Rozdział szósty. Wrogowie własności

Istnieje szczególny powód, dla którego tuż przed sprecyzowaniem ideałów konieczne było powyższe wyjaśnienie. Z powodu historycznego błędu, o którym właśnie mówiłem, wielu czytelników będzie się spodziewało, że kiedy zaproponuję ideał, to będzie to nowy ideał. Otóż nie mam najmniejszego zamiaru przedstawiać nowego ideału. W swoim szaleństwie współcześni sofiści nie potrafiliby sobie wyobrazić żadnego nowego ideału bardziej zadziwiającego niż wypełnienie któregoś z dawnych ideałów. W dniu, w którym zostanie zrealizowana jakaś popularna maksyma, ziemia się zatrzęsie. Jest tylko jedna nowa rzecz pod słońcem, którą można zrobić – spojrzeć na słońce. Kto tego spróbuje w pogodny czerwcowy dzień, ten będzie wiedział, dlaczego ludzie nie patrzą wprost na ideały. Z ideałem można zrobić tylko jedną naprawdę zadziwiającą rzecz, czyli go zrealizować. Oznacza to stanięcie w obliczu płomiennego logicznego faktu i jego zatrważających konsekwencji. Chrystus wiedział, że o wiele bardziej ogłuszającym gromem będzie wypełnienie, a nie zniesienie prawa. Jest to prawdą w obydwu wymienionych przypadkach i w każdym innym. Poganie zawsze czcili czystość: Atenę, Artemidę, Westę. Jednak kiedy dziewice męczenniczki zaczęły bezkompromisowo praktykować czystość, to rzucili je na pożarcie dzikim bestiom albo piekli na rozżarzonych węglach. Świat zawsze najbardziej kochał ideał ubogiego człowieka; udowadniają to wszystkie legendy, od Kopciuszka po Whittingtona (1), wszystkie poematy, od Magnificat po Marsyliankę. Królowie rozgniewali się na Francję nie za to, że wyidealizowała ten ideał, ale za to, że go zrealizowała. Cesarz Józef i caryca Katarzyna zgadzali się z poglądem, że lud powinien rządzić; przerazili się tylko, kiedy zaczął to czynić. Rewolucja francuska jest więc symbolem wszystkich prawdziwych rewolucji, bo jej ideał jest dawny jak Adam, ale jego wypełnienie niemal tak świeże, tak zdumiewające i tak nowe jak Nowe Jeruzalem.

Jednak we współczesnym świecie obserwujemy przede wszystkim niezwykłe widowisko, gdy ludzie zwracają się ku nowym ideałom, bo nie spróbowali dawnych. Ludzie nie zmęczyli się chrześcijaństwem; nigdy nie doświadczyli chrześcijaństwa na tyle, by się nim zmęczyć. Nigdy nie znużyli się polityczną sprawiedliwością; znużyli się czekaniem na nią.

Dla celów tej książki chciałbym rozważyć tylko jeden z tych dawnych ideałów, ale być może najstarszy – ideał życia rodzinnego; idealny dom, szczęśliwą rodzinę, historyczną świętą rodzinę. Na razie trzeba jedynie powiedzieć, że ów ideał jest jak Kościół i jak republika, obecnie atakowany głównie przez tych, którzy nigdy go nie poznali lub przez tych, którzy nie zdołali go zrealizować. Niezliczone nowoczesne kobiety buntują się przeciwko życiu rodzinnemu w teorii, ponieważ nigdy nie poznały go w praktyce. Zastępy biednych są zapędzane do przytułków (2), nigdy nie poznawszy domu. Mówiąc ogólnie, klasa wyższa wrzeszczy, żeby ją wypuścić z przyzwoitego domu, podczas gdy klasa robotnicza krzyczy, żeby ją do niego wpuścić.

Jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy dom albo ognisko domowe, to możemy bardzo ogólnie nakreślić proste duchowe podstawy tej idei. Bóg jest tym, który może zrobić coś z niczego. Człowiek (można powiedzieć) jest tym, który może zrobić coś z czegokolwiek. Innymi słowy, jeśli radością Boga jest nieograniczone stwarzanie, to szczególną radością człowieka jest ograniczone stwarzanie, połączenie stwarzania z ograniczeniami. Człowiek znajduje zatem przyjemność w tym, że posiada warunki, ale i w tym, że częściowo to one posiadają jego; że jest w połowie zależny od fletu, na którym gra lub od pola, które kopie. Fascynujące jest to, by wykorzystać do końca istniejące możliwości, które można poszerzać, ale nie bez końca. Można napisać nieśmiertelny sonet na starej kopercie, albo wyrzeźbić postać z kawałka skały. Ale rzeźbienie sonetu w skale byłoby pracochłonnym zajęciem, a wykonanie postaci z koperty jest niemal poza sferą wykonalności. Kiedy ten owocny konflikt z ograniczeniami dotyczy jakiejś mało poważnej rozrywki warstw wykształconych, wówczas nazywa się go sztuką. Ale większość ludzi nie ma ani czasu, ani zdolności, by tworzyć niewidzialne lub abstrakcyjne piękno. Większości ludzi może wyrazić ideę artystycznego tworzenia jedynie za pomocą idei niepopularnej w dzisiejszych dyskusjach – idei własności. Przeciętny człowiek nie potrafi uformować gliny na kształt człowieka, ale potrafi uformować ziemię na kształt ogrodu; a chociaż sadzi w nim w naprzemiennych rzędach czerwone pelargonie i niebieskie ziemniaki, to wciąż jest artystą, bo dokonuje wyboru. Przeciętny człowiek nie potrafi namalować zachodu słońca, którego kolory podziwia, ale potrafi pomalować swój dom na dowolny kolor; a chociaż maluje go na kolor groszkowy w różowe kropki, to wciąż jest artystą, bo to jego wybór. Własność jest jedynie sztuką takiej demokracji. Oznacza, że każdy człowiek powinien mieć coś, co ukształtuje na własny obraz, tak jak sam został ukształtowany na obraz niebios. Ale ponieważ nie jest Bogiem, a jedynie Jego obrazem, to wyrażając siebie, musi zmierzyć się z ograniczeniami; z ograniczeniami, które są ścisłe, a nawet czynią go małym.

Dobrze wiem, że w naszych czasach wielcy kapitaliści zszargali słowo „własność”. Słysząc rozmowy ludzi, można by pomyśleć, że Rothschildowie i Rockefellerowie są po stronie własności. Ale to oczywiste, że są wrogami własności, ponieważ są wrogami własnych ograniczeń. Nie chcą swojej ziemi, ale cudzą. Kiedy przesuwają granicę pola sąsiada, przesuwają też swoją. Człowiek, który kocha małe trójkątne pole, powinien je kochać dlatego, że jest trójkątne; jeśli ktoś niszczy ten kształt, zwiększając pole, jest złodziejem, który kradnie trójkąt. Człowiek prawdziwie rozumiejący poezję własności chce widzieć mur w miejscu, gdzie jego ogród sąsiaduje z ogrodem Smitha i żywopłot w miejscu, gdzie jego farma sąsiaduje z farmą Browna. Nie widzi kształtu własnego terenu, dopóki nie widzi skraju posiadłości sąsiada. Byłoby zaprzeczeniem własności, gdyby książę Sutherland posiadał wszystkie pola w okolicy, tak jak byłoby zaprzeczeniem małżeństwa, gdyby trzymał nasze żony w swoim haremie.

Gilbert Keith Chesterton

(1) Sir Richard Whittington (zm. 1423) – kupiec i trzykrotny burmistrz Londynu; związana z nim legenda głosi, że w młodości był biedakiem, a fortunę i stanowisko zdobył dzięki swojemu kotu.

(2) Chodzi o workhouses, przytułki, w których ubodzy zarabiali na swoje utrzymanie.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Gilberta Keitha Chestertona Co jest złe w świecie.