Jakobini. Rozdział dziesiąty

W ciasnej uliczce Percée, przed księgarnią Chevaliera, tłoczył się, spychał z chodników, obrzucał się błotem wymyślań, klątw, poszturchiwał się, bił niesforny tłum roznosicieli gazet czekający na świeżo zadrukowaną bibułę.

Mężczyźni, kobiety, wyrostki, dzieci, kucharze, lokaje bez miejsca, fryzjerzy, rytownicy, malarze herbów, lepsi szewcy i krawcy, pokojówki, subretki (1), praczki i prasowaczki wielkich dam, którym rewolucja nadała wolność obywatelską, ale odjęła chleb, wypędziwszy ich panów i żywicieli z Francji, robotnicy bez roboty, byłe ulicznice wycofane z obiegu – cały legion niewolników nędzy, głodu z niecierpliwością pustego żołądka czekał na otwarcie sklepu.

Pierwsze posiedzenie Zgromadzenia Prawodawczego było zajmujące; Paryż w lot rozchwyci gazety i gazetki, można dziś dobrze zarobić…

Przeto tłoczyła się głodna bieda do sklepu Chevaliera jak śpieszy się spragniony do ożywczego źródła.

– Prędzej, prędzej…

Przeto spychał z chodnika silniejszy słabszego, zuchwalszy lękliwszego, aby złapać jak najprędzej, jak najwięcej bibuły. Im prędzej i więcej schwyci, tym więcej zarobi…

Nareszcie…

Zamknięte drzwi otworzyły się. Bliżsi sklepu zatarasowali wejście swoimi ciałami, dalsi parli ich z tyłu. Powstał zamęt i ścisk. Pracowały łokcie, pięści, płuca, rozlegały się klątwy, krzyki.

– Duszę się, umieram, ażeby wam Hunowie jelita z brzucha wyprali, złodzieje, zbóje…

Potrzeba było bardzo cierpliwego i silnego ekspedytora, aby powstrzymać tę głodną zgraję od szturmu na sklep.

– Cicho tam, wy tacy owacy – krzyczał przy okienku ekspedycji jakiś ogromny drab – bo zamknę budę i pójdziecie spać bez kolacji.

Znał wszystkich roznosicieli na pamięć. Wiedział, który z nich umiał sprzedać więcej krzykiem, natrętnym skamlaniem, dowcipkowaniem ulicznym, a który nie posiadał talentu kolportera.

Nic nie pomagały prośby, błagania mniej utalentowanych o większą ilość bibuły. Każdemu wydzielił tyle egzemplarzy, ile był pewny, że sprzeda.

W godzinę po otwarciu ekspedycji gazet, wszystkie ulice Paryża rozbrzmiewały krzykami kamelotów (2):

– Grrrrande réjouissance du Pére Duchesne (3) – „Le Patriote Français” – „Chronique de Paris” (4) – „Annales Patriotiques” (5) – „L’orateur du Peuple” (6) – „Bouche de Fer” (7) – „Journal des Jacobins” (8) – „L’Ami du Peuple” (9) – brzęczały na ulicach i bulwarach utrapione muchy kamelockie. – Kupujcie, kupujcie! Za jednego solda (10) ogromnie ciekawe nowiny! Zwycięstwo patriotów! Tyran upokorzony! Za jednego solda, za darmo! Nic dziś jeszcze nie jadłem. Kupujcie patrioci!

Patrioci kupowali, rozchwytywali gazety, gazetki. Paryż dowiedział się o „upokorzeniu tyrana”, o zwycięstwie patriotów, o „geniuszu i bohaterstwie Couthona”.

