Rozdział siódmy. Dzień radości

To były złe dni dla Aleksandrii. Większość egipskich biskupów odmówiła uznania Grzegorza, więc zostali natychmiast aresztowani. Niektórzy zostali wygnani, inni byli torturowani, jeszcze inni zostali uwięzieni. Św. Potamona, który o włos uniknął męczeństwa podczas prześladowań Dioklecjana, ubiczowano rózgami na śmierć. Okrucieństwa uzurpatora sprawiły, że Aleksandryjczycy nienawidzili go tak bardzo, że po czterech latach tyranii, został zabity przez tłum podczas nagłego wybuchu niezadowolenia.

Atanazy tymczasem dotarł do Rzymu, gdzie został przyjęty przez papieża Juliusza I jako orędownik wiary. Sprawa powinna zostać zbadana w jego obecności, postanowił papież, jednak skłonienie arian do przybycia do Rzymu było niemożliwością. Wymówka za wymówką, pretekst za pretekstem. Euzebiusz, przywódca ugrupowania arian, zmarł w końcu w na siłą zajętym biskupstwie, ale jego duch przetrwał w naśladowcach. Stworzyli swoje credo i wysłali je do papieża, który odrzucił je na synodzie w Mediolanie. Credo nicejskie jest wyznaniem wiary Kościoła katolickiego, orzekł papież. Ale Credo nicejskie, które tak całkowicie dowodziło boskości Chrystusa, było tym, czego arianie nie mogli zaakceptować.

Arianie w końcu zostali zmuszeni do obecności na kolejnym synodzie, w Sardyce. Ale kiedy Atanazy dowiódł swojej niewinności, a biskupi, których arianie wygnali, złożyli świadectwo przemocy i okrucieństwa, z jakim zostali potraktowani, arianie czym prędzej opuścili synod i powrócili do Filippopolis. Tu zwołali własny synod, który nie tylko ekskomunikował Atanazego, ale miał na tyle tupetu by „ekskomunikować” samego papieża Juliusza.

Synod w Sardyce, na którym obecni byli prawomyślni biskupi z Italii, Hiszpanii, Galii, Afryki, Grecji, Palestyny i Egiptu, doskonale poradził sobie bez ariańskich biskupów. W końcu potwierdzono niewinność Atanazego, a arianie i ich credo zostali potępieni. Napisano listy do wszystkich kościołów informujące o tym, co zaszło, wysłano także legatów do dwóch cesarzy, Konstansa i Konstancjusza.

Konstancjusz nie śmiał stawiać oporu. Naciskany przez brata, który robił, co mógł, by ukazać postępowanie arian w prawdziwym świetle i groził wojną, jeśli będzie uparcie ich popierał, Konstancjusz wysłał listy do Aleksandrii nakazujące, by przyjąć Atanazego z honorami.

Aleksandryjczycy tymczasem otrzymali list od papieża wychwalający patriarchę. „Jeśli cenne kruszce – pisał – takie jak złoto i srebro przechodzą próbę ognia, to cóż możemy powiedzieć o tak wspaniałym człowieku, który przezwyciężył tyle zagrożeń i trudności i który powraca do was zostawszy uznany niewinnym przez cały synod? Przyjmijcie, umiłowani, z całą radością i chwałą Boga, waszego biskupa Atanazego”.

Aleksandria nigdy jeszcze nie widziała takiego świętowania. Ludzie tłumnie wybiegli z miasta, by powitać swego wygnanego patriarchę, śpiewali radosne hymny, machali gałązkami i rzucali kosztowne dywany na drogę, którą miał przejść patriarcha. Każde najmniejsze nawet wzgórze było oblegane przez ludzi spragnionych widoku tej ukochanej twarzy i postaci. Minęło sześć lat, odkąd go ostatnio widzieli, czegóż to nie wycierpieli pod jego nieobecność?

Co do Atanazego, jego jedyną myślą, jak zawsze, było umocnienie swojego ludu w wierze. Ci, którzy zostali sprowadzeni na manowce przez arian otrzymali przebaczenie i zostali przyjęci z największym miłosierdziem. Słabi, pokonani przez własny strach, zostali umocnieni z czułą wyrozumiałością. Ci, którzy byli wrogami Atanazego byli witani jak przyjaciele, gdy tylko okazali skruchę. Arianie zostali tymczasowo pokonani, nie mogli nic zrobić. Konstans był dla nich za silny.

Ten moment należał do patriarchy i postanowił wykorzystać go w całości. Biskupi Egiptu zebrali się wokół niego, zadbano o wdowy i sieroty, biedni znaleźli wikt i opierunek, a wierni zostali ostrzeżeni przed fałszywą doktryną. Kościoły były zbyt małe, by pomieścić gromadzące się tłumy. Był to czas pokoju, którym Bóg obdarował swój lud, by umocnić go przed nadchodzącą burzą.

Konsekrowano nowych biskupów, ludzi świątobliwych i godnych zaufania. Nawet mnisi w odległych klasztorach otrzymali listy od patriarchy zagrzewające ich do realizowania ideałów życia duchowego i modlitwy o pokój Kościoła. Wśród wszystkich swoich zajęć Atanazy nadal znajdował czas by pisać teksty przeciw arianom, traktaty w obronie wiary oraz dotyczące religijnego życia, błyskotliwe, mocne i przekonujące. Trzeba było ciągłej czujności, bo arianie byli wszędzie próbując uwieść ludzi swoimi fałszywymi naukami, ucząc, że Chrystus nie był Bogiem. Traktaty Atanazego były potężną bronią w służbie prawdy.

