Rozdział szósty. Daniel w Babilonie

Piec, o którym mowa w tej historii, służył do wypalania wapna lub cegieł. Wyglądał jak mały kwadratowy domek z drzwiczkami do wyciągania gotowych cegieł albo wapna, i dużym otworem na szczycie, przez który wkładano opał. Miał też małe kwadratowe okienka, przez które powietrze dostawało się do środka i podsycało ogień. Kiedy w piecu było dobrze napalone, płomienie wysuwały się przez te okienka i przez otwór na górze.

Aniołowie są rozproszeni po całej tej historii, lecz przekonacie się, że jeden z nich zawsze zjawiał się wtedy, kiedy był najbardziej potrzebny.

Sześćset lat przed narodzeniem Pana Jezusa król Babilonu Nabuchodonozor oblegał i zdobył Jerozolimę. Uprowadził wielką liczbę jeńców. Kiedy wrócił do Babilonu, kazał swojemu głównemu dworzaninowi wybrać spośród nich najpiękniejszych i najinteligentniejszych żydowskich chłopców i zająć się ich kształceniem. Mieli spędzić trzy lata na nauce języka i wszystkich innych przedmiotów, których powinni się nauczyć. Potem miano ich przyprowadzić do króla, aby mógł ich przepytać i sprawdzić, czy są warci tego, by zatrzymać ich na dworze.

Czterej wybrani chłopcy nazywali się Daniel, Chananiasz, Miszael i Azariasz. Nadano im jednak inne imiona. Nowe imię Daniela nie przylgnęło do niego; brzmiało Belteszassar, jednak ludzie zazwyczaj nazywali go nadal Danielem. Pozostałych trzech nazywano nowymi imionami: Szadrak, Meszak i Abed-Nego.

Cała czwórka chodziła do szkoły i uczyła się wszystkiego, czego tylko mogła. Nie zapomnieli, że są Żydami; nie czcili żadnego boga prócz swego jedynego, prawdziwego Boga. Nie mieli nic wspólnego z bożkami, które były czczone w Babilonie i zawsze pamiętali własne modlitwy.

Bóg patrzył na to z zadowoleniem i pomagał im w nauce, tak że pod koniec trzeciego roku wiedzieli więcej niż mistrzowie, którzy ich uczyli.

Kiedy przyprowadzono ich do króla, odpowiedzieli na jego pytania tak trafnie, że aż wzbudzili w nim zachwyt. Król orzekł, że wszyscy czterej muszą zostać na dworze. Bóg obdarzył zaś Daniela szczególną znajomością znaczenia snów, bo wiedział, że może mu się to bardzo przydać. Ludność Babilonu przywiązywała do snów wielką wagę; istniała specjalna grupa ludzi, którzy utrzymywali się z objaśniania znaczenia snów. Król był bardzo zadowolony, kiedy odkrył, że Daniel tak doskonale rozumie sny. Chciał go uczynić swoim namiestnikiem we wszystkich trzech częściach królestwa. Daniel przekonał go jednak, żeby powierzył każdą z nich Szadrakowi, Meszakowi i Abed-Nego, a jego samego pozostawił na dworze jako królewskiego kanclerza.

Chociaż król darzył Daniela tak wielką sympatią, nie miał pojęcia, jaki jest jego Bóg. Wciąż czcił bożków, tak jak każdy jego poddany. A ponieważ nie był z nich zadowolony, stworzył kolejnego. Miał on postać ogromnego złotego posągu, wysokiego na trzydzieści metrów, a szerokiego na trzy. Kiedy był gotów, ustawiono go na równinie za miastem, aby każdy mógł go widzieć. Król rozesłał zarządzenie do swoich namiestników, urzędników, sędziów i wszystkich ważnych osób w państwie, że mają przybyć na poświęcenie bożka. Kiedy wszyscy się zjechali, rozesłał herolda, który obwieszczał:

– Kiedy zagra orkiestra, każdy ma obowiązek paść na twarz i oddać cześć temu złotemu posągowi. Kto tego nie zrobi, zostanie wrzucony do rozpalonego pieca.

