Ekumenizm „pojednanej różnorodności” arcybiskupa Alfonsa Nossola

Ksiądz Arcybiskup Alfons Nossol, przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. ekumenizmu, członek Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, urodził się na Śląsku Opolskim w roku 1932. Po studiach w seminarium duchownym Śląska Opolskiego przyjął w roku 1957 święcenia kapłańskie. W roku 1961 uzyskał tytuł doktora teologii. Od 1986 roku jest profesorem zwyczajnym teologii, a od 1977 roku biskupem opolskim. Jako ordynariusz diecezji opolskiej prowadzi jednocześnie pracę naukową. Abp Nossol opublikował kilkanaście książek oraz ponad 300 artykułów, jest także doktorem honoris causa kilku uniwersytetów polskich i niemieckich. Dewizą biskupią opolskiego pasterza jest „Veritatem facere in caritate” czyli „Czynić prawdę w miłości”.

W uznaniu działalności naukowej i duszpasterskiej abpa Nossola został on w roku 1999 mianowany przez papieża Jana Pawła II arcybiskupem ad personam (tytuł taki przyznawany jest osobie, a nie stolicy biskupiej). Jak powiedział sam ordynariusz opolski o tej nominacji: „Nie lubię specjalnie rozmawiać o wyróżnieniach, jakie mnie spotykają. Na pewno było to dla mnie miłe, choć nie przywiązuję zbyt dużej wagi do tytułów. Widziałem jednak, że moi koledzy biskupi bardzo się z tego ucieszyli, jak również wierni w diecezji. Zatem i ja zacząłem się cieszyć ich radością. Po pewnej refleksji nad tą nominacją, kiedy opadła już fala gratulacji, widzę w tym ze strony Ojca Świętego m. in. potwierdzenie obranej przeze mnie metody i drogi uprawiania teologii, mojego zaangażowania w ekumenizm i mojej posługi biskupiej, służenia ludziom” (Katolicka Agencja Informacyjna, 10 stycznia 2000). Warto rozważyć jakie poglądy składają się na tę „drogę uprawiania teologii” abpa Alfonsa Nossola.

Seria wywiadów i wystąpień ekumenicznych

Depesza Katolickiej Agencji Informacyjnej z dnia 23 października 1999 roku przynosi inne ważne informacje o poglądach abpa Nossola, który sądzi, że: „żaden Kościół nie ma monopolu naprawdę (sic!)”. Aby bliżej wyjaśnić znaczenie tego zdania, biskup opolski powiedział, że: „Nikt z nas nie ma absolutnego monopolu na prawdę w odniesieniu do wielkich spraw Bożych. Odwaga, pokora i cierpliwosć to nieodzowne wymogi ekumenizmu, jak też postawa szczerego dialogu traktującego partnera serio i równo”. Jak dalej donosi Katolicka Agencja Informacyjna, zdaniem abpa Nossola katolicy mogą nauczyć się od przedstawicieli innych Kościołów chrześcijańskich: „Wielorakości spojrzenia na Tajemnicę Chrystusa, gdyż my wszyscy, chrześcijanie, wciąż jeszcze wierzymy inaczej, ale nie wierzymy w Innego”. Przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. ekumenizmu uważa także, iż: „wszystkim chrześcijanom potrzeba jeszcze znacznie więcej katolickiej szerokości, ewangelickiej głębi, czyli poznawania Słowa Bożego i prawosławnego dynamizmu, to jest podkreślania roli Ducha Świętego we wszystkich ujęciach teologicznych”. W tej koncepcji każde wyznanie chrześcijańskie wnosi coś cennego do wspólnego dziedzictwa.

W depeszy KAI z dnia 31 października 1999 roku można natomiast przeczytać, że: „«Podpisanie katolicko-luterańskiej deklaracji o usprawiedliwieniu jest ważnym, ogólnokościelnym wydarzeniem ekumenicznym»”. Gdy chodzi o to, czy po podpisaniu deklaracji udało się doprowadzić do jedności doktrynalnej obu wyznań w kwestii usprawiedliwienia, hierarcha uważa iż: „Można mówić o jedności, ale nie o tożsamości ujęć teologicznych. Wizja protestancka na temat usprawiedliwienia dotyczy samego rdzenia zbawienia. Co do tego się właściwie nie różnimy. Jeśli mamy na uwadze samą interpretację, to nadal mamy tu swoje własne spojrzenia, ale nie w tym znaczeniu, by one nas dzieliły w odniesieniu do wiary w Jezusa Chrystusa. Możemy wszakże powiedzieć, że nadal wierzymy inaczej, ale nie w innego Boga”. Słowa te świadczą o przekonaniu ordynariusza opolskiego, że „jedność” jest czymś innym niż „tożsamość”, gdyż pozwala zachować odmienne koncepcje teologiczne. Opinia ta pochodzi z koncepcji „pojednanej różnorodności”, która często powraca w wypowiedziach i publikacjach arcybiskupa Alfonsa Nossola.

