Rozdział siódmy. Moc Krzyża

O mój Boże, kto może pojąć, oświecony jakimkolwiek prawem natury, że umiłujesz Krzyż i że Twoim narzędziem będą upokorzenie i cierpienie? Tyś żył przez wieczność w niewymawialnej chwale. Mój Boże, oto co pojmuję – wszelkie dokonane dzieła i stworzenia, jakimiś się otoczył, od zawsze miałeś w swym zamyśle, choć niedokonane. Nie musiałeś okazywać swej Mocy, skoro nie było niczego, wobec czego musiałbyś ją objawiać. I w tym objawia się Twa bezinteresowność: postanowiłeś objawić swoją cudowną i pełną czułości Opatrzność, Twą ufność, Twą niezmierzoną troskę za sprawą i wobec stworzeń, które są Twym dziełem. Lecz kto nie zadziwi się tym, że Twój stwórczy akt będzie w konsekwencji wymagał Twego uniżenia? Wielki Boże, Tyś upokorzył samego siebie, Tyś się uniżył, przyjmując nasze ciało i krew, i zostałeś zawieszony na drzewie krzyża. Sławię i wychwalam Cię tym bardziej, że objawiłeś swą Moc przez swe cierpienia, choć mogłeś dokonać tego dzieła bez ich udziału. Godne jest Twej nieskończoności, że przewyższasz i przekraczasz wszelkie nasze wyobrażenia.

O mój Panie Jezu, wierzę, i za sprawą Twej łaski zawsze będę wierzył i twierdził, i wiedział, że jest prawdą i będzie nią po kres świata to, iż nic wspaniałego nie może się dokonać bez cierpienia, bez uniżenia, i że wszystko jest możliwe za taką przyczyną. Wierzę, o mój Boże, że ubóstwo jest lepsze od bogactw, ból lepszy od przyjemności, uniżenie i wzgarda lepsze niż rozgłos, pohańbienie i odrzucenie niż cześć i honory. Mój Panie, nie proszę, byś poddał mnie tym próbom, bo nie wiem, czy mógłbym im sprostać; lecz – ostatecznie – o Panie, czy będzie mi się powodzić, czy też spotkam się z przeciwnościami, zawsze będę wierzył, że jest tak, jak tutaj wyznałem. Nigdy nie będę pokładał ufności w bogactwach, zaszczytach, potędze, w chwale osiąganej w ludzkich oczach. Nigdy nie oddam mego serca ziemskim sukcesom i korzyściom. Nigdy nie będę pragnął tego, co ludzie nazywają „życiowym sukcesem”. Zawsze będę, z Twoją łaską, czynił więcej dla tych, którzy żyją w pogardzie lub zapomnieniu, odnosił się z szacunkiem i czcią wobec ubogich i cierpiących, sławił i wychwalał Twych świętych i wyznawców, i wbrew światu będę pośród nich.

I wreszcie, mój ukochany Panie, choć jestem tak słaby, że nie potrafię prosić Cię o cierpienia jako o dar i nie mam siły, by tak czynić, błagam Cię, bym godnie zachował się wobec cierpień, gdy w Twej miłości i mądrości doświadczysz mnie nimi. Pozwól mi, bym za sprawą Twych cierpień był pouczony, jak dźwigać to, co nadejdzie: ból, oskarżenia, rozczarowanie, zniesławienie, strach, niepewność, jakimi możesz mnie dotknąć. I przyrzekam także, z Twoją łaską, że nigdy nie będę się wywyższał, nigdy nie będę szukał sławy, nigdy nie będę zabiegał o wspaniałości tego świata, nigdy nie postawię siebie ponad innych. Chcę potulnie znosić zniewagi, zło zamieniać w dobro. Chcę się uniżyć we wszystkich rzeczach i milczeć w poniewierce, chcę być cierpliwy gdy przedłuża się smutek lub ból, a wszystko to dla Twojej miłości, dla miłości Twego Krzyża, bo wiem, że w ten sposób zyskam to, co obiecane w tym i w przyszłym życiu.

Bóg wystarcza za wszystko

„Panie! Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy… Filipie! Kto mnie widzi, widzi i Ojca” (por. J 14, 8–9).