Kiedy tylko orkiestra zaczęła grać, wszyscy padli na twarz. Wszyscy oprócz Żydów, którzy naprawdę woleliby być wtedy gdzie indziej! Niektórzy zawistni ludzie przyszli do króla i powiedzieli:

– Królu, żyj wiecznie! Czy wiesz, że ci Żydzi, których uczyniłeś zarządcami twoich prowincji, nie oddają czci twojemu wspaniałemu bożkowi?

Król zapłonął gniewem, kiedy o tym usłyszał. Posłał po Szadraka, Meszaka i Abed-Nego i rzekł:

– A więc nie chcecie oddawać czci memu posągowi? Albo to uczynicie, albo wrzucę was do pieca. Mam nad wami władzę; jaki bóg was przede mną uratuje?

Wszyscy trzej odparli:

– Sam się przekonasz. Lecz czy nas uratuje nasz Bóg, czy też nie, nigdy nie pokłonimy się przed innym bogiem niż On.

Nabuchodonozor nie był przyzwyczajony do tego, by ludzie rozmawiali z nim w taki sposób. Wpadł w straszliwą wściekłość i rozkazał napalić w piecu siedem razy mocniej niż zwykle. Kiedy ogień płonął już dziko, królewscy strażnicy związali trzech Żydów i wrzucili ich w płomienie. Żar był tak potężny, że trzech ludzi, którzy wrzucali ich do środka, spłonęło.

Lecz Szadrak, Meszak i Abed-Nego spostrzegli, że ogień wcale ich nie spalił, nawet ubrań; spalił tylko więzy. Spokojni i weseli spacerowali pośród płomieni. Tymczasem król usiadł naprzeciw pieca i widząc to kazał strażom dorzucić jeszcze więcej opału, aż wielkie płomienie buchały przez otwór w dachu i przez okienka pieca.

W międzyczasie wszyscy trzej zorientowali się, że jest wśród nich ktoś jeszcze. Był to anioł – to właśnie on oddalał od nich żar i sprawiał, że w środku paleniska wiał chłodny wiatr. Wówczas cała trójka zaśpiewała pieśń, którą śpiewamy do dziś:

– Aniołowie Pańscy, błogosławcie Pana! Niebiosa i wody nad niebiosami, błogosławcie Pana! Słońce, księżycu i gwiazdy, błogosławcie Pana! Lodzie i śniegu, błogosławcie Pana; dniu i nocy, błogosławcie Pana! Góry, wzgórza i wszystkie wodne stworzenia, błogosławcie Pana! Ptaki latające, dzikie bestie i zwierzęta domowe, i wszyscy ludzie na ziemi, błogosławcie Pana! Dusze wszystkich dobrych ludzi, błogosławcie Pana!

Tymczasem król Nabuchodonozor siedział naprzeciwko drzwi do pieca. Widział przez nie wnętrze paleniska. I nagle podskoczył.

– Czyż nie wrzuciliśmy tam ich związanych? – zapytał. – I to trzech?

– Oczywiście, że tak – odparli jego dworzanie.

– Ale w ogniu widzę czterech ludzi – powiedział król. – I nie są skrępowani. Chodzą swobodnie. A czwarty wygląda jak bóg.

Mówiąc to król zbliżył się do drzwi pieca i zawołał:

– Wyjdźcie, Szadraku, Meszaku i Abed-Nego, słudzy najwyższego Boga!

Cała trójka wyszła na zewnątrz i wszyscy zbiegli się, by ich obejrzeć. Wyglądali jak przed wrzuceniem do pieca, nie było już jednak ani śladu po sznurze, którym byli spętani. Ich włosy nie były osmalone, odzienia nie było czuć ogniem; nie byli nawet zgrzani!

– Od tej pory – oświadczył król – nikomu nie wolno rzec ani słowa przeciw Bogu tych ludzi.

Nie wiemy, gdzie był Daniel podczas tych wydarzeń, lecz wiemy, że potem nadal służył królowi, a król był z niego zadowolony. Objaśniał królowi znaczenia jego snów, nawet kiedy były bardzo niemiłe. Według jednego ze snów król miał oszaleć i żyć przez siedem lat na polu, jedząc trawę jak krowa. I tak rzeczywiście się stało! Ale król nadal kochał Daniela.

