Jest już po południu, Piotrek i Ula odrabiają lekcje. Wtem wchodzi mama. Jest ubrana jak do wyjścia.
– Dokąd idziesz? – pyta Ula.
– Czy do miasta? – chciałby wiedzieć Piotrek.
– Nie powiem – mówi tajemniczo i zamyka drzwi za sobą.
Dzieci patrzą za nią z okna i widzą, że skręca w lewo.
– A więc do miasta – stwierdza Piotrek. – Może będzie robiła zakupy na Boże Narodzenie…?
Uli przychodzi do głowy inna myśl.
– Ty… Piotrek, czy mama… myślę, że może poszła do księdza proboszcza!
Twarz Piotrka rozjaśnia się.
– Ooo… To pewnie tak będzie… Czekam niecierpliwie, co on powie.
Tego popołudnia Piotrek zrobił aż trzy błędy przy przepisywaniu, a Uli wszystkie litery wyszły wysoko nad linią, bowiem oboje wciąż podnosili oczy w kierunku okna. Gdy tylko wróciła mama, oboje rzucili się do niej.
– Co powiedział?
– Kto?
– Mamusiu, nie udawaj… Już się domyśliliśmy. Byłaś u księdza proboszcza!
Mama przyznaje się zdejmując płaszcz.
– I… I? Powiedz wreszcie, mamo!
– On sądzi, że sześć lat to trochę za mało. Ale potem powiedział: „Niech mi pani przyśle kiedyś tę dwójkę!”. I obiecałam mu.
– My… my mamy iść do księdza proboszcza? Sami? Czy też pójdziesz z nami, mamo? – Piotrkowi nie bardzo podoba się cała historia.
– Sami, Piotrze!
– Ja się tym wcale nie przejmuję – cieszy się Ula.
– Czy myślisz, że się boję?
Piotrek odkłada swój zeszyt. Teraz przestały go interesować prace szkolne.
– Piotrze, pokaż twoje zadanie. – Mama wyciąga zeszyt z jego teczki. – Tak myślałam. Jeszcze nie odrobiłeś! W środku zdania postawiłeś kropkę. A to, co to ma być? Dąb przez „p” i manna przez jedno „n”. A chłopak przez samo „h”. Ale bazgrzesz! Dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii Świętej powinny wszystko robić dwa razy lepiej.
– Ale jeszcze nie zacząłem przygotowania. – Piotrek śmieje się i z całym spokojem bierze się do poprawiania. Błędy wyciera poślinionym palcem.
– Oj, Piotrze, Piotrze, ale z ciebie niechluj!
I Ula musi poprawić swoje zadanie. Mama jest bez litości.
Następnego dnia, o godzinie czwartej po południu, Piotrek i Ula Werner stoją przed drzwiami księdza proboszcza. Niestety, guzik od dzwonka jest za wysoko. – Już nie dam rady – stęka Piotrek i ledwie dyszy od ciągłego podskakiwania. – Spróbuj ty!
Ręka Uli też jest za krótka. – Podnieś mnie do góry! – mówi do Piotrka.
– O, teraz dobrze.
– Dzwonek rozlega się po całym dużym domu.
Na schodach słychać ciężkie kroki.
– Ktoś idzie – mówi Piotrek bojaźliwie i bierze Ulę za rękę.
– Zdejmij czapkę! – upomina Ula. – I rękawiczki też trzeba zdjąć, tak powiedziała mama. – Piotrek chce już wykonać polecenie mamy, gdy otwierają się drzwi i zjawia się panna Agnieszka, gospodyni księdza. Wyciera dłonie wielkim, niebieskim fartuchem i serdecznie ściska obojgu ręce.
– Co za miłe odwiedziny! Czy nie jesteście przypadkiem bliźniakami od pani Werner?
Piotrek kłania się, Ula też dygnęła. Oboje patrzą uśmiechnięci na pannę Agnieszkę.
– Chcielibyście do księdza proboszcza! No, to chodźcie ze mną!
Idą długim korytarzem z chodnikami. Na ścianie wisi wielki drewniany krzyż. Powoli tyka zegar: tik-tak, tik-tak.
Panna Agnieszka otwiera drzwi dużego pokoju i mówi:
– Teraz dobrze wytrzyjcie buty, siądźcie i czekajcie na księdza proboszcza. – Oboje szorują mocno podeszwami po wycieraczce i pytają się oczami, czy już będzie dosyć. – Już wystarczy, możecie wejść – pozwala panna Agnieszka.
Piotrek rozgląda się ciekawie po pokoju. Potem siada w wielkim skórzanym fotelu. Nogi wiszą mu w powietrzu. Z podniecenia macha nimi na wszystkie strony.
– Tak nie można – mówi Ula. – Mama powiedziała, że mamy siedzieć spokojnie.