Katolicka Agencja Informacyjna ogłosiła dnia 10 stycznia 2000 roku wywiad z abpem Nossolem pt: „Godzinę jedności Kościoła zna tylko Duch Święty”. Rozmowę przeprowadził Piotr Samerek, który zapytał: „Jedną z wielkich nowości Soboru Watykańskiego II był ekumenizm. (…) Zdarza się, że ekumenizm dla niektórych to dążenie do przyłączenia innych wyznań chrześcijańskich do Kościoła katolickiego. Czy mógłby Ksiądz Arcybiskup przybliżyć to pojęcie i ukazać jego istotę?” W odpowiedzi ordynariusz opolski stwierdził: „Ogólnie rzecz ujmując ekumenizm to ruch na rzecz zjednoczenia chrześcijan, czyli zewnętrznego zjednoczenia się Kościoła. Sam Kościół Chrystusowy – jeden, święty, powszechny i apostolski, który jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, nie może być podzielony, bo sam Chrystus nie może być podzielony, ale Kościół w swoich zewnętrznych przejawach doznaje ran podziału. Przyczyną tego są ludzkie grzechy. Jako chrześcijanie ponosimy za to odpowiedzialność. (…) Dzisiaj ekumenizm zyskuje na znaczeniu”. Aby wykluczyć wszelką wątpliwość co do sposobu w jaki arcybiskup Nossol pojmuje ekumenizm wystarczy przytoczyć jego dalsze słowa: „Nie chodzi tu jednak o ekumenizm w znaczeniu «tradycyjnym», czyli tzw. ekumenizm powrotu do Kościoła rzymskiego (sic!). Dzisiaj mówimy raczej o ekumenizmie, jako o nawróceniu się do Chrystusa. Jeżeli coraz bardziej będziemy nawracać się do Chrystusa w ramach swoich wyznań (sic!), to tym samym będziemy zbliżać się do siebie. Wówczas nawet się nie obejrzymy, jak spotkamy się w jednym Kościele. Wtedy naprawdę może wybić godzina jedności i pojednania różnorodności, której kształt i termin zna tylko sam Duch Święty”. Bliższe wyjaśnienie paradoksu „nawrócenie w ramach swoich wyznań” jest trudne. Z całą pewnością nie chodzi tutaj o nawrócenie doktrynalne, ale o zmianę postawy moralnej, otwarcie się na innych, przekonanie o konieczności wzajemnej akceptacji, wyzbycie się „ekskluzywizmu”. Tak rozumiane nawrócenia nie jest prawdziwym powrotem odłączonych chrześcijan do prawdziwego Kościoła.

Mówiąc o dialogu z luteranami ks. abp Nossol stwierdził: (…) jako chrześcijanie jesteśmy uczniami tego samego Jezusa Chrystusa, wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga. Wierzymy inaczej, ale nie wierzymy w Innego! Może dlatego coraz bardziej dostrzegamy, że więcej nas łączy niż dzieli. Jest to wielki owoc dotychczasowej działalności ekumenicznej”. Wybitny ekumenista, jakim jest ordynariusz opolski, daje także osobiste świadectwo: „Uczestniczę w pracach dwóch komisji dialogowych, ds. dialogu z Kościołem Prawosławnym i z Kościołem Luterańskim. Z perspektywy kilkunastu lat rozmów mogę powiedzieć, że znamy się teraz o wiele lepiej. O wiele lepiej rozumiemy i znamy struktury naszego myślenia, które przecież się różnią. Teraz potrafimy już wzajemnie ubogacać się tymi różnicami i dlatego jesteśmy skłonni bardziej szanować swoją inność. Ma to ogromne znaczenie. (…) wierzymy inaczej, chociaż nie wierzymy w Innego”. Opinia ta oznacza nie tylko tolerancję, ale nawet akceptację dla fałszywych wyznań chrześcijańskich odłączonych od prawdziwego Kościoła.

Wspomnienia

Abp Alfons Nossol w rozmowie z dziennikarzem KAI wspomina także swą drogę do ekumenizmu. Ponieważ wspomnienia te wyjaśniają ducha i sposób uprawiania teologii przez ich Autora, warto przytoczyć kilka fragmentów z wypowiedzi pasterza diecezji opolskiej: „U nas na Śląsku Opolskim od lat żyli ze sobą katolicy i protestanci (…) wzajemnie katolicy i ewangelicy nie odwiedzali swoich kościołów, natomiast pastorzy i księża zawsze składali sobie kurtuazyjne wizyty albo spotykali się z okazji różnych uroczystości lokalnych. Dzięki temu nie patrzyliśmy na siebie wzajemnie jak na «heretyków»” W dalszych słowach ordynariusz opolski opowiada: „miałem bardzo swoiste przeżycie może miesiąc po święceniach. W małym miasteczku (…) zastępowałem księży, którzy akurat wyjechali (…) W tym miasteczku był też kościół ewangelicki, gdzie raz w miesiącu przyjeżdżał pastor (…) Kiedy przybył okazało się, że zapomniał ze sobą zabrać hostie i wino (…) Wysłał więc tamtejszego organistę, który był też kościelnym, do kościoła rzymskokatolickiego z prośbą, aby proboszcz użyczył hostii i trochę wina. Byłem wtedy akurat jedynym księdzem obecnym na parafii (…) podszedł do mnie nasz kościelny, taki stary wiarus, i oburzony mówi do mnie, że z ewangelickiego kościoła przyszedł organista prosić o hostie i wino, bo pastor zapomniał”. Tradycyjne pojmowanie właściwego stosunku katolików do luteran wyrażone przez – nie będącego przecież teologiem – kościelnego nie było jednak zgodne z rozumieniem tych spraw przez młodego wówczas wikarego, gdyż jak wspomina dalej arcybiskup Nossol: „Ponieważ kościelny nie chciał się zgodzić, sam dałem organiście ewangelickiemu hostie i wino. Jak tylko proboszcz wrócił, kościelny oczywiście poskarżył się na mój postępek. Proboszcz, wspaniały, starszy człowiek, który jednak nie był z tych terenów i nie miał za wiele doświadczenia ekumenicznego, zrobił mi wykład i kazał mi się spowiadać. (…) odpowiedziałem, że «przecież to oni dopiero zamienili hostię i wino w Ciało i Krew Chrystusa». A on kazał mi się z tego spowiadać (…). Wtedy właśnie zacząłem się nieco głębiej zastanawiać nad relacjami między wyznawcami różnych wyznań. Uderzyło mnie to, że ideologizuje się kwestie, a nie chce po prostu podejść do nich normalnie. Przecież wtedy przyszedł człowiek i zwyczajnie poprosił o chleb i wino, dlaczego więc nie można mu ich użyczyć. Zbliżał się w tym okresie już czas Soboru” (podkreślenie – A. M.). Wbrew nauce katolickiej Autor cytowanej wypowiedzi głosi więc, że luteranie posiadają ważny sakrament kapłaństwa. Postawa taka umożliwia głoszenie koncepcji jedności chrześcijaństwa postrzeganej jako „pojednana różnorodność”. Zamiast spotkać się z luteranami i dążyć do ich nawrócenia, młody wikary, ks. Nossol, przystąpił jeszcze w latach 50-tych do praktycznego ekumenizmu, czyli współpracy międzywyznaniowej i uznał także, że świecki człowiek – jakim był pastor ewangelicki – posiada ważne święcenia kapłańskie. Zdarzenie to wyjaśnia po trosze dzisiejsze zaangażowanie arcybiskupa Nossola w ruch ekumeniczny.