Prasa paryska była prawie jeszcze dzieckiem, liczyła dopiero trzeci roczek, a już „szturmowała niebo” z zuchwalstwem tytanów, z tęgą brawurą młodości. Poczęła się z rewolucji, wyszła z burzliwego łona roku 1789 i od razu włożyła kask (11) na głowę, na piersi zbroję wojownika, a w garść wzięła miecz szermierza. Z tych wszystkich gazet i gazetek wydawanych i zapisywanych przez „patriotów”, przez Héberta (12), Brissota, Condorceta, Carrę (13), Frérona (14), księdza Fauchet (15), Laclosa (16), Marata (17), Desmoulinsa i cały legion mniejszej miary pismaków, buchały płomienie olbrzymiego pożaru, tryskały krwawe potoki nieprzejednanej nienawiści do stanów przed konstytucją uprzywilejowanych; we wszystkich bezustannie huczał dzwon alarmowy rewolucji. Latarnia była ich matką chrzestną, czerwona czapka frygijska, osadzona na pice – ich kumem.

I prawie wszystkie te gazety i gazetki „patriotyczne”, które codziennie wyrastały z ambicji lub z głodu podrzędnych grafomanów, by po kilku dniach, tygodniach motylego żywota spaść z drzewa opinii publicznej zwiędłymi liśćmi, przyjęły grubą, pospolitą gwarę ludu, pragnąc w ten sposób pozyskać jego sympatię, jego poparcie. Wytworna Francja, która stworzyła koronkową causerie (18), klasyczna Francja, która wyrażała się z grandezzą (19) sztucznego słowa, obudziwszy się pewnego dnia, czytała w dziennikach tak jędrne, tęgie, naturalne na ulicach, w szynkach przedmieść pozbierane słowa, frazesy i obrazy, iż przed rewolucją ta swobodna mowa zabarwiłaby rumieńcem wstydu nawet czoła jej pokojówek, jej lokajów i fryzjerów.

Lud miejski chciwie pochłaniał te świstki szarej taniej bibuły, bo mówiły do niego jego językiem, bo zręcznie schlebiały jego instynktom i podniecały jego nienawiść do posiadających. Język Francji, rozwiązany, rozpętany przez rewolucję, ubrał się w brudne, cuchnące łachmany gwary motłochu.

– Grrrrrande joie du Pére Duchesne! (20) – wrzeszczeli kameloci, a patrioci cieszyli się razem z Hébertem z nowej porażki korony.

Cieszył się głównie Palais-Royal.

Jakże nie miał cieszyć się z nowego zwycięstwa rewolucji „pałac królewski” (21), rezydencja paryska książąt Orleańskich, ogromny kocioł publicznego zgorszenia i kreciej, podziemnej roboty pierwszych spiskowców? On lubił wrzawę i zuchwalstwo.

Patrzył kiedyś na orgie regenta (22), potem na mesalinową (23) rozpustę jego synowej (24), na młodzieńczą tężyznę i swawolę księcia Filipa (25), na roje ladacznic, kobieciarzy, uprawiających w jego kawiarniach, domach gry i galeriach swoje haniebne rzemiosło, w końcu na rozgwar budzącej się, kiełkującej rewolucji. Tu debiutowali pierwsi trybunowie ludu: Danton, Marat, Saint-Hurugue (26), tu swoje zjadliwe, żółcią ociekające artykuły i paszkwile układał polemista rewolucji, Kamil Desmoulins, tu wprawiali się do występów na ulicy, w szynku, na prowincji wszyscy szczekacze. Stąd wylatywały na Paryż, na Francję, wszystkie krwiożercze hasła, komendy, nawołujące do zburzenia ancien regime’u, wszystkie denuncjacje, zapewniające latarni, szubienicy, świeży żer, świeżą padlinę.

Więc radował się Palais-Royal.

W ogrodzie, oświetlonym różnobarwnymi lampkami, roił się tłum kokot. „Uczone i cnotliwe obywatelki”, uczczone przez rewolucję, do której przystały, której gorliwie służyły, z szelestem jedwabiów wlokły po żwirze ścieżek swoje powłóczyste suknie. One jedne ubierały się jeszcze „na kampanię” w strój dawnego porządku, kładły na głowę duże kapelusze, ubrane suto piórami i kwiatami.