Otwierają się drzwi. „O, ksiądz proboszcz!” – myślą. Wstają. Dziś ma okulary, czego przedtem nie widzieli. Piotrek ściska Ulę za rękę.
Ale ona odważnie podchodzi do księdza proboszcza i mówi:
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Ksiądz proboszcz odpowiada i podaje jej rękę ze słowami:
– To ty jesteś Urszula? A on nazywa się Piotr? Chodź do mnie, chłopcze, i daj mi rękę! Które z was jest starsze?
– Żadne – swobodnie informuje Ula. – Jesteśmy przecież bliźniętami! Tego samego dnia będziemy obchodzić urodziny, już niedługo, drugiego grudnia. Wtedy będziemy mieli po siedem lat.
– A więc już wkrótce siedem? I chcielibyście przygotować się do Komunii Świętej. Wyglądacie na takich małych. Nie dostaniecie głową do balustrady.
„Tak, to prawda… Czy nic nie da się zrobić?” – myślą.
Ksiądz proboszcz śmieje się ze zmartwionych małych twarzy, tak podobnych do siebie.
– No, nie bądźcie tacy smutni! Siadajcie na sofie! Poprosimy Agnieszkę, to znajdzie dla was piękne jabłuszka.
Po chwili gospodyni wkłada im do rąk wielkie czerwono- -żółte jabłka.
– A teraz powiedzcie mi: dlaczego chcecie tak szybko przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej?
– Ponieważ chcielibyśmy, by do nas przyszedł Pan Jezus – pierwsza odpowiada Ula. – Mama powiedziała, że Pan Jezus bardzo chętnie przychodzi do dzieci. Zawsze czeka na nas w białym maleńkim opłatku.
– A wiecie, jak nazywa się ten biały opłatek?
Piotrek nabiera odwagi. Dotąd oglądał niezdecydowanie ze wszystkich stron jabłko. A teraz zaczyna je jeść i mówi:
– Ja wiem: Hostia! I Pan Jezus mieszka w złotym domku stojącym na ołtarzu, to jest tabernakulum.
– A kiedy chleb staje się ciałem Pana Jezusa?
– W czasie Mszy Świętej, podczas Przeistoczenia. Wówczas w kościele robi się całkiem cicho. Ja widziałem, jak ksiądz proboszcz wówczas nisko się pochylił: tak! – pokazuje Piotrek. Zapomniał już o strachu.
– Nasz tata mówił, że wówczas jest tak, jakby Pan Jezus drugi raz umierał za nas, a my jakbyśmy stali pod krzyżem!
– I wówczas trzeba być bardzo grzecznym – kończy Piotrek poważnie.
– Oho! Wy naprawdę dużo wiecie! A może potraficie mi powiedzieć, dlaczego umarł Pan Jezus?
To też wiedzą. Piotrek przypomina sobie dokładnie opowiadanie mamy z tego wieczoru, kiedy to on z Heńkiem byli nieposłuszni wobec ojca. Opowiada historię o Adamie i Ewie, i o grzechu pierworodnym. Ula trochę mu pomaga.
Ksiądz proboszcz jest zadowolony.
– Powiedzcie swojej mamie, że będziecie mogli pójść w Przewodnią Niedzielę razem ze starszymi dziećmi do Pierwszej Komunii Świętej – mówi kładąc rękę na ich czuprynach. – Ale musicie jeszcze dużo się nauczyć – dodaje. – Będziecie przychodzić do mnie raz w tygodniu. Za każdym razem opowiem wam coś o Panu Jezusie.
– Prosimy bardzo, niech już dziś ksiądz proboszcz nam coś opowie – wyrywa się Ula. Ona mogłaby słuchać całymi dniami. Ksiądz proboszcz wyjmuje z szafy książkę i pokazuje w niej kolorowy obrazek.
– To jest Pan Jezus! – wołają oboje.
– A koło Niego dużo dzieci.
– Patrzcie, jedno siedzi Mu na kolanach!
– Kilkoro jeszcze biegnie z daleka.
– A Pan Jezus kładzie im ręce na głowach.
Teraz zaczyna już ksiądz proboszcz.
– Gdy Pan Jezus miał trzydzieści lat, odszedł od swoich rodziców z Nazaretu.
– Ale święty Józef był tylko Jego przybranym ojcem – odzywa się Piotrek.
Ula szturcha go, by siedział cicho. Ale ksiądz proboszcz nie gniewa się, że Piotrek mu przeszkodził. Cieszy się, że mały chłopak tak dobrze uważa.
– Masz rację, Piotrze – mówi. – A więc gdy Pan Jezus opuścił Nazaret, wędrował po całej Palestynie nauczając ludzi. Opowiadał im o swym Ojcu niebieskim i o tym, co trzeba robić, aby dostać się do nieba.
