Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością. Rozdział piąty

Dorastanie

Maria wstąpiła do Karmelu w 1886 roku i w tym samym roku Teresa została członkinią Dzieci Maryi. Ciocia Guerin zaprosiła Teresę na kilka tygodni nad morze i latem rodzina pojechała do Trouville. Jednak bez Celiny, Pauliny, Marii, Leonii i, co najważniejsze, bez taty, wakacje nie były zbyt radosne. Teresa czuła się osamotniona, tęskniła za domem i po paru dniach musiała wrócić do Les Buissonnets. Jak znajdzie w sobie odwagę potrzebną do tego, by kilka lat później oddać swe życie Jezusowi, stać się karmelitanką i zamieszkać w klasztorze? Cóż to za siła mogła przekształcić to zwykłe, tęskniące za domem, dziecko w osobę oddaną całym sercem Panu?

Ponieważ Teresa szczegółowo opisała swoje lata na ziemi w Dziejach duszy, możemy teraz iść za nią przez jej krótkie życie i obserwować jak stawiała czoła trudnościom, słyszeć to, co mówiła, modlić się razem z nią i cieszyć się z tego, że była wdzięczna Bogu za to, co dla niej robił.

Teresa opowiadała o miesiącach, podczas których nawiedzały ją wyrzuty sumienia. Martwiła się tym, co kiedyś powiedziała lub zrobiła, obawiając się, że mogła wtedy zgrzeszyć. Jednak z pomocą Marii, która słuchała jej pełnych niepokoju słów i uspokajała młodszą siostrę, Teresa była w stanie poradzić sobie z tym. Starsza siostra zachęcała też młodszą, by ta jeszcze bardziej pokochała Pana Jezusa, który rozwiewa wszelkie obawy. Po tym jak Maria wstąpiła do Karmelu, Teresa nie miała nikogo, z kim mogłaby podzielić się swoimi lękami przed grzechem i słabością. Modliła się do czwórki swojego zmarłego rodzeństwa i z ufnością prosiła ich o pomoc i podtrzymywanie na duchu.

Piąty rozdział Dziejów duszy ukazuje nam młodą kobietę, zostawiającą za sobą dzieciństwo, a jednak od czasu do czasu powracającą do niego. „Jest prawdą, że bardzo pragnęłam czynić dobre rzeczy, lecz zabierałam się do tego w dziwny sposób”, zanotowała. Zanim wstąpiła do zakonu „nie wykonywałam absolutnie żadnych prac domowych”. Rodzina zawsze zatrudniała kogoś do pomocy. Teresa pamiętała jednak, że po tym, jak Maria wstąpiła do klasztoru, Celina zajęła się wspólną sypialnią dziewczynek. Gdy Celiny nie było, Teresa ścieliła łóżko i sprzątała pokój. Zaznaczała, że czyniła to z miłości do Boga, lecz kiedy Celina nie zauważała tych drobnych aktów miłości, młodsza dziewczynka czuła się zraniona i płakała. Przyznając, że była niezwykle wrażliwa, Teresa pisała: „Bóg będzie musiał sprawić mały cud, abym dorosła w jednej chwili”.

Cud w Boże Narodzenie

Dwudziestego piątego grudnia 1886 roku Teresa dostąpiła łaski zakończenia okresu dzieciństwa. Była z rodziną na Pasterce. Dzieciątko Jezus miało zaledwie jedną godzinę. W zatłoczonym kościele, podczas gdy wierni śpiewali kolędy i przygotowywali się do powrotu do domów, Teresa poczuła jak moc Chrystusowa dosięga jej w inny niż dotychczas sposób. Pan Jezus dawał jej możliwość zostawienia dzieciństwa na zawsze. Ofiarował jej wolność kochania Go całkowicie i pozostania pewną Jego miłości, obojętnie co by się działo. Oferował jej spokój duszy.

Odkąd Teresa pamiętała, po raz pierwszy w tak wzruszającym momencie jej oczy były suche. Nie płakała. Była spokojna i nie obawiała się niczego, będąc pewną Boskiej miłości.

