Pasterz świata. Rozdział siódmy

Jeszcze tego samego dnia tuż po wyborze Pius XII wysłał przez Radio Watykańskie swój pierwszy przekaz dla świata. Był to apel o pokój. Pokój to według słynnej definicji świętego Tomasza z Akwinu „spokój porządku”. A porządek musi się opierać na sprawiedliwości i miłości.

***

Koronacja odbyła się 12 marca. Jest to bardzo stara ceremonia – sięga prawdopodobnie pontyfikatu Leona III w latach 795–816.

W Bazylice Świętego Piotra zebrało się ponad czterdzieści tysięcy ludzi, wśród których byli przedstawiciele przynajmniej czterdziestu krajów. Zagrały srebrne trąby, gdy weszła papieska procesja: mistrzowie ceremonii, prokuratorzy kolegiów, Gwardia Szwajcarska w szesnastowiecznych mundurach zaprojektowanych przez samego Michała Anioła; franciszkanie w brązowych habitach, dominikanie w białych, mnisi benedyktyńscy w czarnych szatach, a za nimi wielu innych; „bussolanti” w purpurze i Wielki Jałmużnik w asyście dwóch szwajcarskich gwardzistów, niosący triregnum, tiarę, potrójną papieską koronę, na poduszce z czerwonego aksamitu; inni dostojnicy kościelni niosący papieskie mitry, honorowi szambelani, szambelani „z płaszczem i mieczem”, wszyscy ubrani na czarno ze sztywnymi białymi krezami; rewidenci papieskich sądów i mistrzowie pałaców apostolskich; jeszcze jeden rewident w długiej białej szacie, niosący papieski krzyż, z siedmioma akolitami niosącymi brązowy kandelabr; odźwierni w czerwieni, penitencjariusze świętego Piotra w białych ornatach; opaci w mitrach, potem biskupi, arcybiskupi i patriarchowie Kolegium Kardynalskiego.

Czterdzieści tysięcy ludzi krzyczało z radości i klaskało w dłonie, kiedy szesnastu mężczyzn w purpurze, w otoczeniu wysokich dygnitarzy, wniosło papieża na sedia gestatoria, papieskiej lektyce.

Miał na sobie papieską mitrę i długi biały płaszcz bogato haftowany złotem i błogosławił ludzi z prawej i lewej strony.

Było tam więcej szwajcarskich gwardzistów w lśniących zbrojach, z halabardami w dłoniach, Gwardia Szlachecka w hełmach z piórami i jeszcze więcej różnych dostojników. Gwardia Palatyńska grała marsz zwycięstwa Silveriego, ale wojenne brzmienia zostały zagłuszone przez oklaski tłumu.

To było wspaniałe, imponujące. Procesja papieska zatrzymywała się jednak trzykrotnie w drodze. Za każdym razem mistrz ceremonii występował naprzód. Wkładał do ognia trochę konopi, tylko parę włókien przymocowanych do srebrnej laski. Spalały się niemal od razu, a mistrz mówił niskim, śpiewnym głosem:

– Ojcze Święty… sic transit gloria mundi. Tak przemija chwała tego świata.

Papież wstał z sedia gestatoria. Modlił się przez chwilę przed ołtarzem Ducha Świętego, na którym wystawiono Najświętszy Sakrament.

Potem rozpoczęła się Msza przy głównym ołtarzu, tuż nad grobem świętego Piotra. Papież został odziany w szaty liturgiczne.

Głęboko w krypcie, przy grobie świętego Piotra, odmawiano litanię koronacyjną. Wzywano Chrystusa, archaniołów i wszystkie duchy niebieskie, by pomogły głowie Kościoła na ziemi.

Po Kyrie eleison odczytano Lekcję i Ewangelię, najpierw po łacinie, a potem po grecku, na znak, że Kościół zachodni i wschodni są prowadzone przez tego samego papieża – jednego pasterza jednej owczarni.

Papież sam zaśpiewał Credo. A Msza Święta trwała dalej.

Wszędzie indziej w najbardziej uroczystym momencie konsekracji panuje głęboka cisza, przerywana tylko przez cienki metaliczny dźwięk małego dzwonka. Tu, kiedy dłonie papieża uniosły małą Hostię, zagrały triumfalnie srebrne trąby, oznajmiając obecność Króla nad Królami.

