Dawid z Jerozolimy. Rozdział ósmy

– Posłałeś po mnie, panie – rzekł kościsty mężczyzna z głęboko osadzonymi, świdrującymi oczami.

Jakub skinął głową.

– Usiądź, Doegu. Napij się wina – powiedział, nalewając mu puchar.

Doeg upił tylko mały łyk.

– Jesteś łaskawy dla Edomity. Niewielu Izraelitów proponuje mi coś do picia.

Jakub blado się uśmiechnął.

– Jesteś przełożonym pasterzy króla – odparł. – To nie jest poślednie stanowisko – zwłaszcza jeśli pomyśleć, kim w dzisiejszych czasach może zostać pasterz.

Doeg uśmiechnął się, odsłaniając kilka poczerniałych pieńków zębów.

– To prawda – przyznał. – Ale ja nigdy nie zostanę zięciem króla.

– Udało ci się jednak coś innego – stwierdził suchym tonem Jakub. – Jesteś okiem króla.

– Nie wiem, co masz na myśli, panie – odrzekł chłodno Doeg.

Jakub parsknął śmiechem.

– Zapomniałeś, że zasiadam w Radzie Królewskiej. Tam można usłyszeć wszystko, o czym inaczej by się nie wiedziało.

Doeg milczał.

– Dlatego po ciebie posłałem – ciągnął Jakub. – Ale czemu nie pijesz?

– Masz mi pewnie coś ważnego do powiedzenia, więc wolałbym pozostać trzeźwy.

Jakub z ulgą pokiwał głową.

– Masz rację, żyjemy w dziwnych czasach. Człowiek, który rok czy dwa lata temu był tylko pasterzem, stał się zięciem króla, bohaterem narodu, bożyszczem kobiet i dziewcząt, najbardziej popularnym człowiekiem na całym dworze, dowódcą straży przybocznej, dowódcą wielkich oddziałów armii, zwycięzcą nad Filistynami…

– …ale nie jest w łasce u wszystkich członków Rady Królewskiej – dokończył sucho Doeg.

– To może nie byłoby takie ważne. – Jakub wzruszył ramionami. – Ważne jest jednak, że król zdecydował o jego śmierci.

Doeg szeroko otworzył bezrzęse oczy.

– Mówisz poważnie?

– Powiedział to godzinę temu Radzie – odparł krótko Jakub.

– Ale dlaczego? Co takiego Dawid zrobił?

– A jakie to ma dla ciebie znaczenie? Jest wolą króla, że ma umrzeć. A ty masz wypełnić tę wolę.

Doeg pociągnął duży łyk wina.

– Jestem psem króla – rzekł. – Kiedy rozkazuje: „Poliż moją rękę” – ja liżę jego rękę, a kiedy mówi: „Ugryź!” – gryzę.

– Dobrze. Tego właśnie od ciebie oczekiwałem.

– Ale to nie jest łatwe zadanie, panie. Człowieka, który pokonał Goliata, nie da się sprzątnąć jak pustynnego lisa. Potrzebuję do tego ludzi, na których mogę polegać.

– Strażnicy są teraz pod jego rozkazami i nie można ich wezwać – wyjaśnił Jakub. – A Izraelici zdają się być zauroczeni tym człowiekiem. Czy nie masz do tego wystarczająco wielu Edomitów?

Doeg wiercił się z zakłopotaniem na krześle.

– Pewnie, ale musimy ostrożnie do tego podejść. Inaczej ludzie powiedzą, że Edomici zabili męża królewskiej córki, wielkiego zwycięzcę Goliata i Filistynów – a jeśli im powiemy, że to był rozkaz króla, kto nam uwierzy?

– Wszyscy – odparł ze spokojem Jakub. – Bo będziesz miał na palcu pierścień króla. Proszę, oto on.

Doeg wziął pierścień i uważnie go obejrzał.

– Tak, to pierścień króla. – Pokiwał z zadowoleniem głową. – Kiedy to ma się stać?

– Jutro wczesnym rankiem, dwie godziny po wschodzie słońca, kiedy wyjdzie z domu do pałacu.

