O mitrę hospodarską. Rozdział drugi

Do sali wszedł pan Mikołaj Broniewski, burgrabia kezmarski, stary rycerz, pamiętający jeszcze wyprawy wojenne wojewody Hieronima. Olbrzymiego wzrostu, szeroki w barach, nieco już pochylony, miał pałąkowate nogi od wieloletniego siedzenia na koniu. Siwe, rozczochrane, nieporządnie utrzymane brodzisko zakrywało mu szyję i połowę piersi.

– Będziemy mieli znamienitego gościa, panie Mikołaju – rzekł Łaski.

Stary żołnierz wydał z siebie jakiś ton, podobny do gniewnego pomruku niedźwiedzia zbudzonego nagle ze snu.

– Waszmość nie jesteś rad gościowi? – zaśmiał się Łaski.

– Byłem zawżdy rad wszelkim gościom, co się oznajmiali poczciwie, jak przystoi rycerzom, okrzykiem wojennym i harmatą, chociaż czasem oberwało się po łbie, po żebrach, ale ci nasi dzisiejsi goście z księgami pod pachą…

Stary żołnierz wzruszył ramionami.

– Wojennego pana dziś waszmość powitasz i wojna wejdzie z nim do zamku – mówił Łaski rozbawiony pogardliwą szczerością starego wilka bitew.

Starzec wyprostował się ze sprężystością młodzieńca i spojrzał na pana spod krzaczastych brwi zdziwionym wzrokiem.

– Eeee?… – mruknął tylko z niedowierzaniem w głosie.

– Eeee… – przedrzeźniał go pan Olbracht. – Czego waszmość wybałuszyłeś ślepie jako prostacki chłop, kiedy mu pokażą cudne malowidło…

– A, bo, z przeproszeniem…

– Nie przepraszaj waszmość. Takiemu staremu rycerzowi i wiernemu słudze domu Łaskich, jak waszmość, wszystko wolno. Mógłbyś mi być panem ojcem. Dziwujesz się, iż otwieram zamek pani Bellonie? (1) Przypatrz się mi waszmość dobrze. Czy wyglądam na takiego, co by chciał zwiędnąć, uschnąć wśród pergaminów?

Życzliwe spojrzenie starego sługi ogarnęło młodego pana ciepłym promieniem.

A Łaski mówił dalej:

– Powiodę was do sławy, jako was wiódł mój rodziciel, nieśmiertelnej pamięci pan wojewoda. Wkrótce będą o nas wiedzieć po tej i po tamtej stronie Tatr.

– Chwała Panu na wysokościach! – zawołał stary żołnierz. – A już mi się zdawało, że zdechnę na miękkiej ławie, wysłużonemu pieskowi podobny, niepotrzebny nikomu.

Zbliżył się do pana i objął go w milczeniu za kolana.

A młodzieniec uścisnął głowę starca i rzekł:

– Niech knechci staną pod halabardą, każdy z pochodnią w ręku. Oświecić dziedziniec od bramy do pałacu, aby oświeconemu książęciu było jasno w Kezmarku. Powitać wojennego pana okrzykiem wojennym i biciem w bębny i kotły. Możesz waszmość odejść!

A kiedy burgrabia wyszedł, zwrócił się do Rożna mówiąc:

– Tym prostackim żołnierzom zdaje się zawżdy, iż nauka wadzi rycerskiemu rzemiosłu.

– Uważam, iż zamierzasz przyjąć owego Greczyna z wszelką poczciwością należną książętom – odezwał się Rożen.

– Nie moją rzeczą wyciągać na jaw, kim jest Bazylik – odpowiedział Łaski. – Wiadomo wszem i wobec, że po śmierci despoty Jana Heraklidesa, który to książę zmarł na wygnaniu, najjaśniejszy cesarz chrześcijański, Karol, piąty tego przezwiska (2), uznał Jakuba Bazylika dziedzicem nieboszczyka, księciem samijskim i margrabią paroskim, do których dostojeństw dodał mu godność falcgrabi (3), z władzą czynienia w całym chrześcijaństwie doktorów prawa, protonotariuszy (4) i poetów-laureatów. I nasz Pan Miłościwy, król Zygmunt August, nie przeczył Bazylikowi owych zaszczytów, kiedy waleczny Greczyn przybył na Litwę, by służyć swoim ramieniem w potrzebie poswolskiej. Mam być ciekawszym, ostrożniejszym od cesarza chrześcijańskiego i naszego króla?