Syn jest w Ojcu, a Ojciec jest w Synu. O godna czci tajemnico, która pozostaniesz na wieki! Uwielbiam Cię, o mój niepojęty Stwórco, wobec którego jestem tylko pyłkiem, jaki zaistniał dopiero przed chwilą! Gdy cofnę się myślą kilka dziesięcioleci, pojmę, że nie było mnie wtedy; nie istniałem – a sprawy biegły swoim torem: a Ty trwasz na wieki; nic, choćby przez moment, nie mogłoby istnieć bez Ciebie. I przez wieki jesteś w swej naturze; zawsze byłeś – cóż za straszliwa, pełna chwały tajemnica – jako Syn w Ojcu i Ojciec w Synu. Czy mamy istnienie, czy nie istniejemy – Tyś zawsze Jeden i ten sam, Syn który jest wszystkim dla Ojca, Ojciec, który jest wszystkim dla Syna – a wszystkie inne rzeczy, same w sobie, są niczym innym, jak marnością. Nie było żadnej rzeczy, może nie być żadnej rzeczy – a dla Ojca dość będzie, że jest z Jednorodzonym Synem, równym Mu w naturze i że ten Syn przebywa w najgłębszej obecności Wiekuistego Ojca. O czcigodna tajemnico! Ludzki umysł nie pozwala mi jej przeniknąć, lecz wierzę w nią. Wierzę, bo Ty ją ogłosiłeś, o Panie. Z radością przyjmuję Twe słowo o Tobie. Bo Ty wiesz, kim jesteś – i któż więcej? Z pewnością nie ja, pył i popiół, chyba że w tej mierze, w jakiej mi to objawisz. Przyjmuję zatem Twe własne świadectwo, o mój Stwórco! I wierzę pewnie, powtarzam za Tobą to, czego nie rozumiem, ponieważ chcę żyć życiem wiary; wolę zaufać Tobie, niż w sobie samym pokładać nadzieję.

O mój wielki Boże, przez wieczność byłeś wszystkim dla samego siebie. Bo Ojciec wystarczał Synowi, a Syn Ojcu; jakże zatem miałbyś nie wystarczyć mi, który jestem biednym stworzeniem – Ty tak wielki, ja tak mały! Wszystko znajdę w Ojcu i Synu. Mogę zatem powtórzyć za św. Filipem – „Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. To nam wystarczy – bo wtedy będziemy wypełnieni wszelką obfitością, gdy poznamy Ciebie. O wszechmocny Boże, umocnij mnie Twą siłą, pociesz mnie Twoim wiecznotrwałym pokojem, niech mnie ukoi widok Twego oblicza; oświeć mnie Twą niestworzoną jasnością; oczyść mnie tchnieniem niewysłowionej świętości. Obmyj mnie Tobą samym, napój mnie – na tyle, na ile śmiertelny człowiek może ubłagać – rzekami łaski, które wypływają z Ojca i Syna, obmyj i napój mnie łaską Twej współwiekuistej Miłości, która ma jedną naturę.

O mój Boże, daj, bym nigdy nie zapomniał tej prawdy – żeś nie tylko jest mym życiem, ale i jedynym życiem! Ty jesteś Drogą, Prawdą i Życiem (por. J 14, 6). Ty jesteś moim Życiem, Życiem wszystkich, którzy istnieją. Wszyscy ludzie, wszyscy, których znam, których spotkałem, o których słyszałem i których widziałem nie mają życia, jeśli nie czerpią go z Ciebie. Albo żyją w Tobie, ale nie żyją wcale. Nikt nie może być zbawiony poza Tobą. Spraw, bym nie zapominał o tym nigdy, gdy krzątam się wokół codziennych spraw. Daj mi prawdziwą miłość dusz, tych dusz, za które umarłeś. Naucz mnie modlić się za ich nawrócenie, spraw, bym miał w tym swój udział. Jakiekolwiek mieliby uzdolnienia, jakkolwiek byliby uprzejmi i mili w obyciu, jakkolwiek wysoko postawieni i szacowni – nie mogą być zbawieni, jeśli nie mają Ciebie. O mój Boże, który wszystko masz w sobie, Ty sam wystarczysz! Twoja krew jest wszystkim dla świata. A tak jak Ty jeden wystarczasz dla mnie, tak też wystarczasz wszystkim synom Adama. O mój Panie Jezu, niech Twój Krzyż będzie wszystkim, czego potrzebują, niech będzie skuteczny! Niech nade wszystko będzie skutecznym narzędziem dla mnie, żebym nie tyle „miał wszystko i obfitował” (por. Flp 4, 18), lecz wydał owoc doskonałości.