***

Jeszcze przed wschodem słońca Doeg był na posterunku z piętnastoma edomickimi pasterzami. Czekali niecierpliwie. Mijały godziny, ale Dawid się nie pokazywał. Doeg czekał do południa. Potem zwolnił swoich ludzi i poszedł do człowieka, który go posłał. Jakuba nie było w domu. Znów musiał cierpliwie czekać.

Jakub wrócił około dziewiątej.

– Wiem – rzekł znużonym głosem. – Nie miałeś szansy go spotkać. Został ostrzeżony.

– Zdrajca w Radzie?

– Tak. Najstarszy syn króla, książę Jonatan. A co więcej, udało mu się przekonać króla, by zmienił zdanie. Wszystko na próżno. Oddaj mi pierścień, Doegu.

– Proszę. – Przełożony pasterzy posłuchał bez dalszych pytań.

– Zapomnij, o naszej rozmowie. I dopilnuj, żeby twoi ludzie nie gadali. Tu jest srebro.

Doeg zważył sakiewkę. Była ciężka.

– Nie będą gadać – obiecał, znów odsłaniając pieńki zębów.

***

Mikal gwałtownie usiadła na łóżku.

– Kto tu jest?

– To ja, Dawid.

– Dawid! Co się stało?

– Król znów próbował mnie zabić.

Jęknęła.

– Więc to tak! I tym razem Jonatan cię nie ostrzegł?

– Nie mógł. Twojego ojca naszło niespodziewanie – jak wtedy podczas uczty po zwycięstwie nad Goliatem i Filistynami. Rzucił we mnie włócznią. Ledwo zdążyłem się uchylić.

– Mówią, że ojciec ma złego ducha – odrzekła Mikal zdławionym głosem. – Może naprawdę tak jest. Zawsze szybko wpadał w gniew. Nawet jako dzieci nie wiedzieliśmy, czy za chwilę da nam piękne prezenty czy nas uderzy. A od… od przekleństwa starego proroka jest o wiele gorzej.

– O co właściwie chodzi z tym przekleństwem? Nigdy nie udało mi się tego dowiedzieć.

– Sama dokładnie nie wiem. Nigdy o tym nie mówi. – Wstała i zaczęła spacerować po pokoju. – Jeszcze za wcześnie – wyszeptała. – On wciąż jest zbyt silny. I nic go nie zatrzyma. Przedwczoraj ten łajdak Doeg ze swoimi ludźmi! Jonatan w porę cię ostrzega, rozmawia z ojcem, wszystko jest znów dobrze… a teraz on zaczyna od początku. To idzie zbyt szybko. A my potrzebujemy kolejnego roku, co najmniej roku…

– Nie rozumiem cię, Mikal.

– Jakub jest twoim wrogiem i zawsze nim będzie. Trzeba jednak pozyskać Abnera – jest najlepszym dowódcą ojca i żołnierze bezgranicznie mu ufają. I zdobyć Adriela, ma pieniądze, których potrzebujemy. To nie będzie takie trudne. Uwielbia Merab.

– O czym ty mówisz, Mikal?

Przystanęła.

– O nowym królu Izraela! – wykrzyknęła z pasją. – A o kim innym? Jak długo jeszcze ten kraj będzie pod panowaniem człowieka, który nie potrafi panować nad sobą, który dziś przysięga ci miłość i oddanie, a jutro próbuje cię zabić?

– Nie wolno ci nawet tak myśleć – odparł ostrzegawczym tonem Dawid. – I nie wolno ci z nimi rozmawiać. Saul został namaszczony przez Pana. A Jonatan nigdy nie powstanie przeciw swojemu ojcu.

– Jonatan? A kto tu mówi o nim? Jest tylko jeden człowiek, który ma odwagę nosić koronę, i jesteś nim ty! Ty jesteś tym nowym królem! A mój brat Jonatan przysięgnie ci wierność albo upadnie razem z ojcem.

– Mikal! Oszalałaś!

– Ty jesteś królem i nikt inny! Wiedziałam to, czułam… och, nie wiem, od jak dawna. Kłopot w tym, że ojciec też to czuje. Dlatego tak cię nienawidzi. Dlatego musi cię zabić.