Dzień był długi i wypełniony zajęciami. Papa czuł się już zmęczony, gdy całą rodziną brnęli w śniegu ku domowi. Celina była podekscytowana, bo po powrocie najmłodsza z sióstr miała jeszcze znaleźć w butach podarunki. Pan Martin wolałby iść prosto do łóżka, ale buty czekały przy kominku. „Całe szczęście, że to już ostatni rok” wyszeptał tata (Dzieje). Celina wstrzymała oddech. Wiedziała, że Teresa usłyszała słowa taty, gdy szła na górę, by zdjąć kapelusz i płaszcz. Celina oczekiwała, że jej mała siostra zaraz się rozpłacze. „Nie schodź na dół” powiedziała, obawiając się, że pogodzenie się z tą sytuacją będzie ponad siły Teresy. Młodsza dziewczynka rozumiała jednak zmęczenie ojca. Nie było powodu czuć się zranioną, a więc nie było żadnych łez. Dziewczynka w podskokach zbiegła ze schodów i usadowiła się wygodnie przy kominku. Po kolei wyciągała skarby ze swoich butów, ciesząc się z każdego z nich. Papa dał się porwać magii chwili i zapomniał o zmęczeniu. Teresa nigdy o tym nie zapomniała.

Tej nocy rozpoczął się trzeci etap jej życia.

Świadomość cierpień Chrystusa

Pewnego dnia, gdy święty obrazek przedstawiający ukrzyżowanego Chrystusa wypadł z mszalika Teresy, jej oczy spoczęły na jednej z rąk Pana. Dłoń była przebita gwoździem i krew skapywała na ziemię. Dziewczynka zastanawiała się nad tą sceną. Myślała o tym, że krew Jezusa została przelana ponieważ kochał On ludzi, których miał zbawić. A jednak nie było nikogo, kto by czekał na tę krew i na to, by zostać przez nią oczyszczonym. Teresa zapragnęła być dla Pana Jezusa tam, pod krzyżem, by wynagrodzić Mu wszystko, a szczególnie istnienie zatwardziałych i zawziętych grzeszników. Wydawało jej się, że słyszy jak Pan Jezus mówi do niej: „Jestem spragniony”. Teresa rozumiała jednak, że nie było to pragnienie w sensie fizycznym. Tkwiło ono głęboko w duszy Zbawiciela, który pragnął dotknąć serc ludzi, którzy grzeszyli, uleczyć ich ducha i poprowadzić ku sobie. Teresa powiedziała Panu Jezusowi, że chce Mu pomóc ugasić to pragnienie. Chciała ofiarować swoje modlitwy i wyrzeczenia w intencji dusz najbardziej zatwardziałych grzeszników. Czy tego właśnie wymagał od niej Jezus? Może da jej jakiś przychylny znak?

Pranzini, moje dziecię

Teresa dowiedziała się o pewnym człowieku skazanym na śmierć za ciężkie zbrodnie. Miał umrzeć za parę dni, a nazywał się Henryk Pranzini. Gazety opisywały jego hardą postawę i zawziętość. Teresa zaczęła ofiarowywać Bogu modlitwy za Pranziniego – swoje „duchowe dziecko”. Namówiła Celinę, aby ta poszła z nią do księdza w parafii, prosić o odprawienie Mszy świętej za skazańca. Egzekucja mordercy miała się odbyć trzydziestego pierwszego sierpnia 1887 roku.

Teresa musiała dowiedzieć się, czy jej pierwsze duchowe dziecko okazało skruchę. Dzień po egzekucji szukała w gazecie artykułu, mówiącego o tym, co miało miejsce. Przeglądając „La Croix” szybko taki raport znalazła. Skazaniec, zanim został zaprowadzony na szafot, odmówił spowiedzi. Ksiądz jednak stał niedaleko. Trzymał w dłoniach krzyż i wyczekiwał z niepokojem na znak, że człowiek ten, tak bliski śmierci, zechce pojednać się z Bogiem. Nie zauważył jednak takiego znaku.

