Rozdział szósty. Ojciec w domu

Mężczyźni i kobiety zupełnie inaczej wyobrażają sobie budowanie ogniska domowego. Dzieje się tak nie dlatego, że ich poglądy są ze sobą sprzeczne, lecz dlatego, że wzajemnie się uzupełniają. Rozwiązania problemu nieodpowiedzialnego ojcostwa nie należy szukać w kobiecych normach „właściwego zachowania”.

Przed rozpoczęciem niniejszego tekstu pragnę rozwiać wątpliwości związane z poruszanym w nim zagadnieniem. Po pierwsze, zdaję sobie sprawę z własnych niedoskonałości jako ojca. Po drugie, chętniej napisałbym esej zatytułowany „Miejsce ojca nie jest w domu”. Temat taki znacznie bardziej odpowiadałby moim gustom, gdyż uważam, że błędem są usilne próby udomowienia współczesnych ojców, podczas gdy przynależnym im środowiskiem jest polityczna puszcza (w szerokim znaczeniu tego słowa), to jest obszar poza granicami ogniska domowego. Fakt, iż dziewiętnastowieczny ojciec stale rozrabiał, gdy opuszczał domowe progi, nie oznacza, że wpływało to na poprawę jego zachowania na tyle, by mógł pomagać swojej żonie. Być może mężczyźnie wychodzi na dobre przebywanie pod nadzorem kobiety, lecz w najlepszym razie może stać się wyłącznie lepszym synem. Praca ojca wiąże się przede wszystkim z porządkiem społecznym, wtórnie zaś – z porządkiem domowym. Aby wspomnieć o tych przekonaniach w odniesieniu do podejmowanego przeze mnie tematu, muszę wspomnieć zatem o drugiej stronie medalu, który, na szczęście dla mnie, ma dwie strony. Otóż niewątpliwie ojciec ma sporo do roboty w domu.

Żadnej pomocy matce

Być może sprawiam wrażenie, iż jestem nastawiony negatywnie, rozpoczynając próbę zdefiniowania domowego ojcostwa od obstawania przy tym, czym ono na pewno nie jest. Obecny stan rzeczy jest jednakże negatywny sam w sobie. Tak zwani ludzie o „uduchowionym myśleniu” dają nam do zrozumienia, że źli faceci powinni stać się grzecznymi chłopcami. Inaczej mówiąc, religijni ludzie zaszokowani nieodpowiedzialnym zachowaniem współczesnych ojców uważają, iż zreformowanie tej sytuacji jest równoznaczne z uleganiem przez mężczyzn kobiecym normom dobrego zachowania. Uważam to za wysoce niewłaściwe podejście do sprawy. Zreformowany ojciec nie jest grzecznym chłopcem. Gdyby nim był, robi łby to, czego oczekuje od niego żona. Jest dobrym człowiekiem, należy się więc spodziewać, iż często będzie postępowa ł w sposób trudny do przewidzenia. Ojciec musi być głową domu, a co za tym idzie, stając się lepszym człowiekiem, czyni to według własnego pojęcia doskonałości, nie zaś wyobrażenia swojej żony. Inne ujęcie tej kwestii równa się z przyznaniem całkowitej racji matce. Jeżeli to ona wie wszystko najlepiej, Bóg powinien był uczynić ją głową rodziny, a przecież tak się nie stało.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza katolicyzm praktykowany w większości parafii tego kraju charakteryzowały dwie wyraźne cechy. Przeważająca na ambonie i przy wspólnym stole opinia głosiła, iż kobieca skromność (wartościowa, jeśli przejawiana we właściwym miejscu) odpowiada najpełniej chrześcijańskiemu zachowaniu. Stabilność, udomowienie, delikatność, współczucie, posłuszeństwo i uważną troskę o własną rodzinę zawsze postrzegano jako cnotę. Wszystko to bardzo dobrze współgrało z inklinacjami matki i wypełnianiem przez nią powierzonej jej misji.