– Byłaby to nieprzystojna ciekawość – rzekł Rożen. – Nie wiedziałem, że Karolus Piąty uznał dostojeństwo książęce Bazylika.

A Łaski zbliżył się do drzwi i klasnął w dłonie. Gdy na ten znak ukazało się pacholę, rozkazał:

– Wezwij szatnego!

– Kimkolwiek zresztą byłby ów Bazylik, księciem prawym albo przebiegłym włóczęgą jak mniemają niektórzy ludzie – cóż nas to może obchodzić, ciebie i mnie? Nam chce się bić, naczynić wrzawy w chrześcijaństwie, zdobyć wieniec przewagi wojennej, przeto pójdziemy za każdym, kto nam wskaże drogę do sławy, czy to człowiek, czy diabeł.

To rzekłszy zwrócił się Łaski do szatnego, który czekał już na progu:

– Podaj mi płaszcz, złoty łańcuch i szpadę włoską!

Tymczasem dziedziniec rozbrzmiał brzękiem ostróg i oręża. Dwustu pieszych i konnych zabijaków, z których każdy drżał do wojny jak dziewka do mirtowego wianuszka, utworzyło szpaler prowadzący od bramy do pałacu. Żółte płomienie pochodni, falujące na wietrze, oświecały brodate twarze, prześlizgiwały się po halabardach, hełmach i lśniących napierśnikach.

Niejeden z najemników kezmarskich pamiętał jeszcze czasy wojewody Hieronima. Latem i zimą, w każdej porze roku, w słoty i mróz trzeba było zrywać się z wygodnego posłania i ruszać za panem rycerskim na trudy i boje, po śmierć albo nagrodę, której hojny magnat nie skąpił walecznym.

Z żalem wspominali starzy żołnierze, dla których wojna była najmilszą zabawką, owe szczęśliwe czasy. Bo młody dziedzic, chociaż z młodych oczu buchał mu siarczysty ogień, a ramię miał tak potężne, iż w jego ręku drżał najzuchwalszy koń jako listek osiki, kochał się więcej w księgach niż w dziełach rycerskich. Zamiast imać się miecza i kopii, którymi władał lepiej od najlepszego szermierza załogi, zabawiał się dysputami z różną uczoną hołotą, ciągnącą zewsząd do Kezmarku.

Nareszcie…

Rycerski pan, jak knechtom obwieścił burgrabia, przybywa w gościnę do Kezmarku, a razem z nim wejdzie niezawodnie do zamku duch wojny.

Przeto weseliły się serca starych zabijaków.

Za bramą zamkową odezwał się róg wojenny.

Na odgłos ten zaśmiały się oczy żołnierzyków, a konie zarżały w stajniach.

– Książę samijski, Jakub Bazylik Heraklides, prosi jaśnie wielmożnego hrabiego (5) na Kezmarku o gościnę – wołał ktoś z drugiej strony murów.

– Otworzyć! – rozkazał Łaski, który czekał z Rożnem na progu pałacu.

Zabrzęczały łańcuchy mostu zwodzonego, skrzypnęły wrzeciądze, huknęły kotły, bębny i trąby, szeregi żołnierzy zsunęły się, płomienie pochodni wzniesionych do góry załopotały na wichrze.

Na moście rozległ się głuchy łoskot kopyt końskich, potem wszedł na dziedziniec orszak mężów zbrojnych, za którymi ciągnęły ciężkie, kute wozy podróżne.

Przodem, na gniadym koniu, jechał rycerz odziany w krótki, czarny, aksamitny płaszcz, podbity i obramowany gronostajem. Srebrzysta zbroja lśniła pod wierzchnią suknią, złoty łańcuch błyszczał na piersiach gościa. Czarne i białe pióra strusie powiewały na jego przyłbicy.

Przez otwartą, odsuniętą kratę hełmu było widać blade oblicze, otoczone ciemnym zarostem.

Tak wdzięcznie, lekko siedział przybysz na koniu, tak rycerską miał postawę, tak wyniośle spoglądał z góry na szeregi knechtów, iż starzy żołnierze pochylili bez komendy halabardy i powitali gościa radosnym okrzykiem.

Konie prychały z cicha, podrzucając łbami, chwiały się pióra na hełmach rycerzy, chrzęściły zbroje, dzwoniły miecze, a Jakub Bazylik Heraklides posuwał się wolno, krok za krokiem, żywym szpalerem, owiany szumem okrzyków, oblany drżącą falą migotliwego światła, i pochylał głowę z łaskawą uprzejmością na prawo i lewo.

