców, a zwykle trwa ona znacznie dłużej, gdy znacznie bardziej niż ogień młodości sprzyja jej i ją podtrzymuje brak charakteru. W klimacie sympatycznie kultywowanego i wspieranego złudzenia, że małżeństwo uprawnia do wszystkiego, mąż i żona pozwalają sobie niekiedy na najmniej roztropne swawole.

Mąż nie ma skrupułów, żeby zabrać żonę na skandaliczną lub nawet potępienia godną rozrywkę, z zamiarem dania jej nieszkodliwej uciechy, sądząc być może, że w ten sposób wprowadzi ją w doświadczanie życia. Żona, która nie została obdarzona owym żarliwie poważnym chrześcijańskim podejściem, zapewniającym szczerość charakteru, w większości wypadków pozwala sobie, by być bez oporu porwaną. Jeżeli okazuje nawet pozory sprzeciwu, to w sercu cieszy się, gdy jej zastrzeżenia są daremne. Jeżeli przed małżeństwem jej niewinność – dzięki czujności i staraniom jej chrześcijańskich rodziców – raczej uchroniła się i zachowała niż została uformowana i wyryta w głębi jej duszy, okaże się ona ochocza do akceptacji takich propozycji, nawet jeśli z pewną dozą skrępowania, żeby zaspokoić pewną ciekawość, bez wyraźnego dostrzegania związanej z tym niestosowności i niebezpieczeństwa. Jeżeli z drugiej strony jej dzieciństwo przebiegało w atmosferze światowej, zabawowej, uzna ona, że uśmiechnęło się do niej szczęście, że może się wyswobodzić – jak sądzi – lojalnie, skoro jest z mężem, od tej szczypty ograniczenia, jakie niedogodny czas dotąd na nią nakładał.

Od śmiałych spektakli i rozrywek frywolność przechodzi do swobody sądu i sumienia w odniesieniu do lektury. W takich sprawach, oprócz atrakcyjności, o której mówiliśmy, w grę wchodzi jeszcze subtelniejsza pokusa. To miłość opisywana w powieściach, która wydaje się być tak podobna do niewątpliwie uprawnionych uczuć, jakie żywią ku sobie wzajemnie mąż i żona. Pisarz, jego bohater i bohaterka, przemawiają tak obrazowo, z tak żywą i znakomitą elokwencją, że nawet w sekretnej i intymnej rozmowie nie umiałoby się ani ośmieliło rozmawiać z takim skutkiem lub z taką żarliwością! Sprawia to, że pod przykrywką ośmielenia miłości, literatura taka pobudza jeszcze bardziej wyobraźnię i zmysły oraz czyni dusze jeszcze słabszymi i mniej odpornymi na nieuniknione pokusy. W owych epizodach opowiadających o niewierności, występkach i gwałtownych namiętnościach, nierzadko miłość męża i żony traci coś ze swej czystości, szlachetności i świętości, jest fałszywie przedstawiana w jej chrześcijańskiej koncepcji i ideale oraz zamienia się w czysto zmysłową i sprofanowaną miłość, niedbającą o wyższe cele błogosławionego małżeństwa.

Notoryczne karmienie się romantyczną literaturą i rozrywką, nawet jeżeli nie jest niemoralna czy skandalizująca, powoduje często przesiąknięcie uczuć, serca i fantazji atmosferą całkowicie oderwaną od rzeczywistości. Romantyczne epizody, sentymentalne przygody, życie hołdujące wykwintności, wygodzie, komfortowi, kaprysom i blichtrowi – to jedynie wytwory fantazji autorów o nieokiełznanej wyobraźni, którzy wcale nie liczą się z ekonomicznymi trudnościami i niezliczonymi przeszkodami twardej i praktycznej rzeczywistości. Tego typu lektura i rozrywka, choćby nawet rozpatrywana indywidualnie i sama w sobie nienacechowana złem, kończy się ujęciem prawdzie owej soli mądrości oraz zniszczeniem u małżonków ochoty do przeżywania realiów życia – życia, które ujawnia się zdrowo surowym w pracy, w poświęceniu, w troskliwym pochyleniu się nad problemami licznej i zdrowej rodziny.

