Rozdział dziewiąty. Eugenika. Streszczenie fałszywej teorii

Mam nadzieję, że do tej pory traktowałem eugeników równie poważnie, jak oni sami siebie. Przeprowadziłem analizę ich teorii w sposób całkowicie abstrakcyjny i bezstronny i zdaje się, że niewiele z niej pozostało. Zanim jednak, w drugiej części książki, przejdę do złowrogich rzeczy, które pozostają, chciałbym streścić najważniejsze punkty, tak by żadne dygresje ani wyolbrzymienia (do których, jak wiem, mam skłonność) nie zaciemniły absolutnie uczciwej i spójnej – jak sądzę – argumentacji. Dla większej jasności podzielę streszczenie na dość krótkie paragrafy odpowiadające poszczególnym rozdziałom.

W pierwszym rozdziale starałem się określić na czym zasadniczo polega nowa moralność, za którą może się uważać i uważa się eugenika. Polega na tym, że stawia hipotetyczne niemowlę przed realną panną młodą. Nie popieram ideału nieodpowiedzialności wyrażonego słowami: „Co zrobiła dla nas potomność?”. Na początek mówię tylko: „Co my możemy zrobić dla potomności, poza właściwym obchodzeniem się z obecnie żyjącymi ludźmi?”. Jeśli ktoś nie miłuje swojej żony, którą widzi, jak może miłować swoje dziecko, którego nie widzi?

W drugim rozdziale zwracam uwagę na fakt, że tego rozróżnienia nie można rozmywać za pomocą sztuczek słownych, z których wynikałoby, że każda kobieta odrzucająca mężczyznę jest eugenikiem. Zawsze będzie istnieć coś, co ogranicza dziwaczne związki, ale nie jest to eugenika, tylko śmiech.

W trzecim rozdziale staram się oddać dość niezwykłą atmosferę, dzięki której to wszystko stało się możliwe. Nazywam ją anarchią, ale podkreślam, że jest to anarchia w kręgach władzy. Rządzący wymknęli się spod kontroli, to znaczy nie potrafią przestać rządzić. Prawo stało się bezprawiem, to znaczy nie wie, dokąd powinny sięgać jego granice. Główną cechą naszych czasów jest potulność tłumu i szaleństwo rządzących. Nie dziwi więc, że w tej atmosferze mający władzę specjaliści medyczni postradali zmysły i zaczęli realizować niedojrzałe marzenie o hołubieniu (a raczej rozpieszczaniu) dziecka, które jeszcze się nie poczęło.

W czwartym rozdziale pokazuję, że skutkiem tego zniecierpliwienia było rozszerzenie prawa o upośledzonych umysłowo i w ten sposób zaciemnienie go. Szaleniec to wyjątek, który potwierdza regułę. Ale eugenicy usiłują traktować całą regułę jako serię wyjątków i w ten sposób uznać wszystkich za wariatów. Nie ma zatem nadziei dla nikogo, bo wszystkie opinie mają autora, a wszyscy autorzy są obciążeni dziedzicznością. Mentalność eugenika każe mu wierzyć w prawa eugeniki, tak samo jak mentalność lekkomyślnie zakochanej osoby każe jej łamać prawa eugeniki; zgodnie z tą materialistyczną hipotezą obydwie mentalności są w równym stopniu jedynie ślepymi produktami bardziej lub mniej znanych przyczyn fizycznych. Eugeniczna logika zostaje pokonana w ten sam sposób, co Makbet: racjonalny eugenik musiałby być człowiekiem, który nie narodził się z kobiety.

W następnym rozdziale, zatytułowanym „Nieuchwytna władza”, próbuję na próżno zidentyfikować władzę, która mogłaby racjonalnie kierować ludzkością w tej tak delikatnej i uniwersalnej kwestii. Na niewiele by się zdało, gdyby zwykli ludzie decydowali o sobie nawzajem, a i zwykli lekarze – kierujący się swoimi ulubionymi teoryjkami – szybko okazaliby się zwykłymi ludźmi. Następnie omówiłem oświecony despotyzm kilku naczelnych profesorów higieny i uznałem go za niewykonalny z pewnego ważnego powodu. Rzecz w tym, że o ile możemy wykształcić na tyle inteligentnych ludzi, by wiedzieli więcej od nas na temat takiego czy innego wypadku, dolegliwości lub choroby, to nie możemy liczyć na pojawienie się wielkich filozofów kosmosu; a tylko oni mogą wiedzieć od nas więcej na temat normalnego postępowania i poczytalności. Mówiąc krótko, każdy człowiek uchyliłby się od takiej odpowiedzialności, z wyjątkiem najgorszych, którzy by ją przyjęli.