Po Mszy, gdy wyniesiono papieża na sedia gestatoria, zaczęły bić dzwony świętego Piotra. Dołączyły do nich dzwony Świętego Jana na Lateranie, potem Santa Maria Maggiore i Świętego Pawła za Murami, a potem zabrzmiało czterysta dzwonów wszystkich kościołów Świętego Miasta, ogłaszając moment koronacji.

I ten moment nastąpił, nie w Bazylice, lecz na zewnątrz, na tym samym balkonie, z którego papież po raz pierwszy pozdrowił wiernych po wyborze. Wielki plac był wypełniony ludźmi. Krzyk przetoczył się jak grzmot, kiedy papież pojawił się i zajął miejsce na tronie. Dziesiątki tysięcy kapeluszy pofrunęły w powietrze, w którym powiewało trzy razy więcej chustek i chusteczek.

Na balkonie kardynał-diakon zaintonował Pater noster. Kardynał Caccia-Dominioni zdjął z poduszki potrójną koronę i podszedł do papieża.

– Przyjmij tiarę – powiedział – i wiedz, że jesteś ojcem wszystkich książąt i królów, zastępcą Zbawiciela na ziemi, któremu cześć i chwała na wieki wieków. Amen.

Złożył dłonie, papież schylił się lekko i ciężka korona spoczęła na jego głowie. Kardynał Caccia-Dominioni odsunął się na bok, by miliony oczu mogły zobaczyć ukoronowanego papieża.

Pius XII wstał. On sam spoglądał daleko, daleko przed siebie. A kiedy zaczął wypowiadać słowa wielkiego papieskiego błogosławieństwa, ludzie uklękli.

Dzwony nadal biły.

***

Półtora wieku temu niemiecki poeta Schiller napisał:

„I najzgodniejszy nie zazna spokoju,

jeśli nie w smak to złemu sąsiadowi” (1).

Rok wyboru i koronacji najzgodniejszego człowieka na ziemi był jednocześnie rokiem wybuchu najstraszniejszej wojny w historii ludzkości.

Dwaj mężczyźni w bieli, Pius XI i Pius XII, widzieli, jak się zbliża. Ostrzegali i ostrzegali, modlili się i znów ostrzegali. Nic więcej jednak nie mogli zrobić. Papieże nie dysponowali już skuteczną siłą militarną. Gwardia Szwajcarska – było ich zaledwie sześćdziesięciu – Gwardia Szlachecka i Gwardia Palatyńska tworzyły razem mniej więcej jedną kompanię. Były zaledwie symbolem, pamiątką władzy.

Papież miał siłę moralną, nie tylko z powodu swojej pozycji, lecz także osobistej prawości. Jednak ta sama prawość powstrzymywała go od drastycznych posunięć, które mogły zagrozić sumieniom dobrych ludzi i nie mieć wpływu na złych.

A mimo to najgłupszą rzeczą, jaką powiedział Stalin, czerwony car Rosji, było pytanie, które zadał na konferencji z przywódcami aliantów, kiedy padło imię papieża.

– Papież? – uśmiechnął się drwiąco Stalin. – A ile on ma dywizji?

Mądrzejszy od kaukaskiego rozbójnika był Napoleon, który powiedział kiedyś ambasadorowi wysyłanemu do papieża: „Chcę, byś traktował go tak, jakby miał za sobą dwieście tysięcy bagnetów”. Niewiele bitew toczono w tamtych czasach przy udziale takich sił.

Kiedy zagraniczny dyplomata powtórzył Piusowi XII słowa Stalina, ten odpowiedział bardzo spokojnie:

– Powiedz memu synowi Józefowi, że spotka moje dywizje w wieczności.

Józef Wissarionowicz Stalin już je spotkał.

***

W marcu 1938 roku Hitler przyłączył Austrię.

We wrześniu 1938 zagroził inwazją na Czechosłowację. Premierzy Wielkiej Brytanii i Francji pospieszyli do Monachium, by spróbować ocalić pokój w Europie. Mussolini też tam przybył. Hitler nalegał na aneksję niemieckojęzycznej części Czechosłowacji. Powiedział, że później nie będzie miał żadnych żądań w Europie.

– Nie chcemy Czechów – dodał z pogardą.

Dostał to, co chciał.

Jednak w marcu 1939 roku, nazajutrz po koronacji Piusa XII, Hitler po prostu wezwał do siebie prezydenta Czechosłowacji, doktora Hachę, i tak biedaka sterroryzował, że Hacha dostał ataku serca. Otrzeźwiono go i zmuszono do podpisania aneksji jego kraju. W dwa dni później wkroczyły tam niemieckie wojska.