Przyjrzyjcie się, z jednej strony, mężowi, który pracując w pocie czoła nie jest w stanie sprostać wszystkim wydatkom życia w luksusie, i z drugiej strony – żonie, która obciążona opieką nad dziećmi i innymi problemami, dysponując ograniczonymi środkami, nie jest w stanie przemienić – za uderzeniem magicznej różdżki – skromnego domu w baśniowy zamek, i osądźcie następnie, czy dla tych mężów i żon ich monotonne, szare dni nie wydają się rzeczywiście nędzne w porównaniu z owymi romantycznymi powieściami. Dla tych, którzy nieustannie żyją pięknymi marzeniami, takie przebudzenie się do rzeczywistości jest zbyt gorzkie; aż nadto realna staje się pokusa, by przedłużyć i kontynuować to samo w prawdziwym życiu. Ileż to dramatów niewierności brało stąd swój początek! A jeśli małżonek pozostający wierny płacze, nie rozumiejąc nic na temat zdrady strony winnej, będącej nadal przedmiotem zainteresowania i miłości, to do głowy mu nie przychodzi, by uznać własną odpowiedzialność za owo potknięcie, które doprowadziło do upadku. On nie wie, że miłość małżeńska od momentu, gdy zaczyna tracić swą zdrową pogodę ducha, swoje mocne upodobanie, swoją świętą płodność, przybierając cechy samolubstwa i profanując miłość, ulega łatwo pokusie poszukiwania pełnego zadowolenia gdzie indziej.

Równie nieroztropni są ci mężowie, którzy, by sprawić przyjemność swym żonom oraz zadośćuczynić własnej próżności, zachęcają je, aby folgowały sobie wszelakim zachciankom i najśmielszym ekstrawagancjom mody w zakresie stroju i stylu życia. Źle ukierunkowane młode kobiety, pchnięte w wir przygody, być może nie mają nawet zielonego pojęcia o niebezpieczeństwach, na które narażają siebie i innych. Nie trzeba szukać dalej, by wskazać przyczyny licznych skandali, tak powszechnie zdumiewających. Jednakże ci, co zastanawiają się nad sposobami działania zła, wcale się nie dziwią, podobnie jak i ci, których stanowcze ostrzeżenia przed tymi niebezpiecznymi zachowaniami były ignorowane!

Cnota zajmuje miejsce pośrodku: od skrajności nadmiernego przyzwolenia można popaść w skrajność nadmiernej surowości. Przypadek jest niewątpliwie rzadki, lecz można posłużyć się tutaj przykładami. Przesadna surowość, która zmieniłaby dom w przybytek smutku, bez światła czy radości, bez słusznej i zdrowej rekreacji, bez szerokich horyzontów działania, mogłaby doprowadzić do takiego samego nieładu jak frywolność. Trudno nie przewidzieć, że im większe rygory, tym bardziej nieodparte ryzyko reakcji. Ofiara tej tyranii – kobieta czy mężczyzna, może i sam ciemięzca – będzie raz po raz miał pokusę, żeby zakończyć małżeństwo. Jednakże, tak jak rujnujące efekty frywolności otwierają często oczy i sprawiają, że wraca się do dobrych rad i większej powagi, to pułapki powodowane nieznośną surowością są zwykle przypisywane niedostatecznemu rygorowi i sytuacja staje się wówczas jeszcze bardziej rygorystyczna, zwiększając owo zło, które z kolei wywołuje reakcję, która je spowodowała.