Summa posoborowego ekumenizmu

Wydawnictwo diecezjalne św. Krzyża w Opolu opublikowało w roku 2000 zbiór artykułów abpa Nossola zatytułowany: „Ekumenizm jako imperatyw chrześcijańskiego sumienia. Przez dialog i pojednanie ku ekumenicznej jedności”. Autor przedstawia w swej książce najważniejsze zagadnienia ekumeniczne, które od wielu podejmuje w swej pracy teologa i uczestnika dialogu „międzywyznaniowego”. Na początku autor stwierdza, że „droga ekumenizmu jest drogą Kościoła. (…) Tylko na drodze dialogu może ostatecznie dojść do pojednania przyjmującego raczej postać «pojednanej różnorodności»” (s. 7). W dalszych fragmentach wizja ta zostanie bliżej scharakteryzowana.

Wśród autorytetów posoborowej teologii wymieniany jest „«Ojciec Kościoła XX wieku», reformowany teolog szwajcarski Karl Barth, który zwykł był twierdzić, że chociaż dzisiaj wprawdzie wierzymy w obrębie poszczególnych wyznań chrześcijańskich inaczej, nie wierzymy jednak w Innego” (s. 14). Wypowiedź na wraca wielokrotnie na kartach książki „Ekumenizm jako imperatyw chrześcijańskiego sumienia”. Abp Nossol przyjął to zdanie jako szczególnie doniosłe hasło w dziedzinie teologii ekumenizmu i powtarza je wielokrotnie (por.: s. 33, 43, 48, 76, 89, 103, 134). Pojmowanie heretyckiego teologa jako „Ojca Kościoła” zdradza również nową wizję tego Kościoła.

Punktem wyjścia do traktowania wszystkich chrześcijan jako członków jednego Kościoła jest przekonanie, że „przez chrzest jesteśmy na każdym miejscu jednym i tym samym ludem” (s. 19). Autor może więc zacytować jedno z ekumenicznych uzgodnień katolicko-luterańskich: „Jeżeli jakiś Kościół uważa się za przejaw Kościoła powszechnego, winien on uporządkować swoje własne życie w sposób biorący poważnie pod uwagę interesy i troski bratnich Kościołów” (s. 29). Problem nawrócenia błądzących nie jest przy tym wcale brany pod uwagę.

W czasach przedsoborowych Kościół Rzymski wyraźnie głosił konieczność nawrócenia odłączonych chrześcijan. Jednak „od chwili, kiedy wybiła godzina dialogu (…) zaczął zanikać ekskluzywizm i supremacja” (s. 40). Dlatego wedle ekumenistów „realizując nakaz misyjny, nie powinno się przeto «wyznaniowo», a nawet «religijnie» rywalizować ze sobą, i nie wolno uprawiać w żadnej formie prozelityzmu” (s. 48). W ten sposób ekumeniści wypierają się nawrócenia błądzących. Wymóg tej postawy ma pochodzić z postulatu dialogu. Zdaniem abpa Nossola „dzisiaj żyjemy wprost w epoce dialogu (…) dialog jest wprost wpisany w sam byt Kościoła” (s. 39). Kościół natomiast ma przede wszystkim zajmować się człowiekiem, ponieważ „wszystkie drogi Kościoła prowadzą do człowieka. Człowiek jest pierwszą i zasadniczą drogą Kościoła” (s. 46). Wbrew tym słowom trzeba stwierdzić, że pierwszą i zasadniczą drogą Kościoła jest Bóg, a człowiek tylko o tyle, aby osiągnął wieczne zbawienie przez oddawanie czci i miłości Bogu oraz miłość bliźniego.

Nowe myślenie o Kościele wywodzone jest z działania Ducha Świętego, jak bowiem głosi autor: „Pneumatologiczny aspekt Kościoła (…) pozwala też pogłębić prawdziwy status eklezjalny innych chrześcijańskich Wspólnot kościelnych.” Wedle abpa Nossola w zasadzie nie można „kłaść ekskluzywnych tam «konfesyjnych»” Mocy Bożej, czyli „rozdawnictwu Jego [Ducha Świętego] przebogatych darów” (s. 16). Odpowiadając na te słowa przypomnijmy, że to nie my kładziemy „tamy konfesyjne Mocy Bożej”, ale sam Bóg ustanowił jedyny Kościół i nie pozwala błądzić poza nim w wyznawaniu herezji i w nieposłuszeństwie schizmy.