Jedynie Bóg jest niezmienny

„Dokąd ja idę, tam nie możesz teraz pójść za mną; ale później pójdziesz” (por. J 13, 36).

Ty jedynie, o mój Boże, jesteś tym, kim zawsze byłeś! Człowiek zmienia się i jest zmienny. Tyś niezmienny; zaiste, także jako człowiek pozostałeś niezmienny: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki (Hbr 13, 8). Twe słowo trwa w niebie i na ziemi. Twe wyroki są niezmienne; nie żałujesz nigdy Twych darów. Twa natura, Twe przymioty są zawsze takie same. Tyś zawsze Ojcem, zawsze Synem, zawsze Duchem Świętym. Wielbię Cię w niczym niezmąconym pokoju Twej niezmienności. Wielbię Cię, któryś jest w niczym nie poruszonym niebie, które jest Tobą. Tyś był doskonały na początku; nic nie może być Ci przydane, ani nic nie może Cię umniejszyć. Nie było też niczego, co mogłoby Cię poruszyć, bo nie było niczego, przez co byłbyś stworzony i przez co mógłbyś zostać unicestwiony. Ponownie, wielbię Cię w Twej nieskończonej stałości, która jest rdzeniem i opoką wszystkich rzeczy stworzonych.

Człowiek, przeciwnie, zawsze jest zmienny. Nie minął jeszcze dzień, a ja już jestem bliżej grobu. Jakikolwiek byłby mój wiek, niezależnie od tego jak długo miałbym żyć, wciąż zmniejsza się odległość, oddzielająca mój czas od wieczności. Wciąż się zmieniam – sam w sobie. Młodość nie jest tym samym co starość – nieustannie się zmieniam, przechodząc od lat młodzieńczych ku kresowi mego życia. O mój Boże, jestem coraz bardziej zniedołężniały, posuwając się w latach! Moje ciało powróci do ziemi. I tylko moja dusza nie umrze, bo Ty uczyniłeś ją nieśmiertelną; lecz moja cielesna powłoka nieustannie, nieodwołalnie zmierza ku temu, by stać się prochem, z którego została stworzona. Wszystko, co pod niebem, zmienia się: wiosna, lato, jesień, zima mają swój początek i kres. I ziemska fortuna jest zmienną; co było wysoko – spoczęło nisko, co było nisko – zostało wyniesione ku górze. Bogactwa ulatniają się, ludzie doznają straty. Przyjaciele stają się wrogami, wrogowie – przyjaciółmi. Zmieniają się nasze pragnienia, cele, projekty życiowe. Nie ma nic stałego poza Tobą, o mój Boże! Tyś jest ośrodkiem i życiem wszystkiego, co zmienne, każdego, kto ufa Ci jako swojemu Ojcu, kto ma wzgląd na Ciebie, kto z zadowoleniem składa swe życie w Twoje ręce.

Wiem, o mój Boże, że muszę się zmieniać, jeśli mam ujrzeć Twoje oblicze! Muszę przejść przez tą przemianę, jaką jest śmierć. Ciało i dusza muszą umrzeć dla tego świata. Moje prawdziwe jestestwo, moja dusza, musi przejść przemianę za sprawą prawdziwego odrodzenia. Nikt inny, tylko człowiek święty może Cię oglądać. Podobnie jak Piotr, nie mogę teraz doznać tego dobrodziejstwa, które w stosownym czasie może stać się moim udziałem. „Nie możesz teraz pójść za mną; ale później pójdziesz.” Wspieraj mnie łaską Twej niezmienności, gdy zostanę poddany tej wielkiej, straszliwej, lecz szczęśliwej przemianie. Tu, na ziemi, moja niezmienność polega na wytrwałości wśród przychodzących zmian. Spraw, bym dzień po dniu był kształtowany przez Ciebie, bym przemieniał się – przechodząc od chwały do chwały, bym zawsze był wpatrzony w Ciebie, bym zawsze wspierał się na Tobie. Wiem, o Panie, muszę przejść przez próby, kuszenie, muszę zmagać się z przeciwnościami, jeśli mam przyjść do Ciebie. Nie wiem, co jeszcze mnie czeka, lecz to, co wiem, wystarcza. Wiem także, że gdybyś nie był przy mnie, zmieniałbym się na gorsze, nie na lepsze. Jakiegokolwiek doznam losu, czy będę bogaty czy biedny, zdrowy czy chory, z przyjaciółmi czy bez nich, wszystko obróci się w zło, jeśli nie oprę się na Wiecznotrwałym; wszystko przemieni się w dobro, jeśli będzie ze mną Jezus: „wczoraj i dziś, ten sam i na wieki”.