Po jego śmierci na tron wstąpił Baltazar i jemu także Daniel tłumaczył sny.

Przyszedł jednak dzień, kiedy król Baltazar wyprawił wielką ucztę dla tysiąca najpotężniejszych ludzi w królestwie. W trakcie uczty, kiedy wszyscy już zbyt wiele wypili, wpadł na pewien pomysł.

– Przynieście mi złote i srebrne puchary, które Nabuchodonozor przywiózł ze świątyni w Jerozolimie! – zawołał. – Będziemy pić z nich wino.

Był to straszliwy uczynek: tak jakby kielich używany podczas Mszy Świętej wykorzystać do podawania napojów na przyjęciu. Lecz Baltazar i jego goście uznali to za świetny żart. Upijali się z pucharów i zrobili się jeszcze bardziej hałaśliwi niż dotychczas.

Wtedy właśnie król spojrzał na ścianę sali, w której ucztowano, i ujrzał straszną rzecz. Jakaś dłoń pisała palcami po ścianie. Nic innego nie było widać: ani ręki, ani ramienia, tylko palce wypisujące na ścianie jakieś słowa.

Królowi nagle minęła wesołość, krzyknął i wskazał tam ręką. Wszyscy zobaczyli palce i patrzyli ze zgrozą, jak poruszają się po ścianie.

Wówczas król wezwał wszystkich mędrców królestwa, aby odczytali napis wykonany przez palce, gdyż nikt z ucztujących nie potrafił tego zrobić. Lecz mędrcy również nie umieli odczytać tych słów.

– Komu uda się odczytać ten napis – rzekł król – tego odzieję w szatę z królewskiej purpury, na jego szyję włożę złoty łańcuch i zostanie trzecią osobą w moim państwie.

Wciąż jednak nikt nie umiał tego zrobić. Wreszcie do sali balowej przybyła królewska matka, żeby zobaczyć, jaka jest przyczyna całego poruszenia. Kiedy zobaczyła napis i usłyszała, że nikt nie umie go odczytać, zawołała:

– Ależ to Daniel jest tym, kogo potrzebujesz. To człowiek natchniony przez bogów; król Nabuchodonozor zaraz by po niego posłał.

Przyprowadzono zatem Daniela do sali i kazano mu odczytać napis. Król ponowił obietnicę, że za odczytanie słów otrzyma królewską szatę, złoty łańcuch i godność trzeciej osoby w królestwie.

– Zatrzymaj swoją szatę i łańcuch – rzekł Daniel – i komu innemu przekaż swoje zaszczyty. Przeczytam, co tu jest napisane, ale nie spodoba ci się to. Przez całe życie czciłeś bożków i nie zważałeś na prawdziwego Boga, a teraz użyłeś na swej uczcie kielichów z Jego świątyni. Dlatego otrzymałeś tę wiadomość. Oto, co tu jest napisane: „Mane, tekel, fares”. „Mane” znaczy „policzono”: przez tyle lat Bóg pozwolił ci panować, lecz dobiegły one końca. „Tekel” znaczy „zważono”: twoje dobre uczynki są zbyt lekkie, twoje złe uczynki zbyt ciężkie. „Fares” znaczy „rozdzielono”: twoje królestwo zostanie ci wydarte.

Kiedy król to usłyszał, nakazał ubrać Daniela w królewską szatę i złoty łańcuch, ogłosił go też trzecim człowiekiem w jego królestwie, tak jak przysiągł uczynić. Lecz tej nocy Baltazar został zabity, a czas jego królestwa dobiegł końca.

Ponieważ „anioł” znaczy „posłaniec”, a słowa pisane na ścianie były posłaniem od Boga, możemy tylko przypuszczać, że pisał je anioł, choć widać było tylko dłoń.