W następnym rozdziale zastanawiam się, czy na temat dziedziczności wiemy wystarczająco wiele, by działać tak zdecydowanie, nawet gdybyśmy mieli pewność, kto powinien działać. Poddaję eugenikom pod rozwagę odpowiedź pana Wellsa, do której – o ile mi wiadomo – nigdy się należycie nie ustosunkowali. Wells wysunął ważne i podstawowe zastrzeżenie, stwierdzając, że zdrowie nie jest jakością, ale proporcją jakości. Dlatego nawet małżeństwo dwóch zdrowych osób może skutkować zaburzeniem równowagi zwanym chorobą. Należy oczywiście zauważyć, że poszczególni biolodzy mogą być całkiem szczerze przekonani, że z pomocą Weissmanna lub Mendla odkryli jakieś stałe prawo. Nie interesuje nas jednak to, czy mają powody sądzić (jak to bywa u antropoida Homo), że racja jest po ich stronie. Interesuje nas, czy m y wiemy wystarczająco wiele, by jako odpowiedzialni obywatele oddać taką władzę w ręce ludzi, którzy mogą sami się mylić lub wprowadzać w błąd innych. Uważam, że nie możemy tego uczynić.

W ostatnim rozdziale pierwszej części książki odsłaniam, jak sądzę, prawdziwy sekret eugeników, będący przyczyną całego zamieszania. Tak naprawdę eugenicy chcą się dowiedzieć, czego chcą. Nie zadowalają się tym, że ich badania są dotowane; chcą, żeby stały się urzędowe i obowiązkowe – jak edukacja albo ubezpieczenia państwowe. Wciąż jednak są to tylko badania, a nie odkrycia. Mówiąc krótko, pragną nowego rodzaju religii panującej – kościoła wątpliwości zamiast kościoła wiary. Nie mają wcale żadnej nauki eugenicznej, ale naprawdę sądzą, że kiedy zgodzimy się, by nas pokroili żywcem, to pewnego dnia ją wypracują. Pozwolę sobie zauważyć, że to już lekka przesada.

W drugiej części książki zajmiemy się rzeczami, które naprawdę istnieją. Muszę z przykrością powiedzieć, że trzeba będzie powrócić do codziennej rzeczywistości. Nasze szczęśliwe wakacje w krainie nonsensu dobiegły końca. Nie zobaczymy już pięknego miasta o egzotycznej nazwie Humbug ani sadów, gdzie gruszki rosną na wierzbach. Nie spotkamy już wspaniałych potworów pokroju Snarka i Jabberwocka albo Pobble’a i Donga ze świecącym nosem (1). Nie dane nam będzie poznać ojca, który nic nie wie o matce, ale doskonale rozumie dziecko, które ona kiedyś urodzi; prawnika, który musi ścigać swoje własne prawa niemal tak szybko jak uciekający przed nimi przestępcy; dwóch szalonych lekarzy, którzy przez milion lat mogą się spierać o to, który ma prawo zamknąć którego; gramatyka, który konwulsyjnie trzyma się strony biernej i mówi, że coś ma obowiązek być zrobione bez żadnej ludzkiej pomocy; człowieka, który chce żenić ze sobą giganty, aż te chwiejne konstrukcje się zawalą; a przede wszystkim znakomitego naukowca, który chce żeby mu płacić i ukoronować go za to, że do tej pory nic nie odkrył. Te bajkowe postacie muszą nas opuścić. Istnieją, ale nie mają żadnego wpływu na to, co naprawdę się dzieje. Są poczciwymi naiwniakami i narzędziami, tak jak i my o mało nimi nie zostaliśmy. Kiedy pomyślimy spokojnie o świecie, w którym żyjemy, kiedy zastanowimy się, jak bardzo praktyczny jest praktyczny polityk – przynajmniej wtedy, gdy chodzi o pieniądze – jak bardzo nudni i trzeźwi są w większości milionerzy i właściciele prasowych trustów, jak bardzo ostrożni i niechętni idealistycznym przewrotom są ci, którzy kontrolują kapitalistyczne społeczeństwo – kiedy się nad tym wszystkim zastanowimy, wyda się nam po prostu niemożliwe, by eugenika mogła być modnym tematem wśród politycznych elit i niemal ustawą parlamentarną, zwłaszcza że, jak wykazałem, z czysto teoretycznego punktu widzenia jest jedynie niewydarzoną fantazją. Nawet jako sprawiedliwa rewolucja byłaby zbyt rewolucyjna dla współczesnych mężów stanu, gdyby nie kryło się za nią coś jeszcze. Nawet jako prawdziwy ideał, byłaby zbyt idealistyczna dla naszych „praktycznych ludzi”, gdyby nie kryło się za nią coś jeszcze. Cóż, rzeczywiście kryje się za nią coś jeszcze. Eugenika nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia, ale ma mnóstwo motywów. Jej zwolennicy mówią ogólnikowo o jej teorii, ale będą do bólu praktyczni przy jej realizacji. A chociaż, jak mówiłem, wielu wygadanych rzeczników eugeniki to prawdopodobnie niczego nieświadome narzędzia, to jednak niektórzy z nich, nawet sami eugenicy, zdążyli już zrozumieć, o co naprawdę chodzi. Nie będziemy ich pytać: „Czym jest eugenika?” albo: „Dokąd, u licha, zmierzacie?”, ale powiemy im tylko: „Biada wam, obłudnicy, którzy objadacie domy wdów, a dla pozoru używacie długich słów”.

Gilbert Keith Chesterton

(1) Postaci ze znanych angielskich wierszy purnonsensowych.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Gilberta Keitha Chestertona Eugenika i inne zło.