„Spekulant” J. Korzeniowskiego na tle ówczesnego romansopisarstwa (1)

„Spekulant” Józefa Korzeniowskiego, wydana po raz pierwszy blisko sto siedemdziesiąt lat temu, to dwunasta z nowej serii książek – Magna carta – zawierającej wielkie, ważne karty naszej rodzimej literatury, wybitne polskie powieści pisane w wieku XIX i początku XX.

„Spekulant” na tle ówczesnego romansopisarstwa

Przestrzeń czasu, dzieląca datę wyjścia Spekulanta Korzeniowskiego (1846) od Malwiny księżny Wirtemberskiej (1), to tylko trzydzieści lat, ale w owych trzydziestu latach w romansie polskim dokonała się przemiana niemałej wagi w związku z romansem zachodnim. We Francji w tym okresie czasu piszą powieści tacy mocarze pióra, jak Wiktor Hugo, pani George Sand, Honoriusz Balzak (2), Stendhal (3), Merimee (4), a każdy wnosi do tego rodzaju twórczości nowe poglądy na istotę romansopisarstwa i stwarza swoistą technikę. Romans historyczny, liryczny, realistyczny, psychologiczny i romans, którego hasłem „Sztuka dla sztuki” – oto, gdyby posłużyć się określnikami znanego historyka literatury Lansona (5), w pewnej mierze i w pewnym zakresie równoważniki wymienionych nazwisk. W Anglii znów, obok innych wielkich, tworzy największy w tej dobie, niezrównany humorysta, Dickens (6).

Powieść francuska i angielska (także niemiecka), szczególnie jednak francuska, oddziałuje na naszą. Wpływu tego dotychczas wszechstronnie nie zbadano, ale w części znane są już nam związki łączące naszą produkcję powieściową z produkcją Zachodu. Ma zaś Polska w epoce, o której mowa, więc przed zjawieniem się powieści Korzeniowskiego, autorów tej miary co Czajkowski (7), Rzewuski (8), Kraszewski, Sztyrmer (9), jest już wtedy i Wernyhora i Owruczanin, i Listopad, i Poeta i świat i Ulana (10), i Dusza w suchotach. Arcydzieła brak, prawda (miano to przyznamy jednemu chyba Listopadowi), ale jest bujny rozrost, jest poszukiwanie nowych zadań, nowej treści i nowych form, jest przy tym – mimo związku z Zachodem – silne oparcie się o ojczysty grunt. Autorzy czerpią z życia – z przeszłości i chwil współczesnych – i pracują dla życia.

Korzeniowski zastaje przeto jako powieściopisarz grunt już uprawiony, ma sobie współczesnych, z którymi współzawodnictwo nie jest łatwe. Ale i on sam występując ze Spekulantem nie jest w literaturze homo novus (11), znano go już bowiem w Polsce jako autora powiastek, przede wszystkim jako dramaturga, twórcę między innymi: Mnicha, Karpackich górali, Żydów. Dlaczego zwrócił się do powieści? Tłumaczono ten fakt dłuższym pobytem Korzeniowskiego w Charkowie (był tam dyrektorem gimnazjum), a w związku z tym niemożnością bezpośredniego stykania się ze sceną, nadto nieporozumieniami z dyrektorem teatru, w którym wystawiał swe sztuki. W tej sprawie mamy jednak zeznanie samego Korzeniowskiego, który w liście do Karola Wittego z 27 lutego 1845 roku pisze: „Nie mam teraz nic na warsztacie, ale mam wielkie nagabywania dać za wygraną teatrowi i wziąć się do powieści. Jest daleko więcej swobody i nie zależy się od nikogo”. To jasne. Wolno jednak przypuścić, że motywem nie najmniej ważkim było także uznanie przez naszego autora godności i doniosłości powieści (niebawem Korzeniowski wygłosi pogląd, że powieść zamknie w sobie z czasem wszystkie elementy poezji, a nawet zagłuszy i wyruguje dramat); naszemu autorowi mogła być również pobudką niezmierna wziętość romansów, we Francji Balzaka w szczególności, u nas Kraszewskiego.

Spekulanta pisze Korzeniowski w roku 1845, wydaje w roku 1846. W roku następnym pojawia się Kolokacja. Te dwie powieści musimy uważać za pewnego rodzaju całość. Wyrosły one z podobnego kręgu zainteresowań, z obserwacji w podobnych środowiskach, z rozważania pokrewnych zagadnień, wreszcie pod działaniem podobnych a nawet tych samych wpływów zewnętrznych, literackich, acz promienie padające z ognisk ożywczych w odmienny – w części – sposób załamały się w powieści pierwszej i drugiej.

W Kolokacji Korzeniowski dwukrotnie wymienia Balzaka, w Spekulancie – również dwukrotnie – Kraszewskiego Latarnię czarnoksięską. Nie jest to bez znaczenia. Pamiętajmy także, że Korzeniowski był już wówczas autorem Żydów. I właśnie silnie tkwiąca w umyśle autora myśl przewodnia wspomnianej komedii, nadto zaś poddanie się urokowi Balzaka i rozczytywanie się w Kraszewskim – to wszystko części składowe genezy i Spekulanta i Kolokacji. Ale obok tego, bez wątpienia, w obu powieściach w wysokim stopniu musiała odzwierciedlić się również obserwacja życia, ludzi, jak to zresztą – o ile chodzi o Kolokację – wyraźnie dawniej już wskazywano.

