Rozdział dwudziesty. Trzy małe mikołaje, cz. 4

Piękny świat starych książek

Dzień przed Wigilią, dzieci są tak niespokojne, że nie wiedzą wcale, co ze sobą począć.

– Co mamy teraz robić? – pytają mamy.

– Nie biegajcie ciągle za mną – mówi mama. – Przeszkadzacie mi. Nie mam teraz czasu. Pograjcie trochę w domino – proponuje im potem. Przez chwilę Pit, Pat i Pet grają w domino, szybko jednak tracą ochotę.

– Co mamy robić? – pytają ponownie. – Ten czas wcale się nie posuwa.

– Wyszczotkujcie Jippiego – mówi mama – aby ładnie wyglądał w święta.

Lecz kot Jippi nie pozwala się szczotkować. Prycha, uderza pazurami, a na koniec ucieka. Mama, żeby wreszcie mieć spokój, idzie do komórki i przynosi stos starych, zakurzonych książek.

– Czytała je moja mama, gdy była jeszcze mała – mówi. – Pooglądajcie je sobie.

Pit, Pat i Pet siadają przed kominkiem i zaczynają czytać prastare książki. Na dworze deszcz uderza o szyby i nagle staje się naprawdę pięknie.

Pit, Pat i Pet czytają jak było kiedyś. Wówczas nie było jeszcze dużych miast, a ludzie mieszkali pośród lasów i łąk. Wiele cudownych historii zawartych jest w książkach. I nagle dzień się kończy, a dzieci wcale tego nie zauważają.

– Sarny podchodziły aż pod same domy – mówi Pat podczas zakładania nocnej koszuli i udawania się na spoczynek.

– Tak, a ludzie zbierali cudowne zioła – opowiada Pet. – Niektóre z nich pomagały leczyć kolana po upadku.

Pit zamyślił się głęboko.

– Najpiękniejsze było to, że całą zimę padał śnieg – mówi wreszcie.

– Teraz tylko ciągle pada deszcz.

Pat i Pet przytakują mu. Odsłaniają zasłonę i wyglądają przez okno. Ciągle jeszcze pada.

– Czasami na Boże Narodzenie bywa śnieg – mówi Pat. Potem gasi lampę i każde z nich, zanim pogrąży się we śnie, snuje w ciszy własne myśli.

W nocy zdarza się jednak coś szczególnego: Pit, Pat i Pet śnią ten sam sen…

Wszystko jest piękne jak w dawnych książkach

Idą przez głęboki las jodłowy, a tu nagle zaczyna padać śnieg. Bezszelestnie opadają płatki śniegu. Najpierw zupełnie małe, potem jednak stają się coraz większe, urastając aż do rozmiarów motyli. Drzewa rozpościerają swe gałęzie i zatrzymują spadające płatki. Nagle na niebie pojawiają się tysiące złotych dzwoneczków, które zaczynają cicho dzwonić. A może są to uśmiechnięte gwiazdy.

Wtem z zarośli wyłaniają się zwierzęta: dumne jelenie, lisy i sarny, wiewiórki z puszystymi ogonkami, jeże i zające. A dookoła świergocą kolorowe ptaki. Jelenie przyklękają i pozwalają Pitowi, Pat i Petowi dosiąść swoich grzbietów. Na miękkich kopytach cwałują przez zimowy las. Wiatr śpiewa delikatnie w ośnieżonych drzewach. Śnieg rozpościera swój biały dywan, a księżyc kładzie na nim złocistą smugę. Jest tak uroczyście i cicho, że dzieci czują się bardzo szczęśliwe. Potem jednak zagapiają się na chwilę i – bęc! – spadają w śnieg z grzbietów jeleni.

Gdy Pit, Pat i Pet otwierają oczy, stwierdzają, że pospadali z łóżek.

– Ach, to był tylko sen! – wzdychają i przecierają oczy. I wszystkim trojgu robi się trochę smutno. Gdy jednak wyglądają przez okno, spostrzegają, że wydarzyło się coś nadzwyczajnego. W ciągu nocy duże miasto odmieniło się – spadł śnieg!

– Hurra! – krzyczą Pit, Pat i Pet.

