Nauczanie Kościoła katolickiego wobec ideologii liberalnej, cz. 1

Szkodliwszym jeszcze jest dzisiejszy liberalizm, bo pod złudnym hasłem wolności i postępu zdziera ze społeczeństwa cechę chrześcijańską… Nienawidząc wszelkiej religii, a zwłaszcza katolickiej, stara się zastąpić ją humanitaryzmem i cywilizacją. I w imię wolności narzuca Kościołowi kajdany, prześladuje jego sługi, znosi jego zakony, grabi jego mienie.
Święty Józef Sebastian Pelczar (1842–1924)

O zgubnej ideologii liberalizmu, pustoszącej serca i umysły nawet głęboko i szczerze wierzących katolików, Kościół katolicki wypowiadał się zawsze w sposób stanowczy i jednoznaczny. Tę ateistyczną ideologię, z gruntu fałszywą, odwołującą się do haseł rozumu (ratio) (1), postępu (progressus) (2) i wolności (libertas) (3) – potępiali kolejni papieże, a w szczególności Grzegorz XVI (1831– 1846) w Mirari vos (1832) i Singulari nos (1834), bł. Pius IX (1846–1878) w Syllabusie (1864) oraz w encyklikach: Quanta cura (1864) i wcześniejszej Qui pluribus (1846), Leon XIII (1878–1903) między innymi w Immortale Dei (1885) czy Libertas (1888) oraz św. Pius X (1903–1914) w Pascendi Dominici gregis (1907).

Dziś zaś przed liberalnym królestwem bez granic, czyli przed królestwem człowieka całkowicie odwróconego od Boga, gdzie na tronie zasiadają pycha i żądza – ostrzega wiernych, Benedykt XVI (2005), odsłaniając prawdziwe oblicze tej ideologii. W encyklice Spe salvi – O nadziei chrześcijańskiej pisze bowiem, że „centralne miejsce w idei postępu zajmują dwie kategorie: rozum i wolność. Postęp jest przede wszystkim postępem we wzroście panowania rozumu… Postęp jest pokonaniem wszelkich zależności – jest postępem ku doskonałej wolności… W obydwu pojęciach – wolności i rozumu – jest obecny aspekt polityczny. Oczekuje się bowiem królestwa rozumu jako nowej sytuacji ludzkości, która stała się całkowicie wolna… W obu tych kluczowych pojęciach: «rozumu» i «wolności», myśl jednak zawsze przeciwstawia się więzom nakładanym przez wiarę i Kościół, jak też przez ówczesny ład państwowy. Zatem obydwa te pojęcia zawierają niezwykle wybuchowy potencjał rewolucyjny” (4).

O istocie liberalizmu

Trudno uchwycić istotę liberalizmu, bo nie da się go sprowadzić tylko do wymiaru ekonomicznego (A. Smith, M. Friedman, J. Buchanan), politycznego (N. Machiavelli, T. Hobbes, J. Locke) czy religijnego. Jak pisał znawca tematu „jest sam w sobie całym światem; ma on swoje hasła, swoje mody, swoją sztukę, swoją literaturę, swoją dyplomację, swoje prawa, swoje spiski, swoje zasadzki” (5). Bezsprzecznie cechuje go, prócz bezgranicznej wiary w ludzki rozum i jego możliwości, przekonanie o równości wszystkich ludzi na świecie (egalitaryzm), którzy są dobrzy z natury, a zatem nie są skłonni do grzechu, ale do rozwoju. Zdaniem liberałów odmienność poglądów w świecie (pluralizm) wpływa zaś korzystnie na rozwój każdego człowieka jako indywiduum.