Opinia mniejszości, przeważnie w osobach ojców i dorosłych dzieci, dotąd koncentrowała się głównie na wolności, zmianach, sprawiedliwości, świadomości społecznej, sceptycyzmie i konieczności zaryzykowania własnym dobrem w celu osiągnięcia większego dobra. Na jej niekorzyść działał fakt, iż była postrzegana jako nieortodoksyjna, niekonwencjonalna i zbieżna z poglądami ludzi niereprezentujących sobą niczego dobrego. Niewielu wiedziało, że w wielu szczegółach odzwierciedlała powszechnie znane stanowisko papieża.

Gdyby w tym samym ćwierćwieczu losy rodzin katolickich spoczywały w rękach ojców, sytuacja wyglądałaby zapewne inaczej, lecz wraz z prymatem kobiecej roztropności zapanowały świeckie obyczaje. Wszystkie podejmowane kroki miały na celu zwiększenie prestiżu domatorstwa i kobiecego doradztwa, a nawet wskazanie na nieodpowiedzialność ojców i milczenie w reakcji na papieskie zalecenia.

Frustracja owej mniejszości owocuje nieudaną buntowniczością cechującą się szeregiem odchyleń, począwszy od opilstwa, a kończąc na pacyfizmie. Im bardziej pijani lub pokojowo nastawieni są buntownicy, tym większego przekonania o słuszności swoich racji nabierają ci, którzy głoszą poglądy większości. W rezultacie, obecne próby chrystianizacji ojca często stanowią zintensyfikowaną próbę udomowienia mężczyzny, to jest uczynienia go pomocnikiem kobiety prowadzącej gospodarstwo domowe.

Nie zamierzam partycypować w powtórnym obłaskawianiu zwierzęcia zwanego mężczyzną, zatem pisząc o ojcu w ognisku domowym, piszę o mężczyźnie posługującym się otrzymaną od Boga wolną wolą w przewodzeniu rodzinie wspólnie z ukochaną małżonką oraz wkładzie wnoszonym w wychowanie potomstwa. Nie zawsze jego postępowanie musi być zgodne z wyobrażeniem żywionym o nim przez jego żonę.

Każdy ojciec musi nauczyć się posługiwać rozumem i szanować opinię żony. Do niego należy jednak podjęcie ostatecznej decyzji w sytuacji, gdy nie istnieje gotowe rozwiązanie.

Czas dla dzieci

Dla wielu mężczyzn wspólnie spożywany wieczorny posiłek jest obecnie chwilą najbliższego kontaktu z rodziną. Dobrze jest przedłużyć ten moment i jak najlepiej skorzystać z nadarzającej się okazji. Ojciec powinien odmówić błogosławieństwo i zachęcić wszystkich do złożenia dziękczynienia Bogu. Mniejsze dzieci należy uciszyć i uspokoić, tak aby dorośli, rodzice i goście mogli swobodnie porozmawiać. Pamiętajmy przy tym, iż rozmowa dotycząca spraw dorosłych powinna toczyć się wokół dobra i odpowiedniego wychowania dzieci. Jest to jedyne ograniczenie, które trzeba nałożyć na rozmowę toczoną przez dorosłych w obecności dzieci – temat rozmowy i sposób jej prowadzenia mają służyć edukacji potomstwa.

Dobro dzieci winno się stawiać na pierwszym miejscu, a dorośli nie powinni nagminnie unikać towarzystwa młodzieży. Sądzę, iż dobrym pomysłem jest częste zapraszanie gości na kolację spożywaną w obecności dzieci, gdyż podczas rozmowy zaproszona osoba może przekazać dzieciom ciekawe i rozwijające informacje. Takie wieczorne spotkania najłatwiej przyczynią się do poszerzenia społecznych horyzontów waszych dzieci, pozwalając im na chwilę opuścić świat dzieciństwa i przyjrzeć się z ciekawością zdominowanemu przez pracę światowi dorosłych. Wspólny posiłek usuwa na bok bariery dzielące dzieciństwo od spraw osób dojrzałych. Podczas tych kilku chwil dziecko bywa znacznie podatniejsze na perswazję niż w ciągu godzin spędzanych w szkole.

