Pasterz świata. Rozdział dziesiąty

W roku 1917 Matka Boża ukazała się kilka razy trojgu dzieciom w Fatimie w Portugalii. Powiedziała najstarszej dziewczynce imieniem Łucja, że będzie musiała się nauczyć czytać i pisać, a potem spisać to, co usłyszała. Niektóre rzeczy nie tylko pozwoliła jej opowiedzieć, lecz wręcz ją o to prosiła, inne miała zachować w tajemnicy. Maryja powiedziała dzieciom, że wojna – pierwsza wojna światowa – wkrótce się skończy i żołnierze wrócą do domów. Jeśli jednak ludzie na świecie nie będą pokutować, wybuchnie wkrótce kolejna wielka wojna. Pojawi się znak na niebie oznajmiający, że Bóg zamierza ukarać świat za jego zbrodnie i nastąpi wielkie religijne prześladowanie. Domagała się, by cały świat, a w szczególności Rosja, został poświęcony jej Niepokalanemu Sercu.

Początkowo dzieci wyśmiewano. Kiedy parę osób zaczęło im wierzyć, wtrąciły się urzędy. Grożono dzieciom więzieniem, torturami. Urzędnicy nie mieli zamiaru spełnić swoich gróźb. Chcieli tylko, by dzieci przyznały, że wymyśliły całą tę historię, że to tylko dziecięcy wybryk i nic więcej.

W tamtym czasie większość państwowych urzędników była antykatolicka. Siedem lat wcześniej w Portugalii miała miejsce rewolucja i czerwoni, teraz nadal u władzy, bardzo starali się zwalczać wszędzie religię. Wpadali we wściekłość, kiedy ich wysiłki napotykały zawzięty opór większości ludzi. Protesty przeciw ateistom nasilały się. W roku 1916 tysiące katolików w całej Portugalii zebrały się, by odmawiać Różaniec, a rząd szalał z gniewu. Historia z ukazaniem się Maryi w Fatimie była kroplą, która przelała czarę.

Dochodziły wieści, że najpierw setki, a potem tysiące ludzi ciągnęły do miejsca, w którym miała się ukazać Matka Boża. Rozprzestrzeniały się lotem błyskawicy na cały kraj. Wkrótce rozpoczęły się regularne pielgrzymki jak do Lourdes. Rząd postanowił zmusić dzieci do odwołania wszystkiego. Potem można byłoby wykazać, że tylko żartowały, że nigdy nie było żadnych objawień, żadnej Pani, żadnego Chrystusa ani Boga.

Dzieci jednak niczego nie odwołały. Wtedy było już wiadomo, że Maryja prosiła je, by wracały na miejsce, gdzie się ukazała, trzynastego dnia każdego miesiąca, ale tylko one mogły Ją widzieć i wielu ludzi czuło się oszukanymi. Dzieci powiedziały to swojej Pani, a ona odrzekła, że uczyni cud dla wszystkich trzynastego października, kiedy ukaże się ostatni raz.

W całej Portugalii toczyły się teraz poważne debaty, czy Pani była naszą Błogosławioną Matką, czy też cała ta historia jest oszustwem.

– No tak, to może być prawda – mówili niektórzy. – Czego właściwie Maryja od nas chce? Żebyśmy pokutowali i umartwiali się za grzeszników, chodzili do Komunii Świętej w pierwszą sobotę każdego miesiąca, by zadośćuczynić za grzechy świata. Całkiem prawdopodobne, że o takie rzeczy Nasza Pani mogłaby prosić.

Wieść o cudzie, który mają zobaczyć wszyscy obecni, wybuchła w całym kraju jak bomba. Pielgrzymi wyruszali z miast, miasteczek i wsi. Prasa nie mogła tego zignorować. Reporterzy i fotoreporterzy mieszali się z tłumem pielgrzymów. Oczywiście, że nie będzie cudu, ale to była wspaniała okazja, by pokazać całą tę sprawę jako śmieszne i żałosne oszustwo.

Dziennikarze wciskali się w tłum tak wielki, że nie dało się go policzyć. Były tam dziesiątki tysięcy ludzi.

Pani ukazała się jeszcze raz trojgu dzieciom. Tym razem przedstawiła się jako „Pani Różańca”.

– Ludzie muszą naprawić swoje życie i prosić o wybaczenie za grzechy – powiedziała. – Nie mogą dłużej grzeszyć przeciw Panu, bo już zbyt wiele uczynili złego.

Jednak tak, jak poprzednio, tylko dzieci mogły ją widzieć i słyszeć i wielki tłum zaczął okazywać niezadowolenie.

Nagle Łucja krzyknęła:

– Patrzcie na niebo!

Podnieśli głowy. Wcześniej mocno padało i ziemia była grząska, ale teraz deszcz ustał i chmury się rozproszyły. Słońce, blade i dziwnie błyszczące, wirowało na niebie. Niektórzy ludzie zobaczyli nawet więcej. Ale wszyscy widzieli słońce wirujące jakby w tańcu, jego ruch coraz bardziej przyspieszał, blade lśnienie zmieniało się w promienie światła. A potem zdawało się, że tańczące słońce wskoczyło prosto w tłum.