Warto w tym miejscu przywołać słowa prawnika i polityka, Ignacego Czumy (1891–1963) (6), piastującego godność dziekana Wydziału Prawa, a w latach 1938–1939 prorektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który w artykule Wolność narodu w państwie zauważył, iż „wolność prawdziwa to wolność robienia tylko dobrego, czy to dla jednostki, czy dla społeczności, dla narodu, dla państwa. «Człowiek urodził się wolnym », woła Rousseau w swej Umowie społecznej. Bez wątpienia tak, ale wolność to przełamywanie niższych części natury ludzkiej. Wolność człowieka to ciągły pochód i wyzwalanie się od zła. Z goryczą dodaje zaraz Rousseau: «urodzony wolny, a wszędzie tkwi w okowach». Cóż to są te okowy? Czy okowy powściągające pierwiastki zła? O nie! To są okowy hamujące w ogóle każdy odruch woli, choćby zły! Nie dziwimy się też, że i Rousseau, i Monteskiusz stali się ojcami krwawej łaźni francuskiej rewolucji, a dziadami rewolucji marksistowskiej i szaleńczych dyktatur” (7).

A zatem na przestrzeni stuleci walka ze złem toczyła się nieprzerwanie. Zmieniało się tylko zło i jego pole działania.

Rewolucja francuska. Krwawe oblicze liberalizmu

W dobie rewolucji „Liberalizm ukazał się najpierw w politycznej masce, lecz od początku maska ta była tak przezroczysta, że doprawdy ślepy jest ten, kto nie potrafi dostrzec przewrotności takiego nędznego przebrania… Dowodem jego pochodzenia stały się okropności rewolucji francuskiej, wyrosłe z zepsucia społeczeństwa, które porzuciło Boga i wykarmiło się na zbydlęceniu wynikłym z wolteriańskiego sceptycyzmu. Nic dziwnego, że unikał on tego, co abstrakcyjne i metafizyczne, by hulać wśród ohydnych aktów krwawej rewolucji, która ogłosiła absolutną suwerenność człowieka przeciwko Stwórcy i Kościołowi” (8). Rewolucjoniści francuscy walczyli w imię wolności, równości i braterstwa (liberté, égalité, fratemité), otwierając krwawą kartę w historii Francji i w dziejach całej Europy. W latach 1789–1799 gilotyna ociekała krwią wielu ofiar. Mordowano nie tylko osoby świeckie, nawet zasiadające na tronie jak król Ludwik XVI, którego ścięto w 1793 roku, ale i duchowne, księży i zakonnice. Rabowano świątynie i profanowano ołtarze z relikwiami świętych. Zniesiono wszystkie święta kościelne i obowiązek święcenia niedzieli. „Pod względem religijnym, rewolucja wypowiedziała walkę na zabój Kościołowi we Francji – skonstatował św. Józef Sebastian Pelczar (1842–1924) – ograbiła i rozpędziła duchowieństwo… a w nienawiści do religii stała się mistrzynią młodszych swoich sióstr, czyli rewolucji dziewiętnastego wieku, ale zarazem wykazała niespożytą siłę Kościoła katolickiego” (9), którego piekielne bramy i tak nie przemogą.

