Rozdział czwarty. Ojciec Aladel waha się i zgadza

Biedny ojciec Aladel bardzo się strapił, gdy usłyszał opowieść o kolejnym pojawieniu się Najświętszej Panny.

– Siostro, to nie mogło się zdarzyć! – powiedział stanowczo. – Wszystko ci się przyśniło, tak jak poprzednim razem.

Jednak siostra Labouré potrząsnęła przecząco głową. Była w niej pewność siebie jaką zwykle okazują dzieci.

– Nie, ojcze, to nie był sen! Widziałam Najświętszą Pannę tak wyraźnie, jak widzę

teraz ciebie, gdyż w kaplicy było jeszcze jasno. Kazała wybić medalik jak najprędzej, aby ludzie mogli go nosić i uzyskiwać łaski.

– Ale… ale to niemożliwe!

Siostra Labouré podniosła zdziwione oczy.

– Niemożliwe? Ale dlaczego, ojcze?

– Ponieważ ani ty ani ja nie mamy kompetencji, by podjąć się tego zadania.

– Ale Najświętsza Panna powiedziała…

– Nonsens. Zapomnij o całej sprawie. Odmawiaj modlitwy i staraj się naśladować inne siostry. Przecież jesteś tylko nowicjuszką.

– Tak, ojcze.

– A nowicjuszka powinna słuchać swoich przełożonych.

– Tak, ojcze.

– Dobrze więc. Nie chcę już słyszeć o wizjach. Ani o tych głupstwach o wybiciu specjalnego medalika. Niebezpiecznie jest ulegać takim urojeniom.

Siostra Labouré posłusznie przyrzekła nie myśleć już o wizytach Naszej Pani. Jednak miesiąc później przyszła do ojca Aladela z błyskiem radości w oczach.

– Ojcze, znów Ją ujrzałam w kaplicy! – wykrzyknęła. – Naprawdę chce, by medalik został wybity.

Młody ksiądz z trudem powstrzymywał zniecierpliwienie. Pocieszał się myślą, że już za kilka tygodni skończy się nowicjat siostry Labouré w domu macierzystym w Paryżu i zostanie wysłana do jakiegoś innego klasztoru. A wtedy nie będzie już musiał wysłuchiwać podobnych historii!

Pomyślał jednak, że nie powinien być zbyt ostry dla siostry Labouré. Musiał przyznać, że dobrze się sprawowała jako nowicjuszka. Była pogodna, pracowita, posłuszna, godna zaufania…

– No dobrze, siostro. Jeśli rzeczywiście Najświętsza Panna znowu przyszła, powiedz jak wyglądała tym razem – spytał obojętnym tonem. – I co ci powiedziała.

Serce siostry Labouré przepełniało szczęście. Czyżby ojciec Aladel zaczynał w końcu rozumieć?

– Miała, jak sądzę, około czterdziestu lat, ojcze. Była piękna jak zawsze, a pierścienie na Jej palcach wysyłały promienie, a Jej strój, och, niepodobne go opisać!

– Przypuszczam, że był niebieski.

– Nie, ojcze. Był biały i bardzo prosty, a mimo to jaśniał jak słońce. Znów pojawiła się otoczka w kształcie owalu, a od wewnątrz modlitwa: „O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”.

– To wszystko ukazało ci się w kaplicy?

– Tak, ojcze. Tym razem jednak w innym miejscu.

– Więc Nasza Pani nie siedziała na krześle ani nie stała obok obrazu św. Józefa?

– Nie, tym razem minęła obraz św. Józefa i poszła aż za ołtarz. Stanęła nad tabernakulum – jak gdyby była figurką. A po chwili…

– Tak?

– Obraz jakby obrócił się tak samo jak poprzednim razem i zobaczyłam dwa serca.

– Jedno otoczone cierniami, a drugie przebite mieczem?

