„Wampir” Władysława Reymonta. Spirytyzm, okultyzm i fałszywe religie (2)

Niezwykła książka „Wampir” Władysława Reymonta, ukazująca dramat uwikłania się w spirytyzm, okultyzm i fałszywe religie, to już jedenasta pozycja z serii Magna carta zawierającej wielkie, ważne karty naszej rodzimej literatury, wybitne polskie powieści pisane w wieku XIX i początku XX.

***

Od czasów pierwszych prób nawiązania łączności z zaświatami, jakie miały miejsce w domu Foxów, poprzez lata, z udziałem nadzwyczaj uzdolnionych mediów, osiągnięto zadziwiające rezultaty.

Wirujące stoliki, talerzyki, stukoty, pismo automatyczne czy nawet wcielanie się ducha – przybyłego na wezwanie medium (łącznie ze zmianą rysów twarzy i głosu tego ostatniego) są niczym wobec zjawiska ukazywania się zjaw.

W ciągu wieków, relacji na temat manifestowania się zjaw było bardzo wiele, opisy w nich zawarte są bez wątpienia niezwykle interesujące, niemniej – według mojej skromnej oceny – za jedno z najbardziej intrygujących i zarazem tajemniczych było pojawienie się niejakiej Katie King, doskonale przebadane przez angielskiego uczonego Williama Crookesa.

Profesor William Brookes (1) to postać, której nawet najbardziej nieprzychylny naukowiec nie powinien zarzucić braku kompetencji czy też obiektywizmu. Co oczywiście nie znaczy, iż wyniki badań przeprowadzonych przez tego człowieka zostały uznane i zaakceptowane. Wprost przeciwnie – koledzy naukowcy uznali Crookesa za „osobę naiwną i łatwowierną”, która pozwalała się oszukiwać sprytnym cwaniakom.

Nie chcę tu wyliczać wielkich zasług i osiągnięć profesora na polu nauki, bo nie ma miejsca na to, wspomnieć jednak muszę, że zyskał on bardzo wiele poważnych i liczących się osiągnięć w dziedzinie fizyki i chemii, a prócz tego wniósł też pewien wkład w rozwój nowoczesnej astronomii.

Otóż ten właśnie uczony, początkowo nastawiony bardzo sceptycznie, po przeprowadzeniu długich i rzetelnych badań musiał orzec, iż ukazywanie się zjaw jest niezbitym i niepodważalnym faktem. Eksperymentował on z tak znaną i głośną postacią, jaką był Daniel D. Home (2) oraz z Florencją Cook (1856–1904), w której obecności manifestowała się zjawa Katie King (zjawa sama prosiła, żeby tak ją nazywać).

Cała sprawa zaczęła się zupełnie przypadkowo. Oto bowiem w maju 1871 roku pewna mieszkanka Londynu, pani Cook, matka piętnastoletniej Florencji, przez jakiś dziwny, tajemniczy głos dobiegający skądś, nie wiadomo skąd, została poinformowana, że w obecności jej córki mogą się zacząć dziać rzeczy niezwykłe, o ile zostaną spełnione pewne, określone warunki. Głos podał też, co należy uczynić, aby się to stało. Zgodnie zatem ze wskazaniami głosu kobieta przygotowała w wydzielonej części mieszkania zupełnie zaciemniony gabinet, w którym zasiadła Florencja.

Po jakimś czasie obok dziewczyny częściowo zmaterializowała się kobieca postać. Materializacja nie była całkowita, a ograniczała się jedynie do głowy i barków. Ta głowa, poruszając wargami, usiłowała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu. Potem znikła.

Oczywiście nie był to jedyny eksperyment, po nim następowały kolejne. Im było ich więcej, tym zjawa poszerzała swoje możliwości. Materializowała się w całości, zyskała możliwość porozumiewania się za pomocą mowy, chodziła, pisała…

Jak nietrudno się chyba domyślić, początkowe pojawienie się postaci Katie King, która z chwilą uzyskania zdolności mówienia poinformowała, że tak właśnie się nazywa oraz iż będzie się objawiać jedynie w ciągu trzech lat, czyli do maja 1874 roku, zostało uznane za oszustwo.

Jednak mimo to do badań nad fenomenem, oprócz zwykłych spirytystów, włączyli się także solidni, kompetentni i rzetelni badacze, m.in.: W. H. Harrison, dr J. C. Prudron, dr J. M. Gully, dr G. Sexton, czy A. N. Aksakow. Seanse przeprowadzane w ich obecności, w warunkach nadzwyczaj surowej kontroli, wykluczyły jakąkolwiek możliwość oszustwa tak ze strony samego medium, jak też i postronnych osób trzecich.