Rewolucyjny terror pozornie przerwał Napoleon Bonaparte (1769– 1821), ogłaszając się pierwszym konsulem Republiki, i był nim przez okres pięciu lat, do roku 1804. Niezaprzeczalnie to właśnie „mały kapral” nadał sens polityczny ideom liberalnym (les idees liberales), które nie zyskały aprobaty większości duchowieństwa. Pomimo krytycznego stanowiska Stolicy Apostolskiej wobec idei, próbujących kształtować świat od nowa, bez obiektywnych zasad i bez Boga – liberalizm zaczął odnosić pierwsze sukcesy. W końcu to on ufundował trzy wielkie hasła rewolucji francuskiej, która zapoczątkowała przemiany społeczno-polityczne na dotąd niespotykaną skalę. W rzeczywistości rewolucja objęła wszystkie dziedziny życia, a nawet w sposób znaczący wpłynęła na zmiany w obrębie samej myśli katolickiej, otwierając na oścież drzwi, zresztą nadal trzymające się na starych zawiasach, dla liberalnego katolicyzmu. Ostatecznie liberalizm wyszedł z cienia i stopniowo zdobywał coraz większe poparcie zarówno wśród mas, jak i elit intelektualnych, zafascynowanych osiemnastowieczną filozofią, z gruntu ateistyczną, która wykluczała zgodność wiary i rozumu (fides et ratio). Zwolennicy i propagatorzy idei liberalnych uważali, że Kościół katolicki ogranicza wolność człowieka (libertas), zamiast stać na jej straży. Nie widzieli, a może nie chcieli dostrzec tego, że „chrześcijaństwo głosi osobowość Boga, uważa wolność i równość za prawo natury, stworzonej przez Boga, stanowiące rozumny i korzystny porządek rzeczy z Bożego ustanowienia” (10). Tę prawdę kategorycznie odrzucali w imię próżnych ambicji politycznych. Proklamowali postulaty wolności i równości w całkowitym oderwaniu od autentycznej prawdy zawartej w Objawieniu. Negując prawo Boże i zastępując je wyłącznie stanowionym, wprowadzali chaos, bo wszystkie ludzkie narzędzia i instytucje zawierają jakieś braki. Po prostu są niedoskonałe, zmienne i mają charakter czasowy. Krzewiciele idei wolnościowych tak naprawdę nigdy tych idei do końca nie pojęli. Zapomnieli o najważniejszym, że ich szczytem jest opluwana przez nich religia katolicka. To Pan nasz, Jezus Chrystus, szanując wolę każdego człowieka, pozwolił mu dokonywać wyborów, a nawet zgodził się na odrzucenie Jego bezwarunkowej miłości. Każdy z nas jest wolny i może podejmować takie decyzje, jakie uzna za słuszne w swoim własnym sumieniu. Niewątpliwie „przez rewolucję francuską Opatrzność Boża chciała pokazać światu, do jakiej nędzy doprowadza odstępstwo od Boga i od wiary chrześcijańskiej. Nie wszyscy, niestety! zważali na tę przestrogę; toteż tak zwana oświata francuskich wolnomyślicieli znalazła wstęp i do innych krajów… I tak w Austrii józefinizm, w Niemczech tzw. walka o kulturę (Kulturkampf), we Francji nowe spoganienie szkół, rozproszenie zgromadzeń zakonnych, zagrabienie funduszy kościelnych, a w końcu rozdział Kościoła od państwa, we Włoszech prawie to samo, a nadto zabór Państwa Kościelnego, w Rosji tępienie katolicyzmu, a zwłaszcza unitów, w krajach protestanckich północnej Europy wyjęcie katolików spod opieki prawa, w krajach pogańskich masowe mordowanie chrześcijan, zwłaszcza w Japonii i w Chinach – prócz ciągłych napaści na Kościół za pomocą kłamstw drukowanych pod formą naukową – oto czyściec, jaki przechodził Kościół katolicki w XIX wieku” (11).

Idee liberalne, które były tak żywe w dziewiętnastowiecznej Europie również silnie oddziaływały w następnym stuleciu, znajdując sojusznika w socjalizmie. Bezsprzecznie te dwa prądy umysłowe, mianowicie liberalny i socjalny, szybko przekształciły się w prężnie działające ruchy społeczno-polityczne, których celem była permanentna zmiana świata. Nie chodziło o rewolucję intelektualną, lecz o zbudowanie nowego porządku społecznego, opartego na całkiem „nowych” wartościach i de facto odcięcie Starego Kontynentu od chrześcijańskich korzeni.