– Tak, to było serce Jezusa i Maryi. Potem pojawiło się dwanaście gwiazd. Och, ojcze, wiesz co to oznacza, prawda?

– Co, siostro?

– To ma być rewers medaliku! Awers ma przedstawiać Naszą Panią dokładnie tak, jak ci to opisałam – z wyciągniętymi rękami, z których rozchodzą się promienie. Na rewersie mają być dwa serca i litera „M”, a na górze litery krzyż i poprzeczka. I dwanaście gwiazd. Ach, ojcze! Jak szybko, twoim zdaniem, można wykonać medalik?

Ksiądz poczuł bezradność. Żałował, że dopuścił do tej sytuacji. Ponieważ nie próbował wyperswadować siostrze Labouré jej opowieści o trzecim objawieniu, ona zdawała się sądzić, że tym razem jej uwierzył. Co gorsze, zachowywała się tak, jakby on również chciał jak najszybciej wybić medalik.

– Siostro… – zaczął, ale nie dokończył. Trzeba coś zrobić, i to natychmiast, w przeciwnym razie nie da mu spokoju. Ale co? Nagle znalazł odpowiedź.

– Siostro, jaki napis ma być umieszczony na odwrocie medalika? – zapytał ostro.

Siostra Labouré otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

– Pytasz ojcze o napis?

– Tak. Mówisz, że na awersie medalika widnieje modlitwa: „O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”. Na rewersie na pewno jest jakaś inna modlitwa.

Młoda zakonnica milczała przez chwilę. Potem niepewnie potrząsnęła przecząco głową.

– Ojcze, nie sądzę, że powinna tam być jakaś modlitwa. A przynajmniej nie przypominam sobie, żebym ją widziała…

Ojciec Aladel dostrzegł w tym szansę dla siebie i bez chwili wahania ją wykorzystał.

– Nie możemy nic zrobić w sprawie medalika dopóki nie będziemy mieć pewności – absolutnej pewności – czego życzy sobie Najświętsza Panna – oznajmił. – To nie ulega wątpliwości. Na razie więc nic nie będziemy planować.

Siostra Labouré splotła dłonie.

– Ależ, ojcze! Jak mamy się dowiedzieć jakie Najświętsza Panna ma życzenia?

Ksiądz wzruszył ramionami.

– Jak? Pytając Ją o to, oczywiście. Gdy przyjdzie następnym razem.

***

Kilka tygodni później – w styczniu 1831 roku – siostra Labouré wraz z innymi nowicjuszkami dostała pozwolenie na złożenie ślubów zakonnych i otrzymanie habitu Siostry Miłosierdzia. Na znak, że naprawdę rozpoczyna nowe życie – wszystkie jej działania nabierały dodatkowego znaczenia, ponieważ należała teraz do Boga w specjalny sposób – otrzymała nowe imię, które brzmiało: Katarzyna.

Nie sposób opisać, jak szczęśliwa była siostra Katarzyna. Nareszcie stała się zakonnic ą – Córką św. Wincentego a Paulo! Och, jak cudownie należeć do rodziny, której specjalnym zadaniem jest opieka nad biednymi i chorymi! Jednak nawet gdy się radowała, nie przestawała ją dręczyć jedna sprawa. Medalik nie został jeszcze wykonany. Co więcej, nie będzie go można wybić dopóki Najświętsza Panna nie wyjawi jakie słowa mają znaleźć się na jego rewersie.

– Najdroższa matko, powiedz mi to, proszę! – modliła się nieustannie siostra Katarzyna.

Odpowiedź przyszła niespodziewanie. Pewnego dnia, gdy młoda zakonnica klęczała w kaplicy, usłyszała głos dobywający się z głębi jej duszy:

– Na odwrotnej stronie medalika ma być tylko litera „M” i dwa serca.