I przekupki, „damy z hal” (27), głównie handlarki ryb, jeszcze niedawno żarliwe rojalistki, wyróżniane przez dwór, posiadające przywilej wręczenia królowej (28) bukietu po przyjściu na świat nowego „dziecka Francji”, a obecnie gorące rewolucjonistki, stawiły się na święto narodowe.

Brzęczał ogród, jak gdyby sto rojów pszczół wysypało się na niego, galerie rozbrzmiewały wesołym śmiechem, dowcipami ulicy, uwagami rozpustnej swobody, huczały kawiarnie, restauracje płomiennymi mowami patriotów.

Przybyli także nowi prawodawcy Francji, nowi posłowie z prowincji.

Ci młodzi ludzie, ci trzeciorzędni adwokaci z różnych dziur kraju, których znaczna część po raz pierwszy widziała Paryż, robili wrażenie chłopców nieobytych w świecie. Odurzył ich gwar, szelest jedwabiów, olśnił ich blask urody i młodości tylu ładnych kokot, oślepił ich potok ogni tryskający z brylantów, rozłożonych w oknach wystawowych sklepów jubilerskich.

Przeniesieni nagle z małych nudnych miasteczek w samo środowisko zbytku, rozpusty, gry hazardowej, w środowisko łatwej miłości i pustego śmiechu, ruszali się w tym hałaśliwym i błyskotliwym mrowisku ludzkim z niezręczną nieśmiałością nowicjuszy.

Byli młodzi, źródło uciech ziemskich jeszcze nie trysnęło dla nich obfitym zdrojem, ich usta nie spaliły się jeszcze kipiątkiem (29) miłości, ich dusze jeszcze się nie przesyciły niezwykłymi wrażeniami. Łaknęli życia i użycia, miłości i wesela, pragnęli rzucić się w ten szumiący wir wielkomiejskich wzruszeń i podnieceń i wykąpać się w nim, wytarzać jak pies miejski kąpie się, tarza w runi zbóż wiosennych, gdy wydostanie się na wieś.

Ale raj uciech stolicy zamknięty jest dla ubogich, a większość prawodawców posiadała w całym majątku „parasol i kalosze”. Jednak na kapryśność losu, który jednemu sypie do kołyski całe wory złota, drugiemu zaś kobiałkę plew, jest sposób. Czego los odmówił, to zdobyć można odwagą lub cierpliwością.

Sto sal gry w Palais-Royal wabiło śmiałe natury cichym brzękiem złota padającego na zielone sukno: „Chodźcie do mnie, młode zuchy, a creps, passe dix, trente et un, biribi (30) dadzą wam tyle złota, iż miłość i wszelakie inne uciechy, same położą się do waszych stóp!”.

Sto sal gry wabiło młodych prawodawców syrenim śpiewem, nie wszystkie jednak były przystępne dla ich chudych kieszeni. Ale tam, w pasażu Radziwiłła (31), w owym ponurym, wąskim, dziewięciopiętrowym domu, w tej „wieży sodomskiej”, można małymi stawkami przy pomocy szczęścia zdobyć wielką fortunę. Spróbujcie, fortuna audaces adiuvat (32), o czym wiecie wy, którzy umiecie po łacinie i stroicie się w togę rzymian, waszych wzorów.

Nikomu jeszcze nieznani prawodawcy, niewitani jeszcze przez nikogo oklaskami, ginęli jeden po drugim w ciemnym korytarzu „wieży sodomskiej”, z którego powiała na nich pleśń wieków starego domu: zapach znamienny, trącący mchem i wilgocią.

I Grandjean był w Palais-Royal. Już jako paryżanin zapłaciwszy podatek salom gry, nie uważał za potrzebne bogacić swoją krwawicą wyranżerowanych (33) kokot i aktorek, zwykłych właścicielek takich zakładów. Siedział w otwartym oknie kawiarni Foya z Kamilem Desmoulinsem, którego był młodszym kolegą z liceum Ludwika Wielkiego, gdzie kształcili się obaj jako stypendyści.