Tendencja do „socjalizacji” liberalizmu była bardzo silna, szczególnie pod koniec dziewiętnastego i na początku ubiegłego wieku, o czym świadczy chociażby wydany w 1911 roku Liberalizm autorstwa L. T. Hobhouse’a, który w tej książce szeroko omawiał kwestie ściśle związane z socjalizmem, a w niedługim czasie ukazały się jego The Elements of Social Justice. Nie ulega wątpliwości, że socjalizm i jego dojrzała forma, czyli komunizm, były ideologiami, które łączyły politykę z totalitarną wizją świata – bez Boga i jego praw. Trudno jest zatem jednoznacznie stwierdzić, czy na pewno liberalizm był „socjalizowany”, a może było odwrotnie, to liberalizm zdecydowanie wpływał na postać socjalizmu i ostatecznie go ukształtował. Dodajmy, że sam socjalizm ewoluował i zmieniał swoje znaczenie za sprawą między innymi Roberta Owena (Anglia) czy też Pierre’a Leroux (Francja) począwszy od lat trzydziestych XIX wieku. Tymczasem liberalizm, opierając się na błędnie rozumianej wolności (w duchu indywidualistycznym) i jej absolutyzacji, a przez ubóstwienie człowieka prowadząc do skrajnej postaci materializmu i rozwijając hedonistyczne postawy wśród ludzi, też nie był zgodny z katolicką nauką społeczną. Z całą pewnością jest systemem wartości negującym chrześcijańską wolność i miłość, absolutną prawdę i sprawiedliwość oraz solidarność.

Jak słusznie zauważył papież Pius XII (1839–1958) w encyklice ogłoszonej w uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, 2 lipca 1957 roku, „z okazji stulecia objawień Maryi Dziewicy Niepokalanej w Lourdes”, że „świat… odczuwa również straszliwą pokusę materializmu, niejednokrotnie już ujawnioną przez Naszych poprzedników i przez Nas samych. Ów materializm tkwi nie tylko w potępionych kierunkach filozofii, która rządzi polityką i ekonomią, panoszy się on również w miłości do pieniądza… Zamiłowanie do pieniędzy wyraża się kultem ciała, zbytnim poszukiwaniem wygody i ucieczką przed wszelką surowością życia: nakłania do pogardy dla ludzkiego życia, nawet tego, które się niszczy, zanim ujrzało świat. Miłość ta objawia się w wyuzdanym pościgu za rozkoszą, która ukazuje się bez wstydu i nawet stara się skusić niewinne dusze przez publikacje i przedstawienia. Miłość ta tkwi w obojętności wobec bliźniego, w egoizmie, w niesprawiedliwości, jednym słowem w tej koncepcji życia, która wszystko układa w jednym celu, osiągnięcia materialnego dobrobytu i ziemskiej przyjemności… Temu społeczeństwu, które w życiu publicznym niejednokrotnie zaprzeczało Bogu najwyższego prawa, które chciałoby zyskać świat kosztem duszy… i biegnie ku swej zgubie, Dziewica Matka rzuciła apel jakby otrzeźwienia”. W dokumencie tym z całą mocą został potępiony zasadniczy błąd materializmu, tzw. konsumpcjonizm. Jednak musimy pamiętać, że liberalizm, zwłaszcza w swojej skrajnej postaci, nie jest wolny i od innych zarzutów, które będą przedmiotem naszych dalszych dociekań.

Herezja liberalizmu

Kolejni biskupi Rzymu od początku przestrzegali przed zgubnymi wpływami ideologii liberalnej opartej na błędnym rozumieniu wolności i jej absolutyzacji; ideologii wprost ubóstwiającej ludzki rozum i jego dokonania; ideologii z gruntu ateistycznej i fałszywej, będącej „korzeniem herezji, drzewem zła, w którego gałęziach znajdują pojemne schronienie wszystkie harpie niewiary” (12). Niewątpliwie „liberalizm, czy to w płaszczyźnie doktrynalnej czy też w płaszczyźnie praktycznej, jest grzechem. W płaszczyźnie doktrynalnej jest on herezją i w konsekwencji grzechem śmiertelnym przeciwko wierze. W płaszczyźnie praktycznej jest grzechem przeciwko przykazaniom Bożym i kościelnym, ponieważ narusza w praktyce wszystkie przykazania… Niemniej jednak sam w sobie jest dogmatyczny; właśnie w deklaracji swojego własnego podstawowego dogmatu – dogmatu absolutnej niezależności rozumu indywidualnego i społecznego – odrzuca on wszystkie dogmaty chrześcijańskie w ogólności… Nie zna dogmatów poza dogmatem pewności siebie” (13).

