Boża wojowniczka. Rozdział dziewiąty. Nieoczekiwany sojusznik

Królewski dwór zatrzymał się w zamku Loches i przez kilka dni Joanna była honorowym gościem delfina, zabawianym i uwielbianym przez całe otoczenie. Nawet jej dawni wrogowie, tacy jak książę de La Tremoille i całkiem nowi, jak sieur de Gaucourt, traktowali ją z ogromnym szacunkiem… ale tylko w jej obecności. Za plecami Joanny robili, co mogli, aby przekonać delfina, że Dziewica uczyniła już wszystko, czego można było od niej oczekiwać. Z tego powodu nie była już potrzebna na dworze.

– Orlean został wyzwolony – zauważył książę. – Anglicy, uznawani za niezwyciężonych, uchodzili pokonani. Doskonale. Rzecz w tym, że kontynuowanie wojny w obecnej sytuacji byłoby tragiczne w skutkach. Trudno przecież oczekiwać, że przez cały czas będzie dopisywało nam szczęście. Rozmawiałem z dowódcami. Niemal wszyscy, z wyjątkiem tego głupca La Hire, wyrażali zaniepokojenie sposobem kierowania armią przez tę dziewczynę…

– Sam też przeprowadziłem z nimi rozmowę – wtrącił się delfin. – Nie mogli się nachwalić Dziewicy.

– Bo woleli cię nie denerwować – podkreślił książę chytrze. – Wiedzą, jak bardzo jesteś przywiązany, do niej i do jej… cudów. Ze mną rozmawiają otwarcie.

– Bo wiedzą, że chcesz słyszeć o niej tylko to, co najgorsze, mój książę. – Delfin potrafił się zdobyć na cierpką ironię. Przez lata była ona jego jedyną bronią.

– Doskonale – burknął książę wyniośle. – Wiem, że Dziewica naciska na ciebie i każdego dnia wywiera presję. Domaga się jeszcze więcej laurów. Uczyniłeś z niej szlachciankę, teraz może ma ochotę na tytuł książęcy. Jestem pewien, że Anglicy są gotowi zawrzeć z nami pokój na dobrych warunkach. Jeśli masz ochotę przeciągać tę wojnę, będą walczyli do ostatniej kropli krwi – francuskiej krwi. Utrzymanie wojska kosztuje, wasza wysokość, a ja nie mam skąd wziąć pieniędzy. Skarbiec świeci pustkami. Prawdę mówiąc, zbrojni nadal czekają na żołd.

– Mimo to wciąż liczę na twoją pomoc, mój książę.

La Tremoille zaśmiał się z irytacją.

– Nie dam ani franka – burknął. – Ani miedziaka. Jeśli chcesz wojować, znajdź sobie inne źródło pieniędzy. O ile w ogóle takie istnieje.

Arcybiskup Regnault de Chartres również opowiadał się za rozwiązaniami pokojowymi.

– Książę ma słuszność. Możemy uzyskać całkiem niezłe warunki – zauważył. – Tylko nie wolno nam przesadzać z podkreślaniem zasług Dziewicy. Ani Anglicy, ani Burgundczycy nie będą się uważali za pokonanych tylko z powodu wycofania spod Orleanu.

– Joanna obiecała, że pokona najeźdźców i dotrzymała słowa – przypomniał delfin. – Ponadto zapowiedziała, iż zaprowadzi mnie do Reims i tam będę koronowany. Dotrzymała pierwszej części obietnicy. Powinna przynajmniej mieć szansę dotrzymania drugiej. Ostatecznie, to ty jesteś arcybiskupem Reims. Ty będziesz mnie koronował. Powinieneś cieszyć się oczekując tej chwili…

– Jako kapłan, wasza wysokość, zawsze wolę pokój niż wojnę…

– Co takiego? Nawet wtedy, gdy na naszej ziemi panoszy się wróg?

– …a jako arcybiskup Reims z całą pewnością byłbym szczęśliwy, mogąc koronować waszą wysokość w mojej katedrze. Niestety, istnieje poważne niebezpieczeństwo, że nie dostaniemy się tam żywi. Po drodze musielibyśmy pokonać nie tylko liczne miasta francuskie, które opowiedziały się za Burgundią, lecz także, przykro to mówić, miasta proangielskie i wojska Anglików pod wodzą sir Johna Talbota. Najeźdźcy wciąż zajmują Jargeau, Meung i Beaugency. Nie możemy sobie pozwolić na narażanie życia waszej wysokości tylko dlatego, że pewna młoda kobieta uważa, że ma dar przewidywania przyszłości.

Pół godziny później Joanna rozmawiała z delfinem i usilnie go prosiła, by zaczął działać, jak najszybciej. Delfin wysłuchał jej spokojnie. Nie miał śmiałości wyrazić zgody ani sprzeciwu, ale próbował udobruchać Joannę, mianując księcia Alencon zastępcą dowódcy armii pod jej rozkazami.

– Będzie twoją prawą ręką, pani – zapewnił delfin.