Nie stosując żadnej z tych skrajności: nadmiernego przyzwolenia i nadmiernej surowości, niech panuje wśród was umiar, który jest po prostu właściwym zmysłem równowagi i stosowności. Niech mąż tęskni i delektuje się widząc, jak żona ubiera się i zachowuje z przyzwoitą elegancją, odpowiednio do jego zamożności i pozycji towarzyskiej, niech podnosi ją na duchu, sprawiając jej przyjemność dobrze dobranym podarunkiem, czułą pochwałą i komplementami z powodu jej wdzięku i uroku. Żona zaś niech usunie z domu wszelką nieprzyzwoitość, która mogłaby urazić oko chrześcijanina lub poczucie piękna, jak również wszelką surowość przygniatającą serce. Niech oboje znajdują radość w czytaniu, nawet razem, pięknych, dobrych i pożytecznych książek – pouczających i rozszerzających ich wiedzę o faktach i zdarzeniach oraz poszerzających domenę ich własnej sztuki lub pracy – książek, które dają im poznać, jak mają się rzeczy oraz umacniają i utwierdzają ich w wierze i cnocie. Niech chętnie, z rozwagą, pozwalają sobie na zdrowe i przyzwoite rozrywki dostarczające relaksu i sprawiające, że czują się szczęśliwi, niech pozwalają sobie na lekturę i rozrywkę, zapewniającą kontynuację i dającą pożywkę dla ich prywatnych rozmów i dyskusji. Niech każde z nich będzie rade widząc, jak drugie celuje w zawodowej i społecznej działalności, będąc – dzięki swej towarzyskości i wdziękowi – lubianym przez wspólnych przyjaciół; i niech jedno nigdy nie stara się przyćmić drugiego.

Wreszcie, straszliwą pułapką, której trzeba unikać, jest zazdrość, mogąca zrodzić się tak z frywolności, jak i z surowości. Stanowi ona dla wierności najbardziej niebezpieczne sidła. Ów niezrównany psycholog, św. Jan Chryzostom, pisał z mistrzowską elokwencją: „Nic, co można powiedzieć o tym złu, nie odda nigdy jego ciężaru. Gdy mężczyzna zacznie podejrzewać kobietę, którą kocha ponad wszystko na świecie i za którą oddałby chętnie własne życie, to w czym może wówczas znaleźć ukojenie? Gdy jednak mężczyzna ten dręczony jest przez to zło, nawet jeśli nie ma po temu podstaw ani przyczyny, nieszczęsna żona podlega nawet większym jeszcze mękom. Ten, który powinien ją pocieszać i wspomagać w każdym cierpieniu, okazuje jej jedynie okrucieństwo i wrogość… Dusza, tak owładnięta i dotknięta tą chorobą, skora jest wierzyć we wszystko, przyjmować wszelkie oskarżenia, nie rozróżniając prawdy od fałszu i bardziej skłonna jest słuchać tych, co potwierdzają jej podejrzenia niż tych, co by je rozwiewali. Wyjazdy, powroty, słowa, spojrzenia żony, jej najmniejsze westchnienie – wszystko jest podejrzane; i biedna kobieta musi to wszystko znosić w milczeniu; przywiązana – że tak powiem – do małżeńskiego łoża, nie może pozwolić sobie na jeden krok, słowo czy westchnienie bez opowiedzenia się nawet służącym”.

Czy takie życie da się znieść? Czy może zatem dziwić, że tam gdzie brakuje światła i pomocy w postaci prawdziwej cnoty chrześcijańskiej, szuka się wyjścia i ucieczki, pogrążając jednocześnie wierność?

Duch chrześcijański, młodzi mężowie i żony, jest radosny bez frywolności, poważny bez nadmiernej surowości, nie jest dziko podejrzliwy, lecz ufny we wzajemne uczucie zbudowane na Bożej miłości; zapewni on wam wzajemną, szczerą i wiecznie świętą wierność. Takie życzenie wam składamy, prosząc Boga, by je przyjął i urzeczywistnił, a tymczasem z całego serca udzielamy wam apostolskiego błogosławieństwa.

Próby wierności

Mówiąc ostatnio o niebezpieczeństwach, jakie niekiedy czyhają na młodych małżonków, ostrzegliśmy ich przed postępkami, które mogą oni łatwo popełnić. Jednakże niebezpieczeństwa takie są w istocie jedynymi okazjami do doświadczenia próby; i dzisiaj właśnie, drodzy nowożeńcy, zamierzamy porozmawiać o próbach i trudnościach wierności, a jednocześnie zastanawiamy się nad przykrościami towarzyszącymi wierności oraz nad pokusami, które wywołują te przykrości. Owe próby, bez żadnej winy po stronie tych, których one dotykają, mogą przyjść wskutek uchybienia lub występku jednej ze stron; mogą jednak równie dobrze przyjść bez najmniejszej winy którejkolwiek ze stron. W każdym razie z tych prób, podobnie jak z wszystkiego, co zostaje dopuszczone w ukrytych planach Opatrzności, można zawsze, dzięki łasce i cnocie, wyjść większym i silniejszym.

