Pasterz świata. Rozdział jedenasty

W roku 1954 Pius XII poważnie zachorował. Świat katolicki patrzył na Rzym, wstrzymując oddech. Czy wyzdrowieje? Stan jego zdrowia pogarszał się. Nie mógł już jeść. Wydawał się przygotowywać na śmierć.

Wtedy coś się wydarzyło. Dookoła niósł się szept, że Ojciec Święty miał wizję, że Pan ukazał mu się we własnej osobie, że papież początkowo myślał, iż przyszedł po niego, ale wkrótce zrozumiał, że jeszcze nie.

Kiedy lekarze wrócili do łóżka chorego, stwierdzili, że pacjentowi spadła gorączka, oddycha normalnie, a nade wszystko pragnie nadal żyć. Tego samego dnia zaczął znów przyjmować jedzenie. Wkrótce wrócił do pracy.

Może przyjdzie czas, kiedy dowiemy się więcej o tym, co się stało. Jedno jest absolutnie pewne: od tamtego czasu Pius XII pracował jak nigdy przedtem. Tak jakby dostał nowe życie w użytkowanie na czas określony i starał się wypełnić w wyznaczonym czasie cały program. I to jaki program! Zdawało się, że postawił sobie zadanie – a może to jemu je postawiono? – wyjaśnić nie jeden, nie dziesięć czy pięćdziesiąt, lecz wszystkie współczesne problemy, przed którymi stoją dziś mężczyźni i kobiety w naszym skomplikowanym nowym świecie. Nic nie było zbyt wielkie ani zbyt małe. Nic nie było nieważne. I dlatego nic nie zostało pominięte.

Dawał grupowe audiencje przedstawicielom różnych zawodów. Zwracał się do każdego, objaśniając ich własne, specyficzne problemy z religijnego punktu widzenia. Ponieważ, jak mówił:

– W oczywisty sposób niechrześcijańskie jest rozgraniczanie religii i życia, świata nadnaturalnego i naturalnego, Kościoła i świata, jakby nie było między nimi związku, jak gdyby prawa Boże nie obowiązywały w całym zakresie ludzkiego i społecznego życia.

Przedstawicielom apostolatu świeckiego – a to powinno tak naprawdę oznaczać wszystkich katolików – powiedział o komunizmie:

– Będziemy prowadzić naszą walkę przeciw ateistycznemu komunizmowi, ale bronią Chrystusa.

Lata wcześniej uroczyście ekskomunikował każdego, kto wstąpił do partii komunistycznej, był jej sympatykiem lub świadomie pozwalał rozprzestrzeniać się jej ideom.

Uważa się, że starzy ludzie wolno myślą i sprzeciwiają się nowinkom, szczególnie jeśli zmuszają ich do zmiany sposobu myślenia. Mają opinię sztywnych i mało elastycznych. Niektórzy starsi prałaci kręcili głowami, kiedy usłyszeli, że uczestnicy Kongresu Astronautycznego zostaną przyjęci na audiencji.

– Zniszczą ziemię tymi swoimi rakietami – powiedział jeden z nich. – I ten szalony pomysł, by polecieć na księżyc!

– Właśnie! Nic dobrego z tego nie przyjdzie.

Pius XII, liczący sobie osiemdziesiąt lat, uśmiechnął się i powiedział ekspertom od astronautyki:

– Kiedy Bóg nakazał człowiekowi, by czynił sobie ziemię poddaną, z pewnością miał na myśli cały wszechświat. Wasza działalność jest w pełni słuszna i godna pochwały.

Pius XII był pierwszym kardynałem, który leciał samolotem. Pierwszym papieżem, który wypowiadał się w sprawie podróży międzyplanetarnych i pokojowego zdobywania innych planet. Przejawiał w tej kwestii sporo entuzjazmu, jak gdyby sam mógł któregoś dnia wejść na pokład statku kosmicznego i polecieć na Marsa.

To była jedna z tych jego dziwnych, tajemniczych właściwości: z wiekiem zdawał się młodnieć zamiast starzeć. Kiedy przyjmował na audiencji amerykański zespół, poprosił ich, by coś zagrali, a oni po chwili zobaczyli, jak papieska stopa w miękkim czerwonym bucie porusza się w rytm muzyki.

Upominał się o sprawiedliwość. Do pielgrzymów belgijskich wygłosił mowę przeciw złym gospodarzom, przeciw slumsom, przeciw zaniedbywaniu remontów i obudził tysiące sumień.

Do wielkiego zgromadzenia kobiet katoliczek mówił o modzie.

– Nie ma nic złego w byciu modnym. Bóg nie wymaga od nas, byśmy ignorowali dyktat mody i wyglądali groteskowo!

Kobiety były rozradowane.

– Ale – dodał Pius XII – moda nie może być sprawą nadrzędną. Jest granica, poza którą moda może zniszczyć duszę.