Potem zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Gdy Pranzini kładł głowę na pieńku, spojrzał w górę, odwrócił się do księdza i poprosił o krucyfiks. Ojciec szybko podał mu krzyż, który mężczyzna ucałował trzykrotnie, z czcią. Potem spadło ostrze gilotyny i skruszony Pranzini był wolny.

Po policzkach Teresy płynęły łzy, gdy dzieliła się z Celiną swoim sekretem i historią nawrócenia Pranziniego. Człowiek ten na zawsze pozostał dla niej kimś szczególnym. Był jej pierwszym duchowym dzieckiem. Pan Jezus był zadowolony z jej małych ofiar i modlitw. To był ten znak, wspaniały znak. Nie istniała rzecz, której Pan Jezus nie mógłby dokonać za jej pośrednictwem. Teresa otrzymała cenną lekcję, chociaż miała dopiero czternaście lat.

Ponieważ jej miłość do Pana Jezusa stale rosła i dlatego, że pragnęła dla tej miłości ocalać grzeszników, Teresa pozbyła się niektórych własnych problemów duchowych. Nie miała już wyrzutów sumienia i pokonała swoją ogromną wrażliwość. Pomogła Jezusowi uwolnić Pranziniego i teraz sama również była wolna.

Magnes

Dowody Bożonarodzeniowego cudu pojawiały się w życiu Teresy codziennie. Bardzo chciała przynosić ludziom miłość Chrystusa. Chciała ratować dusze i prowadzić innych do Pana. Rozwinęła w sobie „duchowe pragnienie”, by uczynić Jezusa znanym i kochanym. Kiedy dążyła do tego, by ludzie kochali Pana, rosła jej własna miłość do Niego. „Ugasiłam Jego pragnienie i im więcej dawałam Mu do picia, tym bardziej rosło pragnienie mojej własnej biednej duszyczki. Właśnie to żarliwe pragnienie dostawałam od Niego jako najwspanialszy napój miłości” (Dzieje).

Nadchodziły spokojne dni. Teresa czuła głęboką wewnętrzną radość. Jej umysł, nie spętany niepokojem, czy poczuciem winy, był wolny. Zawsze lubiła się uczyć i teraz chciała poznać też inne przydatne przedmioty, poza tymi, których uczyła ją madame Papinau. „Zaczęłam studiować historię i nauki ścisłe i zrobiłam to sama” (Dzieje). Teresa rozmyślała o swoich zwyczajach dotyczących nauki i rozważała motywy, które nią kierowały w świetle Pisma Świętego i klasycznej literatury religijnej, którą znała najlepiej – książki Naśladowanie Chrystusa. W Księdze Koheleta (2, 11) Teresa przeczytała: „I przyjrzałem się wszystkim dziełom, jakich dokonały moje ręce, i trudowi, jaki sobie przy tym zadałem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem! Z niczego nie ma pożytku pod słońcem”.

Teresa pamiętała również o trzecim rozdziale Naśladowania Chrystusa, w którym była mowa o odpowiednim wykorzystaniu wiedzy. Dziewczynka ograniczyła czas przeznaczony na lekturę, aby „umartwiać swoje intensywne dążenie do wiedzy” (Dzieje). Jedną część jej duszy pociągały dobra tego świata, podczas gdy druga, dojrzała nad wiek, oceniała okoliczności w perspektywie życia wiecznego. Teresa mówi o byciu karmioną czystą mąką Naśladowania Chrystusa oraz miodem i oliwą książki ojca Arminjon, „mówiącej o końcu obecnego świata i tajemnicach przyszłego życia” (Dzieje).