Zajmowała ich w tej chwili oryginalna scena, rozgrywająca się w ogrodzie. Ponad głowami tłumu słuchaczek, „uczonych i cnotliwych obywatelek” unosiła się Théroigne z Méricourt stojąca na stole i przemawiająca ochrypłym głosem, złą francuszczyzną chłopki, prowincjonalnym akcentem. Jej czerwona amazonka (34) powiewała nad gromadą kobiet jak krwawy sztandar rewolucji.

– Obywatelki! – mówiła potrząsając szpadą. – Obywatelki, nie zapominajmy, że całe należymy do ojczyzny, że naszym obowiązkiem jest ścieśnić węzły zgody i braterstwa, abyśmy mogły przygotować się do odparcia z roztropnością i odwagą ataków naszych nieprzyjaciół. Obywatelki, możemy za pomocą zgody i braterstwa zerwać nici intryg zwróconych przeciwko nam. Uzbrójmy się. – Potrząsnęła groźnie szpadą. – Dała nam do tego prawo natura. Pokażmy mężczyznom, że nie jesteśmy od nich niższe ani cnotami ani odwagą; pokażmy Europie, że Francuzki znają swe prawa i stoją na wysokości świateł osiemnastego stulecia.

Desmoulins, na którego ustach uśmiechał się nieodstępujący go nigdy chochlik satyry, krzyknął przez okno:

– Brawo Théroigne! Zamianuję cię dyktatorem, abyś mogła kazać wszystkich nas ustroić w czerwone amazonki, a siebie i swoje obywatelki w mundury gwardii narodowej. Niech żyje babskie wojsko!

Mężczyźni słuchający mowy Théroigne śmiali się, doskonale się bawiąc, za co ich kobiety, „damy z hal” oblewały pomyjami gwary straganów.

Théroigne, pogroziwszy Desmoulinsowi szpadą i pokazawszy mu język, perorowała dalej.

– Obywatelki! Nie zwracajcie uwagi na kawiarnianych szczekaczy i płatnych pismaków – rzuciła pogardliwe spojrzenie Desmoulinsowi – którzy będą usiłowali powstrzymywać nasze szlachetne zamiary głupimi dowcipami i oszczerstwami. Francuzki, niech was nie przeraża ta szczekanina! W chwili obecnej, kiedy rewolucja zaprasza nas, kobiety, do rozważenia czym jesteśmy, a czym być powinniśmy w nowym porządku społecznym, żwawo zabierzmy się do roboty. By móc poznać, zrozumieć nasze prawa, weźmy za przewodnika, za sędziego rozum. Prowadzone przez niego, bez wszelkiego wysiłku odróżnimy sprawiedliwość od niesprawiedliwości. Ale uzbrójmy się, uzbrójmy się, koniecznie. – Wysoko do góry podniosła szpadę. – Albowiem jest rzeczą rozumną uzbroić się, jeżeli chce się skutecznie bronić swoich praw, swoich ognisk domowych.

– Wi-wi-wi-wat królowa Saba, nie-nieprzebrane źró-dło mądrości! – jąkał się Desmoulins.

– Nasamprzód wy bądźcie Salomonami – odcięła mu się Théroigne – a nie zabraknie królowych Sab. Dotąd jednak jesteście tylko osłami i niedołęgami.

I perorowała jeszcze:

– Francuzki! Podnieśmy się do wysokości naszych przeznaczeń, skruszmy kajdany, jakie nałożył nam mężczyzna! Nadszedł nareszcie czas wolności, sprawiedliwości i cnoty. Kobieta powinna wydobyć się z hańbiącej nicości, w jaką ją nieuctwo, pycha i niesprawiedliwość mężczyzny zepchnęły bez litości. Przypomnijmy sobie owe czasy, w których nasze praprababki, Galijki i dumne Germanki, radziły na zgromadzeniach pospołu z płcią niesłusznie nazwaną mocną i z bronią w ręku walczyły obok swoich mężów i braci za wolność. Francuzki! Ta sama krew, krew naszych przodków, krąży w naszych żyłach. Obywatelki! Dlaczego nie współzawodniczymy z mężczyznami? Czy tylko im nadano prawo do sławy? Nie, nie, nie! I my także pragniemy zdobyć wieniec obywatelski i my także pragniemy zaszczytu śmierci za wolność. Szlachetne obywatelki, wy, które mnie słuchacie, uzbrójmy się wszystkie i idźmy na Pola Elizejskie (35), albo na Pole Federacji (36) i uczmy się tam robić bronią, stwórzmy legion amazonek francuskich. Niech żyje wolność, na pohybel tyranom, na latarnię arystokratów i klechów!