„Spekulant” w stosunku do powieści Balzaka

Powieścią balzakowską w ścisłym słowa znaczeniu Spekulant nie jest. Nie ma w nim ścierania się grup społecznych, nie ma ścisłego zespolenia losów jednostki z losami grupy i wzajemnego ich na siebie oddziaływania; ukryte sprężyny działań są, ale ich doniosłość jest zgoła różna jak u Balzaka; o dążności zaś do odtworzenia psychologii całego społeczeństwa nie można nawet mówić. Również miłość nie jest w Spekulancie jednym z kółek w mechanizmie współczesnego życia, owszem zachowuje swą tradycyjną pierwszorzędną rolę: na niej – choć przez jakiś czas nie wyłącznie na niej – skupia się uwaga czytelnika. Toteż pewne problemy balzakowskie wyraziściej zarysują się dopiero w Kolokacji, ale pojawiają się już także w Spekulancie.

Wiadomo, że ze znaczenia Balzaka-powieściopisarza jako myśliciela zdała sobie sprawę w pełni dopiero potomność; współcześni widzieli w nim mistrza w podpatrywaniu i kreśleniu psychologii uczuć kobiecych, analizy tych uczuć. I z pewnością słusznie, mimo że krytyka naukowa nie przyznała mu palmy pierwszeństwa na tym polu. Przyznała mu natomiast inną zasługę: umiejętność kreślenia namiętności silnych, łamiących wszelkie zapory i nadzwyczajną zdolność rysowania charakterów. Za zasługę poczytała mu również wniesienie do romansopisarstwa nowego żywiołu, wprowadzenie nowej metody artystycznej, metody realistycznej, przypisując zwrot ów ku realizmowi w części dążnościom uświadomionym, w części organizacji i właściwości umysłu pisarza. Ale Balzak także jako psycholog, jako psycholog-analityk duszy kobiecej, zajmuje w powieściowej literaturze europejskiej stanowisko wybitne. Mniej wprawdzie był subtelnym, gdy trzeba było, a raczej gdy można było wyodrębniać pierwiastki łączące się w akcie pożądania lub woli, ale z wielką bystrością wgłębiał się w rozwój stanów uczuciowych i odtwarzał przejścia z jednego stanu w drugi.

Które powieści balzakowskie były znane Korzeniowskiemu, na to pytanie nie potrafimy odpowiedzieć. Czytał ich zapewne wiele, jak czytał je wykształcony ogół. Za pewnik należy przyjąć, że znał Córkę Ewy (1838), najsilniejsze bowiem więzy łączą Spekulanta z tym właśnie romansem. Analiza Kolokacji wskaże niewątpliwą znajomość także innego romansu balzakowskiego.

Sam zasadniczy pomysł powieści, którą zajmujemy się obecnie, odpowiada balzakowskiemu. Istotnie jednak pomysł zasadniczy – w szczegółach bowiem zachodzi znaczna różnica, z kopią pomysłu nie mamy, broń Boże, do czynienia. Podobieństwo, uderzające nawet, polega na sytuacji, w jakiej znajdują się trzy osoby: zaślepiona młoda mężatka, jej mąż i fałszywy brylant, ideał niegrzesznej ale uwiedzionej pozorami, nieznającej ludzi kobiety, tudzież – i na to trzeba położyć nacisk – na metodzie, jaką i u Balzaka i u Korzeniowskiego posługuje się mąż, by wywołać u żony refleksję i zwrot w uczuciach. Owa metoda, zgodna, co więcej ta sama, powoduje, że żony oddają serca swym małżonkom z potrzeby wewnętrznej, z głębokiego przekonania.

Maria Emilia de Vandenesse (ona jest właśnie „córką Ewy”) ma męża wprost idealnego, pragnącego zapewnić żonie pełnię szczęścia. Ale właśnie dlatego może, że to szczęście bez chmur i że Maria zaczęła w końcu znajdować pewną monotonię w „Edenie tak dobrze urządzonym” interesować się poczyna niejakim Natanem Raulem, jednostką o znikomo małej wartości moralnej. Raul jest także sui generis (12) spekulantem (od „spekulantów” roi się u Balzaka): chce zapewnić sobie znaczenie, dostatek, potęgę. Uczuł bowiem na widok „przepychów świata” „ukąszenie zdwojonej ambicji”, a że z przekonań drwił, postanowił „liczyć się tylko z faktami, wykręcać je na swą korzyść”. „Przyszłość moja – powiedział sobie – zależy od kobiety należącej do tego świata” i „w tej myśli, powziętej w ogniu palącego pragnienia, spadł na hrabinę Vandenesse niby jastrząb na zdobycz”. Hrabina ulega błyskotliwości wymowy Raula, podziwia rzekomo szerokie rzuty myśli „niepospolitego” człowieka i nawet łudzi się, że nie wykracza przeciw etyce, kiedy wyznaje mu swą miłość. Pan de Vandenesse zna wartość moralną swego „rywala”, a przed żoną nazywa go wprost „kuglarzem”, popierając sąd swój dowodami, co jednak w duszy Marii nie budzi bynajmniej trwałej reakcji; widzi ona bowiem w Natanie to, co pragnie widzieć. Ale mąż wreszcie zdaje sobie sprawę z położenia (raczej dowiaduje się, nad jaką jego żona zawisła przepaścią), a wówczas postanawia doprowadzić ją do tego, by sama poznała całą małość i nikczemność swego „ideału”. Ani jednego słowa wyrzutu, ani o ton obniżenia czułości. Pan Vandenesse widzi bowiem w żonie ofiarę, kobietę omamioną, ale nie grzeszną. Więc teraz już celowo pokazuje jej we właściwym świetle postać Natana, nie poprzestaje jednak na tym, prowadzi żonę na bal, gdzie Maria ma ujrzeć jakoby „jej tylko wiernego niepospolitego człowieka” – z kochanką. Maria przejrzała. Nad „huraganem” sprzecznych uczuć zapanował w niej podziw dla męża; oceniła jego delikatność i „tę wielkość, tak gotową chylić się do stóp kobiety, która przewiniła, aby nie widzieć jej rumieńca”.