Skoro w opinii działaczy ekumenicznych „wielokształtne konfesyjne dziedzictwo jest uprawnione i należy do bogactwa życia całego Kościoła” (s. 55), dlatego zwolennicy dialogu są zdana, że „z góry odrzucić należy (sic!) model «unii organicznej», ponieważ realizuje on jedność za cenę eliminacji tradycyjnej kościelnej przynależności i identyfikacji” (s. 55). Jak informuje abp Nossol „teologia ostatnich lat pod idącym w głąb naciskiem ekumenii doznała widocznych zmian strukturalnych. Złożyły się na nie niewątpliwie rezultaty katolickiej szerokości, ewangelickiej głębi i prawosławnej dynamiki” (s. 59). Za sprawą tych zmian „można też próbować podejść «ekumenicznie» do zagadnienia prymatu w Kościele jako «priorytetu autorytetu» w świadectwie miłości” (s. 27). Autor bardzo pozytywnie ocenia dokonane zmiany i uważa iż, „nagła świadomość i akceptacja tego, że inni, którzy mienią się chrześcijanami i uważają się za członków jednego, świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła Chrystusowego, są faktycznie chrześcijanami i faktycznie stanowią Kościół Chrystusa (sic!), stanowiły niewiarygodny wręcz postęp po okresie wielowiekowych kontrowersji, dyskryminacji, obcości” (s. 64). Wszystkie te opinie są wyrazem błędnego relatywizmu.

W tej nowej sytuacji „Kościoły (…) usiłują w sprawiedliwy sposób rozłożyć winę za zaistniałe podziały na wszystkie wyznania, a oddzielonym i w oddzieleniu zinstytucjonalizowanym chrześcijańskim wspólnotom jako takim (sic!) przyznają pozytywne zbawcze znaczenie w odniesieniu do ich członków” (s. 59-60). Także ten pogląd stanowi odejście od tradycji katolickiej. Wszyscy chrześcijanie powinni więc – zdaniem abpa Nossola – pozostać w swoich wyznaniach, ponieważ „ekumenia nie oznacza bowiem w żadnym wypadku rezygnacji z tego, «co nam właściwe», ani też utraty identyczności czy profilu” (s. 65, 77). Nie możemy więc więcej mówić raczej o winie odłączonych chrześcijan za dokonany rozłam, ale mamy sami przypisać błędy Świętemu Kościołowi Rzymskiemu! Pogląd ten znów zrównuje jedyny prawdziwy Kościół i odłączone wspólnoty chrześcijańskie.

„Otwarta tożsamość wyznaniowa”

Zdaniem pasterza diecezji opolskiej „zrelatywizowanie naszej własnej tożsamości wyznaniowej nigdy zatem nie pozwala się jej zamknąć tak, by przybrała jakikolwiek kształt fundamentalistyczny (…) otwarta tożsamość wyznaniowa jest (…) dynamicznym stanem lub raczej procesem” (s. 66). Otwartość ta musi oznaczać porzucenie wierności prawdzie objawionej. Jak głosi cytat z ekumenicznej konferencji odbytej w roku 1993 obecnie dokonuje się więc: „pójście wielu chrześcijan w kierunku powszechnej koinonii” (s. 91). Jest to kolejna manifestacja relatywizmu religijnego charakterystycznego dla współczesnego „dialogu”.

W przeciwieństwie do katolickiej zasady o nawróceniu błądzących abpa Nossol jest zdania, że trzeba odejść od metod uprawiania teologii obowiązujących w przeszłości i „niezmiernie ważnym elementem integralnej ekumenii jest dlatego dziś konsekwentne dążenie do tzw. otwartej tożsamości wyznaniowej (…) istota Prawdy, o którą tutaj chodzi, jest na pewno symfoniczna (…) wyrazowe różności w ujmowaniu Tajemnicy Boga w Chrystusie muszą się względem siebie otwierać.” Jest to fałszywy model „pojednanej różnorodności” (s. 65). Abp Nossol sądzi, że można: „mówić o nieodzowności «otwartej tożsamości wyznaniowej» poszczególnych Kościołów i wspólnot chrześcijańskich” (s. 90). W ten sposób „powinno się stale wnosić istotne bogactwo własnego proprium konfesyjnego ad unam sanctam, catholicam et apostolicam ecclesiam” (s. 66). Opolski teolog sądzi, że „zgodnie z właściwym sobie «proprium wyznaniowym» powinniśmy dać się nieść, dynamizować i porywać Duchowi Świętemu” (s. 98). Czytając te wypowiedzi trzeba pamiętać, że ciągłe powtarzanie opinii o równości różnych wyznań nie może unieważnić prawdy o błędach wspólnot niekatolickich i o tym, że prawdziwym jest wyłącznie Kościół Rzymski. Fakt ten jest całkowicie odrzucany przez teologów ekumenicznych.

Ks. abp Nossol nie uważa Kościoła Rzymskiego za jedyny prawdziwy Kościół Chrystusa, ani za punkt odniesienia w drodze do nawrócenia świata, gdyż stwierdza iż „nie powinniśmy już patrzeć na inne chrześcijańskie wspólnoty tak, jakoby poruszały się wokół naszego Kościoła jako centrum” (s. 65), a katolickość nie jest „rozumiana w sensie opisu konfesyjnego (…) tam, gdzie jest rzeczywisty Kościół, tam też jest ów Kościół faktycznie katolicki” (s. 80). Skoro zaś „Kościół Boży (…) trwa (subsistit) na różny sposób we wszystkich prawdziwie chrześcijańskich (sic!) Kościołach i Wspólnotach chrześcijańskich” (s. 13), to pojęcie „rzeczywistego Kościoła” przyjmuje nowy sens, gdyż „prawdziwie chrześcijańskie” są rzekomo liczne wyznania chrześcijańskie. Jak sądzą ekumeniści zmianie myślenia służy niewątpliwie „obecna w Kościele Chrystusa i we wszystkich jego «wyznaniowych konkretyzacjach» zbawcza moc pojednania” (s. 72). Powyższe cytaty dowodzą, że ekumeniści są absolutnie przekonani o wielości „prawdziwych wyznań”, a więc nie można obronić ich teologii „ekumenicznej” za pomocą specyficznej interpretacji, w której osłabia się wydźwięk błędnych teorii.