– Cieszę się z takiej prawej ręki – odparła Dziewica. – Pod warunkiem, że otrzymam także resztę ciała. Nie powiedziano ci, że są plany rozwiązania armii z braku pieniędzy na jej utrzymanie?

Delfin uśmiechnął się smutno.

– Szkoda, że nie możesz mi pomóc w znalezieniu złota, potrzebnego na opłacenie ludzi, których prowadzisz do zwycięstwa.

– Nie potrzebujesz więcej złota niż to, z którego wykuta jest twoja korona – oświadczyła Joanna. – Musisz tylko wyruszyć po nią do Reims.

Nieśmiały, podejrzliwy, pozbawiony odwagi i pewności siebie delfin nie był jednak głupcem. Zorientował się, jak poważnie brzmią słowa Joanny. Po koronacji dla każdego Francuza stałby się królem Francji. Mógłby wówczas korzystać z lojalności poddanych pod każdym względem i nie musiałby płacić ogromnych sum pieniędzy za świadczone mu usługi.

– Spróbuję ponownie – obiecał. Może Jacque Coeur, finansista, mógłby służyć mu pomocą, choć zwracanie się do niższych sfer z prośbą o wsparcie niewątpliwie uchybiało godności monarchy. Delfin miał przy tym świadomość, że nawet po uzyskaniu pieniędzy musiałby polegać na możnowładcach dowodzących licznymi oddziałami.

Negocjacje i narady trwały dzień po dniu. W trakcie najważniejszej rozmowy, kiedy delfin dyskutował z nowym spowiednikiem, z d’Harcourtem, Dunoisem, baronem de Treves i wieloma innymi, rozległo się pukanie do drzwi. Do środka weszła Joanna i rzuciła się monarsze do stóp.

– Szlachetny delfinie, przerwij te niekończące się obrady i jedź do Reims, aby przyjąć tam koronę, która prawnie ci się należy.

Delfin pomógł dziewczynie wstać.

– Czy powiedziały ci to Głosy?

– Tak. I nie dają mi spokoju…

Spowiednik delfina popatrzył na Joannę.

– Jakie były ostatnie słowa twoich Głosów? – spytał z powagą.

Joanna ściszyła głos.

– Za każdym razem, kiedy jestem zdenerwowana, bo ludzie nie wierzą w to, co podpowiada mi Bóg, zaszywam się gdzieś w samotności i pogrążam w modlitwie. Opowiadam Bogu, jak bardzo jestem zła na tych, którzy nie dają wiary moim słowom, a ostatnim razem usłyszałam, jak Głos przemawia: „Idź naprzód, córko Boga, idź, idź, idź. Pozostanę u twego boku, aby cię wspierać”. – Twarz Joanny promieniała. – Chciałabym zawsze słyszeć takie słowa – dodała szeptem.

Dunois postąpił krok naprzód.

– Daj choćby znak, najjaśniejszy panie, a ruszymy do boju.

Delfin był głęboko poruszony, ale nawet w takiej chwili nie potrafi ł podjąć decyzji.

Joanna podeszła bliżej. Jej oblicze ponownie przygasło, była blada i smutna.

– Szlachetny delfinie – zaczęła. – Postaraj się nie zmarnować najbliższego roku. Niewiele dłużej zabawię na tym świecie…

Umilkła i już się nie odezwała.

Tego samego dnia podjęto decyzję o zwróceniu się do Jacquesa Coeura z prośbą o sfinansowanie nowej kampanii. Do czasu przygotowania nowej, znacznie liczniejszej armii, Joanna miała za zadanie podjąć próbę podbicia trzech miejsc na Loarze, które jeszcze pozostawały w angielskich rękach.

Dziewica zaatakowała Jargeau na czele oddziału, którego liczebność nie przekraczała tysiąca ośmiuset ludzi. Milicja z Orleanu jeszcze nie dotarła, podobnie kusznicy.

Nawet La Hire klął się na swój kij, że całe to przedsięwzięcie jest czystym szaleństwem. Z początku wszystko wskazywało na to, że ma rację. Anglicy odparli atak. Joanna jak zwykle zebrała swoje wojsko i przygotowała się do następnego szturmu.

W pewnej chwili odezwała się do młodego księcia Alencon, który stał u jej boku:

– Szlachetny książę, natychmiast się przesuń.

Popatrzył na nią zaskoczony, a wtedy chwyciła go za rękę i odciągnęła na bok.

W następnym momencie kamienna kula z angielskiej armaty roztrzaskała się na miejscu zajmowanym wcześniej przez arystokratę.

– Obiecałam twojej żonie, że bezpiecznie powrócisz do domu – wyjaśniła Joanna z uśmiechem. Następnie uniosła sztandar i dała nim sygnał do ataku.

Tym razem Francuzi dotarli do murów Jargeau. Tak samo jak podczas zdobywania fortu Tourelles, Joanna pierwsza wskoczyła na drabinę i znowu spadła do fosy.

– Z pewnością ma nie jedno życie, lecz dziewięć, jak kot! – krzyknął jeden z angielskich dowódców gdy ujrzał, jak Joanna momentalnie zrywa się na nogi.