Na czym polega różnica w sytuacji, jaka się wytwarza pomiędzy Marią, Natanem i panem Vandenesse, a Klarą, Augustem i marszałkiem, to widoczne. Klarę, choć przedtem serdecznie przywiązana była do marszałka, zmuszono do poślubienia go, w Auguście ujrzała ideał już przed ślubem; August będzie do końca patrzył na Klarę jako na przedmiot przedstawiający wartość miliona, serce ani razu się w nim nie odezwie, kiedy w Natanie Raulu obudzi się przecież coś jakby uczucie. W szczegółach więc sytuacja jest odmienna, Natan i August to spekulanci innego typu – szersze pole działania ma Natan Raul – ale całkowicie analogiczny jest tu i tam stosunek męża do żony: wytrawnego, rozumnego, wyrozumiałego, delikatnego, starszego znacznie wiekiem pana de Vandenesse wobec Marii, i marszałka, również zbioru podobnych cnót i również znacznie starszego wiekiem, wobec Klary. I pan Vandenesse, którego przeszłość jest zresztą inna jak pana Zabrzezińskiego, „wszystkie siły obrócił na to, aby uczynić żonę szczęśliwą, i włożył w to wszystkie zasoby bogatego umysłu”. I on kształci żonę i wychowuje, jest jej przewodnikiem w sztuce rozmowy, obznajamia ją z literaturą, dopełnia wychowania „z troskliwością kochanka, ojca, nauczyciela i męża”. Wobec zaś nieszczęsnej miłości młodziutkiej, niedoświadczonej, obałamuconej pozorami żony zachowuje się zupełnie w ten sam sposób, jak w Spekulancie zachowa się marszałek Zabrzeziński, postanawia, jak tamten, doprowadzić żonę do tego, by „sama z siebie wyrzekła się swojej miłości i nie musiała rumienić się w jego obliczu”. Istotnie Maria „uczuła drgnienie wstydu, myśląc, iż mogła interesować się Raulem. Gdyby nie była uleczona z wszelkiej miłości pozamałżeńskiej, kontrast, jaki przedstawiał wówczas hrabia, w zestawieniu z tym człowiekiem wystarczyłby, aby uczynić jej męża piękniejszym od anioła”.

Ale podobieństwo miedzy Córką Ewy a Spekulantem polega jeszcze i na czymś innym. Oto obaj autorzy jako główny cel obrali sobie przedstawienie „kryzysu życia”, młodziutkiej, niedoświadczonej kobiety-mężatki, i Korzeniowski za przykładem i wzorem balzakowskim (nie tylko zresztą wspomnianego romansu) stara się pilnie o odtworzenie psychologii uczuć Klary. Balzak kreśli budzenie się uczucia u Marii dla Natana, jego rozwój i jego zanik. Jest jego ambicją, by uwydatnić wszystkie fazy, by dać rzecz skończoną, wycieniowaną. Poczyna od nastroju, w jakim znajdowała się bohaterka, definiuje rodzaj wrażeń doznanych na widok „wielkiego człowieka”, nie zapomina o wahaniach wewnętrznych, o ujęciu istoty wzruszeń, o półświadomym podstawianiu przez bohaterkę innych wartości w miejsce rzeczywistych, o rzutach oka w przyszłość, o kategoriach gwałtownych wzruszeń w chwilach uświadomienia sobie przez Marię kontrastu między ideałem pozornym a istotnym. Pod koniec dopiero – jak często u Balzaka – ten obraz rozwoju uczuć i przejść psychologicznych zaciera się nieco, przez to mianowicie, że przechodzi w skrót, a czuły słuchacz musi zbyt wiele dośpiewać w swej duszy. Pomijając to niedociągnięcie struny, stwierdzić należy, że autor traktuje rozwój uczuć, proces przejść z jednych stanów uczuciowych w drugie, jako odrębny problem, równoległy do problemu innego, równorzędnego, do „spekulacji” Natana, unicestwionych zresztą – także na szerszym terenie – dzięki typowym u Balzaka ukrytym sprężynom, odsłaniającym się tylko od czasu do czasu. Otóż i w Spekulancie psychologia postaci kobiecej, budzenie się uczuć miłości, rozwój ich i przejście od miłości jednego mężczyzny do miłości drugiego jest również obok „spekulacji” Augusta problemem odrębnym, rozwijanym z pieczołowitością, z dążeniem do pogłębienia, do wycieniowania. W szczególności budzi w autorze, a w ślad zatem i w czytelniku, żywe zainteresowanie to zagadnienie psychologiczne, które Balzak zbył skrótem, tj. problem przemiany przedmiotu uczuć. Więc autor nie zapomni o odzywającym się głosie rozumu, ale wskaże, iż serce „woła głośniej i krzykiem pełnym rozpaczy tłumi jego łagodne perswazje”. Chciałoby ono „widzieć ranę i jej dotknąć”, wszelako „może by i wówczas nie uwierzyło”. Są rzuty wzroku w przyszłość, są lęki, jest wyładowanie wewnętrznych przejść w gryzącej ironii, jest półświadome oszukiwanie siebie. Aż nadchodzą etapy przemiany. Teraz to autor ze szczególną troskliwością poczyna dbać o dokładność, o to, by żadnego z tych etapów nie opuścić, nie zacieniować. Więc najpierw zapowiedź przemiany (jej motyw: działające piękno natury, czystość atmosfery, budząca się wdzięczność), potem czynnik na poły przypadkowy, który każe bohaterce odpłacić krzywdą za rozwijaną przez męża delikatność, co budzi zbawienne refleksje, a potem grom: gwałtowne zniszczenie złudzeń, „moment krytyczny”. Władzę poczyna odzyskiwać rozum, reakcja uczuciowa zabarwia się w sposób zapowiadający przełom w stosunku do męża, ale autor snuje mimo to nić dalej, bo chce pokazać, jak z wdzięczności, szacunku, może nawet podziwu, wykiełkuje ziarnko miłości.