Dyktatorzy zawsze potrzebują laurów. Mussolini czuł, że Hitler go przyćmił, i też potrzebował jakiegoś podboju. Najechał na Albanię, w sam Wielki Piątek!

W Niedzielę Wielkanocną papież Pius XII powiedział:

– Pierwsze słowa, jakie Chrystus powiedział do apostołów tuż po swoim zmartwychwstaniu brzmiały: „Pokój wam”. A co ludzie mówią i czynią dzisiaj? – Powoli, niemal tonem pogróżki dodał: – Dziś bardziej niż kiedykolwiek słowa proroka Jeremiasza były na wszystkich wargach: „Pokój, pokój, a tymczasem nie ma pokoju”.

Nie zacytował, nie mógł zacytować następnego wersu: „Wstydzić się powinni, że popełniali obrzydliwość… Dlatego upadną wśród tych, którzy padać będą, runą w czasie, gdy ich nawiedzę – mówi Pan” (Jr 8, 12).

Wielu jednak w domach podniosło wzrok i zadrżało.

W tym samym czasie w Berlinie Hitler wyszydzał w parlamencie pokojowe propozycje prezydenta Roosevelta. Odwołał pakt o nieagresji z Polską i zamiast tego podpisał go z… Rosją.

W sierpniu wojska niemieckie zaczęły się gromadzić przy granicy z Polską.

24 sierpnia 1939 roku papież Pius XII przemówił w Radiu Watykańskim.

– My, uzbrojeni tylko w Słowo Prawdy i stojący ponad wszelkimi sporami i namiętnościami, przemawiamy do was w Imieniu Boga… w Imieniu Chrystusa… w Imieniu Ducha Świętego…

Napominał. Ostrzegał. Błagał.

– Zagrożenie wzrasta, ale wciąż jest czas… Nic nie jest stracone w pokoju, lecz wszystko może być stracone w wojnie… niech usłyszą nas silni, by nie stali się słabymi w niesprawiedliwości; niech usłyszą nas władcy, jeśli nie chcą, by ich władza prowadziła tylko do destrukcji… Zaklinamy was na Krew Chrystusa…

Technicy radiowi w studio pobledli i spojrzeli na niego z lękiem. Było coś nieopisanie poruszającego w tym mężczyźnie w białej szacie, który sam i bez broni próbował powstrzymać potęgi od skoczenia sobie do gardeł. Jeden z nich powiedział później:

– To było ostatnie ostrzeżenie od Boga. Ale nie posłuchali. Nigdy nie słuchają.

Mylił się. To nie było ostatnie ostrzeżenie. 31 sierpnia Pius XII wygłosił jeszcze jeden apel do rządów Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch i Polski. Odpowiedzią Hitlera był błyskawiczny najazd na Polskę. W dwa dni później najpierw Wielka Brytania, a potem Francja wypowiedziały wojnę Niemcom.

Rozpoczęła się druga wojna światowa.

***

Nie ma bardziej trudnego urzędu na świecie niż ten Ojca Świętego, a trudności wzrastają ponad ludzką wytrzymałość w czasie wojny. Oto człowiek, który reprezentuje Jezusa Chrystusa na ziemi. Chce głosić Ewangelię, Dobrą Nowinę o niebie otwartym dla całej ludzkości przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, jeżeli tylko ludzkość w Niego uwierzy i będzie zachowywać Jego przykazania, kochać Boga i kochać bliźniego.

A jednak wokół niego szkoli się i uzbraja miliony, rozkazując im zabijać bliźnich.

Woła o pokój, ale wokół niego spadają z nieba bomby, nie błogosławieństwa.

Wzywa ludzi do miłosierdzia, a oni równają z ziemią całe miasta, grzebiąc pod gruzami kobiety i dzieci.

Przemawia w imieniu Wcielonej Prawdy, a wokół niego płynie potok kłamstw rozpuszczanych w formie plotek, propagandy i podstępu.

Mówi im, że wszyscy ludzie są braćmi przed Bogiem. Oni jednak głoszą, że osoba innej rasy czy narodowości jest brudna, okrutna, tchórzliwa, zła i odrażająca.

Zło zostało spuszczone na ziemię. Niewinni ludzie byli wtrącani do więzień, wysiedlani, głodzeni, torturowani i systematycznie zabijani przez „elitę” Hitlera, mężczyzn w czarnych mundurach SS, tylko dlatego, że należeli do rasy, której ten szaleniec nienawidził.