Do urzędników państwowych mówił o plotce. Pracownicy biurowi, zamknięci dzień w dzień z tymi samymi kolegami, muszą się powstrzymać od niepochlebnego mówienia o innych.

– Musicie się nauczyć trzymać język za zębami – powiedział papież bez ogródek – i wziąć się do pracy.

Upomniał producentów filmowych, by pamiętali o swojej odpowiedzialności, gdyż otrzymali dużą władzę.

– Rozumiem, że Wasza Świątobliwość nie jest przeciwnikiem filmów? – zapytał jeden z nich.

– Wręcz przeciwnie – odparł Pius XII. – Jestem zwolennikiem dobrych filmów. I jeszcze lepszych filmów.

Uwielbiał samochody, piękne i szybkie. Tak jak lubił szybko chodzić – sekretarze zwykle z trudem dotrzymywali mu kroku, choć był od nich znacznie starszy – kochał również szybką jazdę. Sprzeciwiał się jednak surowo lekkomyślności i brawurze.

Kiedy pokazano mu zdjęcia kobiet za żelazną kurtyną, wykonujących ciężką pracę fizyczną w burych kombinezonach roboczych, w których wyglądały jak mężczyźni, był przerażony.

– Kobiety są arcydziełem stworzenia – powiedział. – Pomysł, by wykonywały ciężkie prace w stoczniach, kopalniach, jak to się pochwala i praktykuje w imię postępu, nie jest nowy. To smutny powrót do epok, które cywilizacja chrześcijańska pogrzebała dawno temu.

Matka Boża zmieniła status kobiety w tych miejscach na świecie, w których jest czczona. Idea damy, idea rycerskości nigdy nie przyszłaby mężczyźnie do głowy, gdyby nie Pierwsza Dama świata, Madonna. W krajach, w których nie upowszechniło się chrześcijaństwo, kobiety były, a często są do dziś zaledwie częścią domowego inwentarza, przeciążone pracą i trzymane w całkowitej ignorancji. Gdyby dziś kobiety w krajach niechrześcijańskich uzyskały dostęp do edukacji, wyszły z haremów i zdjęły burki, to tylko dzięki przykładowi ich chrześcijańskich sióstr.

Pius XII grzmiał przeciw tym, którzy wznieśli żelazną kurtynę.

– Znieście bariery! Rozbierzcie ogrodzenia z drutem kolczastym! Niech wszyscy mają wolność poznawania życia innych!

Przemawiał do bankierów i inżynierów, do prawników, właścicieli winnic, poetów, producentów jedwabiu, nawigatorów, złotników, hutników, pszczelarzy i uczonych, do muzyków i sportowców, do bogatych i biednych, potężnych i skromnych, do ludzi wszelkich narodów i wyznań. A jego wielkie serce zawsze było otwarte dla nich wszystkich.

Włoscy przyjaciele namawiali młodego amerykańskiego dziennikarza, zdeklarowanego protestanta, by wziął razem z nimi udział w grupowej audiencji.

– Zawsze chciałem zobaczyć tego waszego papieża – przyznał – ale muszę was uprzedzić: nie uklęknę przed nim. Klękam tylko przed Bogiem i nikim więcej.

– Dobrze, dobrze – odpowiedzieli. – Nikt nie będzie cię zmuszał. Po prostu pójdź z nami.

Tak też uczynił. Patrzył, jak papież wchodzi i rozmawia z jego przyjaciółmi, którzy przyklękli i zgodnie ze zwyczajem ucałowali pierścień rybaka. Potem zobaczył, że papież zbliża się do niego. Zaczerwienił się i powiedział:

– Przepraszam… Waszą Świątobliwość, ale nie jestem katolikiem.

Pius XII uśmiechnął się.

– Ale możesz chyba przyjąć błogosławieństwo od starego człowieka – powiedział łagodnie.

Dziennikarz ukląkł na oba kolana, by przyjąć błogosławieństwo.

– Wiedzieliście, że tak będzie – warknął do przyjaciół, kiedy opuszczali Watykan.

– Liczyliśmy się z tym – odrzekł jeden z nich z uśmiechem. – Żałujesz, że poszedłeś?

– Nie! – krzyknął.

– Ale klęczałeś przed zwykłym człowiekiem…

– Nie – odparł. – To był… to był anioł.

***

Papież Pius XII ogłosił Rok Maryjny, Rok Naszej Pani. Wydał aż czterdzieści encyklik. Utworzył ponad sto dziewięćdziesiąt nowych archidiecezji i diecezji i wiele innych kościelnych terytoriów.

Stworzył hierarchię w brytyjskiej Afryce, w Danii i w Norwegii i zaczął nad tym pracować w belgijskim Kongo.