Sądzi – jak sądził Balzak, a na jego rozkaz Vandenesse – że do tego jest potrzebne przede wszystkim wypalenie ostatków rany gorącym żelazem i dlatego Klara musi zobaczyć swój dawny ideał (nawet również na balu) w towarzystwie innej kobiety, tu: półmilionowego „koczkodanika”, i sama naocznie musi przekonać się o nikczemności spekulanta. Nasz autor sądzi jednak, że do przeniesienia się uczuć z przedmiotu na przedmiot potrzebny jest także czas i dlatego wprost wymienia miesiące, które mijają po pokazanym już czytelnikowi „momencie krytycznym”, rozbudzenie się zaś nowych uczuć oprze nawet na podstawie jakoby fizjologicznej: to na wiosnę opanuje Klarę coś jakby melancholia i wówczas w jej oczach pojawią się łzy nieuświadomionego wzruszenia. Z tą chwilą proces psychiczny już jest rozwiązany; to, co potem, to dośpiew dla pełności obrazu. Wzmożony pod wpływem nowego czynnika napływ wdzięczności dla męża, podziw dla jego szlachetności, to są czynniki, które tylko doprowadzają istotę kryjących się poza osłonkami uczuć do pełnej świadomości i rozżarzają ich temperaturę. Skrótem balzakowskim (nie wiadomo jednak czy za przykładem Balzaka) posłużył się autor tylko raz, kiedy wyjaśnił czytelnikowi (w rozdziale dwudziestym siódmym), że nie myśli dawać dziennika cierpień i myśli Klary, lecz w krótkości powie, „co potrzebnym”. W rzeczywistości jednak skrót ten polega raczej na zmianie metody, na tym mianowicie, że autor sam bezpośrednio od siebie poczyna od tej chwili zdawać sprawę z przejść psychicznych Klary – by jednak powrócić do metody dawniejszej (do uwydatniania znamiennych momentów przy pomocy odpowiednich scen).

Czy można mówić o subtelności w rozwinięciu podjętego problemu? Obraz rozwoju uczuć nie był w romansie polskim nowością, wystarczy przypomnieć powieści Hoffmanowej (13), Rzewuskiego, Kraszewskiego, subtelnością ani autorki Dziennika Franciszki Krasińskiej ani autora Listopada Korzeniowski nie przewyższył, nie pokusił się o wejście w sferę stanów podświadomych, nie wyodrębnił „składowych elementów pożądań i woli”, ale za Balzakiem w tyle nie pozostał, w obrębie, w skali balzakowskich zagadnień psychicznych poruszał się swobodnie. Zainteresowanie czytelnika, jak Balzak, zawsze utrzymał w żywym napięciu, błędu przeciw zasadzie prawdopodobieństwa przejść wewnętrznych nie popełnił ani razu.

Ale Korzeniowski wysunął w swej powieści także drugi problem, problem „spekulanta”. A raczej nie, to nie problem, nie operowanie symbolem; August to nie objaw i wyraz sił typowych dla doby, które chcą w społeczeństwie zdobyć znaczenie przebojem, to jednostka. August to nie Natan Raul ani Lucjan ze Straconych złudzeń, to oset na glebie rodzącej jednak przeważnie zboże. August też jak sam się wznosi, tak sam sprowadza swój upadek, nie współzawodnicy gotują mu klęskę – on ją wypracowuje. Tym tylko przypomina się problem balzakowski, że pan Molicki ostatecznie robi karierę, jakiej pragnął, jest panem krociowym, jeździ po Petersburgu w otwartym koczu i gra w karty do woli. Autor zrazu ukarał spekulanta, ale ostatecznie pozwolił mu zatriumfować, jak triumfują niejednokrotnie spekulanci balzakowscy, nie służąc bynajmniej swym losem do umoralnienia czytającej publiczności; wszakże często osiągają nieuczciwą drogą cel swych zamierzeń – jak wielokrotnie dzieje się to w życiu. Etyka czytelnika o tyle tylko otrzymuje zadośćuczynienie, że „spekulantem” pogardza.