Kościół katolicki oficjalnie potępił liberalizm już za pontyfikatu papieża Piusa VI (1775–1799). Ówczesny biskup Rzymu wypowiedział się bardzo krytycznie na temat „oświeceniowej” filozofii, a zwłaszcza jej tragicznych skutków dla Europy, pogrążonej w rewolucyjnym chaosie. W 1791 roku wydał trzy niezwykle ważne dokumenty, w których ustosunkował się do krwawych wydarzeń końca XVIII wieku, a także do głębokich przemian społecznych, jakie dokonywały się na jego oczach i miały kolosalny wpływ na losy Kościoła katolickiego. Były to: encyklika Adeo nota, list apostolski Quod aliquantum (14) oraz Charitas, brewe o przysiędze cywilnej we Francji. We wszystkich potępił uchwaloną 26 sierpnia 1789 roku przez francuskie Zgromadzenie Narodowe, ale z inicjatywy markiza La Fayette’a (1757–1834) – Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, która właściwie sankcjonowała nowy porządek społeczny, wprowadzając między innymi wolność słowa i wyznania. Dokument ten był uważany za szczytowe osiągnięcie wielkiej rewolucji i został ogłoszony we wstępie do francuskiej konstytucji, także potępionej przez papieża. Jak pisze bp Michał Nowodworski w Encyklopedii Kościelnej: „Wprawdzie, po długich rozprawach, zgodzono się umieścić na czele tej deklaracji imię Istoty Najwyższej, ale, zgodnie z deizmem Rousseau, choć w pierwszym wierszu tego aktu uznano istnienie Stwórcy, zaprzeczono go całym aktem. Od człowieka wywodzi się tam wszelka władza (art. 3); myśl i słowo są całkowicie niezależne, każdy człowiek może nie tylko wewnętrznie odrzucić Objawienie Boże, ale nadto może jeszcze podkopywać jego powagę w umyśle swych bliźnich, a wolność tę ogłoszono jako najszacowniejsze prawo człowieka (art. 11), religia chrześcijańska w oczach społeczeństwa zdegradowana jest do znaczenia innych, błędnych kultów religijnych (art. 10). Zatem Bóg, według tego aktu i wszystkich jego zwolenników, nie jest Panem ani w porządku umysłowym, ani w porządku religijnym, ani w porządku politycznym: we wszystkich tych trzech sferach panem jest człowiek” (15). Kolejnym stanowczym krokiem, jaki podjęła Stolica Apostolska w obliczu nowych zagrożeń było suspendowanie duchownych, którzy złożyli przysięgę cywilną we Francji. Traktowało o tym wydane przez Piusa VI 13 kwietnia 1791 roku brewe Charitas, którego znamienny fragment przywołujemy: „Niemal wszyscy biskupi i większość księży parafialnych odmówiło z niebywałą stanowczością złożenia przysięgi [ogółem stu dwudziestu siedmiu biskupów i pięć szóstych księży]… Pośród tych, którzy zostali opanowani przez to niegodziwe oszustwo pierwszy był Karol, biskup Autun, największy zwolennik konstytucji. Kolejnym był Jan-Józef, biskup Liddy, trzecim Ludwik, biskup Orleanu, czwartym Karol, biskup Viviers, a piątym kardynał de Lomenie, arcybiskup Sens, oraz kilku nieszczęśliwych pasterzy niższego szczebla”. Papież Pius VI nie miał wątpliwości, że konstytucja cywilna kleru była w całości sprzeczna z katolicką doktryną, a przez to świętokradzka i bezprawna. Faktycznie dyskryminowała ona katolicyzm na tle innych wyznań. Odtąd Kościół stał się zależny od państwa, które zaczęło pełnić wobec niego rolę decydenta. „Ponieważ istnieje tylko jedna prawdziwa religia, która daje zarówno życie wieczne, jak i czyni bezpiecznym i prosperującym społeczeństwo świeckie, uważnie strzeżcie się użyczania swych uszu dla zdradzieckiej mowy – filozofii tego wieku, która prowadzi do śmierci. Trzymajcie się z dala od wszelkich intruzów, nazywających siebie arcybiskupami, biskupami lub proboszczami. Nie utrzymujcie z nimi wspólnoty, szczególnie w zakresie czci Bożej… Bo nikt nie może być w Kościele Chrystusa, nie będąc w jedności z Jego widzialną głową i założoną przez Niego Stolicą św. Piotra” – pisał.