– To wiedźma – wyszeptał wysoki żołnierz. – Chronią ją czary. Walczymy z demonem, ot co.

Te słowa usłyszał hrabia Suffolk, którego trudno było zaliczyć do ludzi przesądnych. Bez zastanowienia powalił żołnierza ciosem pięści we wzmocnionej żelazem rękawicy i krzyknął:

– Ta dziewucha to tylko wściekła pchła, wychowana na stercie łajna! Precz z nią i z Francuzami!

Tymczasem szalona pchła skierowała się do stanowiska nielicznych francuskich armat. Artylerzyści patrzyli ze zdumieniem, jak Joanna samodzielnie bierze się do obsługi jednego z dział i zdumiewająco skutecznie kieruje ogniem pozostałych. Broń wykonano niebywale misternie, artylerzystów szkolono miesiącami, a Dziewica prześcignęła ich wszystkich. Kto jej nauczył tej sztuki?

Trzeci atak okazał się zbyt potężnym ciosem dla obrońców. Suffolk był świadkiem śmierci młodszego brata. On sam odniósł rany, połowa jego żołnierzy poległa. Anglik zdołał odparować pierwsze ciosy młodego giermka, lecz ręka odmawiała mu posłuszeństwa. Cofnął się.

– Jesteś rycerzem? – spytał przeciwnika.

– Jestem giermkiem, nazywam się Guillaume Regnault, pochodzę z Owernii.

– Hrabia Suffolk może się poddać wyłącznie rycerzowi – rzekł Anglik. – Pasuję cię rycerzem tu i teraz. – Dotknął mieczem ramienia młodzieńca. – Teraz możesz przyjąć miecz, którym cię pasowałem. Jestem twoim jeńcem.

Na ten widok pozostali obrońcy dali za wygraną.

***

Nieco ponad tydzień później francuska armia dotarła do Meung. Beaugency poddało się na sam widok wojsk Joanny, która pozwoliła całemu garnizonowi wycofać się po złożeniu przysięgi, że zaprzestaną walki.

– Panowie, mam nadzieję, że macie solidne ostrogi – powiedziała Dziewica pogodnie, gdy w oddali zamajaczyły pierwsze jednostki wroga.

– Dlaczego? – zdumiał się książę Alencon. – Spodziewasz się, że zostaniemy pokonani i przyjdzie nam umykać?

– Ach, skąd – zaprzeczyła Dziewica z uśmiechem. – Po prostu musimy być przygotowani do pościgu za uciekającym wrogiem. Dzisiaj nasze straty będą znikome.

Po upadku Jargeau i kapitulacji Beaugency, wybuchła kłótnia między dwoma angielskimi dowódcami, Talbotem i Fastolfem.

Ponury, stary Talbot, głównodowodzący sił angielskich, obstawał przy swoim, czyli – jak zawsze – przy bitwie.

– Powiadają o mnie „stary byk” – oświadczył. – Wolę być bykiem, niż lisem, jak ty, Fastolf.

Co dziwne, ani byk, ani lis nie przyniósł rozstrzygnięcia. O losach wojny zadecydował… jeleń.

Zamiast walczyć wokół Meung, Anglicy wycofali się do najbliższego lasu i tam zaczaili się na Francuzów, gotowi do boju.

Nie widząc wroga, Joanna rozesłała licznych zwiadowców. Hałas, czyniony przez ich wierzchowce, wypłoszył z gęstwiny dużego jelenia, który pognał prosto ku Anglikom.

Zdecydowana ich większość wywodziła się ze wsi i z entuzjazmem podchodziła do myślistwa. W jednej chwili żołnierze zapomnieli o Francuzach i za okrzykami radości na ustach przystąpili do regularnego polowania. Gonili zwierzynę w najlepsze, gdy francuska armia nagle na nich ruszyła. Zaskoczenie było kompletne – ale po stronie angielskiej, nie francuskiej, jak zakładali najeźdźcy.

W lesie Patay dwa i pół tysiąca Anglików zapłaciło krwią za jednego jelenia. Sir John Talbot trafił do niewoli, a wraz z nim lord Scales, sir Thomas Rameston, lord Hungerford i wielu innych dowódców.

Tylko Fastolfowi udało się umknąć i dotrzeć do siedziby księcia Bedford, aby przed jego obliczem zdać raport z przebiegu najbardziej dramatycznej klęski Anglików w całej wojnie. Rozjuszony książę zdarł Order Podwiązki z palta biednego Fastolfa.

Pod koniec bitwy, kiedy Dunois i La Hire przystąpili do poszukiwań Joanny, po pewnym czasie znaleźli ją na kamieniu, gdzie siedziała z głową umierającego żołnierza na kolanach. Pośpiesznym ruchem dłoni dała znać, że nie chce słyszeć o żadnych gratulacjach.

– Sprowadźcie księdza, byle szybko – poleciła. – Ten człowiek musi się wyspowiadać.

Żołnierzem był Anglik.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Boża wojowniczka.