Każda sprawa może stać się tematem rozmowy, o ile będziemy pilnować, aby odbywała się ona w duchu idealizmu. Nie zgadzam się z opinią, iż lektura duchowa przewyższa w tej mierze rozmowę, gdyż jest to jedna z licznych prób przystosowania życia rodzinnego do norm zakonnych. Pamiętajmy, że powołanie do życia w rodzinie wiąże się z odpowiednim posługiwaniem się istotami żywymi, podczas gdy życie zakonne skupia się na całkowitym odseparowaniu się od istot żywych. Dużym osiągnięciem rodziny nie będzie zatem wywodząca się z niej znaczna liczba księży i sióstr zakonnych, lecz ukazana wszystkim dzieciom ścieżka do powołania, które zaplanował dla nich Bóg. Wszystko, co przyciąga uwagę dziecka, stanowi dobry temat do wspólnej rozmowy, nawet gdy chodzi o plany wstąpienia do zakonu lub przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Wychodzę tu z założenia, iż poszanowanie każdego świętego powołania – od uprawy roli do kapłaństwa – to dobry wstęp do odkrycia własnego powołania. Nierozsądną wydaje się sugestia, że wyrabianie w dzieciach poszanowania dla rzeczy doczesnych – muzyki, przyrody, malarstwa, wychowywania dzieci, polityki czy hydrauliki – odciągnie ich uwagę od życia wiecznego. Założenie to bierze swój początek w błędnym przekonaniu, iż święci pogardzają dziełem stworzenia.

Ojciec sprawujący funkcję głowy rodziny powinien nadzorować przebieg rozmowy podczas posiłków. Jego obecność i zachowanie podczas kolacji wywierają poważny wpływ na dzieci, musi więc wykorzystać ten fakt lub go nadużyć – innej możliwości nie ma.

Niektórzy ojcowie uznali za rozsądne odmawianie na koniec wieczornego posiłku wspólnej modlitwy. Może okazać się to łatwiejsze niż późniejsza próba ponownego zgromadzenia rodziny w tym celu. Inną korzyścią jest z pewnością mniejsze prawdopodobieństwo nadmiernego przedłużania czasu modlitwy. Warto też wspomnieć o pewnych uogólnieniach wiążących się ze wspólną rodzinną modlitwą. Modlitwa ta jest rodzinną rozmową z Bogiem i świętymi Pańskimi, każde ognisko domowe prowadzi na ogół taką rozmowę w charakterystyczny i unikalny sposób. Gdy dzieci zaznajomią się już ze słowami modlitwy zalecanymi przez Kościół, warto wzbogacić te chwile o różne atrakcje obliczone na przyciągnięcie i utrzymanie ich uwagi. Różańcowy maraton redukujący modlitwę do sprawdzianu wytrzymałości może dziecko jedynie zniechęcić i nadać modlitwie fałszywe znaczenie. Surowość i prostota to jedno, modlitwa to coś zupełnie odmiennego. Modlitwa może cieszyć, lecz może również nudzić. Na potrzeby dzieci należy zmienić ją w radosne i pełne napięcia zajęcie. Nieco wyobraźni okazanej przez rodziców może zdziałać więcej niż zacięte sprawdzanie, ile razy maluchy „podciągną się” na duchowym „drążku”.

Wypoczynek

Omawiając ten temat, zmuszony jestem polegać w dużym stopniu na uogólnieniach. Prowadzenie domu to sztuka, nie nauka. To, co sprawdza się w jednym domu, niekoniecznie musi działać w innym. Jeśli posługuję się uogólnieniami, to nie dlatego, że jestem celowo nieprecyzyjny, a raczej dlatego, iż staram się być świadomie liberalny.