Dotarłszy do połowy szpaleru, sięgnął do torebki wiszącej u pasa i zatoczył ręką szeroki ruch. Wielkie mnóstwo iskier zapaliło się w blasku pochodni i na głowy żołnierzy posypał się złoty deszcz. I znów zanurzyła się prawica gościa w torebce i po raz wtóry zadzwoniły dukaty na żelaznych hełmach.

Teraz zmienił się okrzyk powitalny w łoskot burzy i halabardy uderzyły o halabardy.

– Niech żyje!…

A ściany pałacu i mury zamkowe odpowiadały echem:

– Niech żyje!

– Jeśli się ten nie wykołysał w kołysce książęcej – zauważył Rożen przypatrujący się uważnie gościowi – to miał niewątpliwie około swego wychowania dobrych gospodarzy. Dziwnie przystoi mu wszystko: i zbroja, i koń, i swobodna łaskawość pańska.

– A mówiłem, iż prawy z niego rycerz i pan wdzięczny – odpowiedział Łaski tak samo głosem przyciszonym. – Ale służby komornika (6) przy nim pełnić nie będę. Nie gorszy Łaski od księcia wysepki greckiej.

– Panie Broniowski! – rozkazał głośno. – Potrzymaj waszmość strzemię oświeconemu książęciu.

Stary burgrabia posunął się szparko ku gościowi, który zbliżał się już do progu pałacu.

Książę lekko zeskoczył z konia mimo pełnej zbroi, jaką miał na sobie, i wyciągnąwszy serdecznym ruchem obie ręce do Łaskiego odezwał się doskonałą łaciną:

– Wasza miłość raczy odpuścić strudzonemu podróżnikowi najazd nocny, ale towarzysze moi łakną wygodnego spoczynku, a konie dobrej stajni. Jedziemy od samego południa bez popasu.

– O każdej porze miłym mi jest gość, z którym wchodzi w dom sława – odpowiedział Łaski tym samym językiem i tak samo płynnie. – Zamek kezmarski nie dziwi się nocnym odwiedzinom, albowiem czekał na waszą dostojność z wielkim utęsknieniem.

Heraklides podziękował za uprzejme powitanie wdzięcznym uśmiechem.

– Gości wam przywiodłem – rzekł – których przezwiska napełnią waszą duszę rycerską szczerą radością. Oto bowiem przyszli ze mną, zwabieni sławą imienia Łaskich, kawaler Rosello, rycerz Wolfgang z Maumusteru i Wilhelm Fukas.

W istocie z prawdziwą radością Łaski witał tych opancerzonych mężów, którzy zajechali przed ganek razem z księciem, byli to bowiem słynni rycerze, znani w całym chrześcijaństwie.

– Długo czekał Kezmark na takie gody – mówił – i pamiętać będzie długo zaszczyt, jaki go dziś spotyka. Gdyby wiedział, kogo będzie przyjmował w swoich murach, przystroiłby się w dębowe wieńce i wiecznie młody laur. Witajcie mi, przesławni panowie, i niech duch wasz wstąpi w ten dom, aby kołyska moja zajaśniała znów dawnym blaskiem.

I wziąwszy z rąk pacholęcia srebrny kandelabr, sam poświecił gościom na pierwsze piętro pałacu.

cdn.

Teodor Jeske-Choiński

(1) Rzymskiej bogini wojny.

(2) Karol V Habsburg (1500–1558) – cesarz niemiecki i król hiszpański; oprócz Niemiec i Hiszpanii, władał również w Neapolu i Niderlandach; przed śmiercią podzielił państwo swe między syna Filipa (Hiszpania, Neapol, Niderlandy) i brata Ferdynanda (cesarstwo niemieckie).

(3) (Z niem.) margrabia – pierwotnie zarządca obszarem granicznym, później tytuł arystokratyczny wyższy od hrabiego, niższy od księcia; falcgrabia – wysoki urzędnik dworski, pierwotnie przewodniczący sądu królewskiego, później godność tytularna.

(4) Pierwszych sekretarzy w kancelarii książęcej lub królewskiej; także tytuł kościelny o stopień niższy od biskupa.

(5) Spolszczony wyraz niemiecki: graf – grabia – hrabia.

(6) Tu: sługi dworskiego.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Teodora Jeske-Choińskiego O mitrę hospodarską.