Królestwo Baltazara zostało pokonane przez Persów, a król, którego osadzili na tronie, nazywany był Dariuszem. On również poważał Daniela i powierzył mu władzę nad trzecią częścią królestwa. Dwaj ludzie, którzy sprawowali władzę nad pozostałymi częściami, nie dorównywali jednak Danielowi i król zastanawiał się nad przekazaniem mu władzy nad wszystkimi trzema.

Lecz przyjaciele pozostałych dwóch władców byli zawistni i uknuli spisek, aby razem pozbyć się Daniela. Przyszli do króla i rzekli:

– Czy wyświadczysz nam przysługę? Nie sprawi ci ona kłopotu! Wydaj zarządzenie, że przez następny miesiąc nikomu nie wolno o nic prosić człowieka ani boga, zaś o wszystko mają prosić ciebie. I zarządź, że każdy kto nie posłucha tego zakazu, zostanie wrzucony do jaskini lwów.

Dariusz pomyślał, że to dziwna prośba, lecz nie widział w niej nic złego, wydał więc zarządzenie, o które prosili. Lecz kiedy usłyszał o tym Daniel, natychmiast zrozumiał, że jego wrogowie zamierzają donieść królowi o tym, że każdego dnia odmawia modlitwy do swego Boga. Nie przestał jednak z tego powodu się modlić. Otwierał w swoim pokoju okno wychodzące na zachód, gdzie leżała Jerozolima, by rankiem i w południe odmawiać przy nim modlitwy.

Kiedy spiskowcy zdobyli pewność, że tak czyni, natychmiast pobiegli do króla.

– Daniel modli się do swego Boga! – oznajmili. – Nie posłuchał twojego zarządzenia. Musisz rzucić go lwom jak obiecałeś.

Król Dariusz wcale nie chciał tego robić. Przez cały dzień zastanawiał się, jak obejść własne prawo, lecz nie było takiej możliwości. Medowie i Persowie byli bardzo dumni z tego, że nigdy, przenigdy nie zmieniali prawa, kiedy już zyskało królewski podpis.

W końcu nie widząc innego wyjścia król kazał wrzucić Daniela do jaskini lwów.

– Pokładasz wielką ufność w swym Bogu – powiedział do niego. – Na pewno ci teraz pomoże.

Potem przyłożył swą pieczęć do kamienia, którym zamknięto wejście do jaskini, a po nim to samo uczynili ludzie, którzy spiskowali, bardzo dumni z siebie, przeciw Danielowi!

Król jednak nie mógł tej nocy jeść kolacji ani spać. Bardzo wczesnym rankiem poszedł do legowiska lwów i zawołał:

– Danielu, czcicielu żywego Boga i Jego prawdziwy sługo, czy jesteś bezpieczny?

– Niech żyje król! – zawołał wesoło Daniel spomiędzy lwów. – Anioł przybył, aby mnie strzec. Jak mogłaby mi się stać krzywda, skoro Bóg wie, że jestem niewinny?

Król był uradowany. Wyciągnął Daniela z jaskini i wrzucił tam tych, którzy uknuli przeciwko niemu spisek. Lwy zjadły ich w jednej chwili.

Potem Dariusz ustanowił nowe prawo, według którego nikomu nie wolno powiedzieć ani słowa przeciwko Bogu Daniela. I to prawo, podobnie jak poprzednie, nie mogło zostać zmienione!

Daniel przeżywał cudowne, lecz bardzo trudne do zrozumienia wizje przyszłości. W jednej z nich przyszedł i przemówił do niego archanioł Gabriel, wyglądający jak człowiek. W kolejnej nawiedził go inny anioł, który, jak Daniel potem mówił, „był odziany w białe płótno i przepasany złotym pasem. Oczy jego lśniły jak świece, wokół jego głowy tańczył piorun, a jego skóra lśniła niczym brąz”.

Anioł ten opowiedział Danielowi o archaniele Michale i wyjawił mu, że Michał jest strażnikiem narodu żydowskiego. Więc jeśli macie przyjaciół wśród Żydów, dobrze jest modlić się za nich do archanioła Michała. Miło jest wiedzieć, że kraje i narody mają swoich stróżów, podobnie jak każdy z nas.