Dziś w wielu amerykańskich domostwach po zakończonym wieczornym posiłku żona zabiera się do czekających na nią prac i obowiązków domowych, podczas gdy mąż dowolnie dysponuje wolnym czasem. Sytuacja ta wywołuje napięcia, których należy się spodziewać. Całkiem rozsądnym wydaje się być założenie, że żona nie jest zachwycona opróżnianiem zlewu pełnego brudnych naczyń, gdy jej mąż i tatuś zasiada do spokojnej lektury gazety. Należy mu się jednak drobne usprawiedliwienie. Tempo pracy robotników i handlowców cechuje większa gorączkowość niż tempo pracy gospodyń domowych. Dla wielu mężczyzn zarabiających na życie wytwarzaniem towarów lub usług dwie lub trzy minuty wolnego czasu w godzinach pracy to pełnia szczęścia.

Gospodyni domowa jest sama dla siebie przełożonym, a ponadto współpracuje z naturą, pracuje zatem wolniej niż robotnik, którego rytm działania wyznacza obsługiwana maszyna. Pomimo rozlicznych wyjątków od tej zasady, z reguły robotnik częściej wymaga odpoczynku po kolacji niż gospodyni domowa. Nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, iż moment wypoczynku męża rzadko zbiega się z czasem wypoczynku żony.

Zadanie mężczyzny

Zalety męża ocenia się najczęściej po jego zachowaniu, gdy wykonywana przezeń praca dobiega końca, tak więc jego całodzienna harówka bywa niezauważana, a on sam jest uważany za drania, jeśli nie pozmywa naczyń lub nie ułoży dzieci do snu. Prawie nigdy nie pada pytanie, czy żona pomaga mu w jego pracy. Mąż powinien pomagać żonie w obowiązkach domowych, lecz jedynie przy oczywistym założeniu, że są to jej, a nie jego obowiązki.

Powraca tu pytanie: „Co ma do roboty mężczyzna w domu?”. Pamiętając o moim wcześniejszym stwierdzeniu, iż zajęcia przeznaczone mężom na ogół nie są związane z ogniskiem domowym, i biorąc pod uwagę, że ich zachowanie w domu wynika z prac wykonywanych w trakcie dnia, musimy zastanowić się bardzo głęboko nad prawdziwą rolą męża w domu. Słabe i nieprzydatne okazują się argumenty nawiązujące do natury obu płci. Szczerze wątpię na przykład, by jakakolwiek cecha kobiecego temperamentu predestynowała kobiety do zmywania naczyń. Nie sądzę również, aby cokolwiek w charakterze mężczyzny czyniło go niedoścignionym talentem w dziedzinie naprawy przewodów elektrycznych. Bardziej pomocna może się tu okazać tradycja. Domowymi obowiązkami trzeba się dzielić, a pewne grupy zajęć zwyczajowo przypadają w udziale kobietom, podczas gdy inne – mężczyznom. Nie są to jednak przydziały niezmienne. Żaden mężczyzna nie zniewieścieje od pozmywania naczyń, a kobiecie od naprawienia kabla nie wyrośnie przecież broda.

W mojej opinii najbardziej klarowną zasadą dzielącą obowiązki domowe pomiędzy mężczyznę i kobietę jest ta, która głosi, iż kobieta dba o natychmiastowe i bezpośrednie potrzeby rodziny, podczas gdy mężczyzna zajmuje się zapewnieniem dobrobytu w dalszej perspektywie. Kobieta reaguje na każde wezwanie, mężczyzna przewiduje i planuje przyszłość rodziny. Kobieta radzi sobie z zaistniałym kryzysem, a jej małżonek dba o to, by katastrofę można było przewidzieć oraz – w miarę możności – jej uniknąć. Krzyżem złożonym na barki żony jest konieczność przyzwyczajenia się do obserwacji męża zajętego długofalowymi działaniami, na przykład reperowaniem nieszczelnego dachu, projektowaniem lub budowaniem domu, organizowaniem tej czy innej sprawy, podczas gdy bieżące problemy zdają się być porzucone na pastwę losu. Krzyż męża spoczywa w zdawaniu sobie sprawy z faktu, iż zapobieżenie tragedii rzadko bywa doceniane równie mocno, co zaradzenie katastrofie już zaistniałej (dlatego też mali chłopcy pragną zostać strażakami, a nie stolarzami).