Oklaski, pisk, krzyk „szlachetnych obywatelek” i śmiechy, drwiny mężczyzn – piekielna wrzawa pokryła ostatnie słowa amazonki. Ona podniósłszy szpadę wysoko, zaintonowała: „Ça ira, ça ira…”.

I popłynęła nad ogrodem pieśń zemsty i nienawiści. – Nie można odmówić zuchwałego języka i dowcipu tej szczególnego rodzaju rzeczniczce godności niewieściej – zauważył Desmoulins.

– W istocie… Smutno jednak pomyśleć, że rewolucja wkłada w usta takich ladacznic jak ta Théroigne wielkie słowa wolności, miłości ojczyzny, sprawiedliwości, cnoty i szumowiny, śmiecie ludzkie mianuje bohaterami – mówił Grandjean.

Théroigne, właściwie Anna Józefa Tewragne, córka chłopa z Marcourt, wioski w pobliżu miasteczka Laroche, była służącą w Condroz, skąd z jakimś Anglikiem wyjechała do Londynu, gdzie rozpoczęła pod firmą „hrabiny de Campinados” zawód handlarki miłości. Wróciwszy po pewnym czasie do Francji, zamieszkała w Paryżu, posuwając się dalej w obranym kierunku. Przechodząc z rąk do rąk młoda, ładna, świeża dziewczyna wiejska zjednała sobie w końcu tłustsze względy margrabiego de Persan (37), który zapisał jej jakąś rentę. Z pieniędzmi przyszły ambicje. Jak wszystkie kokoty paryskie Théroigne marzyła o laurach teatralnych. Sprzykrzywszy się margrabiemu de Persan, udała się do Włoch, aby wykształcić się na śpiewaczkę. Ale pierwszy alarmowy dzwon rewolucji zmienił jej plany. Z wielkim pośpiechem wróciwszy do Paryża, z nieokiełznaną gwałtownością pierwotnej natury rzuciła się w huragan zawieruchy, brała czynny udział we wszystkich zaburzeniach ulicznych. Ona to w swojej czerwonej amazonce jechała na koniu na czele przekupek i robotnic paryskich do Wersalu i szturmowała zamek królewski.

Naśladując paryskie gwiazdy teatralne, otworzyła salon i za pieniądze margrabiego de Persan dawała u siebie doskonałe obiady. Prawie wszystkie znakomitości rewolucji: Mirabeau i Sieyès, Saint-Just, Robespierre i Barnave, Pétion (38) i Desmoulins, Clootz (39) i Chénier (40), zwabione oryginalnością awanturnicy, przeszły przez jej salon.

I oto teraz ta chłopka nieumiejąca pisać ortograficznie, szermująca frazesami i słowami pozbieranymi z gazet i gazetek rewolucyjnych, ta ladacznica sprzedająca swoje świeże wdzięki za pieniądze, narzuciła się kobiecie francuskiej na przewodniczkę, na wodza i zawsze miała usta pełne: cnoty, sprawiedliwości, miłości ojczyzny, wolności, oświecenia osiemnastego stulecia.

cdn.

Teodor Jeske-Choiński

(1) (Z fr.) dawniej: pokojówki.

(2) Tu: gazeciarzy.

(3) (Fr.) wielka radość ojca Duchesne; „Ojciec Duchesne” – ultraradykalna gazeta czasów rewolucji francuskiej, której redaktorem był Jacques-René Hébert; jedna z najpopularniejszych gazet swojej epoki; ukazywała się w latach 1790–1794; wyróżniała się prostackim, wulgarnym językiem i przekazem ideowym propagującym krwawy terror wymierzony w arystokrację i kler.