– Ale ja nigdy nawet nie pomyślałem o czymś takim…

– Nie? Naprawdę? Nawet w głębi serca ani w snach? W takim razie byłbyś głupcem, a nim nie jesteś. Niedobre jest nie to, że ojciec o tym wie, tylko że zrozumiał to zbyt szybko.

– Mikal, na święte imię Pana, ja nigdy nie chciałem…

– Więc teraz chcesz! Ojciec zmusza nas do działania, zanim będziemy gotowi. To będzie ciężka walka. Czego bym nie dała, żeby Abner był już po naszej stronie! Ale ty jesteś dowódcą straży. Możesz…

– Zamilcz, Mikal! Nie zdradzę króla. I nawet gdybym chciał, nie mógłbym. Król odebrał mi strażników. Znów są pod dowództwem Jakuba.

To zupełnie zaskoczyło Mikal.

– Więc to nie był tylko wybuch gniewu! To było ukartowane. – Podbiegła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Kiedy odwróciła się do Dawida, była bardzo blada. – Już czekają – powiedziała. – Cały oddział.

– Doeg i jego ludzie?

– Nie, Dawidzie. Straż przyboczna króla. Nikt w Izraelu i Judzie nie zakłóci miru domowego w nocy. Ale gdy tylko nadejdzie poranek, wedrą się tu i cię zabiją. Musisz uciekać.

– Uciekać? Jak złodziej, bandyta?

– Jak zdrowy człowiek przed zarazą… Jak mędrzec przed pustynną burzą.

– A ty? Co będzie z tobą?

– Ja muszę tu zostać – odparła szybko. – Ojciec mnie nie skrzywdzi. Jestem tylko kobietą, w jego oczach to tyle co nic.

– Bez ciebie…

– Tak musi być, Dawidzie. Byłabym tylko przeszkodą w twojej ucieczce. A tutaj będę czuwać, patrzeć, co się dzieje, i prześlę ci wiadomość, jak tylko będę wiedziała, gdzie jesteś.

– Uciec – powtórzył machinalnie. – Ale dokąd?

– Do Moabu… do Edomu… tam, gdzie cię nie zabiją. Błagam cię, nie trać czasu! Zostało tylko parę godzin do świtu. Im dalej wtedy będziesz, tym lepiej dla ciebie.

– Masz rację – odrzekł z ciężkim sercem.

Teraz, gdy decyzja została podjęta, zaczął szybko działać. Przez chwilę stał w oknie z tyłu domu i patrzył na mały ogród i pustą ulicę w dole. Nikogo tam nie widział.

– Lina, Mikal. Muszę zejść tędy na dół.

– Nossu będzie wiedziała, gdzie ją znaleźć. Nie martw się, można jej zaufać. Pójdę ją obudzić.

Po paru minutach wróciła z czarną dziewczyną. Znalazły liny, ale nie były wystarczająco długie. Dawid związał je razem i przymocował jeden koniec do nogi łóżka przy oknie. Potem chwycił drugi i wyrzucił przez okno. Lina nadal nie była dość długa, ale musiał sobie jakoś poradzić.

Jeszcze raz zwrócił się do Mikal.

– Wybaczam ci, że myślałaś, że jestem zdolny do zdrady – rzekł cicho – bo kierowała tobą miłość do mnie. Nie wiem, co mnie czeka. Ale jeśli przeżyję, wrócę po ciebie – przysięgam to nam obojgu na święte imię Pana. Żegnaj. – I pocałował ją.

– Idź już – szepnęła, wysuwając się z jego ramion.

– Trzymajcie mocno linę – rozkazał twardym głosem. – Samo łóżko nie jest dość wytrzymałe.

Kobiety posłuchały. W chwilę później znalazł się na zewnątrz. Lina była mocno napięta, potem zwiotczała. Mikal podbiegła do okna. Zobaczyła, że Dawid jeszcze raz macha jej na pożegnanie i znika w ciemnej ulicy.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Dawid z Jerozolimy.