W grudniu roku 1873 badaniem zjawy zajął się wymieniony wcześniej profesor Crookes. A oto co przyniosły jego obserwacje i eksperymenty. Crookes w warunkach niezwykle surowej kontroli przeprowadzał seanse w różnych oddalonych od siebie i nieznanych uprzednio przez medium domach, w tym także i w swoim własnym, i wszędzie dochodziło do ukazania się zjawy Katie King w takiej samej postaci.

Jak się zdaje, jej materializacja była – jak dotąd – najpełniejsza i najlepiej przebadana. Początkowo Katie ukazywała się tylko w ciemnościach, potem przy słabym świetle, wreszcie pozwalała się widzieć również i w świetle pełnym.

Zjawa zgadzała się, by ją wielokrotnie i w najrozmaitszych pozycjach fotografować, a jej zdjęcia istnieją po dziś dzień. Mimo iż było pewne fizyczne podobieństwo rysów twarzy zjawy do medium (co przedstawiono jako zarzut, mający podważyć prawdziwość zjawiska i sugerować, że zaszło tu oszustwo), to przecież różniły się one od siebie znacznie, między innymi wzrostem (Katie była wyższa od Florencji), kolorem skóry i włosów. Ponadto medium posiadało bliznę na szyi oraz przebite uszy, czego nie stwierdzono u Katie King.

Ta ostatnia pozwalała się nie tylko fotografować, lecz również dotykać, badać tętno, a nawet odciąć pukiel włosów. Oprócz mierzenia pulsu, profesor Crookes osłuchiwał także i serce zjawy.

Wszystkie te badania utwierdziły go w niezbitym przekonaniu, iż ma do czynienia z osobą jak najbardziej realną i materialną, absolutnie żywą, o wysokiej, całkowicie autonomicznej inteligencji, niezależnej od woli i inteligencji kogokolwiek z gromadzących się na seansach uczestników. Ale… czy był to człowiek?…

Najdokładniejszego zbadania zjawy Katie King dokonała pani Florence Marryat, która dokładnie obmacała ową zagadkową postać, stwierdzając, iż bez najmniejszej nawet wątpliwości jest to rzeczywiście żywa, wyglądającą na ludzką istota. Katie ponadto, gdy wprowadzono ją za zasłonę, rozebrała się do naga i raz jeszcze pozwoliła się szczegółowo obejrzeć i zbadać!

Po raz ostatni zjawa zmaterializowała się na seansie w dniu 21 maja 1874 roku, w obecności licznie zebranych osób. Z otrzymanych od dwóch panów pożegnalnych bukietów kwiatów uwiła wieniec, później napisała kilka listów do nieobecnych podówczas znajomych uczestników wcześniejszych seansów, odcięła pukiel włosów i kawałki swego odzienia, zostawiając je na pamiątkę. Wreszcie oddaliła się do gabinetu, w którym znajdowała się pogrążona w transie Florencja. Zjawie towarzyszył tam profesor Crookes, Katie obudziła Florencję, z którą jeszcze czas jakiś rozmawiała. Wówczas to profesor (z owej rozmowy) dowiedział się z jej ust, iż nigdy więcej nikt nie będzie już jej widział w fizycznej postaci. Dalej – że owe trzy lata, podczas których przyoblekała się w cielesną powłokę, były dla niej niezwykle ciężkim, smutnym i trudnym czasem pokuty za popełnione w ziemskim życiu grzechy, oraz iż teraz, spłaciwszy swój dług i oczyściwszy się zupełnie, odchodzi do lepszego świata.

Mimo bezsprzecznych i niepodważalnych – zgodnych z kryteriami i wymaganiami nauki – dowodów potwierdzających realność ukazywania się zjawy (chociaż bynajmniej nie udzielającej odpowiedzi na pytania, skąd się ona wzięła i kim – lub czym – w rzeczywistości była), po dziś dzień wśród naukowców panuje obiegowa opinia, iż wszystko to było oszustwem i mistyfikacją. Wysuwają oni przy tym tak głupie, naiwne i absurdalne zarzuty, że nie licują one absolutnie z naukową godnością i odpowiedzialnością. Co więcej, owe zarzuty zdają się bezsprzecznie dowodzić, że ci krytycy nigdy nie zadali sobie trudu, by przestudiować materiał dowodowy pozostawiony zarówno przez profesora Crookesa, jak i innych równie godnych zaufania uczestników seansów, podczas których ukazywała się Katie King.

Sądzę, że warto jeszcze zajrzeć na nasze podwórko i wspomnieć o wybitnym polskim fenomenie mediumizmu, używającym pseudonimu Franek Kluski, czyli o Teofilu Modrzejewskim. Zdolności mediumiczne tego człowieka, który był urzędnikiem bankowym, dziennikarzem i poetą, ujawniły się stosunkowo późno, bo dopiero w wieku czterdziestu pięciu lat. Od tamtej pory aż przez sześć lat trwały bardzo wnikliwie prowadzone badania fenomenu, pod przewodnictwem Norberta Okołowicza (3) – okultysty, spirytysty i badacza oraz dokumentalisty zjawisk metempsychicznych.

Nie chcę się tutaj rozwodzić i przytaczać opisów tych seansów, krótko tylko wspomnę, co podczas nich można było zaobserwować.

Otóż kolejność niezwykłych zjawisk (zaobserwowano kilkaset materializacji duchów!) była na ogół mniej więcej taka sama. Najpierw „pozaziemskie moce” demonstrowały swą obecność poprzez tzw. podmuchy, którym towarzyszyło obniżenie (znacznie: czasem o osiem, dziesięć stopni Celsjusza) temperatury pomieszczenia, zapachy m.in. kadzidła, ambry, mięty, kwiatów pomarańczy, dotykanie zebranych przez niewidzialne ręce i zjawiska świetlne polegające na ukazywaniu się w powietrzu ogników o kształtach kulistych, eliptycznych, a czasem też i innych.

W końcu dochodziło do materializacji częściowych lub całkowitych postaci ludzi, rzadziej zwierząt. Rzeczą charakterystyczną jest to, iż około jedna czwarta zjaw została rozpoznana przez uczestników seansów z Modrzejewskim jako fantomy znanych im osób zmarłych! Co do pozostałej liczby pojawiających się postaci, nie można było użyć tak kategorycznego stwierdzenia, z tej choćby przyczyny, iż nie były one znane nikomu z biorących udział w tych posiedzeniach.

Często się zdarzało, iż zjawy poproszone o to, zanurzały części swych ciał (kończyny, twarze) w płynnej parafinie. Powstałe w ten sposób foremki wypełniono rzadkim gipsem i uzyskiwano doskonałe odlewy. Potwierdzały one w sposób bezsprzeczny to, iż fantomy podczas objawiania się na seansach posiadały rzeczywistą materialną postać zupełnie normalnych ludzi, a jednocześnie, iż były to rzeczywiście zjawy!

Seanse owe udowodniły ponadto, iż wszystkie te fantomy miały wiedzę, osobowość i inteligencję autonomiczną i niezależną od inteligencji czy woli którejkolwiek z osób biorących udział w eksperymentach, a zatem fakt, że ich inteligencja musiała należeć do nich samych, przybyłych nie wiadomo skąd.

Podobnie jak w przypadku innych manifestacji widziadeł polegających na materializacji, tak samo i te, które miały miejsce podczas seansów z Teofilem Modrzejewskim, „naukowcy” po dziś dzień uważają za ordynarne oszustwo i mistyfikację, które według nich miały na celu wyłudzanie pieniędzy od naiwnych obserwatorów. Oczywiście zgodnie z wypracowanym przed laty schematem obowiązującym przy tego rodzaju „naukowym” wyjaśnieniu zjawisk paranormalnych, uczeni nie zadali sobie trudu, by w ogóle przeanalizować rzetelny i obszerny materiał dowodowy. Ponadto oskarżenie Modrzejewskiego o czerpanie korzyści materialnych z seansów jest najzwyklejszym kłamstwem, ponieważ – jak zapewniali ci, którzy go znali i uczestniczyli w eksperymentach mediumicznych – człowiek ów nigdy nie wziął nawet grosza za demonstrowanie swych uzdolnień.

cdn.

Andrzej Sarwa

(1) William Crookes (1832–1919) – angielski fizyk i chemik; wydawał kilka pism fotograficznych i naukowych; odkrył pierwiastek chemiczny tal, co pośrednio doprowadziło do skonstruowania radiometru; skonstruował urządzenie do obserwacji promieniowania katodowego, poprzedniczkę lampy rentgenowskiej, oraz spintaryskop; interesował się spirytyzmem, a jego przeświadczenie o prawdziwości tego zjawiska wzbudzało duże kontrowersje.

(2) Daniel Dunglas Home (1833–1886) – szkocki spirytysta, twierdził, że posiadał zdolności parapsychiczne.

(3) Norbert Tadeusz Okołowicz (1890–1943) – polski malarz i plastyk, działacz społeczny, pułkownik Wojska Polskiego.

Książkę możesz kupić tutaj.