(4) „Kronika Paryska” – gazeta czasów rewolucji francuskiej; ukazywała się w latach 1789–1793; założona przez markiza de Condorcet.

(5) „Kroniki Patriotyczne i Literackie Francji” – umiarkowany dziennik rewolucji francuskiej wydawany w latach 1789–1796; założony przez Louisa- Sebastiena Merciera (1740–1814) i Jeana-Louisa Carrę; rozprowadzany w Paryżu i na prowincji w klubach politycznych.

(6) „Orator Ludu” – radykalna gazeta rewolucji francuskiej; wyróżniała się ostrością ataków na monarchię francuską, na jej łamach oprócz samego właściciela, Louis-Marie-Stanislas Frérona, publikował także Jean-Paul Marat; ukazywała się w latach 1790–1795.

(7) „Żelazne Usta” – paryska gazeta wydawana od października 1790 do lipca 1791 roku; redagowana przez księgarza, drukarza, dziennikarza, pisarza i masona Nicolasa de Bonneville (1760–1828) i nadzorowana przez François Claude’a Faucheta.

(8) „Pismo Jakobinów” – tu: paryska gazeta rewolucji francuskiej; ukazywała się w roku 1792.

(9) „Przyjaciel Ludu” – podżegająca do przemocy francuska gazeta polityczna okresu rewolucyjnego, stworzona i wydawana przez Jeana-Paula Marata w latach 1789–1792.

(10) Sold – dawna drobna moneta włoska.

(11) (Z fr.) tu: hełm.

(12) Jacques-René Hébert (1757–1794) – francuski dziennikarz i działacz polityczny doby rewolucji francuskiej, przywódca hebertystów; charyzmatyczny propagator najradykalniejszych poglądów, zwolennik całkowitej dechrystianizacji Europy, zwany „psem na Kościół”; skandalista, ateista; zgilotynowany.

(13) Jean-Louis Carra (1742–1793) – dziennikarz-propagandysta i rewolucjonista francuski, jakobin, szef francuskiej Biblioteki Narodowej, członek Konwentu Narodowego; zgilotynowany.

(14) Louis-Marie-Stanislas Fréron (1754–1802) – francuski polityk i dziennikarz, jakobin, później kordelier; uczył się w elitarnym kolegium Ludwika Wielkiego razem z Kamilem Desmoulinsem i Maksymilianem Robespierrem.

(15) François Claude Fauchet (1744–1793) – rewolucyjny biskup konstytucyjny, kaznodzieja królewski, poseł do Konwentu; protestował przeciwko egzekucji Ludwika XVI; zgilotynowany.

(16) Pierre Ambroise François Choderlos de Laclos (1741–1803) – francuski inżynier wojskowy, urzędnik, generał i pisarz, któremu sławę przyniosła powieść Niebezpieczne związki (1782); rewolucjonista, mason.

(17) Jean-Paul Marat (1743–1793) – francuski polityk czasów rewolucji francuskiej, kordelier, deputowany do Konwentu Narodowego; dziennikarz, lekarz, mason; piewca krwawego terroru; zasztyletowany przez żyrondystkę.

(18) (Fr.) tu: salonową pogawędkę, rozmowę.

(19) (Z wł.) zachowaniem pełnym godności.

(20) (Fr.) wielka radość ojca Duchesne.

(21) Tu: Palais-Royal.

(22) Filip Orleański (1674–1723) – książę Chartres, Orleanu, Valois, Montpensier, Nemours, Joinville, hrabia de Beaujolais, par Francji, regent w okresie małoletności Ludwika XV w latach 1715–1723; ateista, cyniczny hulaka bez jakichkolwiek politycznych zasad, łamiący wszelkie konwenanse i etykietę dworską.

(23) Waleria Messalina (około 17–48) – cesarzowa rzymska; słynna z urody i atrakcyjności trzecia żona Klaudiusza; była nimfomanką i dopuszczała się wielu ekscesów erotycznych.