Ekumeniczna jedność

Według abpa Alfonsa Nossola: „Ukonkretnienie i ożywianie jedności przez wielość powinno dokonywać się przez poważne wysiłki chrześcijańskich Kościołów i Wspólnot w kierunku poszerzania katolickiej perspektywy, ewangelickiej głębi i prawosławnej dynamiki w znaczeniu jej pneumatologicznego wymiaru” (s. 81). Stanowisko teologów katolickich nie odbiega jednak od poglądów wyznawców grup niekatolickich, gdyż: „od czasów Soboru Watykańskiego II nie można ekumenizmu w żadnym wypadku porównywać z konwertyzmem, zwłaszcza w znaczeniu prozelityzmu. Dzisiaj mówić o ekumenizmie pojętym autentycznie, o ekumenizmie w ujęciu integralnym, nie znaczy głosić nawrócenia z jednego wyznania na drugie, ale pierwszorzędnie akcentować konieczność nawrócenia się w ramach własnego wyznania” (s. 103, podkreślenie moje – A. M.). Tak scharakteryzowany ekumenizm nie odpowiada niestety zasadom katolickim.

Jak ekumeniści rozumieją przywrócenie jedności bez nawrócenia kogokolwiek do wiary katolickiej? Otóż dla teologów posoborowych „jedność jest nieustannym imperatywem, zobowiązaniem i zadaniem. Eklezjalna bowiem fenomenologia jedności jest konsekwencją ontologii jedności. (…) niezależnie od rozbieżności swoich przekonań i różności dróg, którymi dzisiaj chrześcijanie różnych denominacji wyznaniowych podążają, wszyscy jednak (…) muszą przyznać (…) brak jedności (…) jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa” (s. 12-13, podkreślenie moje – A. M.). Jednakże jak uważa ordynariusz opolski „Kościoły (…) zdolne są już do brania na siebie winy za rozłam chrześcijaństwa” (s. 78) i dlatego jasne jest, że w optyce ekumenicznej „jedność jest sprawą nawrócenia, które zobowiązuje wszystkie wspólnoty kościelne” (s. 79). Nie ma przy tym mowy o nawróceniu do Kościoła Rzymskiego, ponieważ „subsystowanie jednego Kościoła w odniesieniu do chrześcijańskiego fenomenu Kościoła nie powinno tu być interpretowane w sensie ekskluzywnego «est» jako absolutna identyfikacja Kościoła Jezusa Chrystusa z Kościołem rzymskokatolickim (sic!)” (s. 52). Błąd ten przyjmują dziś ekumeniści wszystkich wyznań.

Autor książki sądzi również, iż „dąży właściwie pojęta i serio praktykowana ekumenia m.in. także do ukształtowania «jednej etyki» – obowiązującej wszystkich chrześcijan” (s. 69). Nie jest to jednak dążenie realne, gdyż różne grupy protestanckie niemal całkowicie odrzuciły prawdziwą katolicką moralność. Zdaniem abpa Nossola: „«Jedyną naszą troską jest człowiek, a zbawieniem Bóg» – głosi dewiza odnowionej posoborowej teologii katolickiej, akceptowana zresztą bez specjalnych zastrzeżeń przez wszystkie trzy zasadnicze wyznania «wielkiego trójkąta chrześcijaństwa»: katolicyzm, prawosławie i protestantyzm” (s. 113). Realizacja tego radykalnego sposobu myślenia dokonuje się w komisjach teologicznych również po przez wspólną modlitwę i wspólne z heretykami uczestnictwo w rzeczach świętych. Abp Nossol informuje, że „integralną częścią składową pracy Komisji [dla Dialogu Teologicznego między Kościołem rzymskokatolickim i Kościołem ewangelicko-luterańskim] w czasie sesji plenarnych stała się także modlitwa i liturgia eucharystyczna (…) ta ostatnia ma zazwyczaj miejsce na początku i na zakończenie każdej sesji, i to na przemian – raz jako luterańskie nabożeństwo spowiednio-komunijne, a drugi raz jako Eucharystia katolicka” (s. 115). W ten sposób liberalizm liturgiczny towarzyszy liberalizmowi doktrynalnemu teologów ekumenicznych.

Uczestnictwo w tego rodzaju spotkaniach doprowadziło ordynariusza opolskiego do stanowiska wedle którego „mając na uwadze wielki «trójkąt chrześcijaństwa», inspirowani bogactwem jego form wyrazu w liturgii i teologii, powinniśmy bardziej jeszcze zabiegać o katolicką szerokość, ewangelicką głębię i prawosławną dynamikę w sensie pneumatologicznego wymiaru” (s. 134). Ten plan działania należy do podstawowych zasad teologicznych wieloletniego uczestnika spotkań międzywyznaniowych i pasterza diecezji opolskiej.

Co jest przeciwne ekumenii?

Na drodze dialogu znajdują się różne przeszkody. Ks. abp Nossol stwierdza, że „wspieranie unickiego Kościoła przez Rzym spotyka się z ostrym sprzeciwem ze strony Ortodoksji, która w Kościele unickim upatruje pewien rodzaj «trojańskiego konia» (sic!)” (s. 147). Dla cerkwi prawosławnej wszelkie przejawy unii z Rzymem są więc nie do przyjęcia. Wierna część chrześcijańskiego Wschodu, nawrócona do jedności ze Stolicą Apostolską za sprawą unii stanowi główną przeszkodę w dialogu ekumenicznym, który zakłada przecież równość wyznań chrześcijańskich i wyklucza jakąkolwiek unię. Skoro wedle abpa Nossola „chrześcijaństwo jako takie nie jest ekluzywną wartością żadnego z Kościołów” (s. 148) to pozornie nie ma podstaw aby nawracać prawosławnych do Kościoła Rzymskiego!