Nie dziwcie się, że rozmawiamy z wami o tych akurat próbach, za które odpowiedzialny jest jeden ze współmałżonków. Nie chodzi o to, żebyśmy w was wątpili; przeciwnie jesteśmy przekonani, że wasze chrześcijańskie życie, wasza pokorna roztropność w połączeniu z modlitwą wyjednają wam u Boga łaskę, byście zachowali, wytrwali i wzrastali w świętym stanie umysłu, w jakim się dzisiaj znajdujecie. Liczymy na was jako na naszych posłańców miłości, heroldów pociechy i pokoju wobec innych, mamy bowiem nadzieję, że przekażecie daleko wymowę naszych słów. Niech one będą ukojeniem i wsparciem dla tych, którzy przechodzą ciężką próbę! Obyście i wy, ilekroć w życiu napotkacie innych w podobnym położeniu, stali się aniołami pomocy i pocieszenia, leczącymi i kojącymi zranione serca, podnoszącymi na duchu z głębin ich udręki lub burzy pokus! Jak wielkie dzieło miłosierdzia spełnicie, pomagając im!

Pierwszą z tych prób, i najbardziej bolesną, jest zdrada. Niestety, nie jest ona czymś rzadkim! To prawda, że pomiędzy zaledwie powierzchownym i przejściowym flirtem a opuszczeniem rodziny i domu jest wiele różnych faz, lecz nawet najdrobniejszy taki fakt rani głęboko lojalne serce, które oddało się bez reszty i bez zastrzeżeń. A poza tym jest to zawsze pierwszy krok w dół po śliskim zboczu; z drugiej strony skłania on pokrzywdzonego i pozbawionego złudzeń męża, czy żonę, ku pokusie, stając się może nawet pretekstem dla pierwszego kroku w jego, lub jej, własnym upadku. A jeżeli zabraknie siły do zniesienia tej próby i przezwyciężenia jej, on sam upada niżej i dochodzą do głosu wszystkie elementy tragedii.

Jeśli jednak pierwszy moment oszołomienia przeradza się w niewierność i jeżeli rozwija się przywiązanie, które stopniowo staje się coraz bardziej intymne i jeżeli w końcu wiarołomca prowadzi beztroskie życie z dala od rodziny lub założył nieprawowitą rodzinę, udręka sięga zenitu. Jest to szczyt cierpienia i pokusy, we wdowieństwie smutniejszym niż wywołane śmiercią, które ani nie daje ukojenia we łzach na grobie ukochanego, ani nie pozwala na założenie nowego domu. Życie jest poszarpane, lecz nie zgasłe; ono trwa nadal – straszne to doświadczenie. A jak wspaniała jest postawa współmałżonka, który wytrzymuje to z godnością i świętością! Musicie podziwiać tę kobietę, tę matkę, wielką i bohaterską w swym udręczeniu, która musi wychowywać i kształcić rodzinę sama! Może jednak bardziej dojmująca i gorzka jest boleść ojca, który nie może dać drugiej matki swoim dzieciom, które są jeszcze małe i potrzebują czułości kogoś w miejsce tej, która je opuściła. O jak krwawi serce na myśl o tym, że ci mali, w miarę dorastania, zaczną w końcu rozumieć swoje nieszczęście – i to nawet zanim stanie się koniecznym wyjawienie im moralnego upadku ojca lub matki, żyjącego lub żyjącej z dala od nich!