Biskup Rzymu wyraźnie opowiadał się za starym porządkiem, wbrew ambicjom politycznym Napoleona I (1769–1821), który usiłował zmusić Piusa VI do zmiany stanowiska wobec gwałtów dokonywanych w Europie. Papież nie ugiął się jednak pod presją żądań Korsykanina i odmówił uznania biskupów ordynowanych przez władze francuskie oraz cofnięcia suspensy księży „przysięgłych”. Protestował również wobec obowiązkowych ślubów cywilnych i propagowania rozwodów. Dlatego też Bonaparte uwięził papieża wpierw w Sienie, a następnie w Walencji nad Rodanem. Państwo Kościelne zostało podporządkowane francuskiemu Dyrektoriatowi, a za czasów pontyfikatu kolejnego papieża, Piusa VII (1800–1823), zostało siłą wcielone do Francji w 1809 roku. Wtenczas biskup Rzymu ekskomunikował „złodziei spuścizny Piotrowej”. W odwecie został aresztowany i zmuszony do podpisania hańbiącego dokumentu tzw. konkordatu z Fontainebleau. Dopiero po ostatecznym upadku Napoleona I w bitwie pod Waterloo, na mocy decyzji podjętych na Kongresie Wiedeńskim (1814–1815), Państwo Kościelne odzyskało po części swe dawne granice, które jednak już tak daleko nie sięgały. Nie obejmowały bowiem ani Awinionu, ani Venaissin.

Najważniejszym dokumentem Piusa VII , wydanym w Rzymie 15 maja 1800 roku, była encyklika Diu satis, traktująca o powrocie do zasad Ewangelii, które były jedynym ratunkiem dla Europy u progu XIX wieku. Papież ze smutkiem mówił w niej, że ład społeczno-polityczny we Francji został brutalnie zburzony, ale wciąż istnieje nadzieja w Jezusie Chrystusie, bo On jest prawdą, drogą i życiem (16). Mając silną wiarę i ufając Bogu Ojciec Święty był pewien, że ostentacyjnie głoszony przez skrajnych liberałów upadek religii katolickiej i triumf wolności bez odpowiedzialności nie ziści się do końca. Choć pszenica została wymieszana z kąkolem, to nadal posiada tę samą wartość – jest bezcenna. Prawdy tej papież Pius VII postanowił bronić w liście Post tam diuturnitas skierowanym do biskupa Troyes we Francji. W 1814 roku pisał do niego: „Przez sam fakt ustanowienia wolności wszystkich kultów bez rozróżnienia, prawda jest pomieszana z błędem, a święta i niepokalana Oblubienica Chrystusa, Kościół, poza którym nie ma zbawienia, zrównany jest z heretyckimi sektami, a nawet z żydowską wiarołomnością… Jest to wyraźnie tragiczna i zawsze godna potępienia herezja, którą święty Augustyn wyraził tymi słowami: «Stwierdza ona, że wszyscy heretycy są na właściwej drodze i mówią prawdę, co jest absurdem tak wielkim, że nie mogę uwierzyć, aby jakakolwiek sekta rzeczywiście to wyznawała»”. Drogi prowadzące do Rzymu nie mogą być kręte, gdyż oświetla je „światłość świata”. Jest tylko jedna pewna droga wskazana Jezusa Chrystusa. W swym liście biskup Rzymu nawiązał również do dwudziestego drugiego artykułu konstytucji, który wprowadzał wolność wyznania i sumienia, a w oczach papieża był „śmiertelną raną”, jaką zadano Kościołowi we Francji.