Przeciwne ekumenizmowi byłoby także dążenie do odbudowania katolickiej Europy na wzór łacińskiej cywilizacji chrześcijańskiej istniejącej przed reformacją. Tymczasem zdaniem ordynariusza opolskiego „nowa ewangelizacja nie powinna być w żadnym wypadku rozumiana błędnie jako katolicka krucjata, jako nowy rodzaj «rekatolizacji» Europy” (s. 151). Na potwierdzenie swych opinii autor przytacza wypowiedź jednego z wybitnych teologów protestanckich, Jürgena Moltmanna, który jest zdania, że w toku ekumenicznego dialogu w Europie „nie może być (…) unieważniony żaden proces rozwojowy: ani protestancki, ani katolicki, ani ortodoksyjny. Kościoły mogą potwierdzić swoją obecność w nowej Europie tylko przez wzajemną akceptację” (s. 151). Po odrzuceniu idei nawrócenia do Kościoła Rzymskiego pozostaje tylko uznać, że „ekumenicznie pojednane Kościoły mogą się stać wielokulturowymi modelami integracyjnymi” (s. 152). Ponieważ taki pogląd wyznaje arcybiskup Nossol, to podejmując problem „istnienia wyznań chrześcijańskich” stwierdza: „istota prawdy (…) jest na pewno symfoniczna (…) nie ma jednolinijnej prawdy teologicznej (…) wieloraki sposób zbliżania się do niej przeto wprost nieodzowny (…) wyrazowe zróżnicowania w ujmowaniu tajemnicy Boga w Chrystusie muszą się względem siebie otwierać, by znalazły wyjście w ewentualnej przeciwstawności” jest to model „pojednanej różnorodności”, albo „jedność w wielości”. Zdaniem abpa Nossola ma on służyć nadziei „twórczego przezwyciężenia konfesyjnego partykularyzmu” (s. 158). Poglądy te powstały w środowiskach protestanckich i dziś są przejmowane przez teologów katolickich ze szkodą dla wiary.

W opinii opolskiego teologa „stanowczy sprzeciw wobec pluralizmu jest prostą konsekwencją nieliczenia się z hermeneutyką” (s. 85). Odrzucenie zaś przez niektórych katolików dialogu i jego skutków jest spowodowane przez „rodzaj autorytarnej wiary o wybitnych cechach tradycjonalizmu i integralizmu” który „prowadzi bardzo często ku fanatyzmowi” (s. 85). Opinia ta dotyczy więc niestety katolickiego rozumienia ruchu ekumenicznego, który powinien przecież prowadzić do nawrócenia. Zdaniem teologów ekumenicznych jest ono jednak podyktowane przez „rodzaj autorytarnej wiary”.

Aby uniknąć zagrażających ekumenizmowi tzw. „jednostronności wyznaniowych” biskup opolski jest zdania, że „nie jest wcale zasadne wykluczenie a priori wielości chrześcijańskich wyznań i form życia, lecz wręcz przeciwnie, jest ona wręcz wymagana. Uczynienie z własnego ukształtowania normy jest zawsze największym zagrożeniem jedności. Stoi przed nami trudne zadanie zrelatywizowania własnej proweniencji w spojrzeniu na Chrystusa” albo inaczej: „zrelatywizowania naszej własnej tożsamości wyznaniowej” (s. 159, podkreślenia moje – A. M.). W opinii teologów ekumenicznych jest to możliwe z tego powodu, iż „wszystkie wspólnoty eklezjalne na swój sposób subsystują w jednym niepodzielnym Chrystusowym Kościele” (s. 160). Błąd ten prowadzi do najpoważniejszych konsekwencji i rezygnacji z nawracania heretyków do prawdziwego Kościoła.

Wielość wyznań i religii

Ekumenizm oznacza także równouprawnienie prawdy i błędu, jeżeli: „wzajemne traktowanie siebie «jako partnerów» (…) znajduje dziś w dialogu z Kościołem Wschodu wyraz w określeniu: «Kościoły siostrzane», a z Kościołami Zachodu – «bracia poreformacyjni»” (s. 176). Równość ta sięga nawet poza chrześcijaństwo, ponieważ wedle abpa Nossola wyznawcy judaizmu są reprezentantami „Starszej Siostry Kościoła, Synagogi” (s. 168). W ten sposób uznaje się, że również judaizm stanowi „jedną z form” prawdziwej religii, chociaż odrzuca jedynego zbawiciela świata, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Inny polski teolog ekumeniczny, ks. prof. Andrzej Szostek MIC, uważa iż: „Człowiek zaś jest omylny, religii jest wiele – i to raczej dobrze, ponieważ w tak bogatym świecie myśli i wyznań każdy może znaleźć swoją wizję Boga i swój do Niego szlak” (Wiara w Kościół – Wiara w Jezusa Chrystusa, „Znak”, nr 468, maj 1994, s. 16). W ten sposób pojęcie prawdziwej religii jest całkowicie odrzucane, nawet gdy uznaje się że tylko Chrystus jest zbawicielem świata. Według bowiem ekumenistów „inne religie” także „prowadzą do Boga”, chociaż nie mówią o Chrystusie, albo nawet otwarcie odrzucają Naszego Pana.

Ponieważ poglądy wyrażane przez ekumenistów ulegają ciągłej ewolucji, a propozycje różnych zmian przekształcają wizje dialogujących stron, stąd ma rację ordynariusz opolski gdy mówi, że: „trudno jeszcze przewidzieć, jak będzie konkretyzowała się wizja jedności Kościoła” (s. 187). Nie można jednak zapomnieć, iż wedle abpa Nossola podstawę dialogu stanowi równość: „ekumenia Kościołów siostrzanych nie może być realizowana na drodze niwelowania i zacierania właściwej tym Kościołom odmienności, ani też na drodze wyzbywania się przez nie własnej tożsamości. Relacje pomiędzy Kościołami muszą opierać się na wzajemnej akceptacji tychże Kościołów w ich odmienności i specyficzności, ale ta różność powinna utracić ostrze rozdzielenia i przyjąć postać «pojednanej różnorodności»” z wykluczeniem wszelkich form „prozelityzmu” (s. 207, podkreślenie moje – A. M.). Teolodzy ekumeniczni jasno opowiadają się za tą fałszywą koncepcją.