Pewnego razu Pan Jezus był bardzo zmęczony i położył się, aby odpocząć. Apostołowie usiedli przed drzwiami domu, w którym spał Pan Jezus, i pilnowali, aby nikt Mu nie przeszkadzał.
O przybyciu Pana Jezusa wiedziała wkrótce cała miejscowość. Ulicę przed domem i otaczający go ogród zaczęły napełniać dzieci. Niektóre przyszły same, inne przyprowadziły lub przyniosły na ręku matki. Wszystkie chciały, by pobłogosławił je Pan Jezus.
„Czego chcecie?” – zapytał święty Piotr grubym głosem, głaszcząc brodę.
„Czy… Czy Pan Jezus jest tutaj?” – pytały zakłopotane i zatrwożone matki; chciałybyśmy, by pobłogosławił nasze dzieci.
„Dziś wieczorem nic z tego nie będzie! Wybijcie to sobie z głowy! Jezus jest zmęczony! Cały dzień nauczał. Teraz musi odpocząć. Przyjdźcie jutro!”
Święty Piotr chciał usłużyć Panu Jezusowi. Ale z gorliwości mówił bardzo głośno. Jedna z dziewczynek zaczęła płakać – i powiedziała: „Zły człowiek…”. Potem schowała się za swą mamę. Inne dzieci też były zalęknione.
Święty Piotr zauważył strach dzieci i zaczął pomrukiwać jakby na usprawiedliwienie: „Dziś naprawdę nie można. On musi mieć spokój”.
Wtem otworzyły się drzwi i stanął w nich Pan Jezus. Musiał słyszeć całą głośną rozmowę.
„Ależ, Piotrze – powiedział patrząc łagodnie na swego ucznia. – Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie”.
Potem Pan Jezus zszedł na dół schodami. Oczy dzieci błyszczały z radości. Podbiegły pędem do Niego, brały Go za ręce, najmniejsze cisnęły Mu się na kolana, a matki podawały Mu niemowlęta. Pan Jezus kładł swoje dobre ręce na małe głowy najmłodszych, a na ramiona starszym, zaś małego chłopczyka, który sam przybiegł, bo nie miał matki, wziął na ręce. Błogosławiąc wszystkie, z miłością patrzył w ich jasne dziecięce oczy.
– Jak pięknie! – zawołała Ula. – Gdybym wówczas żyła, również poszłabym do Niego.
– Ja też – przyłączył się Piotrek. – A mama wzięłaby z kołyski małego Jurka i zaniosłaby go razem z nami.
– Widzisz – mówi Ula. – To bardzo dobrze, że możemy Go wkrótce przyjąć do serca. Proszę księdza proboszcza, czy możemy pójść teraz do Pana Jezusa do kościoła?
– On jest przecież w tabernakulum.
– Widzi nas przez drzwiczki. Ale rąk nie może na nas teraz położyć. Teraz nie – opowiada Piotrek po drodze.
– Tak, chłopcze, tego nie może – tłumaczy ksiądz. – On ukrył się przed naszymi oczami w postaci chleba. Ale mimo to błogosławi ciebie i twoją siostrę. A gdy przyjmiecie Go w Komunii Świętej, to będzie o wiele bliżej was niż tamtych dzieci. Będzie w was!
– My mamy jeszcze lepiej niż dzieci wówczas – cieszy się Ula.
W kościele tego popołudnia nie było nikogo. Tylko wieczna lampka paliła się przed tabernakulum i przypominała wchodzącym: Tu jest Pan Jezus. Patrzy na was. Czeka, byście Go odwiedzili i błogosławi wam.
Bliźnięta klękają w ławce dla dzieci i ksiądz odmawia z nimi krótką modlitwę:
– O Panie Jezu, Ty tu mieszkasz. Ty pragniesz, bym do Ciebie przyszedł, bo kochasz mnie. Ja też Cię kocham. Przyjdź wkrótce do mojego serca!
Piotrek i Ula mają złożone ręce. Patrzą na tabernakulum i wiedzą, że Pan Jezus ich błogosławi. Cieszą się też, że niedługo przyjmą Go w Komunii Świętej.
– Kochany Jezu, pomóż nam, byśmy się dobrze przygotowali – kończy modlitwę ksiądz proboszcz, a oni oboje powtarzają za nim.
Potem klękają przy ławce i wychodzą z kościoła. Przy drzwiach pobożnie żegnają się święconą wodą.
Przed drzwiami żegnają księdza proboszcza i pędem wracają do domu.
Już na schodach Piotrek krzyczy:
– Mamo, możemy, możemy!
– I znamy nowe piękne opowiadanie – dodaje Ula.
Erika Goesker
Powyższy tekst jest fragmentem książki Eriki Goesker Przygody Piotrka i Uli, czyli jak przygotować się do I Komunii Świętej.