W 1823 roku na tronie Piotrowym zasiadł Leon XII (1823–1829), który w swoich działaniach był zdecydowany i odważny jak jego poprzednicy. Stając w obronie prawdy Bożej, ponownie erygował Święte Oficjum oraz przywrócił Indeks ksiąg zakazanych. To pod auspicjami tego papieża Augustyn kardynał Rivarola (1758–1842), zajął się zwalczaniem zgubnych skutków rewolucji, ścigając jakobinów i karbonariuszy. Zarówno Leon XII , jak i jego następca, Pius VIII (1829–1830), stanowczo potępili także masonerię i włoskich karbonariuszy. Pierwszy z nich uczynił to w dokumencie Quo graviora z 1825 roku, natomiast drugi w Litteris altero z 1830 roku, a rok wcześniej w swojej jedynej encyklice. Ostrze krytyki Traditi wymierzone było przede wszystkim w kryzys wartości spowodowany „wolnościowymi” aspiracjami europejskich „rewolucjonistów”. Biskup Rzymu, chcąc ocalić świętość rodziny, zmuszony był bronić zasad „starego” porządku społecznego.

cdn.
Aneta Maniecka

(1) Zob. „Nie zakreślono żadnej granicy rozwojowi ludzkich uzdolnień, że człowiek posiada nieograniczone możliwości doskonalenia się, że jego postęp niezależny jest od wszelkich potęg, które chciałyby go zahamować, że jedynym jego kresem jest kres trwania globu, na który rzuciła nas natura” – pisze Jean Condorcet (1743–1794) w Esquisse d’un tableau historique des progres de l’esprit humain („Szkicu obrazu postępu ducha ludzkiego”), który po raz pierwszy ukazał się drukiem w 1795 roku. W dalszej jego części ten francuski racjonalista, zwolennik Woltera, dokonuje podziału ludzkości na dwie grupy, wskazując, że celem pierwszej jest wyłącznie słuchanie, a drugiej nauczanie. Ta ostatnia domaga się wiary, poklasku i szacunku. Ze smutkiem konstatuje, że „to rozróżnienie, którego relikty dziś jeszcze, w końcu XVIII wieku, widzimy u naszych księży, występuje u najmniej cywilizowanych ludów pierwotnych, posiadających już swoich szarlatanów i swoich czarnoksiężników”.

(2) Niewątpliwie „dopiero chrześcijaństwo wprowadziło [prawdziwe] pojęcie postępu; po raz pierwszy słowa tego użył Kościół i wyjaśnił jego znaczenie, albowiem to On otrzymał ideał nieskończony, bezwzględny [absolutny], najwyższy”, jak pisze w swojej książce F. J. Hölzwarth (Warszawa 1879), dodając rzecz następującą: „pojęcie postępu jest ideą wyłącznie chrześcijańską i katolicką. Seneka, Juwenalis, Pliniusz, Marek Aureliusz i wszyscy ci, którzy światu starożytnemu pod koniec jego istnienia przyświecali, nie wiedzieli nic o postępie… dlatego też świat starożytny musiał umrzeć, jak tylko wyczerpała się jego treść i potencjał duchowy… Teraz jest całkiem inaczej… został wytyczony cel, do którego w nieskończonym postępie mają się zbliżać ludy i ludzie, nie mogąc wszakże nigdy całkowicie go dosięgnąć. Tym celem i najwyższym ideałem jest doskonałość samego Boga i Chrystusa. A ideał ten Kościół stawia przed oczy wszystkim, zarówno władcom, jak i mieszkańcom ubogich chat; i tylko On mógł dać światu pojęcie postępu, gdyż jego widnokrąg nie ogranicza się doczesnością”.

