Rozdział trzeci. Śpiąca królewna

Dawno, dawno temu żyli sobie król i królowa, którzy nie mieli dzieci, choć najbardziej na świecie pragnęli mieć małą córeczkę. Królowa była coraz smutniejsza i nie mogła myśleć o niczym innym. Pewnego dnia, gdy poszła wykąpać się w chłodnej wodzie pałacowej fontanny, wyskoczyła z niej nagle żaba i usiadła na krawędzi fontanny.

– Spełni się twoje życzenie – zakumkała żaba. – W przyszłym roku o tej samej porze, kiedy zaczną kwitnąć dzikie róże, żywy pączek róży zakwitnie dla ciebie.

I rzeczywiście, w tym samym czasie, kiedy zakwitają róże, królowa powiła córeczkę, tak jak obiecała żaba.

Nie można opisać słowami radości króla i królowej. Z radości uderzano w dzwony, palono ogniska i wszyscy w królestwie ogromnie się cieszyli. Oczywiście wyprawiono huczne chrzciny, na które zaproszono wszystkie wróżki. To znaczy prawie wszystkie oprócz jednej, bo było ich trzynaście, a król miał tylko dwanaście złotych talerzy. Udawał więc, że zapomniał o trzynastej wróżce.

Dwanaście wróżek przybyło na chrzciny w swoich najpiękniejszych sukniach utkanych z promieni księżycowych i obszytych płatkami róż, a każda z nich przyniosła ze sobą magiczny dar.

Jedna z nich podarowała małej królewnie urodę, inna – zdrowie, jeszcze inna – inteligencję, kolejna – łagodne usposobienie i dobre serce. Ale kiedy przyszła kolej na dwunastą, zanim zdążyła otworzyć usta, nagle otwarły się drzwi i pojawiła się w nich trzynasta wróżka, której nie zaproszono. Miała zmarszczone brwi i tak zagniewany wyraz twarzy, że każdy ustępował jej z drogi. Podeszła wprost do kołyski królewny, rozsunęła różowe firanki i spojrzała ze złością na twarzyczkę śpiącej dziewczynki.

– Także ode mnie otrzymasz dar, choć nie zostałam zaproszona na chrzciny –powiedziała ze złośliwym uśmiechem.

– Kiedy skończysz piętnaście lat, ukłujesz się w palec wrzecionem i umrzesz.

Po czym obrzuciła zgromadzonych złym spojrzeniem i wyleciała przez okno.

Wszyscy stali w ciszy, przerażeni i zasmuceni, dopóki dwunasta wróżka nie wystąpiła naprzód i nie uniosła swej różdżki.

– Ja wciąż nie obdarowałam królewny – powiedziała. – I choć nie mogę cofnąć klątwy złej wróżki, mogę przynajmniej sprawić, że będzie miała mniejszą moc. Królewna nie umrze, ale kiedy ukłuje się wrzecionem w palec, zapadnie w głęboki sen, który będzie trwał sto lat.

Potem wszystkie wróżki opuściły pałac, a król i królowa zaczęli myśleć, że wizyta złej wróżki była tylko koszmarnym snem. Jednak na wszelki wypadek, aby zapewnić królewnie Dzikiej Róży bezpieczeństwo, nakazano w całym królestwie zniszczyć wszystkie kołowrotki i wkrótce w całym kraju nie można już było znaleźć żadnego.

W miarę jak królewna rosła, dary, które otrzymała od wróżek, gdy była jeszcze w kołysce, stawały się coraz bardziej widoczne. Była piękna jak kwiat, mądra, dobra i przez cały dzień radosna jak skowronek. Król i królowa przestali myśleć o złej wróżbie i tak mijały lata, aż nadszedł rok, w którym królewna kończyła piętnaście lat.