Jak potężna jest pokusa położenia kresu takiemu żywotowi lub rozpoczęcia innego życia w innym domu! Jednakże, podczas gdy sztorm szaleje w sercu, latarnia morska poważnego obowiązku stoi mocno na brzegu życia, jej jasne promienie przenikają sumienie i nakazują mu pozostać wiernym swemu udziałowi we wzajemnej przysiędze, którą druga strona pogwałciła i zdeptała. W niektórych przypadkach winny małżonek nie rujnuje ogniska rodzinnego, ale jego niewierność, zwłaszcza jeżeli wiąże się z opryskliwym i ordynarnym zachowaniem, sprawia że wspólne życie jest jeszcze trudniejsze i nieomal nie do zniesienia. Nie ma wątpliwości, że chociaż węzeł małżeński nadal wiąże, prawo w niektórych przypadkach pozwala niewinnemu współmałżonkowi na separację. Jednakże, z wyjątkiem niebezpieczeństwa skandalu, nadrzędnych interesów dzieci lub innych poważnych przyczyn, miłość, która przetrzymuje wszystko, zachęca nas i przynagla do cichej cierpliwości, która może odzyskać zabłąkane serce. Ileż to razy mogło być możliwe takie pojednanie! Po czasowym oddaleniu nastąpiłaby poprawa, pokuta i odkupienie przeszłości przez przykładne życie, które sprawiłoby, że wszystko zostałoby zapomniane. Z drugiej strony, miłość chrześcijańska nie zwycięży, jeżeli strona niewinna jest twardego serca; dusza, która może być bliska pokuty lub już pokutowała znajduje się w sytuacji odepchnięcia w jeszcze głębszą przepaść niż ta, z której starała się wydobyć. Takie jednak przypadki doskonałego przebaczenia naprawdę się zdarzają!

Zdarza się niekiedy, jak dobrze wiecie, że mąż, który był zawsze wierny swej ukochanej żonie, wracając do domu po długiej nieobecności, być może jako jeniec wojenny, zauważa uśmiech lub słyszy płacz jednego z owych dzieci nazwanych słusznie, choć żałośnie, „dziećmi tragedii”; wzrusza się pełen litości i po chwili wewnętrznej walki zbliża się, pochyla nad kołyską i całuje czółko dziecka; samo dziecko jest przecież niewinną ofiarą. Przyjmuje je jak własne. Co prawda powinność nie zobowiązuje do tak daleko idącego gestu. Być może w niektórych przypadkach rozum nakazywałby postąpić inaczej, lecz nie możemy przejść bez podziwu nad czynami takich bohaterów miłości i wierności.

Inne może nawet częściej spotykane doświadczenie, na które narażona jest wierność, bierze się z nieuznawania przez jednego ze współmałżonków świętości zobowiązań małżeńskich. W obawie przed rozrostem ciężarów rodzinnych, przed przepracowaniem, cierpieniem, ryzykiem (czasami przesadzonym) albo z powodu nieporównanie bardziej próżnej obawy o utratę zgrabnej figury, o zawężenie marginesu własnego pola przyjemności i wolności, z powodu oziębłości serca, małoduszności, złego nastroju lub z powodu niewłaściwego rozumienia cnoty, jeden ze współmałżonków odmawia siebie współmałżonkowi albo też ulega, dawszy upust swemu nieszczęściu lub obawom. Oczywiście nie mówimy tutaj o grzesznej umowie między współmałżonkami o wykluczeniu w swoim domu błogosławieństwa w postaci dzieci.

Taka próba jest bardzo trudna dla współmałżonka pragnącego wypełnić swoją powinność i jeżeli to się powtarza i przedłuża w czasie, gdy staje się trwałą praktyką lub – że tak powiem – zostaje ostatecznie zadekretowane, wówczas łatwo pojawia się pokusa poszukiwania jakieś nieuprawnionej kompensacji gdzie indziej. Apostoł św. Paweł mówi wyraźnie tak: „Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan (1 Kor 7, 5).

Jednakże, jeżeli doświadczenia nękają ducha, trzeba z nich wyjść zwycięsko. Nieszczęsny naprawdę ten, kto im ulega. Powinien był walczyć i modlić się. „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mt 26, 41). A jednak mimo tego jego wola została pokonana. Czy oprócz walki i modlitwy uczynił wszystko, co powinien był i mógł uczynić? Pozostaje jeszcze coś wielkiego i pięknego do zrobienia. Ten współmałżonek, którego się kocha i z którym związane jest własne życie, jest bezcenną duszą, a ta dusza jest w niebezpieczeństwie. Istotnie, jest ona bardziej niż zagrożona, ponieważ żyje stale w stanie grzechu ciężkiego, z którego nie może się podźwignąć bez skruchy i postanowienia wypełnienia swych powinności w przyszłości. I czy nie należy wziąć sobie do serca, żeby uczynić wszystko, absolutnie wszystko i za wszelką cenę, by ratować tę duszę? Czy to właśnie nie jest jeden z pierwszorzędnych obowiązków wierności i najbardziej palącą potrzebą apostolatu? Trudny to apostolat, lecz taki, który potężna i czysta miłość może uczynić owocnym. Bez wątpienia wymaga on stałości, życzliwej i cierpliwej energii. Wymaga perswazji i modlitwy, wielu błagalnych i ufnych modlitw. Wymaga także miłości, niegasnącej, delikatnej i czułej miłości, gotowej do każdego poświęcenia i każdego ustępstwa, o ile nie jest niezgodne z dobrym sumieniem – miłości chętnej do zadośćuczynienia i wychodzenia naprzeciw wszelkim pragnieniom, nawet niewinnym kaprysom, ażeby odzyskać zagubione serce i wprowadzić je na powrót na drogę obowiązku.