Bóg jest Miłością

„Rzekł Jezus: Czy miłujesz mnie bardziej niźli ci?” (por. J 21, 15).

Zabiegasz o naszą miłość, mój Boże i sam dla siebie jesteś Miłością. Miłość towarzyszy Ci przez całą wieczność. Nie słyszeliśmy nic o przejawach Twej potęgi, zanim nie stworzyłeś świata, ani o Twej sprawiedliwości, zanim dałeś początek stworzeniom, które osądzasz, ani o Twej mądrości, zanim nie objawiła się w świecie za sprawą czynów i dzieł Twej Opatrzności; lecz zawsze jesteś Miłością, bo jesteś nie tylko Jednym, ale i Trójcą. Ojciec kocha przez wieczność Jednorodzonego Syna, a Syn obdarza Go taką samą Miłością. Miłością tą w swojej istocie jest Duch Święty: Miłością, którą kochają się wzajemnie Syn i Ojciec. Oto, Panie, Twe niewysłowione, szczególne błogosławieństwo. Uwielbiam Cię, moja nieskończona Miłości!

A gdy nas stworzyłeś, pomnożyłeś swą miłość, jeśli w ogóle jest to możliwe. Ukochałeś nie tylko równą Tobie co do istoty osobę Syna, który jest obrazem Twej Boskiej władzy, lecz ukochałeś także Twoje stworzenia. Obdarzyłeś nas Miłością, którą masz w sobie samym. Pokochałeś człowieka bardziej, niźli jakiekolwiek inne stworzenia. Ta miłość sprowadziła Cię na ziemię, uczyniła Cię poddanym prawom, jakim podlega stworzona natura. Tylko miłość była zdolna przemóc Ciebie, Najwyższego – byś stał się poddany prawu. Umarłeś z powodu swej nieskończonej miłości do grzeszników. I to miłość sprawia, że choć Wniebowstąpiłeś, jesteś tu nadal, w małym tabernakulum, przybrany w tak skromny, powszedni kształt. O Amor meus – moja Miłości, czy gdybyś nie był Miłością, pozostałbyś tutaj choćby przez chwilę, uwięziony i wystawiony na afront, upokorzenie, zniewagę? O mój Boże, nie wiem, co znaczy wieczność, lecz jedno widzę jasno – że Twoja miłość ma w sobie głębię i wielkość, która przekracza wszelką moją miarę.

A teraz ofiarujesz mi swoją Miłość, boś mnie pokochał. Zabiegasz, bym kochał Cię wyjątkową miłością, nade wszystko. Czyż nie zapytałeś: „Czy miłujesz mnie bardziej niźli ci?”. O mój Boże, jaki to wstyd, że trzeba stawiać mnie przed takim pytaniem. A jednak trzeba zapytać – czy rzeczywiście kocham Cię bardziej niż wielu spośród ludzi? Wielu z nich nie kocha Cię wcale, odsuwa od siebie myśl o Tobie. Wydaje się im ona niemiła; ich serca są obojętne wobec Ciebie; Ty zaś mnie pytasz, czy miłuję Cię choć trochę. Czy nie powinienem kochać Cię bardziej? W czym będzie Ci pomocna moja miłość, Tobie, któryś uczynił ludzi tak bliskimi sobie, któryś wybrał ich ze świata by byli Twymi szczególnymi sługami i synami? A skoro wszyscy powinni Cię kochać, czyż nie powinienem miłować Cię bardziej? Umarłeś za wszystkich, lecz nie wiem, co uczyniłeś dla każdego z ludzi z osobna, wiem jednak, co uczyniłeś właśnie dla mnie. To, co dla mnie uczyniłeś, nakazuje mi kochać Cię ze wszystkich moich sił.

Św. John Henry Newman

Powyższy tekst jest fragmentem książki św. Johna Henry’ego Newmana O krok bliżej… Medytacje.