Szybko się myją, nakładają ubrania i wybiegają na dwór. Nigdy jeszcze nie było tak cicho. Nawet auta jeżdżą bezgłośnie po białych ulicach i pokryte są śnieżnymi czapami. Domy wyglądają, jak gdyby były polewane lukrem, z okien zwisają błyszczące sople. A ludzie stawiają kołnierze u swoich palt i jak nigdy dotąd zdają się być bardzo zadowoleni.

Coraz więcej śnieżnych płatków spada z nieba. Dzieci chwytają się za ręce i zaczynają tańczyć i skakać.

– Pada śnieg! Pada śnieg! – śpiewają.

I myślą, że nadeszła Wigilia i że miasto wygląda teraz tak samo pięknie, jak wioski w prastarych książkach.

Dlaczego Boże Narodzenie powtarza się co roku?

Nagle odkrywają jeszcze coś: przed wejściem do domu stoi duża, pokryta śniegiem choinka. Dzieci długo jej się przypatrują, nie mówiąc ani słowa.

– Przywędrowała z lasu – szepce Pat.

– Z lasu, o którym śniliśmy – mówi cichutko Pit.

A Pet dodaje szeptem:

– Nasza choinka.

To rzeczywiście wspaniała sprawa. A poza tym już tylko kilka godzin do Bożego Narodzenia. Pit, Pat i Pet obrzucają się najpierw śnieżkami, potem lepią bałwana, lecz w końcu chętnie udają się do domu.

W domu jest taka podniecająca i tajemnicza atmosfera, jak w żadnym innym dniu w ciągu całego roku. Uroczyście brzmi muzyka w radiu. Rodzice znikają w bawialni. Wszystko dokoła szeleści, nagle rozlega się dźwięk dzwoneczka. Dzieci nie mogą jednak nic dostrzec przez dziurkę od klucza.

– Jippi jest oczywiście wewnątrz – mówi Pet. – W gruncie rzeczy jest to niesprawiedliwe.

Lecz Pit, Pat i Pet są nazbyt podnieceni, by rzeczywiście się denerwować. Biegają do okna i z powrotem, potem siadają wokół radia i przysłuchują się historyjkom, które opowiada jakiś mężczyzna.

Powoli zapada zmierzch.

– Tak! – woła mama i wygląda na bardzo zadowoloną. – Gdy wszystkie dzieci będą już umyte, zobaczymy, co przyniosło nam Dzieciątko Jezus.

Rozpoczął się szturm na łazienkę, tym razem Pit, Pat i Pet myją nawet uszy. Wszyscy troje wyglądają zupełnie porządnie. Rozczochrane włosy przygładzają sobie wodą.

Wreszcie rozpoczyna się Boże Narodzenie. Ta wielka chwila nadeszła: drzwi do bawialni otwierają się, oczom dzieci ukazuje się choinka, promieniując dokoła, i napełnia wszystko swoim blaskiem. Pachnie lasem, świecowym woskiem i ciasteczkami, a także pieczenią.

Przez długą chwilę dzieci stoją jak zaczarowane, bez słów i z dużymi oczyma.

– No? – mówi wreszcie tatuś.

Pit, Pat i Pet rzucają się na swoje prezenty. Są farby, samolot, auto i jeszcze lalka, lokomotywa, statek i wiele kolorowych książeczek z obrazkami. Wprost nie do pojęcia, jak kochane jest Dzieciątko Jezus!

– Patrz! – krzyczy Pit.

– Tutaj! – cieszy się Pat.

A Pet wychwala:

– Och! Jak pięknie! Jak pięknie!

– Jestem tak przepełniony radością, że zaraz pęknę – mówi wreszcie Pit. Z dwojgiem pozostałych dzieci dzieje się tak samo.

O tak, szydełkowy kapelusz wspaniale mamie pasuje, a tatuś obiecuje, iż natychmiast zacznie palić fajkę zamiast papierosów. Jippi goni dokoła za gumową myszą. Potem wszyscy siadają do stołu, jedzą pieczeń i wszyscy są naprawdę szczęśliwi.