Pomiędzy swoimi widzeniami Daniel wciąż pełnił obowiązki królewskiego radcy. Ostatnim królem, jakiemu służył, był Cyrus. Ten król kochał go tak jak każdy poprzedni, lecz jak się przekonacie, nie był zbyt światłym człowiekiem.

Podobnie jak każdy Babilończyk, z wyjątkiem Żydów, Cyrus wciąż oddawał cześć bożkom. Jednym z jego ulubionych był Bel. Był to olbrzymi posąg z poświęconą mu świątynią i siedemdziesięcioma kapłanami.

Każdego dnia wielkie worki mąki, czterdzieści owiec i trzydzieści sześć wielkich butli wina przynoszono do świątyni na ofiarę dla Bela. Siedemdziesięciu kapłanów piekło z mąki bochny chleba, piekło owce i podawało je razem z winem na wielki stół przed posągiem Bela.

Pewnego dnia król spytał Daniela, dlaczego nie może czcić Bela jak każdy.

– Oddaję cześć tylko żywemu Bogu, który stworzył cały świat – odparł Daniel.

– Co? – zawołał Cyrus. – Czy nie widzisz, że Bel jest żywym bogiem? Zaprawdę, spójrz jaki ma apetyt; ile żywności zjada codziennie!

– O mój panie i władco! – zawołał Daniel. – Nie wierz w te bajki! Bel ma metalową skórę, a wnętrze z gliny; nie może jeść.

Dało to królowi do myślenia. Wezwał do siebie kapłanów Bela i rzekł:

– Udowodnijcie mi, że Bel naprawdę zjada pożywienie, które mu codziennie zapewniamy. Jeśli nie zdołacie mi tego dowieść, każę was wszystkich zabić. Jeśli wam się to uda, zamiast was zginie Daniel.

– Jak sobie życzysz – powiedzieli kapłani Bela.

Następnego dnia Daniel i król poszli do świątyni Bela, a najwyższy kapłan powiedział:

– Oto opuszczamy świątynię, królu Cyrusie. Sam będziesz musiał dzisiaj nakryć stół dla Bela i nalać mu wina. Kiedy wszystko będzie gotowe, wyjdź na zewnątrz, zamknij drzwi i zapieczętuj je. Jutro rano wróć tutaj, a przekonasz się, czy Bel nie zjadł wszystkiego.

Potem odeszli, a król ze swymi sługami przygotowali posiłek dla Bela. Daniel kazał swoim sługom rozsypać na całej podłodze biały popiół. Jeśli nawet król zastanawiał się nad tym, do czego to ma służyć, nic nie powiedział.

Następnego ranka wrócili do świątyni, a król powiedział:

– Cóż, Danielu, czyż moja pieczęć została złamana?

– Nie, jest nienaruszona – rzekł Daniel.

Otworzyli drzwi i król wydał z siebie okrzyk.

– Jesteś prawdziwym bogiem z prawdziwym apetytem, Belu! – wołał, widząc że nie został nawet okruch jedzenia ani kropla wina!

Daniel jednak tylko się uśmiechał.

– Nie wchodź na razie do środka – powiedział do króla – tylko popatrz na podłogę.

– Cóż to? – zawołał król, spoglądając w zdumieniu. – Widzę ślady stóp w całej komnacie. Byli tutaj mężczyźni, kobiety i dzieci! – Na popiele rozsypanym przez Daniela po całej podłodze dokładnie było widać ślady stóp; Daniel z trudem powstrzymał się od śmiechu.

Król wpadł w straszną wściekłość i uwięził wszystkich siedemdziesięciu kapłanów Bela. Wkrótce jeden z nich wyznał, że korzystali z sekretnego wejścia do świątyni, tuż pod stołem Bela. Razem ze swoimi żonami i dziećmi przechodzili tamtędy każdej nocy i zjadali obiad Bela. Króla tak rozgniewało oszustwo, którego padł ofiarą, że natychmiast skazał ich wszystkich na śmierć. Powiedział też Danielowi, że może uczynić co zechce z Belem i jego świątynią. Daniel zniszczył i jedno, i drugie.