Pomocnicy

Moje antyfeministyczne przekonania nie są równoznaczne z brakiem poszanowania dla osobistej godności żony i matki. Wprost przeciwnie. Gdy mężczyźni ponownie staną się głowami rodzin, godność wynikająca ze statusu żony i matki dorówna lub nawet przewyższy obecne świeckie uwielbienie dla kobiet realizujących się zawodowo. Wieczorem, po ułożeniu dzieci do snu, mąż i żona powinni porozmawiać o wzajemnym partnerstwie. Kilka słów może skutecznie rozniecić przygasły zapał do wspólnego, codziennego trudu. Gdy Bóg podzielił rodzaj ludzki, czyniąc kobietę pomocnikiem mężczyzny, nie ofiarował mu jedynie dodatkowej pary rąk, lecz również drugi umysł i kochające serce. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, iż małżonkowie uzyskają właściwą radę dotyczącą postępowania w różnych sytuacjach od siebie nawzajem niż z jakiegokolwiek innego źródła. Połączona łaska i miłość wzmacniają zdolności postrzegania każdego z małżonków, tak by mogli wzajemnie sobie pomagać. Należy przy tym pamiętać, że wszystkie łaski sakramentu małżeństwa istnieją dzięki obopólnej zgodzie partnerów wstępujących w związek małżeński. Każde z nich musi powiedzieć „Tak”, aby dopełnić sakramentu, i powtarzać to słowo nieustannie, jeśli łaski mają być stale obecne w ich uczynkach. Mężczyzna jest prawdziwą głową rodziny, gdy jego żona wyraża na to stałą zgodę, nie może jednak zmusić żony do jej wyrażenia. Z drugiej strony, mężczyzna winien akceptować żonę jako pomocnika – w przeciwnym razie żona nie będzie mogła okazać mu prawdziwej pomocy. Jeżeli mąż szuka porad dotyczących życia u innych osób i odrzuca propozycje żony, odcina się od najwłaściwszego źródła mądrości.

Inne kwestie

Nie poruszyłem w tym eseju wielu innych spraw, które również stanowią część życia rodzinnego. Nie istnieje gotowy przepis na wykonywanie właściwej czynności we właściwym czasie ani w Kościele, ani poza nim. Rozwój cywilizacji znacznie zmniejszył różnice pomiędzy mężczyznami i kobietami, gdy chodzi o cechujące ich dary, tak więc różnice oczywiste i zaakceptowane w środowisku wiejskim są trudne do uchwycenia, niemal ukryte w społecznościach zamieszkujących miasta. Nadmiernym uproszczeniem byłoby przyjęcie założenia, iż prymitywny styl życia jest odpowiednią miarą poprawności relacji rodzinnych. Związek mężczyzny i kobiety wyróżnia dynamizm i podatność na wszelkie nieprzewidywalne zmiany. Małżonkowie muszą opanować sprawne przystosowywanie się do zmiennych wzorców i zasad, podobnie jak tancerze reagujący na zmieniające się tempo muzyki.

Zakłada się, na przykład, iż sprawami finansowymi zajmują się mężczyźni. Trudno mi odgadnąć przyczynę tego stanu rzeczy. Wychowanie dzieci również przypisuje się tylko jednej ze stron związku, podczas gdy jedynym bezpiecznym uogólnieniem byłoby założenie, że finanse i kwestie wychowawcze przynależą na zmianę do obowiązków kobiety i mężczyzny, zależnie od tego, czy realizowane są cele bliskie czy odległe w czasie. Kobiety zdają się dysponować większą zdolnością reagowania na bezpośrednie, osobiste potrzeby. Mężczyznom lepiej wychodzi przewidywanie i przezorność. Obydwa te dary są niezmiernie istotne we właściwym prowadzeniu ogniska domowego. Rozsądnym rozwiązaniem jest przekazywanie daru matki córkom, a daru ojca – synom.