– To śmieszne – stwierdza Pit, gdy wszyscy są już syci i siadają obok siebie. – Boże Narodzenie to choinka, prezenty, muzyka i pieczeń. Musi chyba być jeszcze coś innego. W przeciwnym razie radość szybko by się skończyła. A ona przecież jeszcze trwa!

Pat i Pet spoglądają na niego z namysłem.

– Tak – mówi Pet. – To tylko to, co się dokoła dzieje.

A Pat pyta:

– Co jest właściwie sednem Bożego Narodzenia?

Rodzice uśmiechają się.

– Boże Narodzenie jest znakiem do zaczynania wszystkiego na nowo – mówi tatuś. – Pan Jezus przychodzi na świat, a z Nim i miłość.

– No tak – stwierdza Pat. – W Boże Narodzenie wszyscy ludzie kochają się wzajemnie.

– Ale po Bożym Narodzeniu ponownie przestają – dodaje Pet.

– Czy dlatego każdego roku mamy ponownie Boże Narodzenie, aby znów zaczynać na nowo? – pyta Pit.

– Tak – mówi mama. – Ludzie są zapominalscy. A Boże Narodzenie ma nam ciągle przypominać, że możemy znów zacząć starać się być dobrymi.

Pit, Pat i Pet milkną. Każde z nich przyrzeka sobie w myśli, że od tej chwili będzie lepszym człowiekiem.

Potem kot Jippi zaczyna wyprawiać głupstwa! Rzuca się nagle na choinkę i rozbija trzy bombki naraz. Ale Jippi nie jest przecież człowiekiem i być może nie powziął dobrych postanowień; nie upłynęło zbyt wiele czasu, a to samo przydarza się Petowi. Zwędza Pitowi z talerza marcepanowy obwarzanek. Z tą tylko różnicą, że zaraz mu go oddaje.

Pit zwraca się do Peta, by mu coś powiedzieć, a przy tym kopie go niechcący w piszczel. A ponieważ przy tej okazji obydwaj rozdeptują nową lalkę Pat, ta zaczyna płakać.

Rodzice stają z opuszczonymi rękoma i tylko na nich spoglądają. Nagle wszyscy troje milkną. Stają jak odrętwiali i wybuchają płaczem. Najpierw Pat, potem Pit i Pet.

– Wszystko na próżno! – szlocha Pat.

– Całe Boże Narodzenie – mówi przez nos Pit.

– A ja chciałem być dobrym człowiekiem! – lamentuje Pet. – Nie tylko chwilowo!

– Przestańcie płakać – mówi mama. A tatuś bierze całą trójkę na ręce.

– Może się przecież zdarzyć, że komuś nie uda się na początku – pociesza. – Ale Boże Narodzenie ma tylko przypominać o tym, że można zacząć od nowa. W każdym momencie życia można zacząć na nowo. Jeśli potem znowu popełni się błąd, to nie jest koniec świata. Trzeba tylko rzeczywiście chcieć być dobrym, wtedy któregoś dnia na pewno się uda.

Pit, Pat i Pet ocierają sobie oczy i Boże Narodzenie znowu staje się piękne.

– Jesteśmy jeszcze trochę mali – mówi Pit – ale z pewnością do tego dojdziemy!

I wszyscy wierzą w to bardzo mocno. Jeszcze trochę bawią się swoimi nowymi zabawkami, a potem czują się już zmęczeni. Przecież jutro też jest jeszcze Boże Narodzenie. W nocy rodzice idą do kościoła na pasterkę. Dzieci są jeszcze za małe i zostają w domu.

Cały pierwszy dzień świąt Pit, Pat i Pet spędzają wraz z rodzicami i Jippim. I jeśli pominie się fakt, że Pet zbił niechcący szklany lichtarz, to faktycznie w dniu tym nie wydarzyło się nic złego.

Zepsute zabawki i stary Sebastian

Drugiego dnia świąt świeci tak wspaniałe słońce, że mama wysyła dzieci na dwór. Pit i Pet zabierają ze sobą auto i samolot. Lecz, gdy pobawili się przez chwilę, auto nagle się zepsuło.

– Och – mówi Pit. – Jaka szkoda! Spójrzcie – odpadło koło!