Choć jednak król nie zamierzał już czcić Bela, wcale nie zamierzał oddawać czci prawdziwemu Bogu. Oznajmił Danielowi:

– Miałeś rację, że Bel był zrobiony jedynie z metalu i gliny, lecz mamy też żywego boga. To wielki wąż. Musisz go czcić, bo nie możesz powiedzieć, że nie jest żywy.

– Jest żywy, ale nie jest bogiem – odparł Daniel. – Jeśli mi pozwolisz, zabiję go bez użycia miecza, pałki ani żadnej innej broni.

– Spróbuj zatem – rzekł król.

Daniel ugotował okropną mieszaninę smoły, tłuszczu i włosów i nakarmił nią węża. Wąż połknął ją, aż rozerwała mu wnętrze, i zdechł.

– Spójrz teraz na swojego boga – rzekł Daniel.

Wszystko się udało, ale lud Babilonu był wściekły. Wielki tłum zgromadził się przed pałacem i żądał widzenia z królem. Kiedy go zobaczyli, zapytali:

– Czy jesteś Żydem jak Daniel? Obaliłeś Bela, zabijając jego kapłanów i niszcząc jego świątynię, a teraz zginął także nasz bóg-wąż! Wszystkiemu winien jest Daniel. Oddaj go nam albo zabijemy ciebie i twoje sługi!

Królowi lęk odebrał rozum i, choć bardzo niechętnie, oddał im Daniela. A cóż oni zrobili Danielowi? Oczywiście wrzucili go do jaskini lwów! Wchodząc tam Daniel rzekł:

– Znowu tu jestem!

Postanowili zostawić go tam przez tydzień i przez cały ten czas nie dawać lwom nic do jedzenia, aby mieć pewność, że zjedzą Daniela.

W tym czasie, daleko w Judei, stary prorok o imieniu Habakuk gotował sobie posiłek. Oprócz tego, że był prorokiem, zajmował się też pracą na roli i na jego polu trwały właśnie żniwa, gotował więc jedzenie dla swoich robotników. Była to wielka misa rosołu z dużą ilością pokruszonego chleba. Kiedy ją niósł, zawołał do niego anioł:

– Zanieś ten obiad Danielowi; jest w jaskini lwów w Babilonie.

– Panie – odrzekł Habakuk – nigdy w życiu nie byłem w Babilonie i nic nie wiem o tamtejszych jaskiniach lwów.

Zanim jednak zdołał powiedzieć choćby jedno słowo więcej, anioł chwycił go za włosy i poleciał z nim do Babilonu. W jednej chwili Habakuk znalazł się u wejścia do jaskini lwów. Bardzo zaskoczony, lecz nie tracąc przytomności umysłu, zawołał:

– Danielu! Pan przysłał ci obiad; chodź i weź go sobie.

Tak więc Daniel, bardzo wdzięczny Bogu za pamięć, ale i bardzo głodny, sięgnął przez kratę i wziął od niego miskę.

Habakuk natomiast znów został pochwycony za włosy i w jednej chwili znalazł się u wejścia do swego domu. Miejmy nadzieję, że miał jeszcze trochę rosołu i chleba dla swoich żniwiarzy!

Kiedy minął już tydzień pobytu Daniela w jaskini, król przyszedł popatrzeć na lwy. Było mu bardzo przykro, że Daniel musiał ponieść śmierć, lecz nie miał pojęcia, jak mógłby temu zapobiec. Był naprawdę bardzo głupim królem. Lecz kiedy zajrzał do jaskini, ujrzał Daniela siedzącego pośród lwów, całego i zdrowego.

– Jak wielki jest Bóg Daniela! – zawołał król. A potem, zebrawszy się na odwagę, wyciągnął Daniela z jaskini i wrzucił tam przywódców ludu, którzy go tam wysłali. Zostali pożarci w jednej chwili; tak bowiem wygłodniałe były lwy.

– Cały świat powinien czcić Boga Daniela – powiedział król, który chyba w końcu zaczął wszystko rozumieć. – Oto Bóg, który chroni człowieka od złego nawet w jaskini lwów!

Marigold Hunt

Powyższy tekst jest fragmentem książki Marigold Hunt Księga aniołów.