Tysiące ludzi padły na kolana, błagając o miłosierdzie, a inni tylko krzyknęli ze zgrozy. Dziennikarze spoglądali na siebie w osłupieniu.

Nagle wszystko się skończyło. Słońce oddaliło się, zbladło i wyglądało jak zawsze w chłodny, pochmurny dzień – mała, nieruchoma tarcza. Teraz jednak tłum się poruszył, tak jakby wszyscy wpadli jednocześnie na ten sam pomysł: odejść stąd jak najszybciej i powiedzieć innym o cudzie, który widzieli na własne oczy.

W rok później spełniła się pierwsza przepowiednia Pani Fatimskiej: skończyła się pierwsza wojna światowa i żołnierze wrócili do domów.

Dwoje dzieci wkrótce zmarło, ale Łucja przeżyła i została karmelitanką. Papież Pius XII, czytając o Fatimie, uświadomił sobie dziwną rzecz: tego samego dnia, miesiąca i roku i o tej samej godzinie, w której Pani pokazała się dzieciom po raz pierwszy, został wyświęcony na biskupa.

Zobaczył również, jak spełnia się druga przepowiednia fatimska: 25 stycznia 1938 roku pojawiło się na niebie dziwne światło. Była to aurora borealis albo „zorza polarna” o niezwykłej intensywności, widziana w całej Europie. Łucja – teraz siostra Maria Łucja od Jezusa – widziała ją przez wąskie okno swojej celi i wiedziała, że zbliża się czas, kiedy świat zostanie ukarany następną straszną wojną. W niespełna dwa miesiące później Hitler przyłączył Austrię i kolejne jego najazdy doprowadziły do wybuchu drugiej wojny światowej w półtora roku później.

Pius XII studiował uważnie tę sprawę. Potem spełnił żądanie Pani Fatimskiej i ofiarował cały świat Niepokalanemu Sercu Maryi. Po dziesięciu latach powtórzył konsekrację specjalnie dla Rosji, „dla osiągnięcia prawdziwego pokoju… i należnej wszystkim wolności”.

Jest wielka brama do Bazyliki Świętego Piotra, otwierana tylko raz na dwadzieścia pięć lat, i tylko jeden człowiek ma prawo ją otworzyć: papież. Otwarcie tej wielkiej spiżowej bramy oznacza rozpoczęcie Roku Świętego.

Papież Pius XII otworzył ją w roku 1950. Zjechali się wtedy do Rzymu pielgrzymi z całego świata, ludzie wszystkich ras i narodów. Przybywali samolotami, statkami, pociągami i samochodami. Niektórzy przyjechali z Francji i Szwajcarii na rowerach. Pewna kobieta przyjechała z Niemiec… konno. A wielu przyszło w najbardziej tradycyjny sposób: pieszo.

Kiedy było już wiadomo, że papież ogłosi dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, świat katolicki oszalał z radości. Nie proszono nas, byśmy uwierzyli w coś nowego. Wniebowzięcie było świętem obowiązkowym w większości krajów, a wiara w to, że Nasza Pani została wzięta do nieba z duszą i ciałem, sięga początków chrześcijaństwa. Teraz jednak była „oficjalna”, możliwa i dozwolona bez żadnych wątpliwości.

31 października 1950 roku, na dzień przed uroczystym ogłoszeniem dogmatu, papież Pius XII spacerował jak zawsze o czwartej w ogrodach watykańskich. Nagle przystanął i spojrzał w górę. Słońce wychodziło zza chmur, wielkie i promienne. Zaczęło się obracać, najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Nie było już promienne jak przedtem, stało się wyraźnie widoczne, jak świetlista tarcza bez promieni. Potem zaczęło tańczyć…

Trzydzieści trzy lata wcześniej – tyle, ile Jezus żył na ziemi – dziesiątki tysięcy ludzi widziały cud fatimski, taniec słońca. Teraz zobaczył to Pius XII, sam w ogrodach Watykanu. Niektórzy mówią, że widział je ponownie następnego dnia, a po raz trzeci w tydzień później.

Minął cały rok, nim kardynał Tedeschini, najdłużej zaprzyjaźniony z papieżem, powiedział o tym innym. Czy była to specjalna łaska, niezwykła uprzejmość ze strony Królowej Wszystkich Świętych dla Eugenia Pacellego, Jej wiernego rycerza przez całe życie?

Następnego dnia, z tiarą na głowie, powiedział ex cathedra, do tłumu kardynałów, arcybiskupów, biskupów i opatów, kapłanów, zakonników, sióstr i czterdziestu tysięcy wiernych zebranych w Bazylice Świętego Piotra, że Wniebowzięcie Najświętszej Dziewicy staje się dogmatem po wszystkie czasy.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Pasterz świata.