Siostrę Katarzynę ogarnęła ulga i radość. Najświętsza Panna znowu przyszła! To prawda, tym razem nie ukazała się w swym pięknym stroju – w bieli i złocie – i nie rozpościerała rąk, z których spływały olśniewające promienie. Ale jej głos – och, to nie mogła być pomyłka! Taki łagodny, taki dobry… tak pełen miłości!

– Och, dziękuję ci, matko! – wykrzyknęła. – Teraz możemy już zacząć starać się o wybicie medalika.

Gdy jednak siostra Katarzyna odnalazła ojca Aladela, żeby przekazać mu wiadomość od Naszej Pani, młody ksiądz był jak zawsze pełen wątpliwości. Nie przejmował się również tym, że siostra Katarzyna wkrótce miała wyjechać z domu macierzystego do innej placówki – klasztoru Sióstr Miłosierdzia w Enghien na przedmieściach Paryża – i że bardzo pragnęła wypełnić życzenia Naszej Pani jeszcze przed wyjazdem.

– Nie ma pośpiechu, siostro – oznajmił. – Uważam nawet, że im dłużej będziemy czekać, tym lepiej.

Siostra Katarzyna nie posiadała się ze zdumienia.

– Ależ, ojcze, od czasu pierwszego pojawienia się Najświętszej Panny minęło już ponad sześć miesięcy! I dwa miesiące od czasu, gdy po raz pierwszy wspomniała o medaliku…

Ksiądz wzruszył ramionami.

– Sześć miesięcy! Dwa miesiące! Cóż to znaczy wobec wieczności, siostro? Nic! Absolutnie nic!

Siostra Katarzyna zawahała się.

– Ależ, ojcze! W Enghien nie będę mogła widywać cię zbyt często. A jeśli Najświętsza Panna będzie miała kolejną wiadomość…

Ksiądz pokiwał głową uspokajająco.

– Nie martw się – powiedział. – Enghien nie jest daleko. Będę cię odwiedzał od czasu do czasu.

I słowa dotrzymał. W następnych miesiącach ojciec Aladel złożył kilka wizyt w Enghien, gdzie siostra Katarzyna wykonywała różne prace w kuchni. Mimo jej pewności wciąż nie potrafił uwierzyć w to, że w kaplicy domu macierzystego w Paryżu Matka Boża naprawdę ukazała się jego młodej przyjaciółce i że chciała, by wykonano specjalny medalik. A jednak coś się tu nie zgadzało. Siostra Katarzyna nie była przecież osobą, która zniżyłaby się do opowiadania kłamstw. Była skromna, pracowita, posłuszna i dużo się modliła…

– A także rozsądna – musiał przyznać – w najmniejszym stopniu nie ma skłonności do snów na jawie albo zwracania na siebie uwagi. Nie mogę tego rozgryźć – stwierdzał w końcu.

Pewnego dnia – był rok 1832 – siostra Katarzyna oznajmiła, że znów usłyszała głos Naszej Pani (chociaż nie widziała Jej), która była bardzo zawiedziona tym, że nie wykonano jeszcze medalika.

– Powiedziałam Jej, że to nie moja wina, ojcze, i że ciągle nie możesz mi uwierzyć. Wiesz co mi odpowiedziała?

Ksiądz potrząsnął głową. Jego twarz wyrażała niepokój.

– Co, siostro?

– „Nie martw się. Pewnego dnia ojciec Aladel wypełni moje życzenie. Jest moim sługą i nie chciałby mnie zawieść”.

Serce młodego księdza zadrżało na te słowa. On miałby celowo być nieposłusznym wobec Najświętszej Panny – cóż to za myśl! Miałby też swymi wątpliwościami i wahaniem w ciągu ostatnich dwóch lat zawieść Najświętszą Pannę!

– Siostro, to nam wystarczy – powiedział gwałtownie. – Pójdę od razu do arcybiskupa. Jeśli wyrazi zgodę, nie będziemy już dłużej zwlekać i każemy wykonać medalik.

cdn.

Mary Fabyan Windeatt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Cudowny Medalik.