(24) Ludwika Henrietta de Bourbon, znana jako Mademoiselle de Conti (1726–1759) – księżniczka Conti i Étampes, potem poprzez małżeństwo księżna Chartres i księżna Orleanu; spowodowała wiele skandalów swoim złym prowadzeniem się.

(25) Ludwik Filip I Orleański (1725–1785) zwany Gruby – książę Chartres, po śmierci ojca książę Orleanu, Nemours, Valois i Montpensier; ojciec Filipa Égalité.

(26) Victor Amedee de La Fage, markiz de Saint-Huruge (1738–1801) – francuski agitator polityczny związany z Palais-Royal.

(27) Hale – najpopularniejsze targowisko miejskie w Paryżu w dzielnicy Świętego Dionizego, założone w 1183 roku, działające do roku 1971; także dzielnica miasta w jego sąsiedztwie ciesząca się fatalną sławą.

(28) Maria Antonina Habsburg (1755–1793) – austriacka arcyksiężniczka, w latach 1774–1791 królowa Francji i Nawarry, do roku 1792 królowa Francuzów; złośliwie i ohydnie oczerniana; więziona i zgilotynowana.

(29) (Z ros.) dawniej: wrzątkiem; ukropem.

(30) Nazwy gier hazardowych.

(31) Dziś w miejscu pasażu przez dom Karola Radziwiłła w okolicach Palais- Royal znajduje się rue Radziwill; Karol Stanisław Onufry Jan Nepomucen Radziwiłł „Panie Kochanku” (1734–1790) – wojewoda, generał, ordynat; najzamożniejszy magnat Rzeczpospolitej i jeden z najbogatszych przedstawicieli arystokracji w Europie; przedstawiany jako dowcipniś, opój i hulaka, ale również jako przykład szlachetności, sarmatyzmu i patriotyzmu.

(32) (Łac.) odważnym, śmiałym szczęście sprzyja.

(33) (Z fr.) dawniej: wycofanych z obiegu.

(34) Damski strój do konnej jazdy – długą suknię o obcisłym stanie i szerokiej, fałdzistej spódnicy.

(35) Na miejscu obecnej Alei Pól Elizejskich do roku 1616 były pola uprawne, przez które Maria Medycejska poprowadziła drogę wysadzaną drzewami. W roku 1640 drogę tę przedłużono z Luwru do Ogrodu Tuileries, a w roku 1724 do Placu Gwiazdy; w XVIII wieku aleja stała się modnym deptakiem spacerowym i miejscem spotkań arystokracji; Pola Elizejskie zostały wchłonięte przez aglomerację Paryską dopiero w roku 1828.

(36) Rewolucyjna nazwa Pól Marsowych, na których od roku 1751 odbywały się ćwiczenia wojskowe, gdy Ludwik XV utworzył szkołę wojskową dla ludzi z biednej szlachty; miały tam miejsce różne wydarzenia rewolucyjne, to właśnie tutaj świętowano zdobycie Bastylii.

(37) De Persan – postać i opisywane wydarzenia – autentyczne.

(38) Jérôme Pétion de Villeneuve (1756–1794) – francuski polityk czasów rewolucji francuskiej, żyrondysta; prawnik; przewodniczący Konwentu; żądał detronizacji Ludwika XVI; popełnił samobójstwo.

(39) Jean-Baptiste du Val-de-Grâce, baron de Cloots (1755–1794), znany pod pseudonimem Anacharsis Cloots – pruski szlachcic, znacząca postać rewolucji francuskiej; autor dzieł antyklerykalnych i antyreligijnych, tytułujący się m.in.: „obywatelem ludzkości” i „osobistym wrogiem Boga”; zgilotynowany.

(40) André Chénier (1762–1794) – francuski poeta; redagował pismo „Journal de la Société” i „Journal de Paris”; początkowo z entuzjazmem odnosił się rewolucji, jednak szybko przeszedł na pozycje umiarkowane; zgilotynowany.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Teodora Jeske-Choińskiego Jakobini.