– Z mojego samolotu odpadło skrzydło! – woła Pet. – Coś podobnego!

– No tak – stwierdza Pat. – Tak już jest, jakby po świętach!

– Ale Boże Narodzenie jeszcze przecież nie minęło – mówi Pit.

I faktycznie, pachnie jeszcze świerkową zielenią i woskiem świec, a czasem za szybą płoną jeszcze lampki na choinkach.

– Prawie już – mówi Pat.

Wałęsają się tak po cichych ulicach. Chwilami wspinają się na palce i zaglądają ludziom do okien.

Właściwie nie powinno się tak robić, ale z drugiej strony jest to niezwykle interesujące. Niektórzy ludzie siedzą pod swoimi choinkami, ziewają z nudów, a na nogach mają domowe pantofle. Niektórzy śpią na sofach, a kilka osób siedzi nieruchomo przed telewizorem.

– Hm – chrząka Pit.

W jednym miejscu udeptują śnieg i grają w kręgle orzechami. Lecz zbyt wielkiej przyjemności im to nie sprawia. A samolot i auto leżą obok w opłakanym stanie.

– Hej, kundelku! – woła Pet do małego czarnego pieska, przebiegającego obok.

Jednakże kundel popsuł sobie w święta żołądek. Ma teraz zły nastrój i warczy na nich.

Tap, tap, tap, stąpają czyjeś kroki po ulicy.

– To stary Sebastian! – szepce Pat. – Z nim nikt nie rozmawia.

– Ponieważ on się wcale nie myje – wyjaśnia Pit.

– I w ogóle! – dorzuca Pet.

– Ciekawe, co on robił w Wigilię? – zastanawia się Pat nagle.

– Zawsze dostaje kiełbasę od rzeźnika Schmitta – mówi Pet.

– Wiem o tym. A piekarz daje mu do tego bułeczki.

– Czy robią to dlatego, że kochają go z okazji świąt? – pyta Pit.

Pytanie to skierowuje raczej do siebie.

– Jeśli się zastanowić – mówi Pat – to z tym początkiem…

Stary Sebastian przechodzi powoli obok nich. Dzieci przyglądają mu się przez moment. W każdej chwili, myślą intensywnie. A więc i teraz!

I nagle zaczynają biec za starym Sebastianem.

– Dzień dobry, Sebastianie! – wołają. – Co u ciebie słychać?

– Dzień dobry – odpowiada zdziwiony stary Sebastian. – A co u was słychać?

Pet z zakłopotaniem grzebie nogą w śniegu, a Pat drapie się po głowie.

– Ach – jąka się Pit. – Nasze zabawki się popsuły! – przychodzi mu nagle do głowy. – A śnieg też już się zabrudził – dodaje.

Stary Sebastian śmieje się, tak iż widać mu ostatni ząb.

– Tego ze śniegiem nie mogę zmienić – mówi – ale pokażcie wasze zabawki!

Siada na stopniach pomnika i bierze auto oraz samolot w swoje ręce. A ponieważ stary Sebastian niejedną rzecz w życiu zreperował, o czym jednak nikt nie wie, bo nikt z nim nie rozmawia, nie trwało długo i auto oraz samolot były znów jak nowe.

– Och! – mówią Pit, Pat i Pet. – Dziękujemy bardzo!

– Musimy sprawić mu przyjemność – szepce Pat. Wszyscy troje ściągają swe wełniane czapki i śpiewają dla starego Sebastiana kolędę. Kto wie, z jakiego powodu – może dlatego, że staremu Sebastianowi zabłysły oczy, w każdym bądź razie jeszcze raz zrobiło się tak pięknie, jak w wieczór wigilijny.

I nie trwało długo, gdy niektórzy ludzie pootwierali swoje okna i przyłączyli się do śpiewu.

A gdy Pit, Pat i Pet spotkali starego Sebastiana następnego dnia, wydał im się nagle nieco czystszy. Może tylko tak im się wydawało. A może tak było naprawdę.

Gina Ruck-Pauquet

Powyższy tekst jest fragmentem książki Czar Bożego Narodzenia.