Papa pożyczył książkę ojca Arminjon od karmelitanek i Teresa zaczęła ją czytać. Siadała przy oknie w swoim pokoju, opierała ją o parapet i powoli czytała o wszystkich zagadkach wiary i życia wiecznego. Wiara w życie po śmierci była dla Teresy pocieszeniem. Dziewczynka była jeszcze bardzo mała, ale poświęciła już dużo czasu na rozważania o tej nadziei. Zarówno jej matka jak i dwaj bracia oraz dwie siostry żyły w Bogu. Paweł napisał: „Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor 15, 19). Teresa myślała o wspaniałości życia wiecznego oraz o poświęceniach, jakich będzie od niej wymagało życie codzienne. Doszła do wniosku, że nie jest ważne jak daleko będą szły owe poświęcenia; będą warte tego, by znieść je z miłością, jeśli tylko będą prowadzić do wieczności z Bogiem.

Refleksje ojca Arminjon na temat doskonałej miłości Pana zaintrygowały Teresę. Czuła jakby jej serce było przyciągane jakąś magnetyczną siłą do serca Zbawiciela. „Chciałam kochać, kochać Jezusa z pasją, dając Mu tysiące dowodów mej miłości kiedy tylko to możliwe” (Dzieje). Modliła się do Chrystusa, dając się prowadzić miłości, którą On umieścił w jej sercu.

Celina i Teresa – siostry duchowe

Kiedy Teresa była mała, różnica trzech i pół roku między nią a następną z sióstr, Celiną, wydawała się ogromna. Teresa bardzo chciała być częścią świata Celiny, lecz ta pozostawała milcząca i wyniosła. Celina powiedziała młodszej siostrze, że będzie musiała być „«tak duża jak krzesło», aby mogła mieć do mnie zaufanie” (Dzieje). Teresa wspinała się na krzesło i błagała siostrę, by wtajemniczyła ją w świat dorosłych, lecz Celina ciągle odmawiała. Później podejście starszej siostry do Teresy zmieniło się. Celina zaufała jej i stała się bardziej otwarta. Traktowała swoją młodszą siostrę jak równą sobie, a dystans między nimi zniknął.

Teresa pisała: „Jezus, chcąc żebyśmy kroczyły wspólnie sprawił, że więzy między nami stały się silniejsze niż więzy krwi. Byłyśmy siostrami również duchem” (Dzieje). Teresa w Dziejach duszy zauważyła, że o takiej przyjaźni, jaką dzieliły wspólnie z Celiną, mówił również św. Jan od Krzyża w swojej Pieśni duchowej. Rozmowy o sprawach duchowych przynosiły obu siostrom wiele radości. Teresa przyrównywała ten cenny, wspólnie spędzony czas, do rozmów pomiędzy św. Moniką i jej nawróconym synem Augustynem. Gdy tych dwoje świętych rozprawiało o swojej tęsknocie za niebem i obecnością Boga, wydawało się, że doświadczają nieco tej radości, którą obiecywała im wiara na końcu ziemskiej wędrówki. Teresa i Celina w głębi swoich młodych serc czuły coś podobnego.

Życie duchowe coraz bardziej pociągało najmłodszą z sióstr Martin. Dziewczynka odczuwała chęć czynienia niewielkich ofiar i wyrzeczeń dla Pana Jezusa. Niezwykle ważne były dla niej motywy. Nie chciała robić niczego dla nagrody, która oczekiwałaby na nią w niebie, lecz dlatego, że chciała sprawić przyjemność Jezusowi. Na początku wyrzeczenie się czegokolwiek przychodziło jej z trudem. Przyznawała, że czasem walczyła ze sobą. Jednak wraz z upływem czasu, Teresa przy pomocy modlitwy i zachęcona wysiłkami Celiny, odnalazła w poświęceniach radość.