W sześć tygodni po wybuchu wojny Pius XII wydał pierwszą encyklikę, w której jasno i wyraźnie pokazał, dlaczego toczy się wojna: ponieważ niektóre kraje odrzuciły chrześcijaństwo, otwierając się tym sposobem na myślenie pogańskie. Kto odrzuca chrześcijaństwo, krzyżuje Chrystusa. A „kiedy Chrystus został ukrzyżowany, ciemności okryły ziemię”. Powiedział światu, że wojna i sam jej wynik nie zmienią niczego na lepsze. Tylko duch mógł odnowić oblicze ziemi. Narody jednak krzyczały i strzelały do siebie nawzajem i nikt nie słuchał papieża.

W marcu 1940 roku minister spraw zagranicznych Hitlera, von Ribbentrop, przybył do Rzymu na rozmowy z Mussolinim i chciał uzyskać audiencję u papieża. Niemiecki ambasador ostrzegł go:

– Niech Wasza Ekscelencja nie myśli, że to będzie łatwe. Papież jest przeciwny wojnie. I… niełatwo z nim postępować w tych dniach.

– Nonsens – odrzekł Ribbentrop. Był próżnym, napuszonym mężczyzną bez skrupułów i dla niego jako niekatolika papież był tylko „przywódcą sekty religijnej”, któremu trzeba wytłumaczyć, że nazistowskie Niemcy są potęgą powołaną do rządzenia Europą i światem przez najbliższy tysiąc lat.

Przyjechał do Watykanu największą i najdłuższą limuzyną, jaką kiedykolwiek widział Plac Świętego Piotra, ubrany w nowiutki garnitur dla wysokich rangą dyplomatów – czarny z białymi wyłogami i lśniący od orderów i medali – i z wielką świtą wysokich nazistowskich oficerów, starających się przyćmić jeden drugiego.

Wmaszerował po schodach do sali audiencyjnej, sztywno wyprostowany, z wysuniętym do przodu podbródkiem. Stracił trochę ze swej wyniosłej godności w poczekalni, kiedy mistrz ceremonii papieża, na którym nie zrobił większego wrażenia, zatrzymał krótkim gestem jego świtę i drugim, równie krótkim, kazał mu wejść samemu do gabinetu Ojca Świętego.

Kiedy Ribbentrop wyszedł z niego prawie po godzinie, wyglądał o dziesięć lat starzej. Jego twarz miała barwę popiołu. Zrobił parę chwiejnych kroków i przystanął. Służba szybko przyniosła mu krzesło i opadł na nie, prawie mdlejąc.

Nikt dokładnie nie wie, co się wydarzyło w gabinecie papieża. Ale Złu nie jest łatwo spojrzeć w twarz Dobru. Słabsze z nich omdlewa.

W kwietniu wojska Hitlera podbiły Danię i Norwegię. W maju i czerwcu zaatakowały Holandię, Belgię, Luksemburg i Francję.

Armie aliantów zachwiały się pod siłą tego uderzenia. Większość armii brytyjskiej i dziesiątki tysięcy żołnierzy francuskich zostały uratowane przez Królewską Marynarkę Wojenną i flotę niezliczonych małych jednostek z cywilnymi załogami – stateczków wycieczkowych, trawlerów, szalup, motorówek i wszystkiego, co potrafiło unosić się na wodzie. Trzysta pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy ocalało w ten sposób w operacji, którą nazwano, może nie bez pewnej satysfakcji, „cudem pod Dunkierką”.

Kiedy Francja upadała, Mussolini także wypowiedział wojnę – jej i Wielkiej Brytanii. Niespełna pięć lat później, siedem lat po najechaniu Albanii w Wielki Piątek, został rozstrzelany, a jego ciało powieszone głową w dół na ulicy Mediolanu. W tamtej chwili czuł się jednak panem świata…

Trudno opisać ból, jaki odczuwał Ojciec Święty, kiedy jego własny kraj pod wodzą człowieka bez skrupułów bez najmniejszej prowokacji przyłączył się do niesprawiedliwej wojny. Zaledwie sześć miesięcy wcześniej nawoływał króla Włoch, by zachował kraj w pokoju. Za parę lat wojna będzie kosztować króla jego tron.

To niebezpieczne, bardzo niebezpieczne ignorować poważne ostrzeżenie zastępcy Chrystusa na ziemi.

cdn.

Louis de Wohl

(1) Wilhelm Tell, w przekładzie A. Kowalkowskiego.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Pasterz świata.