Lata mijały na nieustających modlitwach i pracy, w końcu cały Egipt był silny i niewzruszony w wierze. „Święci czwartego wieku byli gigantami – pisze współczesny pisarz – ale ten z Aleksandrii był najwspanialszym z nich wszystkich.”

Nadchodził czas, gdy jego praca miała zostać poddana próbie, jak złoto w ogniu. Konstans został zabity w bitwie, zostawiając Konstancjuszowi władzę w całym imperium. Były to chwile pełne złych przeczuć, ale przez pewien czas nowy cesarz wydawał się pozytywnie usposobiony, posunął się aż do zapewnienia Atanazego o swojej przyjaźni. Nie była to jednak przyjaźń godna zaufania.

Papież Juliusz także zmarł, jego następcą został Liberiusz. Jednym z pierwszych czynów Konstancjusza było napisanie do nowego papieża, podarowanie mu hojnych prezentów i namawianie go by potępił Atanazego. Za listem cesarza podążyły listy arian zawierające wszystkie stare zarzuty, jednak bez skutku. Liberiusz odmówił z oburzeniem przyjęcia prezentów i próśb.

Wybuchły nowe prześladowania. To prawda, Atanazy nie był niepokojony, ale wrogowie czekali tylko na pretekst by go zaatakować. Wkrótce go znaleźli.

W Wielkanoc roku 354 kościoły Aleksandrii były tak pełne wiernych, że nie można było oddychać. Zaproponowano Atanazemu by odprawił świąteczną Mszę świętą w dużym kościele, który został niedawno zbudowany, ale nie był jeszcze konsekrowany. Atanazy wahał się czy zrobić to bez pozwolenia, kościół został wybudowany przez cesarza, ale ludzie przekonali go do zamiany. Patriarcha Aleksander zrobił to samo, naciskali, w kościele św. Teonasa, przy takiej samej okazji, w przypadku konieczności na pewno jest to zgodne z prawem. Jednak nie wzięli pod uwagę arian, którzy natychmiast oskarżyli Atanazego o próbę uzurpacji władzy królewskiej.

Patriarcha w swojej sławnej Apologii do Konstancjusza, wyjaśnił przyczynę swojego postępowania, jednak było to bezużyteczne, wygrzebano inne fałszywe zarzuty przeciwko niemu i jego zguba została przypieczętowana. Wiosną następnego roku Konstancjuszowi, który był teraz władcą Wschodu i Zachodu, udało się prześladowaniami przekonać członków synodu, który zwołał do Arles, do potępienia Atanazego jako winnego. Cesarz był obecny ze swoimi oddziałami, groził obnażonym mieczem każdemu, kto ośmielił się stawiać opór. Biskupi, którzy odmówili podpisania, byli biczowani, torturowani i wygnani, papież został wygnany do Berei, gdzie był traktowany szorstko i okrutnie.

Zimą następnego roku, generał Syrianus, przybył do Aleksandrii z dużą armią. Był arianinem i lud podejrzewał spisek. Atanazy zapytał go czy przywiózł jakąś wiadomość od cesarza, Syrianus odpowiedział, że nie. Atanazy przypomniał mu, że Konstancjusz obiecał zostawić Aleksandrię w spokoju. Rzeczy toczyły się zwykłym trybem przez trzy tygodnie, wtedy spadł spodziewany przez wszystkich cios.

Była północ, biskup odprawiał wigilijną Mszę świętą w kościele św. Teonasa, kiedy nagle huki i krzyki zakłóciły ciszę nocy. Syrianus z pięcioma tysiącami zbrojnych otoczył budynek. Byli zdeterminowani by schwytać patriarchę, żywego lub martwego.

W przyćmionym świetle sanktuarium Atanazy siedział na biskupim tronie, spokojny i nieporuszony w środku szalejącego tłumu.

– Przeczytajcie psalm 135 – powiedział do jednego z diakonów – kiedy skończycie wszyscy opuszczą kościół.

Słowa zabrzmiały w budynku z przesłaniem nadziei i pewności, ludzie zaczęli się przyłączać:

„Alleluja. Chwalcie Pana, bo jest dobry, bo Jego łaska na wieki. Chwalcie Boga nad bogami, bo Jego łaska na wieki”.

Ci, którzy byli najbliżej biskupa ponaglali go by uciekał.

– Miejsce pasterza jest przy jego stadzie – odpowiedział stanowczo.

Gdy tylko skończył się psalm żołnierze wpadli do środka z obnażonymi mieczami. Wielu ludzi uciekło, inni zostali zadeptani lub zamordowani.

Atanazy siedział bez ruchu z rękami złożonymi w modlitwie. Po raz kolejny ponaglali go do ucieczki.

– Nie, dopóki wszyscy nie opuszczą kościoła – odpowiedział.

Zdesperowani duchowni i mnisi, wzięli sprawy w swoje ręce. Wzięli Atanazego w ramiona, wynieśli go z kościoła, przechodząc przez sam środek grupy żołnierzy, którzy wszędzie szukali patriarchy. Wydawało się, jak mówił sam Atanazy, jakby Bóg zakrył ich oczy.

Uciekł w mrok zimowej nocy, wygnaniec i zbieg po raz kolejny.

cdn.

Frances Alice Forbes

Powyższy tekst jest fragmentem książki Frances Alice Forbes Św. Atanazy. Strażnik wiary.