Kanonizował trzydziestu trzech świętych i beatyfikował sto sześćdziesiąt osiem sług i służebnic Bożych.

Za jego sprawą zbudowano i obsadzono nowe wielkie seminarium dla narodowego kleru. Liczba seminarzystów – żółtych, brązowych i czarnych – wzrosła z piętnastu do dwudziestu sześciu tysięcy.

Na początku jego pontyfikatu w Afryce było siedem milionów sto tysięcy katolików, a następne dwa miliony dwieście tysięcy oczekiwały na chrzest. Pod koniec roku apostolskiego 1957-1958 było dziewiętnaście milionów ochrzczonych i kolejne trzy miliony sto tysięcy oczekujących na chrzest i przygotowujących się do niego. Pięć milionów Afrykanów zostało katolikami za pontyfikatu Piusa XI, dwanaście milionów za Piusa XII.

Mądrość, którą tak hojnie dzielił się w swoich kazaniach i wypowiedziach, będzie przewodnikiem dla ludzi dobrej woli przez następne stulecia.

W Korei i na Tajwanie miały miejsce liczne nawrócenia. Prezydent Wietnamu nazwał Piusa XII największym przyjacielem Wietnamczyków w historii.

Większość wyznawców sekty jakobitów w południowych Indiach przeszła na katolicyzm, włącznie z ich księżmi i biskupami.

Liczba katolików w Indonezji wzrosła z pół miliona do miliona.

Mino to do samego końca musiał zwalczać zło w wielu formach i wielu krajach. Szczególnie żyzną glebą okazały się Chiny. Kiedy jednak ogromny kraj został przejęty przez Mao Tse-tunga i jego czerwonych, biskupi, księża, mnisi i zakonnice byli mordowani lub wtrącani do więzienia i wielu z nich zmarło męczeńską śmiercią, po brutalnych torturach lub długotrwałym głodzeniu.

16 czerwca 1955 roku papież ekskomunikował ówczesnego prezydenta i dyktatora Argentyny, Juana Peróna, który wydalił z kraju prałatów i innych katolickich przywódców. W trzy miesiące później lud Argentyny powstał przeciw Perónowi i musiał on uciekać z kraju. Argentyna była pierwszym państwem, któremu Pius XII udzielił błogosławieństwa, kiedy został papieżem. Mówi się często, że rewolucja w naprawdę totalitarnym kraju jest niemożliwa, ponieważ ludzie są obserwowani i kontrolowani przez służbę bezpieczeństwa. Argentyńczycy udowodnili, że da się to zrobić.

Węgrzy również by to udowodnili, powstaniem w 1956 roku, gdyby nie interwencja sowieckiej armii – a nawet wtedy walczyli do końca. Jedno z ugrupowań walczących o wolność wezwało kardynała Mindszenty’ego, który w międzyczasie znalazł schronienie w ambasadzie amerykańskiej, i poprosili o błogosławieństwo, bo wiedzieli, że niedługo umrą. Kardynał ich pobłogosławił, a oni walczyli dalej i zginęli za swój kraj i wiarę.

Los Kościoła milczącego, Kościoła cierpiącego za żelazną kurtyną, nieustannie zaprzątał myśli papieża. Męczennicy na Węgrzech, męczennicy w Chinach, męczennicy w Czechosłowacji, a ostatnio także w Polsce. Tam jednak katolicy byli tak liczni i tak zjednoczeni, że nawet komunistyczni przywódcy musieli przyznawać „koncesje” – oczywiście zawsze w nadziei, że przyszłe pokolenie okaże się bardziej uległe.

Wszelkie informacje o sytuacji w innych krajach dochodziły do Piusa XII bezpośrednio, ponieważ był on nie tylko papieżem, lecz również swoim własnym sekretarzem stanu! Na początku pontyfikatu mianował na to stanowisko kardynała Luigiego Maglionego. Kardynał jednak wkrótce zmarł i od tego czasu papież przejął jego obowiązki, przy pomocy dwóch podsekretarzy stanu, monsignore Tardiniego (obecnie kardynała i sekretarza stanu papieża Jana XXIII) i monsignore Montiniego (dziś kardynała-arcybiskupa Mediolanu) (1).

Być może żaden człowiek w całej historii papiestwa nie wykonał tak wielkiej pracy, a ten, który tego dokonał, był tak kruchy, że ciężko się rozchorował podczas studiów seminaryjnych. Jednak Pan wybiera czasem słabych do czynów, którym nie sprostaliby silni. Wspierała go miłość Boga i miłość wiernych.

Każda pojedyncza modlitwa jest siłą, a takich modlitw musiały być miliony, kiedy Ojciec Święty zachorował w 1954 roku. Zostały wysłuchane i powrócił do nas jeszcze na cztery lata.

cdn.

Louis de Wohl

(1) Późniejszego papieża Pawła VI.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Pasterz świata.