(3) Zob. „Dopiero przez Chrystusa ludzkość została wydobyta z poniżenia niewoli i powołana do wolności synów Bożych. Odtąd ludzie będą posiadać odwieczne światło i najwyższą mądrość, odtąd będą mieć nie tylko pisane słowo, lecz żyjące słowo Chrystusa, tj. Kościół… W tym mieści się źródło… naszego postępu”, F. J. Hölzwarth, Historia powszechna, s. 34.

(4) Benedykt XVI, Spe salvi – O nadziei chrześcijańskiej, Kraków 2007.

(5) Ks. Félix Sardá y Salvany, Liberalizm jest grzechem, Poznań 1995, s. 39.

(6) Papież Pius XII przyznał Ignacemu Czumie honorowy tytuł szambelana. Ten konserwatywny polityk, a prawnik z wykształcenia, współtworząc Konstytucję kwietniową w 1935 roku, złożył projekt formuły konstytucyjnej o odpowiedzialności prezydenta Rzeczypospolitej przed Bogiem i historią.

(7) Artykuł ten ukazał się w czwartym numerze „Prądu” w 1939 roku. My zaś fragment jego cytujemy za następującym wydaniem: I. Czuma, Absolutyzm ustrojowy. Wybór pism, Kraków 2003, s. 161.

(8) Liberalizm jest grzechem, s. 77.

(9) J. S. Pelczar, Rewolucja francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa, Krzeszowice 2005, s. 40.

(10) A. Krzyżanowski, Chrześcijańska moralność polityczna. Wybór pism, Kraków 2002, s. 238.

(11) Ks. M. Jeż, W religii katolickiej prawda i siła! Zarys dziejów prawdziwej religii, Warszawa 1923.

(12) Liberalizm jest grzechem, s. 44.

(13) Ibid., s. 40.

(14) Por. List papieża Piusa VI z 10 marca 1791 roku wystosowany do francuskich biskupów Zgromadzenia Narodowego. Oto znamienny fragment Quod aliquantulum: „Koniecznym skutkiem konstytucji uchwalonej przez Zgromadzenie jest unicestwienie religii katolickiej… Skandaliczne prawo, które niemniej jednak Zgromadzeniu wydawało się być skutkiem naturalnej równości i wolności wszystkich ludzi… ta równość, ta wolność, które są wychwalane, że są dane [człowiekowi] od chwili jego narodzin, są jedynie próżnymi kaprysami i słowami pozbawionymi sensu”.

(15) M. Nowodworski, „Liberalizm” [w:] Encyklopedia Kościelna podług teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego, red. M. Nowodworski, t. XII , Warszawa 1879, s. 193–195.

(16) Por. ustęp 10 encykliki Diu satis ogłoszonej przez papieża Piusa VII : „Miasta, miasteczka i wsie, kraje i prowincje, królestwa i narody, od wielu lat wystawione na ataki i uderzenia, zniszczenia i nieszczęścia, domagają się pocieszenia i opieki. Jednak tylko od nauki Chrystusowej mogą tego oczekiwać. Napomnijmy więc – z jeszcze większą ufnością – tych, którzy są odmiennego zdania, posiłkując się słowami świętego Augustyna: «Niech nam wystawią armię złożoną z takich bojowników, jakich domaga się nauka Chrystusowa, takich urzędników i weteranów, takich małżonków, rodziców i dzieci, takich panów i służących, takich królów i sędziów, a na koniec takich płatników i urzędników podatkowych jak nakazuje nauka chrześcijańska. Skoro zaś nie potrafią tego uczynić, to niech im pozwolą żyć wiernie w tej nauce, gdyż będzie to z wielką korzyścią dla państwa»”.

Powyższy tekst jest wprowadzeniem do książki Liberalizm potępiony przez papieży.