Specjalna troska dziś

W innych epokach rola mężczyzny w domu była znacznie donioślejsza. Żyjemy w czasach wielkich przemian. Pośród walczących o wpływanie na nowe wzorce życia, które mają zastąpić przemijającą erę gorączkowości, znajduje się również Kościół katolicki. Kościół wzywa do widocznego ponownego zjednoczenia osób i instytucji z dziełem Chrystusa. Dla nas, katolików, ubijanie interesów nie może stanowić stałego trybu postępowania w życiu, zwłaszcza w ognisku domowym. Przebudowujemy nasze domy na potrzeby chrześcijańskiego stylu życia.

Przezorność jest specjalnym przywilejem ojca, na nim ciąży więc odpowiedzialność za wprowadzenie koniecznych zmian. Zwykle niewiele wspólnego ma z tym wykonywana przezeń praca zarobkowa. Czas wolny to jedyne chwile, gdy można zająć się ustalaniem nowego porządku. Jest to moment na podjęcie nauki, rozmów z innymi, organizacji pewnych spraw i działalności apostolskiej, czynionych w celu zrealizowania planowanych zmian. Większość mężczyzn wyznania katolickiego nie przyczynia się do tego, zrzucając ciężar na barki tych, którzy poczuwają się do odpowiedzialności. Z tej przyczyny w wielu rodzinach ojcowie tracą czas na dziecinne zabawy z obawy lub nieświadomości, jak prawidłowo sprostać ojcowskim obowiązkom w zmieniającym się świecie. W nielicznych domach można spotkać ojców działających w pośpiechu, a czasem nawet zaniedbujących istotne sprawy na rzecz organizowania i nawoływania do zmian. Wielu mężczyzn nie czyni prawie nic, garstka robi stanowczo za dużo. Wszyscy mężczyźni wyznający katolicyzm powinni pozytywnie reagować na wezwanie do uczestniczenia w Akcji Katolickiej.

Dobro każdej rodziny zależy od aktywnego udziału ojca we wspólnym dziele naprawy społeczeństwa. Nieliczni, którzy próbują wykonać pracę większości, sprawiają wrażenie głupców, zwłaszcza na swoich żonach. Inni dbają wyłącznie o zaspokajanie najpilniejszych potrzeb własnych rodzin, zyskując dzięki temu przychylność żon, lecz zagrażając popełnianym zaniedbaniem samej instytucji rodziny.

Blisko Kościoła

Niezwykle istotne jest, aby ojciec katolik zdawał sobie sprawę, iż wiele z jego zawodowych zapatrywań zbiega się z zasadami głoszonymi przez Stolicę Piotrową, choć niekoniecznie musi postrzegać pracę jako konserwatywne podejście charakteryzujące amerykańskie życie parafialne. Powinien zapoznać się z tradycją świętego Józefa i świętego Piotra, a także zaznajomić się z ojcowską roztropnością stanowiącą integralną część Kościoła. Niewielu ojców jest świadomych własnej ojcowskiej godności, niewielu też dostrzega ową wyjątkową rolę, jaką spełniają za naleganiem Kościoła w dziele poważnych zmian. Katolicki ojciec winien wiedzieć, iż amerykańska tradycja ostatniego ćwierćwiecza przypisująca mu funkcję wiecznego nastolatka umniejsza znaczenie przeznaczonego dlań powołania. Ojciec jest pomostem łączącym Kościół i państwo, państwo i rodzinę, rodzinę i Kościół. Jeżeli nie jest to dla nas dostatecznie oczywiste, powinniśmy przynajmniej być świadomi, iż pomost ten leży w gruzach.

Ed Willock

Powyższy tekst jest fragmentem książki Eda Willocka Rola ojca w rodzinie katolickiej.