Ktoś może powiedzieć, że nawet te wszystkie wysiłki nie zawsze przynoszą efekt. Jednakże, jeśliby okazały się skuteczne choćby jeden raz, to są warte zdecydowanego podjęcia. Dopóki nie poczyniło się tego wysiłku, z całego serca, na wszelaki sposób, z cierpliwością, nie można powiedzieć, że wszystko zostało zrobione; a jeżeli nie wszystko zostało uczynione, nie ma się prawa rozpaczać, że brak jest sukcesu. To przecież dusza, bezcenna dusza! I nawet jeżeli nie osiągnęło się jeszcze zwycięstwa ze względu na upór i małoduszność strony winnej, ta walka sprawi, że własna dusza się wzmocni. Zatem pomimo odczuwanej udręki, można zachować własną niezachwianą wierność.

Zauważyliśmy już, że wymuszona separacja małżonków jest jednym z wrogów nierozerwalnego związku; teraz musimy również zaliczyć ją do jednego ze sprawdzianów wierności. Chociaż ani mąż, ani żona nie są winni, jest to niebezpieczny i trudny sprawdzian.

Zwracamy na to dzisiaj jeszcze raz krótko uwagę, żeby wskazać na szczególną formę tych separacji: częściową separację, o której nie wiedzą postronni, lecz równie poważną i bolesną. Mamy na myśli chorobę i dolegliwości, które narzucają, często na długi okres, całkowitą wstrzemięźliwość, podczas gdy para małżeńska nadal żyje razem, żywi wzajemną miłość jak na samym początku, pragnąc prowadzić życie chrześcijańskie. W takich przypadkach potrzebna jest silna miłość i czynna wiara, by utrzymać nieskazitelną doskonałość i wybitną szlachetność wierności. Trzeba wówczas czuwać, walczyć, modlić się i pokrzepiać serce, duszę i zmysły Boskim Pokarmem Komunii Świętej. Wtedy duch musi być wydźwignięty ku ideałowi prawdziwej i szlachetnej miłości, stojącej nieporównanie wyżej niż marna miłość ludzka, zawsze bardziej lub mniej egoistyczna.

Czym tak naprawdę jest ta godzina próby? Jest czasem, w którym miłość małżeńska stapia się i sublimuje, by przybrać formę miłości bliźniego, miłości ku temu, który leży w łóżku, zraniony na drodze do Jerycha, ażeby mu pomóc, by go uzdrowić, pocieszyć, kochać go jak siebie samego. Jakiż bliźni jest bliższy od męża w stosunku do żony albo żony w stosunku do męża? Wówczas każde z nich staje się dobrym Samarytaninem dla drugiego, podczas gdy owo miłościwe wsparcie, opieka i modlitwa za drugiego staje się nową pieczęcią wierności zaprzysiężonej wobec miłości Bożej. Temu, kto w taki sposób powstaje, walczy, modli się i żyje w Bogu, nigdy nie może być odmówiona łaska. Modlimy się do Pana, aby oszczędził wam takich prób. Jeżeli jednak Jego miłościwa Opatrzność zrządzi inaczej, błagamy Go, by nie dopuścił, ażebyście byli kuszeni ponad siły, a w razie pokusy – ukazał wam wyjście, ażebyście potrafili jej sprostać.

Pius XII

Powyższy tekst jest fragmentem książki Piusa XII Małżeństwo na zawsze.