Rozdział czternasty. Mała droga

„Jest wolą Boga, abyśmy wszyscy, bez wyjątku, stali się świętymi. Poza tym, nie jest zbyt trudno zostać świętym: nagroda za same staranie będzie wielka”.

Pewnego niedzielnego wieczoru w kwietniu 1855 roku Dominik był obecny na kazaniu, które ksiądz Bosko powiedział do swoich chłopców. Powyższy cytat był jego esencją.

Dominik, już trzynastoletni, słuchał uważnie i kazanie zrobiło na nim widoczne wrażenie. Niepokoiło go, że opuściła go jego zwykła samokontrola. Przez kilka chwil milczał, stał się nietowarzyski i utracił swój zwykły uśmiech i pogodę ducha. Chłopcy szybko zauważyli zmianę; ksiądz Bosko też i postanowił go o to zapytać.

– Co się z tobą ostatnio dzieje, Dominiku? Czy stało się coś złego?

– Nie, proszę księdza – odparł Dominik. – Coś dobrego!

– Co masz na myśli?

Dominik z pełną ufnością, jaką zawsze pokładał w księdzu Bosko, wyjaśnił, że cierpiał, ponieważ jego pragnienie, by zostać świętym, przybrało na sile. Powiedział, iż niecierpliwi go, że robi tak powolne postępy. Chciał się całkowicie oddać praktykowaniu surowej pokuty i samozaparcia.

– Och! – wykrzyknął. – Płonie we mnie pragnienie, by stać się świętym. Proszę, niech ksiądz mi pomoże! Proszę mi tylko powiedzieć, co muszę robić, by nim zostać!

Kiedy nadszedł dzień imienin księdza Bosko, świętego Jana Chrzciciela, Święty powiedział chłopcom, że kupi im prezenty, o jakie poproszą go na piśmie. Następnego dnia znalazł na stole kartkę od Dominika, który chciał tylko, by don Bosko pomógł mu stać się świętym.

Pod koniec rekolekcji Dominik zwrócił się do chłopca nazwiskiem Massaglia i poprosił, by został jego dyskretnym obserwatorem. Massaglia miał mówić Dominikowi co tydzień, jakie błędy zauważył w jego zachowaniu.

Massaglia był szczerym chłopcem i wątpił, czy w ogóle może zakładać, że znajdzie jakieś wady w Dominiku. Tak też mu powiedział.

– Słuchaj, Massaglia – odrzekł Dominik – przyjmijmy, że odkładamy komplementy na bok i pomagamy sobie nawzajem stać się świętymi. Chcesz tego?

Massaglia zgodził się i tak zaczęła się ich przyjaźń, którą przerwała dopiero śmierć.

Dominik miał więcej szczęścia do spowiedników niż inni, bo znalazł w Janie Bosko bratnią duszę, która nigdy nie chciała karać Dominika, tak jak później młoda święta Teresa od Dzieciątka Jezus miała być karana za „nieumiarkowane pragnienia”. Przeciwnie, ksiądz Bosko chwalił chłopca za tak wspaniałe aspiracje. Widząc jednak w czasie jednej z rozmów o świętości, że Dominik naprawdę drży z emocji, Święty wziął go na bok i przemówił do niego.

– Dominiku – powiedział cicho – przede wszystkim postaraj się uspokoić. Jeśli jesteś niespokojny, jak możesz usłyszeć głos Boga? Musisz również ćwiczyć stałą, lecz umiarkowaną pogodę ducha. Nie ustawaj w wypełnianiu swoich obowiązków w kościele i w klasie i nigdy nie rezygnuj z zabaw z kolegami.

– Ale jak mogę stać się świętym, bawiąc się?

– A jak możesz być smutny, jeśli czujesz, że Pan jest tak blisko ciebie?

– A zabawy?

Don Bosko poprowadził go do okna wyglądającego na boisko.

– Widzisz to, Dominiku? Twoi przyjaciele świetnie się tam bawią. Twoje miejsce jest wśród nich. To twój posterunek.

Chociaż Dominik po tej rozmowie wiernie wypełniał zalecenia księdza Bosko, w swoim pragnieniu cierpienia wyszukiwał tysiące drobnych okazji, by się umartwiać. Szedł powoli przez śnieg, by poczuć ukąszenia zimna; nie opierał rąk o ławkę, klęcząc w kościele; nie trzymał rąk w kieszeniach…

Wszystko to były proste, pozornie nieistotne rzeczy, których nauczył się albo od przyjaciela, albo z obserwacji praktyk Świętego. Don Bosko nazywał je „pobożnymi sztuczkami”, ponieważ wznosiły ludzi przez łatwe etapy do najwyższej formy świętości.

– Nie potrafię – powiedział Dominik któregoś dnia kapłanowi, jakby podsumowując wszystko, czego się nauczył – czynić rzeczy wielkich, ale chcę robić wszystko, nawet rzeczy najmniejsze, dla większej chwały Boga.

Pomimo wszystkich środków, jakie stosował Dominik, by się umartwiać, nigdy nie stał się ofiarą melancholii. Przymiotniki, jakie ciągle się powtarzają przy opisywaniu Dominika to „pogodny”, „wesoły”, „dobroduszny”. Na łożu śmierci był jedynym, który zachował spokój i pogodę ducha, pocieszając matkę i mówiąc ojcu, by się nie martwił.

Pod przewodnictwem don Bosko Dominik zaczął się szybko wznosić do świętości przez praktykowanie „małej drogi”, którą rozpowszechniła później w świecie święta Teresa od Dzieciątka Jezus. Prowadziła do życia apostolskiego, tak niezbędnego w naszych czasach zdaniem ostatnich papieży. Pius XI, który kanonizował Małego Kwiatka, stwierdził, że zobaczył „w typie duchowości uformowanym przez don Bosko w Dominiku Savio wzór życia Akcją Katolicką, czego Kościół tak bardzo teraz potrzebuje”.

„Mała droga”, którą obrał Dominik, czyniła świętymi ludzi tak różnych jak on sam i Michaś Magone, przywódca grupy małych uliczników; jak rygorystyczny Michał Rua i porywczy, otwarty Jan Cagliero. Don Bosko prowadził ich tą drogą do świętości, która według słów papieża Piusa XI wynikała z „doskonałej zwyczajności”.

Pierwszą osobą, która odkryła sposób, jaki stosował Dominik, by zwalczyć pokusę, była jego matka. Ścieląc jego łóżko odkryła, że miał zwyczaj spać na kawałkach drewna, kamykach, a nawet ciernistych gałęziach, które zakłócały jego nocny odpoczynek. Robił to nadal potajemnie, kiedy przybył do Oratorium. Później zaczął używać pokruszonych łupin orzechów. Jeszcze bardziej drażniły i sprawiały ból, ale sądził, że jeśli ktoś to odkryje, pomyśli, że po prostu jadł orzechy w łóżku.

Zimą doprowadził do odmrożeń na dłoniach i stopach. Nie dawał im się goić, mocząc je i nie susząc. Kiedy odmrożenia nie pojawiały się samoistnie, Dominik próbował je wywołać. Wielebny Piano zaświadczył, że w chłodne zimowe dni widział Dominika rozmyślnie kaleczącego ręce igłami i czubkiem noża. Kiedy inni nieświadomie wyrażali współczucie, że musi znosić takie cierpienia, Dominik im dziękował.

– Widzę – mówił dwuznacznie – że im są większe, tym lepiej dla mojego zdrowia.

W żywotach niektórych wielkich świętych zapisano, że po wielu pokusach i cierpieniach, by wytrwać w czystości serca, Bóg nagradzał ich w szczególny sposób: nigdy więcej nie dopuszczał, by byli kuszeni. Święty Tomasz z Akwinu był jednym z tych świętych. Według tradycji dwaj aniołowie opasali go sznurem, mającym symbolizować uwolnienie od pokusy.

W przypadku Dominika ojciec Rua i inni twierdzili, że jego umartwienia, praktykowane dla ochrony, ostatecznie sprawiły, że uwolnił się całkowicie od pokus przeciw anielskiej cnocie. Dominik udowodnił jednak najpierw przez swoje postępowanie, że jest raczej gotów przejść przez każdą próbę niż zgrzeszyć.

Pomimo tego wszystkiego Dominikowi ciągle zdawało się, że robi za mało. Ponaglany przez dziwne, niewyjaśnione uczucie, że jest pod presją czasu, postanowił jeszcze bardziej się umartwiać. Stwierdził, że może szybciej przebyć swoją drogę do świętości, jeśli pójdzie nią na skróty przez post.

– Don Bosko – powiedział pewnego dnia – czy mogę zacząć pościć o chlebie i wodzie w każdą sobotę na cześć Najświętszej Panny?

– Nie.

– Czy mogę zatem – ciągnął niezrażony Dominik – nosić czasami włosiennicę dla pokuty?

– Nie.

Dominik przyznał się wtedy, że już pościł dodatkowo „z okazji Wielkiego Postu”. Ksiądz Bosko również się temu sprzeciwił, po czym dał mu lekcję świętości, równie mądrą jak prostą: Dominik ma z całym zaangażowaniem przestrzegać zasad obowiązujących w szkole, znosić kaprysy pogody każdego dnia, oraz sporadyczne epizody głodu i pragnienia czy choroby – tylko tyle, ile Bóg sam na niego ześle. Jeśli będzie to robił, na pewno zostanie świętym.

Wkrótce potem miało miejsce następne spotkanie Dominika, zdecydowanego znaleźć krótszą drogę do świętości, i don Bosko, równie zdecydowanego pohamować jego zapał i skierować na odpowiednie tory.

W mroźnym styczniu 1856 roku Dominik przeziębił się i musiał zostać w łóżku. Ksiądz Bosko odwiedził go w czasie rutynowego obchodu domu i zapytał, jak się czuje. Ale rozmawiając z chłopcem, zobaczył coś, co przejęło go zgrozą.

– Czy chcesz mi powiedzieć – wykrzyknął – że przykrywasz się tylko tą cienką narzutą w zimnym pokoju? Czy chcesz umrzeć na zapalenie płuc?

– Nie, proszę księdza – odpowiedział chłopiec. – Myślałem o tym, że Nasz Pan na krzyżu miał jeszcze mniej, by przykryć swoje biedne ciało.

Tego już było za wiele! Don Bosko stanowczo zabronił Dominikowi podejmować odtąd jakąkolwiek pokutę, małą czy dużą, długą czy krótką, jeśli nie otrzyma wyraźnego pozwolenia.

– Ale, proszę księdza – Dominik był niepocieszony – Nasz Pan mówi, że jeśli chcemy iść do nieba, musimy czynić pokutę. Jeśli nie wolno mi czynić jakiejkolwiek pokuty, jak mogę dostać się do nieba?

– Pokutą, jakiej Nasz Pan żąda od ciebie jest posłuszeństwo. Bądź posłuszny, to wszystko.

– A ksiądz nie pozwoli mi czynić żadnej pokuty?

– Tak; pozwolę cierpliwie znosić wszystkie zniewagi i krzywdy, jakie mogą cię spotkać. Powiedziałem już, że pozwolę ci znosić cierpliwie upał, zimno, deszcz, chorobę, zmęczenie i wszystkie inne przykrości, jakie Bóg zechce na ciebie zesłać.

– Ale, proszę księdza – Dominik nie ustępował. – Tego i tak nie mógłbym uniknąć.

– To prawda. Ale jeśli ofiarujesz to wszystko, stanie się aktem cnoty i zyskasz przez to zasługę. Teraz przyniosę kilka koców, byś miał ciepło. Jeśli zobaczę cię bez nich przy następnej wizycie – niech Bóg ma nad Tobą miłosierdzie!

Kazanie księdza Bosko o stawaniu się świętym zainspirowało Dominika tak bardzo, że wyznaczyło mu następny krok na drodze do świętości.

cdn.

Peter Lappin

Powyższy tekst jest fragmentem książki Petera Lappina Dominik Savio. Nastoletni święty.