W dniu piętnastych urodzin królewny król i królowa wyszli z pałacu, a Dzika Róża została sama i zaczęło jej się nudzić. Grała w lotki i we wszystkie gry, w które gra się w pojedynkę, jakie tylko mogła wymyślić. W końcu zmęczyła się i pomyślała, że zwiedzi wszystkie pokoje w pałacu i zobaczy, co się w nich dzieje.

Po chwili spostrzegła małe, kręcone schody, których – była niemal pewna – nigdy wcześniej nie widziała. Wspięła się po nich i u samej góry natrafiła na tajemnicze drzwiczki. Królewna grzecznie zapukała, bo uczono ją, że zawsze należy zachowywać się uprzejmie. W odpowiedzi skrzeczący głos odpowiedział jej:

– Proszę wejść.

Gdy królewna otworzyła drzwi, zobaczyła malutką staruszkę, która siedziała przy kołowrotku i przędła miękką, białą przędzę.

– Och, jaka to dziwna rzecz! – powiedziała królewna Dzika Róża, patrząc na kołowrotek, bo nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. – Jakże bym chciała tym zakręcić!

I wyciągnęła rękę, by dotknąć mięciutkiej wełny, ale ukłuła się wrzecionem w palec, z którego wypłynęła kropla krwi. Zanim królewna zdążyła krzyknąć, spełniła się część przepowiedni złej wróżki – upadła na kamienną ławę i zapadła w głęboki sen. W tym samym momencie wszyscy w całym pałacu zastygli w bezruchu – bez względu na to, co właśnie robili – i także pogrążyli się we śnie.

Król i królowa, którzy dopiero co wrócili do pałacu i szli akurat przez salę tronową, zasnęli na dwóch królewskich tronach. W kuchni kucharka, która właśnie miała zamiar dać w ucho swojemu pomocnikowi, zasnęła z ręką uniesioną do góry. Zaś pomocnik, który miał krzyknąć z bólu, zasnął z otwartą buzią. Konie w stajni zapadły w sen podczas jedzenia pszenicy, gołębie na dachu stajni nawet nie zdążyły schować głów pod skrzydła, ale zasnęły tak jak chodziły – z dumnie nastroszonymi ogonami. Muchy zasnęły na suficie, kanarek zapadł w sen w świetle dnia, choć zawsze trzeba było przykrywać jego klatkę zieloną szmatką, aby poszedł spać. Jedynym stworzeniem, któremu czar wróżki nie zrobił wielkiej różnicy był kot, który i tak już spał przy palenisku kuchennym, jak to miał w zwyczaju. Nawet ogień zgasł, potrawy w garnkach przestały się gotować, nic się nie ruszało, nie słychać było żadnego dźwięku. Natomiast wokół pałacu zaczął rosnąć żywopłot z dzikich róż – rósł coraz wyżej i wyżej, aż w końcu tak całkowicie zakrył pałac, że nie było nawet widać masztu z flagą.

Lata mijały i zaczęto zapominać o pałacu. Jedynie starzy ludzie opowiadali dzieciom o pięknej królewnie, która kiedyś mieszkała w pałacu obrośniętym dzikimi różami. Ale dzieci myślały, że to tylko bajka, bo żywopłot był tak gęsty i wysoki, że nie można było zobaczyć, co było poza nim.

Czasem jakiś książę po wysłuchaniu tych opowieści próbował przedostać się przez gęstwinę żywopłotu, by sprawdzić czy rzeczywiście skrywał on piękną królewnę. Ale ciernie raniły boleśnie każdego, kto próbował się przedrzeć, zdarzało się nawet, że wykłuły komuś oczy, więc książęta w końcu zniechęcili się i przestali próbować, a żywopłot z każdym rokiem rósł wyżej i stawał się coraz gęstszy.

Tak się zdarzyło, że tego samego dnia, w którym upływało sto lat, odkąd królewna zapadła w sen, zawitał do kraju książę odważniejszy i przystojniejszy od wszystkich książąt, którzy wcześniej tu przyjeżdżali. Nigdy jeszcze nie został przez nikogo pokonany ani się nie poddał, a kiedy usłyszał historię o królewnie Dzikiej Róży, postanowił ją odnaleźć.