Jeszcze jedna rozmowa o ekumenizmie

W obszernym wywiadzie udzielonym przez abpa Nossola ks. Jerzemu Szymikowi, który ukazał się jako książka pod tytułem „Być dla, czyli myśleć sercem” (Katowice 1999), ordynariusz opolski wypowiada szereg opinii dotyczących problematyki ekumenicznej. Wykracza też poza zagadnienia związane z problematyką chrześcijańską: „dziś nie zwykliśmy mówić o tzw. «absolutnym charakterze chrześcijaństwa», żeby nie dyskryminować innych religii” (s. 103). Uznanie dla religii niechrześcijańskich jest kolejnym stadium fałszywego ekumenizmu. W innym miejscu, wracając do problemów ekumenicznych, czytamy, że protestancki teolog Karl Barth był zdaniem arcybiskupa Nossola: „bezsprzecznie największym chrystocentrykiem XX wieku. Był on też nazywany ojcem Kościoła XX wieku i doktorem obu teologii (ewangelickiej i katolickiej). Dla niego Jezus Chrystus jest Alfą i Omegą. Jest wszystkim” (s. 106). Problem polega na tym, że jeżeli rzeczywiście Chrystus był wszystkim dla Karla Batha, to dlaczego protestant ten nie powrócił do prawdziwego Kościoła Rzymskiego, założonego przez tegoż Chrystusa?

Uniwersalne znaczenie prawdziwego Kościoła Rzymskiego zastępowane jest przez nowoczesną wizję jedności: „Wizja Chrystusa kosmicznego, Teilhardowska wizja, powraca, gdyż ma wiele do powiedzenia i ma swoje głębokie uzasadnienie (…) wizja rozwoju świata (…) napawa mnie nową nadzieją na coś jeszcze bardziej kosmicznie uniwersalnego. Być może dopiero wówczas przeżyjemy epokę prawdziwej jedności, która będzie korygowana przez wielość kultur i religii, zbliżymy się do pierwotnych, właściwych założeń Bożego pomysłu na człowieka i świata”, zaś bez religii „nie byłoby autentycznego człowieczeństwa, prawdziwie humanistycznej kultury i globalizacji ogólnoświatowego procesu” (s. 170, podkreślenie moje – A. M.). Zdaniem abpa Nossola w uniwersalistycznych rozważaniach chrystologicznych pojawia się „element ekumeniczności nie tylko czysto interkonfesyjnej, ale również międzyreligijnej, interhumanistycznej. Stąd można mówić o prawdzie Teilhardowskiej wizji Chrystusa kosmicznego (sic!)” (s. 225). Wizja ta zawiera jednak więcej liberalnego humanizmu niż nauki katolickiej, gdyż błędne koncepcje modernistycznego jezuity, Pierre’a Theilharda de Chardin zostały poddane surowej krytyce przez Święte Oficjum jeszcze w roku 1962 (por.: Acta Apostolicae Sedis, Watykan 1962, s. 526).

Ordynariusz opolski powraca także do swego rozumienia dialogu: „ekumenizm nie polega na nawróceniu z jednego wyznania na drugie, ale na powrocie do Chrystusa” (s. 180, podkreślenie moje – A. M.). Prócz tego autor uważa, że „wewnętrzna jedność Kościoła jest nie do zmiażdzenia, ucierpiała tylko zewnętrzna jej warstwa” (s. 181). Na podstawie tych błędnych założeń łatwo już uznać, że „pierwszym etapem dialogu ekumenicznego jest tolerancja wobec innego sposobu wierzenia (…) po tolerancji (…) musi przyjść akceptacja inności” (s. 209). W efekcie tej podstawy dochodzi do kontaktów międzywyznaniowych i głoszenia tej akceptacji w praktyce: „staramy się zapraszać do naszych parafialnych kościołów miejscowego proboszcza ewangelickiego, który w swoim stroju liturgicznym czyta najczęściej Ewangelię. Proszę go zawsze, by przeczytał ją z Biblii w przekładzie Marcina Lutra, która jest dla ewangelików rzecież taka cenna” (s. 211). W taki sposób dokonuje się akceptacja błędów głoszonych przez Lutra i jego następców należących do „Kościoła ewangelickiego”.

Ekumenizm popularyzowany na łamach „Więzi”

W rozmowie z dziennikarzami warszawskiej „Więzi” (nr 495, styczeń 2000) abp Nossol stwierdził: „w ekumenizmie nie chodzi o relatywizowanie prawdy, lecz o zrelatywizowanie swojego stosunku do niej. Musimy zrelatywizować swój sposób dążenia do prawdy, patrzenia na nią i strzeżenia jej. Nie mamy bowiem absolutnego dowodu w ręku, że ta pełnia jest u nas (sic!). To jest kwestia wiary” (s. 37). Wypowiedź ta ma charakter wyraźnie sceptyczny. Nie trudno zauważyć, że współczesny ekumenizm prowadzi więc do fideizmu i relatywizmu.

Rozmówcy spytali ordynariusza opolskiego: „Luteranie ostatnio jasno deklarują, że uważają Kościół katolicki za Kościół Chrystusowy. Czy Kościół katolicki może to samo powiedzieć o ewangelickim?” W odpowiedzi przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. ekumenizmu stwierdził: „Tak. Jedyny Kościół Chrystusowy trwa, «subzystuje» w każdym Kościele chrześcijańskim, w każdej wspólnocie chrześcijańskiej. Jakości natężenia tej «subzystencji» nie da się zmierzyć (sic!). Sobór jasno mówi, że jest ona najpełniejsza w Kościele katolickim. Takie samo przekonanie żywią w odniesieniu do swoich Kościołów prawosławni czy luteranie, ale to już jest kwestia wiary (sic!), a nie dowodów historycznych.” Słowa te wyrażają ewidentny relatywizm, a nawet religijny sceptycyzm. Zdaniem autora tej wypowiedzi nie można bowiem poznać prawdy o Kościele, a jedynie mieć (oparte na wierze pojmowanej jako zawierzenie) przeświadczenie o jej posiadaniu. Abp Nossol kontynuuje: „Dlatego dzisiaj mówimy o nawróceniu. Nie ma ekumenizmu bez nawrócenia, bo to nie jest już ekumenizm w przedsoborowym rozumieniu jako powrót wszystkich wyznań do naszego Kościoła. Nie, ekumenizm to powrót do jednego, wewnętrznie nie podzielonego Kościoła Chrystusowego. Innymi słowy, trzeba się nawracać – w obrębie swoich wyznań, swoich wspólnot kościelnych, swoich Kościołów – jeszcze bardziej ku Chrystusowi” (s. 37-38). Paradoksalność tej wypowiedzi wynika z użycia tradycyjnego terminu „nawrócenie” w nowym, odmiennym sensie „nawrócenia w ramach własnego wyznania”. Z całą pewności nawrócenie takie nie jest prawdziwym nawróceniem, gdyż nie prowadzi do przyjęcia wiary katolickiej, podobnie jak nie istnieje żadne „wyzdrowienie w ramach własnej choroby”, ani „życie w ramach własnej śmierci”, gdyż taka analogia łatwo daje się sformułować.

Wbrew licznym świadectwom, które odsłaniają prawdziwe oblicze dialogu ekumenicznego, abp Nossol jest zdania, iż: „ekumenizm nigdy nie polega na dążeniu do najmniejszego wspólnego mianownika (…) prawdy relatywizować nie wolno”. Jednak w dalszych słowach wyjaśnia się specyfika stanowiska ekumenicznego: „nie wolno nam wymuszać kompromisu na prawdzie, ale trzeba to czynić na naszym podejściu do prawdy, na naszym przekonaniu o sposobie jej posiadania. Przecież to nie my prawdę posiadamy, ale ona nas posiada (sic!)” (s. 39). W ten sposób wprowadzana jest koncepcja o różnych poglądach – równorzędnych ujęciach tej samej prawdy, które w rzeczywistości są jednak wzajemnie sprzeczne i nie mogą wyrażać prawdy, ale są – w swej wielości – prawdy tej zaprzeczeniem.

Podsumowanie

Jak donosi Katolicka Agencja Informacyjna w depeszy z dnia 28 maja 2000 roku, w liście do uczestników XVII Kodeńskich Spotkań Ekumenicznych abp Alfons Nossol, przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu napisał: „Musimy być pluralistami – właśnie dlatego, że niezależnie do którego z Kościołów chrześcijańskich należymy, w sensie ścisłym jesteśmy katolikami, to znaczy ludźmi wyznającymi powszechność, wyznajemy to, co wspólne, co wszechogarniające” (podkreślenie moje – A. M.). Wypowiedź ta z całą pewnością stanowi ukoronowanie wieletnich prac ekumenicznych ordynariusza opolskiego i wniosek z wielokrotnego podkreślania zasadniczej wzajemnej równości licznych wyznań chrześcijańskich, jaka w przekonaniu abpa Nossola ma rzekomo istnieć. Poglądy te zrywają całkowicie z tradycyjną katolicką nauką o jedynym prawdziwym Kościele.

Odpowiadając arcybiskupowi Nossolowi na jego radykalną wizję „pojednanych wyznań” i „interkonfesyjnej współpracy” w duchu wzajemnej „akceptacji i szacunku” chcemy stanowczo wyrazić właściwy, katolicki stosunek do wszystkich fałszywych wyznań chrześcijańskich, które niestety nie są katolickie. W tym celu posłużymy się słowami pięknej, głęboko katolickiej modlitwy „O nawrócenie kacerzy i schizmatyków”, którą papież Pius IX w roku 1868 oficjalnie przyozdobił odpustem za nabożne odmówienie (wraz z trzykrotnym „Zdrowaś Maryjo”). Modlitwa ta wyraża katolickie zasady ekumenizmu możliwego naprawdę tylko przez powrót błądzących do jedynego świętego Kościoła Rzymskiego: „O Maryjo, Matko miłosierdzia i ucieczko grzeszników, prosimy Cię, spojrzyj swymi litościwymi oczami na kacerskie i schizmatyckie narody. Ty jesteś Stolicą mądrości, oświeć więc ich rozum tak okropnie pogrążony w ciemnościach nieznajomości i grzechu, żeby jak najjaśniej poznali święty, katolicki, apostolski i rzymski Kościół jako jedyny prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa, poza którym nie można znaleźć ani świętości, ani zbawienia. Dokonaj ich nawrócenia, wyjednaj im łaskę, aby uznali i przyjęli wszystkie prawdy świętej wiary i po synowsku poddali się zwierzchnictwu rzymskiego Papieża, zastępcy Jezusa Chrystusa na ziemi, a tak rychle połączeni z nami słodkimi węzłami Bożej miłości utworzyli jedną owczarnię pod tymże samym jednym pasterzem, i byśmy Cię wszyscy, o Panno chwalebna, chwalili po wszystkie wieki, śpiewając: «Ciesz się, Maryjo Panno, wszystkie herezje zniszczyłaś na całym świecie». Amen.” (Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych, opr. A. Arndt SJ, Kraków 1890, s. 235-236, podkreślenie moje – A. M.).

Adam Małaszewski