W tym czasie bardzo chciała również otrzymywać Komunię codziennie, co, aż do pontyfikatu papieża św. Piusa X (1903–1914), było rzadko przyznawanym przywilejem. Teresa dostawała Komunię tak często, jak pozwalał na to jej spowiednik. Wierzyła jednak, że powinno się ją otrzymywać jak najczęściej. Modliła się o to, by Kościół pozwolił nie tylko na codzienną Komunię, ale i zachęcał do niej. Dzień, w którym do tego doszło, nastąpił kilka lat po śmierci Teresy. Spowiednik dziewczynki pozwolił jej przyjmować Przenajświętszą Eucharystię cztery razy w tygodniu, kiedy trwał maj i dodawał piąty raz, gdy wypadało jakieś święto kościelne. Kiedy Teresa otrzymała od księdza pozwolenie, opuściła konfesjonał ze łzami wdzięczności na policzkach i promiennym uśmiechem na ustach. Jedyne o czym myślała to radość przyjmowania Chrystusa.

Wewnętrzne powołanie

Wszystko, co zdarzyło się w życiu Teresy, stanowiło część planu, ogromnej układanki, do której powoli dodaje się kolejne elementy. Elementy te ułożyły się w końcu w drogę, stojącą przed nią otworem. Dziewczynka czuła powołanie, zaproszenie od Pana. Dobrze znała Jezusa, który prowadził ją ostrożnie ku sobie. W jaki sposób będzie dzieliła Jego życie w obrębie Kościoła? Wydawało jej się to zupełnie jasne, chociaż miała dopiero czternaście lat: zostanie karmelitanką. Tak jak Paulina i Maria przed nią, Teresa również czuła, że jej miejsce jest w Karmelu.

Dziewczynka chciała podzielić się swoim sekretem z Celiną i sądziła, że ta być może rozpozna powołanie religijne również w sobie. Gdy Teresa powiedziała jej o swoim pragnieniu, Celina zrozumiała, że jeśli młodsza dziewczynka wstąpi do Karmelu, siostry i przyjaciółki zostaną rozdzielone. Zrozumiała jednak również, że wszystko dobrze się ułoży i nie ma znaczenia która z nich pierwsza zostanie zakonnicą. Celina na każdym kroku dodawała siostrze odwagi. W Dziejach duszy nie ma nawet cienia sugestii, że Celina miała jakiekolwiek pretensje do Teresy za to, że ta podjęła taką decyzję. W Karmelu jednak, Maria otwarcie jej oznajmiła, że jest jeszcze za młoda; Paulina natomiast popierała wybór swojej najmłodszej siostry.

Teresa wybrała święto Zesłania Ducha Świętego jako dzień, w którym poprosiła papę o pozwolenie wstąpienia do klasztoru. Był dwudziesty dziewiąty maja 1887 roku. W styczniu tego roku dziewczynka skończyła czternaście lat. Pan Martin siedział koło studni w ogrodzie na tyłach domu, Teresa znalazłszy go, usiadła obok. Oczy jej błyszczały od łez.

Papa objął ramieniem swoją najmłodszą córeczkę. „O co chodzi, moja królewno?”, zapytał. Oboje wstali i zaczęli powoli przechadzać się wzdłuż ogrodowej ścieżki, a Teresa oparła głowę na silnym ramieniu taty. Powiedziała mu o swoim pragnieniu zostania karmelitanką i poprosiła o pozwolenie na szybkie wstąpienie do zakonu. Łzy taty zmieszały się ze łzami córki, lecz nie próbował jej zniechęcać. Wiedział, że jest jeszcze bardzo młoda, ale wiedział również, że Pan zaopiekuje się nią.

Pan Martin podszedł do ogrodowego muru i delikatnie wyrwał ze szczeliny mały, biały kwiatek. Wręczył go swojej „królewnie” i wyjaśnił, że to miłość i troska Pana Jezusa pozwoliły kwiatkowi przetrwać aż do chwili obecnej. Teresa zrozumiała, poprzez analogię, że jest jak ta roślinka, otoczona miłością Jezusa i Jego niebiańskiego Ojca. Dziewczynka wzięła kwiatek i włożyła go między strony swojego egzemplarza Naśladowania Chrystusa. Wierzyła, że ta delikatna roślinka znajdzie się wkrótce w Karmelu.

s. Susan Helen Wallace FSP

Powyższy tekst jest fragmentem książki s. Susan Helen Wallace FSP Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością.