Włócznia. Rozdział trzeci

Dochodziło południe, kiedy generał zbudził się ponownie z ciężkiego snu i zobaczył Kasjusza i Euforusa siedzących przy jego łóżku. Znowu dostał wino zmieszane z miodem, a potem Tullus przyniósł mu na tacy normalny posiłek: płatki owsiane, mleko, chleb, oliwki, figi i małe plastry pieczonego mięsa.

– Jedz, panie – powiedział cicho Euforus. – Potrzebujesz tego.

Generał zmarszczył czoło. Był czas, kiedy cały legion drżał, widząc tę zmarszczkę, ale wtedy ich dowódca miał rumianą twarz, przenikliwe spojrzenie i wargi tak mocno zaciśnięte, że tworzyły tylko kreskę nad wystającym podbródkiem. Teraz jego twarz miała barwę wosku i drgała nerwowo, powieki mu ciążyły, warga zwiotczała i nie zadrżał nawet jego niewolnik.

– Musisz jeść, ojcze – powiedział Kasjusz. – Nie, niczego teraz nie wyjaśniaj, tylko jedz.

Stary człowiek posłuchał. Ale przy drugim kęsie upuścił mięso i zaczął cicho płakać.

Euforus skinął głową, by podnieść Kasjusza na duchu, i wyszedł na palcach z pokoju.

– Szkoda, że mi przeszkodziłeś – mruknął generał. – Nie myślałem, że ktoś wejdzie przed rankiem.

– Dobrze, że to zrobiłem, ojcze. Ale najpierw zjedz. Mamy mnóstwo czasu, żeby o tym porozmawiać.

– Nieprawda – burknął Longinus. – Czy myślisz, że zrobiłem to dla zabawy? Miałem swoje powody. Niemądrze z twojej strony, że mi przeszkodziłeś – dodał znużonym głosem. – Teraz muszę zacząć wszystko od nowa. Nic przyjemnego. Prędzej to… niż Mamertinum.

– Mamertinum? Więzienie? Ty? – rzekł Kasjusz z przerażeniem. – Ale za co?

Stary Longinus wzruszył ramionami i skrzywił się. Bolała go ręka, od ramienia do grubo obandażowanego nadgarstka.

– Długi, synu, długi. Miałem je wcześniej, ale nie takie. W większości pechowe. Długi. Zawsze lubiłem trochę hazardu. Wygrałem wiele dobrych zakładów w moim życiu.

Kasjusz dodał mu odwagi uśmiechem.

– Jaki ojciec, taki syn. Wczoraj wieczorem wygrałem zakład. Dwadzieścia tysięcy sestercji. Z Balbusem. – Starał się nie myśleć o Klaudii. To trzeba było zostawić na później.

– Balbus, tak? – Stary Longinus mruknął coś niezrozumiałego.

– Dwadzieścia tysięcy, co? – Zaczął się śmiać, skrzeczącym i gorzkim śmiechem starego człowieka. – Szkoda, że nie założyłeś się o milion. To by coś pomogło – gdybyś wygrał. I nie zaszkodziło, gdybyś przegrał. – Znów zarechotał.

Zdumiony Kasjusz zastanawiał się poważnie, czy jego ojciec nie postradał zmysłów. Może utrata krwi…

– Nie, nie – powiedział generał. – Nie musisz tak na mnie patrzeć. Teraz jestem równie zdrów na umyśle jak ty. Ale musiałem być szalony, kiedy wdałem się w ten interes z pszenicą. Fuskus mi to zaproponował. Jest bystry, zna się na handlu zbożem jak nikt inny w Rzymie i wszędzie ma swoich szpiegów: na Sycylii, Cyprze, w Egipcie – na całym szlaku zbożowym do Rzymu. Zawsze wie, co się dzieje. Albo przynajmniej tak mówi, ale każdy to potwierdza. Przyszedł do mnie – powiedział, że chce mi zrobić przysługę. Może to powinno było wzbudzić moje podejrzenia – dlaczego Fuskus miałby chcieć zrobić mi przysługę? Ale pomyślałem, że prawdziwy powód jest taki, iż nie ma dość kapitału, a potrzebował dużo, jeśli jego plan miał się powieść. Daj mi jeszcze wina. Dziękuję. Teraz słuchaj. Zostaliśmy wspólnikami. Kupiliśmy mąkę w Egipcie, w ogromnych ilościach. Zapowiadało się na to, że w Rzymie będzie jej brakować – Fuskus dobrze wiedział, dlaczego. W parę miesięcy później mieliśmy dostać za to dobrą cenę rządową. Było to jasne jak słońce, tak jak Fuskus to wyłożył. I oczywiście, im więcej kupimy, tym większy miał być zysk. – Westchnął i wypił trochę wina. – Pożyczyłem więc pieniądze, razem prawie milion sestercji. To brzmi jak wielka kwota, ale czym jest dzisiaj sestercja? Wystarcza ledwo na talerz fasoli. Był czas, kiedy mogłeś za nią kupić pełny posiłek. Cóż, pamiętam…

– Co stało się potem, ojcze?

– Pieniądze przepadły – powiedział generał, wzruszając ramionami i przeklinając soczyście w żołnierskim języku. Kasjusz nigdy dotąd nie słyszał takich słów z ust swojego ojca.

– Po raz pierwszy Fuskus się pomylił – ciągnął generał. – Musiały zawieść jego kontakty. Do Ostii przypłynęła cała flotylla statków pełnych zboża, a on o tym nie wiedział. Oczywiście była nadwyżka na rynku i ceny spadły, a kiedy przybyły nasze statki, nie było żadnej licytacji – albo bardzo mała. A my musieliśmy sprzedawać – wydałem cały mój kredyt i wszyscy wołali teraz o pieniądze. Sprzedaliśmy z wielką stratą. Wszystkie pieniądze, jakie dostałem, zabrali wierzyciele, i była to tylko niewielka część długu. Ja… nie jestem zbyt dobry w rachunkach, ale było oczywiste, że nie zdołałbym pokryć długu nawet, gdybym sprzedał wszystko, co posiadam – dom i wille w Herkulanum i Agrigentum… Co się stało?

– Nic, ojcze – odparł spokojnie Kasjusz. – Mów dalej.

– Na czym skończyłem? Ach tak, wille i małe gospodarstwo na Wzgórzach Albańskich, konie i niewolnicy. Wiesz, nie przejmowałem się stratą willi, nie dbałem o nie zbytnio, odkąd zmarła twoja droga matka. Kochała je, szczególnie tą w Herkulanum. Ale gospodarstwo… naprawdę nic wielkiego, tylko mały domek i sad z drzewami owocowymi – ale myśl o nim bolała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Chciałem tam spędzić ostatnie lata swego życia. Cóż, sprzedałem dom, wille i gospodarstwo – wszystko. Wczoraj. A potem stwierdziłem, że nadal brakuje mi stu tysięcy.

– Ale, ojcze – to nie jest taka duża suma. Masz przyjaciół…

– Przyjaciół? – Generał gorzko się uśmiechnął. – Kiedy ci się dobrze wiedzie, chętnie cię wszędzie przyjmują. Kiedy przegrywasz… Każdego dnia mogą po mnie przyjść. I zaciągną mnie do Mamertinum, abym tam gnił, zanim reszta pieniędzy nie zostanie spłacona, albo zanim nie zgniję tam do końca. Kilka lat temu mógłbym pójść do cesarza. Może by mi pomógł – a może by mnie wyrzucił, z Tyberiuszem nigdy nic nie wiadomo. Ale wyjechał na Capri i nikogo tam nie przyjmuje, a nie będę biegał za tym parweniuszem Sejanem, który teraz nami rządzi. Nie ja. Postanowiłem więc udaremnić plan tych krwiopijców przynajmniej w kwestii Mamertinum. Ale ty, oczywiście, musiałeś mi przeszkodzić, ty i twój drogi Euforus. – Odwrócił wzrok. – O ciebie się nie martwiłem – dodał szorstko. – Jesteś dzielnym mężczyzną i kariera w armii stoi przed tobą otworem. Możesz sobie wyrąbać własną drogę i dorobić się własnej fortuny w odpowiednim czasie. Nie potrzebujesz mnie do tego. Byłoby lepiej, gdybym usunął ci się z drogi.

Kasjusz nie znał się na interesach, ale czuł, że ojciec został w jakiś sposób oszukany przez tego Fuskusa. Ojciec był żołnierzem i miał typową dla żołnierzy żyłkę do hazardu, podejmowania ryzyka. Był wymarzoną ofiarą dla ludzi takich jak Fuskus. A teraz przepadł cały rodzinny majątek.

Uśmiechnął się krzywo.

– Słyszałem lepsze opowieści, ojcze. Ale jeśli ty chcesz poddać się w walce – ja się nie poddam.

– W walce? – Generał ściągnął brwi. – W walce z kim? O co?

– Najpierw musimy znaleźć jakiegoś człowieka interesu, by nam doradził – oznajmił Kasjusz. – Zamierzam sprowadzić twojego prawnika. Widziałem go na przyjęciu u Balbusa wczoraj wieczorem.

– Niech ci się nie wydaje, że on może coś zrobić – burknął ojciec. – Układny jegomość, pięknie mówi. I pewnie umie myśleć. Ale strata jest stratą. Nieważne. Zrób, jak uważasz. Powinieneś znaleźć go w sądzie.

– Och, nie pójdę sam – odrzekł stanowczo Kasjusz. – Nie ruszę się od twego łóżka, zanim on nie przyjdzie. Muszę mieć pewność, że nie zrobisz znowu głupstwa. A gdyby ktoś przyszedł, by pomówić o Mamertinum, przebiję go włócznią.

– Młody wariat – mruknął generał. Ale w zmęczonych oczach błysnęła duma, gdy Kasjusz głaskał jego wychudłą, drżącą rękę. Miał niedorzeczne uczucie, że ojciec, którego zawsze uważał za półboga, naprawdę jest dzieckiem.

Nie było oczywiście sensu wspominać mu o Klaudii. Będzie musiał porozmawiać z nią, jak tylko załatwi tę sprawę. Nie miał teraz takiej pozycji, jak sądził. Ale czy to ma znaczenie, jeśli dwoje ludzi naprawdę się kocha?

***

– Cóż, kazałem mu przysiąc, że więcej tego nie zrobi – powiedział Seneka, wchodząc z uśmiechem do gabinetu Kasjusza. – A on jest jednym z niewielu ludzi w Rzymie, którzy ciągle wierzą w świętość przysięgi. Ale dobrze postąpiłeś, pilnując go, zanim przyszedłem.

– Jestem ci bardzo wdzięczny. – Kasjusz poczuł, jak z ramion spada mu ciężar. – Szkoda, że nie miałem twojej pomocy wcześniej. Chcesz trochę wina?

– Nie, dziękuję. Czeka mnie następny obfity obiad, a nie mam pojemności Witeliusza. Ładny fotel, ten…

– Też tak sądzę. Ciekaw jestem, do kogo należy teraz.

Seneka zmierzył młodzieńca wzrokiem.

– Lubisz podejmować ryzyko, jak cały ród Longinusów, prawda? Rzut włócznią… spekulacje na pszenicy…

Kasjusz zazdrościł młodemu prawnikowi spokoju i opanowania. Nie tylko dlatego, że każdy mówił, iż Seneka zajdzie daleko. Miał piękne, regularne rysy, melodyjny głos i dystyngowane ruchy, w połączeniu z niezwykłą elegancją, a nade wszystko sprawnie pracujący, chłodny umysł. Jakże zgrabnie powiedział synowi, że jest równie impulsywny w swych działaniach jak jego ojciec!

– Jak bardzo źle to wygląda, Seneko?

– Och, dosyć źle… – Prawnik spojrzał na swoje paznokcie. – Całkiem słusznie stwierdziłeś, że powinien był mnie wezwać trochę wcześniej. Na przykład wtedy, gdy zawierał umowę z Fuskusem.

– Chcesz powiedzieć… że to nie był tylko pech?

– Drogi młodzieńcze! Fuskus jest jednym z najlepszych znawców zboża, jakich mamy w Rzymie. – Obejrzał się, by się upewnić, że stary człowiek go nie słyszy. – Nie byłoby dobrze mówić o tym twemu ojcu, oczywiście – to by całkiem go unieszczęśliwiło albo wprawiło w taką furię, że opóźniłoby powrót do zdrowia – ale raczej nie mam wątpliwości, że Fuskus świetnie wiedział, co robi, co trudno byłoby powiedzieć o drogim generale. To była najstarsza sztuczka na świecie. Fuskus prawdopodobnie nigdy nie kupił tego egipskiego zboża. I stawiam milion do jednego, że maczał palce w transporcie zboża sycylijskiego, które zniweczyło wielką transakcję.

– Chcesz powiedzieć, że po prostu oszukał ojca? – wykrzyknął Kasjusz. – Czy nie możemy go pozwać i…

– To beznadziejne, Kasjuszu. Nie sądzisz chyba, że udowodnilibyśmy mu cokolwiek przed sądem? Fuskus po mistrzowsku prowadzi księgi. Pretor i jego urzędnicy mogliby je sprawdzać przez parę miesięcy i nie znaleźć żadnych nieścisłości. Pergamin jest cierpliwy, jak ci wiadomo. Dowiesz się, że pieniądze trafiły oczywiście do Egiptu i bez wątpienia tak było, to znaczy do tamtejszego agenta Fuskusa – który również jest świetnym księgowym. I nigdy nie zdołałbyś udowodnić, że wiedział o sycylijskim transporcie – tym zajmowali się jego pośrednicy, a oni wystąpią i przysięgną na wszystkie świętości, że Fuskus nie miał z tym nic wspólnego. Zastanawiam się, co jest dla nich święte – dodał po chwili – oprócz ich zysków.

– Więc nie odzyskamy ani sestercji?

Seneka uśmiechnął się blado.

– Sądziłem, że udało ci się odzyskać dwadzieścia tysięcy sestercji.

– Co masz na myśli? Dostałem je od Balbusa…

– Który jest bardzo bliskim przyjacielem Fuskusa, tak.

Kasjusz przypomniał sobie nagle, jak Balbus wypytywał o jego ojca tamtego wieczora. „Ale niektórzy nie uczą się ostrożności nawet w starszym wieku. Jak się ma twój drogi ojciec, Kasjuszu?… Całkiem dobrze, tak? Mam nadzieję, że się nie mylisz. I mam nadzieję, że tak pozostanie”. Balbus.

– Był wczoraj zły na mnie, Seneko. I wydawało mi się, że ma jakąś urazę do mojego ojca. Nie mam pojęcia, dlaczego? Nie widują się często.

– Sam tego jeszcze nie rozumiem – padła spokojna odpowiedź. – Może dowiem się więcej, kiedy będę już wiedział, kto stoi za tymi, którzy kupili wille twojego ojca i całą resztę.

– A czy jest prawdą to, co mówi ojciec, że mogą przyjść po niego, bo nie może spłacić ostatnich stu tysięcy sestercji swoim wierzycielom?

– Obawiam się, że tak. Dziś jednak nie przyjdą. Już za późno – sądy są zamknięte. Ale musimy działać szybko. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć, i czy można zyskać przynajmniej parę miesięcy. Twój wczorajszy rzut był wspaniały.

– Och, to…

– Ale przecież nie mogłeś chybić, prawda? Nie przy tych wpatrzonych w ciebie cudownych oczach.

Kasjusz spłonął rumieńcem.

– Seneko!

– Nie drażnię się z tobą, drogi chłopcze. – Prawnik uśmiechnął się. – Zwracam tylko twoją uwagę na fakt, że ten mały epizod nie przeszedł niezauważony. Jak wiesz, nie zwiększył życzliwości Balbusa dla rodu Longinusów. Nie mówię, że ta dama jest nim zainteresowana…

– Klaudia zainteresowana tą górą sadła?

– …ale obawiam się, że on jest. Tak samo inni.

– Kocham ją, Seneko – odrzekł porywczo Kasjusz.

– Domyśliłem się tego, drogi chłopcze, domyśliłem. To wcale nie ułatwia sprawy. – Seneka westchnął. – Miłość… nie ma w naszym języku słowa o tylu różnych znaczeniach. Każdy myśli, że wie, czym jest miłość. A jednak… czy ktokolwiek?

– Nie wiedziałem, zanim poznałem Klaudię – odrzekł z prostotą Kasjusz.

– A teraz myślisz, że wiesz, z powodu tego, co czujesz.

Kasjusz zmarszczył brwi.

– Jeśli uważasz, że moja miłość do Klaudii jest płytkim, powierzchownym uczuciem…

– Wcale tak nie myślałem. Ale czy umiesz ją zdefiniować?

– N…nie, chyba nie.

Seneka zdawał się być skupiony na czymś, co istniało poza czasem i przestrzenią. Teraz wyglądał na starszego o parę lat.

– Miłość jest siedmiokrotna – zaczął niemal uroczyście. – Z definicji jest skłonnością czegoś ku czemuś innemu. Weź kamień, a będzie dużo ważył w twoich rękach, ponieważ ciąży ku czemuś, ponieważ jest przyciągany do ziemi, z której go wziąłeś. Jest przyciągany do swego źródła. Tęskni za ziemią, a ty odczuwasz tę tęsknotę jako ciężar w twoich rękach. Rzuć go – a zobaczysz, jak szybko pomknie na spotkanie ukochanej – jak dziecko w objęcia matki. Tylko kamień, Kasjuszu… bo taka jest pierwsza faza miłości i dotyczy wszystkiego na ziemi.

– Zwiększasz mój szacunek dla kamieni – zażartował Kasjusz.

– Następna faza – ciągnął spokojnie Seneka – to miłość każdej istoty do samej siebie.

– Czyli egoizm.

– Nie. Pragnienie zachowania siebie, którego egoizm jest wypaczeniem. A trzecią fazą jest pragnienie zachowania swojego gatunku – miłość fizyczna. Czwarta to miłość estetyczna, umiłowanie piękna. Znajdziesz je u zwierząt i ptaków tak samo, jak u człowieka. Zobacz, jak dumnie stąpa paw, świadomy własnej urody, zobacz, jak baraszkują jagnięta, źrebaki czy koty, w pełni świadome możliwości swoich ciał i ćwiczące je z radością.

– To brzmi prawdziwie.

– Z piątą fazą miłości zostawiamy za sobą sferę materialną.

To jest umiłowanie filozofii i abstrakcyjnego myślenia – miłość, jakiej oddajemy się w tej chwili, chyba że ciebie nudzę…

– Prawie mnie obraziłeś – odparował Kasjusz. – Mów dalej.

– To jest królestwo poszukiwań i rozważań, wiedzy poszukiwanej i odnalezionej, i wielu będzie wolało szukać niż znaleźć, ponieważ znalezienie kładzie kres poszukiwaniom, które tak kochają. Dochodzimy do fazy szóstej – miłość jednej osoby do drugiej.

– Z pewnością nie może istnieć nic ponad to!

– Tu znajdujemy nie tylko zakochanych, lecz również dobroczyńców i ludzi przejmujących się losem, przeznaczeniem i pomyślnością innych. A jednak jest wyższy stopień, choć tylko jeden: pragnienie, które wznosi człowieka ponad niego samego, tęsknota do spraw nadprzyrodzonych i wiecznych. Wiedział o niej Platon. Gdy dorastamy, dostrzegamy, że nawet miłość jednej osoby do drugiej jest niedoskonała, i coś w nas szepcze, że bogowie wymagają od człowieka jeszcze więcej. To tęsknota, która może przybrać dziwne formy – jak próba zjednania sobie bogów, którzy gardzą naszą niedoskonałością – próba pójścia w ich stronę, ku gwiazdom, na których mieszkają.

– Masz na myśli religię?

Seneka wzruszył ramionami.

– Religia jest jednym ze sposobów wyrażenia tego. Cała miłość jest tęsknotą, nawet kamienia tęskniącego za Matką Ziemią, pierwsza faza siedmiokrotnej miłości. Nie zawsze jest to mądre – ale wtedy zakochani będą robić głupie rzeczy i nawet rozkoszować się swoją głupotą. Będą szukać znaków w wątrobach gęsi i nerkach owiec, zabitych w ofierze temu czy tamtemu bogu. Będą przekupywać bogów kwiatami, pieniędzmi lub owocami. A jednak ich głupota jest lepsza niż obojętność tych, którzy poszukują tylko dóbr materialnych i tych, którzy mówią o miłości, lecz myślą tylko o zaspokojeniu pożądania.

Kasjusz spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem.