Czy prócz przywiedzionych są w naszym romansie jeszcze jakieś refleksy z lektury Balzaka? Owszem są.

A nade wszystko łączy Spekulanta z romansem Balzakowskim to, że postacią naczelną, bohaterem powieści, jest już nie ideał ani marzyciel, ani człowiek nieszczęśliwy, ani zakochany, ani nawet śmieszny (bo i takich znamy u Skarbka (14) i jego szkoły), ale typ w całym tego słowa znaczeniu ujemny, odpychający, który ołtarz zbudował sobie z mamony, człowiek gotów w każdej chwili do kompromisów z sumieniem, co mu przychodzi tym łatwiej, że sumienia nie ma, człowiek umiejący używać dróg przez uczciwych ludzi omijanych, przyczajać się zręcznie, słowem „spekulant” w najgorszym tego słowa znaczeniu. Nie waży on tak na szali ludzkiej doli, doli wielu jednostek, jak niejeden z podobnych „bohaterów” balzakowskich, ale nie o to też tu chodzi, chodzi o ujemną wartość tytułowej kreacji.

Poza tym są z Balzaka refleksy innej natury. Wprawdzie Korzeniowski nie uważa się, jak autor Komedii ludzkiej, za filozofa, ale refleksji również nie skąpi czytelnikowi. Owszem, hojnie go nimi obdarza. Narracja Korzeniowskiego, zbyt obfita, to narracja balzakowska, która w ogóle bujnie się w Polsce rozkrzewiła; obszerne i niezmiernie dokładne charakterystyki postaci wprost od autora, często przed pokazaniem jej, to system balzakowski; opis mieszkań jako mówiących o ich właścicielu – to jeden ze środków stale używanych przez Balzaka. Czy brak zainteresowania się przyrodą należy również policzyć na karb oddziaływania lektury Komedii ludzkiej, odpowiedzieć trudno – może raczej mamy tu do czynienia z objawem właściwym psychice Korzeniowskiego.

To pewne, że Balzak oddziałał i na powstanie w Spekulancie pewnych pomysłów w osnowie i na pomysł problemu głównego i na techniczną stronę dzieła w sposób znamienny i znaczący, jak niemniej pewnym jest fakt inny, że bardziej niż Spekulant, w duchu balzakowskim pomyślaną powieścią będzie Kolokacja.

Związek z powieścią Kraszewskiego

Wpływ Balzaka na Korzeniowskiego działał bezpośrednio i pośrednio: przez Kraszewskiego. Ostatniego Czarnoksięską latarnię, jak już zaznaczono wyżej, wymienia Korzeniowski w Spekulancie dwukrotnie. Pomysł Latarni wyrósł w części z lektury Lesage’a (15) Diabła kulawego (szereg obrazów) – Spekulant zachował postać, ściślej: obdarzył jedną z postaci nazwą diabła kulawego, a samemu pomysłowi o tyle chyba pozostał autor wierny, że pozwolił „diabłu” rozsnuć od czasu do czasu, jakby w latarni magicznej, szereg okazanych sylwetek. Mimo refleksów z Balzaka jest jednak Latarnia czarnoksięska powieścią bardzo odbiegającą od typu romansów z Komedii ludzkiej. Nie o samą budowę, przykładowo luźną, chodziłoby tylko, ale o punkt wyjścia autora, o cel. I nie powinna nas zwieść próba rozsnucia w Latarni problemu psychologicznego: próba odtworzenia psychologii kobiety zakochanej (bohaterki) i próba demonstrowania na osobie bohatera romansu, jak uczucia mogą się przenosić i przenoszą się z jednego przedmiotu na drugi, zmieniając swą jakość (miłość „burzliwa, ognista”, potem „idealna, poetyczna”, potem „spokojna, oparta na ocenieniu pięknej duszy”).

Kraszewski, choć złożył ukłon w kierunku mody, wykrzesanej z wziętości Balzaka, dobrze sobie zdawał sprawę, że tamto jest u niego, u Kraszewskiego, okrasą, a celem coś innego, to, co sam w epilogu najwyraźniej, bez ogródek wyznał: „Chciałem przed oczy wam postawić wasz świat, wasze wady, śmieszności, obyczaje, słabości”. Satyra – w celach, jak każda satyra, dydaktycznych, oto co przewodniczyło autorowi Ulany przy pisaniu Latarni czarnoksięskiej. Satyra na współczesnych, na magnatów, młodzież i kobiety (nawet ustami bohatera, choć ten do roli sędziego nie dojrzał), satyra na „panów” ustami autora i na szlachtę, również ustami autora. Ale satyra mieści się nie tylko w sądach i wyrokach autorskich i wprowadzonych osób, same obrazy mają barwę wybitnie satyryczną, satyrycznie traktowane są postaci: i hrabia, i arystokratyczny spekulant posagowy Alfred, i inni. Ton satyryczny jest najistotniejszym znamieniem Latarni.

Otóż, o ile ów satyryczny żywioł weźmiemy pod uwagę, nie trudno będzie dopatrzeć się spójni nie między całością omawianego romansu Korzeniowskiego a Obrazami naszych czasów (drugi tytuł Latarni), ale między Latarnią a pewnymi partiami Spekulanta. Zresztą nie tylko w Latarni czarnoksięskiej był Kraszewski satyrykiem, już pierwsze jego „obrazy”, przypominające i Sterna (16) i Skarbka, miały charakter wybitnie satyryczny. Balzak portretował życie jako myśliciel, satyra wynikała czasem z przedmiotu, lecz nie była zamierzeniem autora, Kraszewski wpadał w ton czasem Naruszewicza (17), czasem Krasickiego (18), a aczkolwiek daleko mu było do subtelności „księcia poetów”, chciał, jak autor Świata zepsutego, stawić współczesnych przed oczy ich wady, śmiesznością, ażeby wzbudzić w nich refleksję. Ten cel przyświecał także Korzeniowskiemu, mniej wyraziście uwidoczniając się w Spekulancie, dobitniej w Kolokacji. Ale i w Spekulancie cały na przykład wstęp do rozdziału czwartego jest satyrą na „sknerów wystawnych” („Próżność… i wystawność jest pierwiastkiem ich czynności, jest źródłem najpocieszniejszych głupstw” aż do słów: „co odciął ekonomowi i biednemu nauczycielowi polskiemu, to weźmie kamerdyner Francuz i guwernantka Angielka”), na postać takiego „sknery wystawnego”, chorążego. Satyryków i satyrę mieliśmy w Polsce i przed Kraszewskim i przed Latarnią czarnoksięską, miała ich i literatura obca, a Korzeniowskiemu oczytania nie brakło, ale właśnie posłać chorążego zdaje się wskazywać, że źródłem żywiołu satyrycznego w Spekulancie są szczególnie właśnie „obrazy naszych czasów”. Chorąży bowiem to nie tylko postać wyjęta jakby z galerii figur komicznych Kraszewskiego, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa modelowana wprost (choć może nieświadomie) na wzór figury marszałka w Latarni. Choć w życiu „pyszno-skąpskich” zawsze było pod dostatkiem i Korzeniowski niejednego chorążego mógł oglądać na własne oczy, zbyt wiele ma właściciel Niedolipia znamion wspólnych z panem marszałkiem Słomińskim, by policzyć to na karb prostego przypadku. Jednaki gust, jednakie znawstwo, uniwersalność także, jednaka duma z domu i urządzenia, jednakie nieliczenie się z etyką, gdy chodzi o grosz, przede wszystkim jednak ten sam sposób traktowania przez autorów obu postaci, tj. sposób satyryczny z zaprawą ironii. Marszałek z Latarni czarnoksięskiej „był to człowiek z gustem uniwersalnym, znał się doskonale na gospodarstwie, na interesach, nawet na obrazach, których przedmioty odgadywał i tłumaczył z nieporównaną łatwością”. Nie tylko jednak z łatwością, ale jak chorąży Cerery i Herkulesy, tak on płótna, których przedmiot każdy z widzów bierze za coś innego, objaśnia z głębokim znawstwem (z nogi widocznej na obrazie wnioskuje, że to noga starożytnego filozofa). A jego pałac, wystawiony w najniewłaściwszym miejscu, „na wysokim, pustym wzgórzu”, ażeby go zewsząd było widać, z facjatą ozdobioną czterema grubymi kolumnami niesłychanych proporcji i kształtu”; nic to, „pompa przed nim jaśniała wszystkimi kolorami tęczy”. A park angielski, a umeblowanie salonu! „Co w nim było i czego w nim nie było!” A jaki pan marszałek pyszny z tego urządzenia, jak zwraca uwagę gości na szczegóły. A równocześnie urywa każdemu, na czym może, „zapytuje o każdy korzec zboża, o każdą ćwierć pośladów”. Słowem pan chorąży i pan marszałek to dwaj rodzeni bracia, przedmiot wesołości czytelników, zwłaszcza gdy występują w roli znawców i eksplikatorów (19) mocno podejrzanych dzieł sztuki.

Satyrą w Spekulancie jest też sąd Kaspra i autora o społeczeństwie (w rozdziale dziewiątym), satyrą w treści i formie.

Ale są między Spekulantem a Latarnią i inne punkty styczne. Jak Kraszewski wprowadza do swej powieści Dubno z charakterystycznymi kontraktami, tak Korzeniowski Berdyczów. I taż sama metoda opisu, ten sam nawet schemat. Najpierw zbliżamy się do miasta i oglądamy osobliwe grupy i postaci (w Latarni czarnoksięskiej wózki, wózeczki, koczobryki itd., szlachcica w kapocie bajowej, innego z kapszukiem (20) na guziku surduta, to znów cztery konie i chomąta krakowskie, to ekwipaże pańskie, bryki z kuchniami, furgony itd. itd.” – por. w Spekulancie rozdział dziewiętnasty). Potem tu i tu wkraczamy do miasta, by znów ujrzeć szereg obrazków rodzajowych, szereg postaci w najoryginalniejszych strojach, a wszystko w skupieniu, w ruchu. Ależ – nasuwa się uwaga – Korzeniowski sceny w Berdyczowie oglądał i przedstawił, co widział. Niewątpliwie. I to właśnie, że poznajemy owoc obserwacji, zapewnia owym scenom wartość dokumentu, jak źródłem dla badaczy dziejów kultury na kresach Polski mogą być kontrakty dubieńskie Kraszewskiego. Korzeniowski nie zmyślał, Dubna nie przerabiał na Berdyczów, ale pomysł wprowadzenia do romansu, który swoją treścią tego nie żądał, szeregu charakterystycznych obrazów z życia miast kresowych w pewnej znamiennej chwili, włączenia tych obrazów w wątek powieści i metodę nakreślenia ich podsunął Korzeniowskiemu najprawdopodobniej Kraszewski. Dodać jednak należy, że uczeń ściślej od mistrza spoił tę wstawkę z akcją i z całością.

Inne cechy wspólne, w szczególności w niektórych środkach technicznych (metoda charakteryzowania postaci, wprowadzania sylwetek epizodycznych), nieobce nie tylko Spekulantowi i Latarni, ale w ogóle Korzeniowskiemu i Kraszewskiemu, dadzą się odnieść do tych samych źródeł artystycznych, na których obaj się kształcili.

Żywioł dydaktyczny

A dydaktyka? Ta jest znamieniem nie wyłącznie Korzeniowskiego i Kraszewskiego, ale całego pokolenia pisarzy. Z satyrą i z dydaktyką spotkaliśmy się u Korzeniowskiego już w Żydach. Myśl przewodnia Żydów, jak była o tym wzmianka wyżej – odzwierciedliła się fragmentarycznie również w Spekulancie i w Kolokacji, i znów silniej w Kolokacji niż w opowieści o panu Auguście Molickim, ale i w niej autor do tendencji swej głośnej komedii częściowo nawiązuje. „Abramko (ze Spekulanta) był Żyd i religią jego był pieniądz”. Żyd, według Korzeniowskiego, jest „personifikacją pieniędzy i spekulacji, jest symbolem rachunku” (rozdział jedenasty), co też, gdybyśmy taką definicję żydostwa przyjęli, nie mielibyśmy nic przeciw temu, gdyby i pana Augusta i nawet chorążego autor wprowadził dodatkowo do ponownego wydania swej komedii. Jakby im tam było dobrze, jak co się zowie swojsko, w towarzystwie hrabiego i prezesa. Zresztą sam autor dwukrotnie nazywa pana Molickiego Żydem, raz słowami: „przejeżdżał obojętnie, nie patrząc nawet na nic (na cuda przyrody), Żyd w eleganckiej czamarce”, i drugi raz, kiedy pisze: „Wprawne oko Żyda (Abramka) dostrzegło jego myśli i chęci, bo Żyd w mgnieniu oka odgadnie Żyda, pod jakąkolwiek by się ukrywał suknią” (rozdział piętnasty). A Żydowi spekulantowi przeciwstawiony jest marszałek Zabrzeziński, wzór szlachetności, przy tym „oświecony, ludzki i pojmujący dobrze obowiązki właściciela i pana”. W tym zestawieniu owych dwóch figur pośrednio zawarta jest tendencja dydaktyczna utworu: nie bądźcie Żydami, bądźcie takimi, jak marszałek.

Dlaczego jednak August Molicki stał się Żydem, dlaczego został nim chorąży? Zadając sam sobie to pytanie, autor pobocznie dotyka problemu wychowawczego. Nie rozstrzyga sprawy bezwzględnie, wszelako zaznacza, że chorąży „odebrał po ojcu majątek dość znaczny, ale nie odebrał on żadnego wychowania”. August zaś „doszedł tam (w liceum krzemienieckim) do klasy drugiej i na tym skończyła się jego publiczna edukacja”.

Ojciec, gdy August ma lat siedemnaście, umiera, on dostaje się pod kierunek „słabej matki”. „Poduczony cokolwiek” przez dawnego krzemieńczanina, wprawia się we francuszczyznę. Nauczycielką jest guwernantka, która z dziwną gorliwością przez lat blisko trzy dawała lekcje szesnastoletniemu chłopcu. Jego wady „przy innym wychowaniu, przy gruntownej nauce, przy jakimś ważniejszym zajęciu, które by mu pokazało wyższe cele, wzięłyby może inny kierunek” (rozdział pierwszy). Dydaktyka zatem drogą pośrednią: oto patrzcie, jakim jest chorąży, który „nie odebrał żadnego wychowania”, i na kogo wyrósł August, który „przy innym wychowaniu, przy gruntownej nauce” byłby może kimś innym. Jest to zrozumiałe w ustach krzemieńczanina i pedagoga z zawodu.

Obok dydaktyki jest też, jak twierdzono, morał czy przestroga, która ma wypływać z faktu poddania się bohaterki woli matki. W związku z tym zauważmy, że jeszcze w roku 1819 w rozprawie O patetyczności, wydrukowanej w „Pamiętniku Naukowym”, Korzeniowski przyznał miano „pożytecznych” tym tragediom, w których uczucia wyższe odnoszą zwycięstwo nad niższymi, naprowadza na przykładowo miłość ku rodzicom i miłość dwojga osób i za wyższą uznając miłość ku rodzicom. Więc i Spekulant, gdy poruszał ten problem, miał być może w pewnym znaczeniu powieścią pożyteczną. Do sprawy tej powrócimy, mówiąc o głosach współczesnej krytyki literackiej. Na ogół stwierdzić można, że w romansie żywiołu dydaktycznego i moralizatorskiego nie brak (mieści się on oczywiście także w partiach satyrycznych), ale autor nie podał go w kształcie nauk bezpośrednich, lecz swą opinię i tendencję, jeżeli wolno by mówić aż o tendencji, pozwolił wyczytać w części z rozwoju wątku powieści, w części z tego, co jest wyrazem przekonań pewnych wprowadzonych postaci, w części z partii narracyjnych, w których wszelako rola autora ma charakter tylko informatorski.