– Ciernie rozedrą cię na strzępy – ostrzegali go wszyscy.

– Ostatni książę został prawie oślepiony – dodał ktoś.

– Raczej w ogóle nie wrócę, niźli miałoby mi nie udać się przedrzeć przez ten żywopłot – odpowiedział książę i odważnie wyruszył ku pałacowi.

Jednak kiedy dotarł do wysokiego żywopłotu, okazało się, że jest on pokryty bladoróżowymi kwiatami róż, a gałęzie rozstąpiły się przed nim tworząc przejście, wszystkie ciernie zaś uchyliły się w drugą stronę. Książę ruszył zieloną ścieżką, a róże kłaniały mu się i uśmiechały do niego przez całą drogę.

Kiedy przedostał się na drugą stronę, ujrzał okazały pałac – dokładnie taki, jak opowiadali starzy ludzie. Żaden dźwięk nie mącił głuchej ciszy, żaden liść nie szeleścił na wietrze. Zobaczył gołębie pogrążone w głębokim śnie na dachu stajni i psa obronnego leżącego przed swoją budą.

Kiedy wszedł do dużej sali, zobaczył króla i królową śpiących na swoich tronach – wszystko i wszyscy byli w takim samym stanie, w jakim znajdowali się kiedy zasnęli sto lat temu.

Wtedy książę spostrzegł kręcone schody, które wiodły do wieży i wspiął się po nich – zupełnie tak jak to wcześniej uczyniła królewna. Gdy otworzył drzwi i wszedł na galerię, znieruchomiał ze zdumienia i zachwytu.

Królewna spała głębokim snem, z twarzą zwróconą w kierunku księcia, dokładnie tak, jak osunęła się sto lat temu. Nic się nie zmieniło, tyle tylko, że teraz nad nią rósł baldachim z dzikich róż, które chroniły ją, gdy spała. Kwiaty roztaczały wokół niej piękny zapach, a ostre ciernie strzegły jej spokoju.

Śpiąca królewna wyglądała tak urzekająco – sama była jak blada róża – że książę nie mógł się oprzeć jej urokowi i podszedł do niej, nachylił się i pocałował w policzek.

Powieki królewny drgnęły i po chwili otworzyła oczy. Spojrzała w górę i zobaczyła pochylonego nad sobą księcia, a kiedy ich wzrok się spotkał, królewna wydała z siebie okrzyk radości.

– Och! – zawołała – w końcu jesteś. Śniłam i śniłam o tobie i już myślałam, że nigdy nie zjawisz się, by mnie obudzić!

W momencie, gdy królewna otworzyła oczy, wszyscy w całym pałacu także się obudzili. Król i królowa znów szli dostojnym krokiem przez salę tronową, kucharka trzepnęła porządnie w ucho swego pomocnika. Pomocnik krzyknął z bólu, szeroko otwierając przy tym buzię. Konie wróciły do jedzenia pszenicy, gołębie znów dumnie przechadzały się po dachu, muchy dalej zaczęły chodzić w te i z powrotem po suficie, a kanarek dokończył swoje trele i powiedział do siebie:

– Mój Boże, śniło mi się, że poszedłem spać bez mojego nakrycia na klatkę.

A wielki żywopłot z dzikich róż malał i malał, aż w końcu zupełnie zniknął w ziemi – nie został nawet jeden pączek.

– Cóż to ma za znaczenie, że róże zniknęły – powiedział książę – skoro mam własną Dziką Różę, najpiękniejszą z nich wszystkich!

A potem królewna i książę pobrali się i żyli długo i szczęśliwie.

Amy Steedman

Powyższy tekst jest fragmentem książki Amy Steedman Najpiękniejsze bajki.