– To dziwna rozmowa w tych okolicznościach. Co…

– Po raz pierwszy w życiu będziesz musiał się zmierzyć z kryzysem osobowości – Seneka przerwał mu bez uśmiechu. – To mogłoby z łatwością doprowadzić cię do nienawiści i zgorzknienia, a byłaby szkoda. Zbyt wielu ludzi przechodzi przez życie w nienawiści i zgorzknieniu. Jesteś zakochany. Ja nie, ale wierzę w miłość… jeśli ma się szczęście znaleźć właściwą osobę.

– Chyba nie wątpisz, że ją znalazłem, prawda? – zapytał Kasjusz.

– Mało wiem o Klaudii – odrzekł powoli Seneka. – Pewnie nie więcej niż ty. Ale wiem jedno: nie chcę iść za dzisiejszą modą i żenić się trzy, cztery albo pięć razy. Kiedy się ożenię, to na całe życie. To nie będzie łatwe w takim społeczeństwie jak nasze.

Wstał nagle, jak gdyby powiedział za dużo.

– Muszę już iść. Myślę, że do jutra rana dowiem się, co się dzieje. Wtedy wrócę.

Kasjusz zerwał się na nogi.

– Co będzie, jeśli przyjdą i zabiorą ojca do Mamertinum? Nie spodziewasz się chyba, że będę się temu bezczynnie przyglądał?

– Po pierwsze – odrzekł cierpliwie Seneka – to nie będzie Mamertinum. Jest tylko dla więźniów politycznych. Twój drogi ojciec na szczęście mało wie o rzymskich więzieniach. To będzie zwykłe więzienie. Ale mało prawdopodobne, że to się stanie, zanim wrócę. Znam urzędników, którzy zajmują się takimi sprawami, i będę z nimi w kontakcie. Zostaw to mnie i w imię siedmiokrotnej miłości nie rób niczego pochopnie.

– Nie zrobię. I jestem ci bardzo wdzięczny.

Seneka wzruszył ramionami.

– Możesz być – jeśli zrozumiałeś, co chciałem ci powiedzieć – rzekł. – Wierzę w miłość – i wierzę w Rzym. Nie jesteśmy już miastem Cincinnatusa i Grakchów, ale myślę, że warto walczyć za to, co zostało w nas dobrego. Wciąż przewodzimy światu nie tylko jako żołnierze, ale i prawodawcy. No, trochę się uspokoiłeś, a ja muszę iść.

Kasjusz odprowadził go do drzwi, gdzie Seneka pożegnał go pełnym szacunku pozdrowieniem, zwyczajowym między równymi stanem. Bardzo to pochlebiało i sprawiało, że człowiek czuł się poważny i odpowiedzialny.

Siedmiokrotna miłość – tego niełatwo było zapomnieć. Ale dlaczego powiedział mu o tym teraz – czy to miało jakiś związek z Klaudią? Seneka chyba nie lubił jej zanadto. Nie powiedział ani słowa pochwały, a część tej długiej mowy brzmiała jak ostrzeżenie.

To nie miało znaczenia. To nie mogło mieć znaczenia. „Mało wiem o Klaudii, pewnie nie więcej niż ty.” To była oczywiście ironia, choć odczytanie jej zajęło mu parę minut. Ale Seneka z całą swoją wiedzą, erudycją i elegancją był zimny, zimny jak głaz. Pewnie rozwiązałby matematyczne równanie, zanim by się przyznał sam przed sobą, że jest zakochany – w którejś z faz jego siedmiokrotnej miłości. Nigdy nie zrozumiałby uczucia między Kasjuszem i Klaudią.

Wróciwszy do gabinetu, Kasjusz usiadł i napisał list:

„Kasjusz Longinus do Klaudii Prokuli, najcudowniejszej z kobiet i sercu jego serca:

Mój ojciec jest chory, tak bardzo chory, że muszę zostać przy jego łożu. Nie spałem od naszego rozstania i pewnie nie zaznam snu, nim znów Cię nie zobaczę. To stanie się jutro, na pewno. Nauczyłaś mnie, że najgorsza udręka na świecie nazywa się «czekanie ». Kocham Cię ponad życie, ponad swój honor. Kocham Cię”.

Zwinął pergamin, związał i zapieczętował sygnetem, na którym wyrzeźbiona była silna, prosta ręka trzymająca włócznię, rodzinny herb.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Włócznia.