(1) Maria Wirtemberska, właściwie: Maria Anna z Czartoryskich księżna von Würtemberg-Montbéliard (1768–1854) – arystokratka polska, powieściopisarka, komediopisarka, poetka i filantropka; autorka powieści Malwina, czyli domyślność serca (1813), uznawanej za pierwszą polską powieść psychologiczno-obyczajową.

(2) Honoré de Balzac (1799–1850) – powieściopisarz francuski, obok Dickensa i Tołstoja jeden z najważniejszych twórców współczesnej powieści europejskiej, autor monumentalnego cyklu powieściowego Komedia ludzka – pełnego, realistycznego obrazu społeczeństwa francuskiego od czasów rewolucji francuskiej po rządy Ludwika Filipa (1789–1848).

(3) Marie-Henri Beyle (1783–1842), bardziej znany jako Stendhal – francuski pisarz romantyk, prekursor realizmu w literaturze, mason; jego powieści to zlepki wątków miłosnych i społecznych.

(4) Prosper Mérimée (1803–1870) – francuski dramaturg, historyk, archeolog i pisarz; pochodził z zamożnej rodziny; studiował prawo, języki obce i literaturę; był senatorem i inspektorem generalnym zabytków historycznych.

(5) Gustave Lanson (1857–1934) – francuski historyk literatury, bibliograf, profesor Sorbony, inicjator metody historycznej w badaniach literackich, autor m.in. Historii literatury francuskiej (1894), prac o klasykach francuskich, bibliografii literatury francuskiej za lata 1500–1900.

(6) Charles John Huffam Dickens, pseudonim Boz (1812–1870) – angielski powieściopisarz, uznawany za najwybitniejszego przedstawiciela powieści społeczno-obyczajowej w drugiej połowie XIX wieku w Anglii.

(7) Michał Czajkowski (1804–1886) – działacz niepodległościowy, pisarz i poeta zaliczany do szkoły ukraińskiej polskiego romantyzmu, autor m.in. powieści Wernyhora i Owruczanin.

(8) Henryk Rzewuski, pseudonim Jarosz Bejła (1791–1866) – polski powieściopisarz i publicysta, twórca tzw. gawędy szlacheckiej zapoczątkowanej utworem Pamiątki Pana Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego, odznaczającym się oryginalnością pomysłu, doskonałym wczuciem w atmosferę tradycji i obiektywnym humorem, autor m.in. powieści Listopad.

(9) Ludwik Sztyrmer (1809–1886) – polski prozaik, powieściopisarz, generał-lejtnant rosyjski i krytyk literacki, autor m.in. powieści Dusza w suchotach; uznawany za prekursora polskiej prozy psychologicznej, a także za jednego z pierwszych polskich twórców prozy fantastycznej.

(10) Tytuły powieści Józefa Kraszewskiego z 1839 i 1843 roku.

(11) (Łac.) nikomu nieznanym człowiekiem.

(12) (Łac.) swego rodzaju, w swoim rodzaju.

(13) Klementyna z Tańskich Hoffmanowa (1798–1845) – polska prozaiczka, dramatopisarka, pedagog, popularyzatorka, tłumaczka, redaktor, edytor, wydawca, jedna z pierwszych polskich pisarek dla dzieci i młodzieży; autorka m.in. powieści Dziennika Franciszki Krasińskiej.

(14) Fryderyk Florian Skarbek (1792–1866) – polski ekonomista, powieścio- i dramatopisarz, tłumacz, historyk, pamiętnikarz, działacz społeczny i polityczny, malarz, prezes heroldii i członek Rady Administracyjnej i Rady Stanu Królestwa Polskiego, dyrektor Komisji Rządowej Sprawiedliwości, referendarz stanu, senator, szambelan.

(15) Alain-René Lesage (1668–1747) – francuski pisarz i dramaturg; najbardziej znany jest jako autor powieści Diabeł kulawy (1707), w której tytułowy diabeł zagląda bohaterom do domów przez dachy.

(16) Laurence Sterne (1713–1768) – jeden z największych pisarzy angielskich, duchowny anglikański, działacz polityczny, twórca prądu literackiego zwanego sentymentalizmem; znany jako autor dwóch powieści: Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy (1760) oraz Podróż sentymentalna przez Francję i Włochy (1768).

(17) Adam Tadeusz Stanisław Naruszewicz (1733–1796) – polski jezuita, nadworny historyk i poeta, dramatopisarz i tłumacz, biskup smoleński, biskup łucki, sekretarz Rady Nieustającej, pisarz wielki litewski, senator i mason, ojciec polskiego klasycyzmu, jeden z prekursorów badań nad Słowiańszczyzną.

(18) Ignacy Błażej Franciszek Krasicki (1735–1801) – biskup warmiński, arcybiskup gnieźnieński, książę sambijski, hrabia Świętego Cesarstwa Rzymskiego, poeta, prozaik i publicysta, kawaler maltański; jeden z głównych przedstawicieli polskiego oświecenia nazywany „księciem poetów polskich”; autor m.in. Świata zepsutego.

(19) (Z łac.) tu: tłumaczy; osób wyjaśniających.

(20) (Z tur.) dawniej: woreczkiem na tytoń; kapciuchem.

Książkę możesz kupić tutaj.