Twierdza Boga. Rozdział dwunasty

„Agent 23 – Italia. Do Najjaśniej Oświeconego Mistrza Świętego Pałacu Bizancjum, Narsesa, wyrazy oddania, najgłębszego szacunku i słowa modlitwy o nieustające wsparcie i życzliwość niebios.

Raport III: Od czasu sporządzenia ostatniego raportu udało mi się doprowadzić do końca proces oceny lojalności członków rzymskiego senatu względem władzy. Z łącznej liczby trzystu trzech członków tylko siedmiu można uważać za zdecydowanie progockich, zaś siedemdziesięciu jeden za zdecydowanie probizantyjskich. Lista nazwisk z każdej grupy jest dołączona do niniejszego raportu. Wszyscy pozostali są gotowi zmienić stronnictwa w zależności od tego, jakie będą z tego mieli osobiste korzyści i dlatego w chwili obecnej nie należy oczekiwać, by powiedzieli, napisali lub zrobili cokolwiek, co mogłoby zagrozić ich stanowiskom. Staną się oni wiernymi poddanymi cesarza, jeśli tylko nabiorą przekonania, że nic nie grozi ich własności ani ich życiu.

Podjąłem także starania, aby uzyskać jak najpełniejszy obraz poglądów innych środowisk społecznych. Kupcy, sklepikarze i inni ludzie interesu są w większości progoccy, co przede wszystkim wynika z niskiego poziomu podatków, bezpieczeństwa na drogach, braku ingerencji ze strony gockich władz, a także w pewnej mierze z faktu, że armia okupacyjna oraz gocka ludność cywilna płaci gotówką za duże ilości dóbr konsumpcyjnych. Przeciętny obywatel rzymski jest zobojętniały i nie wykazuje zainteresowania sprawami rządu, choć w skrytości ducha podchodzi z niechęcią do obecności milionów cudzoziemców. Niezadowolenie jest wyraźnie manifestowane przez posiadaczy ziemskich, którzy mają obowiązek przekazać gockim najeźdźcom jedną trzecią swoich ziem.

Nowe prawo, nakazujące przekazanie gockim władzom całej broni, wywołało w społeczeństwie falę irytacji, zwłaszcza kiedy goccy żołnierze przystąpili do przeszukiwania prywatnych domów, lecz nie doszło do żadnych zamieszek i nie należy się ich spodziewać.

Papież Jan oraz jego biskupi dokładają starań, aby trzymać się na dystans od polityki, choć doszło do kilku wypadków surowego potraktowania kapłanów podejrzewanych o sympatyzowanie ze Wschodem.

Gockie służby wywiadowcze, zapewne dowodzone przez hrabiego Bilimera z Rawenny, wydają się łatwe do rozpracowania i najwyraźniej mają trudności z gromadzeniem informacji, choć część ich rzymskich agentów, choćby Opilio i Gaudencjusz (obaj senatorowie, zaliczeni do grupy A, progockiej) to ludzie inteligentni i spostrzegawczy. Niewykluczone, że drugi z nich mógłby sprawić mi sporo kłopotów, ale na szczęście zostałem w porę ostrzeżony przez agenta numer siedem z Rawenny, który poinformował mnie, że korespondencja grupy malkontentów podlega kontroli. Poczta opuszczająca Italię drogą morską jest często czytana przez ludzi Bilimera. Z tego względu niniejszy raport pozostanie w ukryciu do czasu, gdy statek mojego posłańca opuści port.

Grupą malkontentów w Rzymie, wcześniej znaną jako Młode Lwy (z tej nazwy zrezygnowano przed wielu laty) kieruje senator Albinus (w grupie B na dołączonej liście). Jego akta są nam doskonale znane, a jego sympatie pozostały niezmienione. Podczas spotkania w jego domu zaproponowałem napisanie listu do cesarza i poproszenie go, by rozpoczął dyplomatyczne rozmowy z królem, mając na względzie złagodzenie obecnego napięcia. Senator Boecjusz (proszę spojrzeć do moich wcześniejszych raportów, pierwszego i drugiego) z początku przychylnie odnosił się do pomysłu, lecz zmienił zdanie, gdy część dawnych Młodych Lwów sporządziła pierwszy zarys pisma. Zawarli w nim prośbę o „zwrócenie wolności Rzymowi i Italii”. Boecjusz wpadł w gniew, a Albinus okazał się na tyle inteligentny, by przyznać mu rację, że takie posunięcie wykraczałoby daleko poza pierwotne założenia i zostałoby potraktowane jako zdrada.

Będę musiał spotkać się z Albinusem na osobności. To odpowiednia osoba do realizacji planu, zaprezentowanego mi w punkcie piątym przekazanej na moje ręce instrukcji. Albinus jest inteligentny, wysoko postawiony, próżny, a na dodatek czasami dość impulsywny.

Istnieje jeszcze jedna grupa malkontentów, kierowana przez kapłana o imieniu Florencjusz. Ich poczynania są tak nieporadne, że należy je uważać za niebezpieczne dla naszej sprawy. Pod płaszczykiem patriotyzmu robią bezsensowne głupstwa, wykorzystują najętych osiłków do rozprawiania się z ludźmi, których uważają za wrogów. Kapłan Florencjusz prowadzi burzliwe życie, styka się z rozmaitymi damami złej reputacji, wśród nich z niejaką Lelią, która niegdyś obracała się w wyższych sferach, a teraz ogranicza się do wynajmowania trup artystek, akrobatów, cyrkowców i im podobnych, aby zabawiali gości na przyjęciach. Rzeczona Lelia okazała się moim najlepszym informatorem, prawdziwą kopalnią wiedzy o Florencjuszu i jego grupie, której kilku członków popadło w konflikt z prefektem miasta w związku z prawem o magii i czarnoksięstwie. Odpowiedzialności uniknęli wyłącznie za sprawą Florencjusza, który poświadczył, że są dobrymi chrześcijanami. Także Florencjusza podejrzewa się o zainteresowanie studiami okultystycznymi.

Jako że z opisanej grupy nie może być dla nas żadnego pożytku, proponuję poświęcić ją w celu wzmocnienia mojej pozycji w oczach gockich władz.

Będę potrzebował jeszcze kilku miesięcy w celu wywołania kryzysu, o którym mowa w punktach szóstym i siódmym instrukcji. Jeśli opisana sytuacja ma zaowocować długotrwałymi skutkami oraz zdecydowanymi tarciami pomiędzy rzymskim ludem a gockimi uzurpatorami, to jej charakter musi być drastyczny. Należy doprowadzić do zdarzeń, które zajmą trwałe miejsce w historii. Dwadzieścia lat temu tylko głupiec lub dziecko zakładałby możliwość sprowokowania takich zdarzeń. Teraz jednak narastająca drażliwość oraz podejrzliwość starzejącego się króla mogą umożliwić wprowadzenie naszego planu w życie”.

***

„Senator Kwintus Gaudencjusz do mężnego i szlachetnego hrabiego Bilimera w Rawennie, pozdrowienia i wyrazy najwyższego uznania.

Młody mężczyzna o imieniu Piotr, czy też Petros, czasami opisywany jako Piotr z Salonik, z posiadłości, którą nabył tam przed laty, przybywa do mojego domu stosunkowo często i czuję się zmuszony do zmiany opinii o nim. Udało mi się ustalić, że jego wielki majątek pochodzi ze spadku, wcześniej przekazanego w zarząd powierniczy – co zaskakujące – senatorowi Boecjuszowi, i powiększonemu przez rzeczonego Piotra dzięki serii szczęśliwych transakcji. Choć obraca się on w najlepszym towarzystwie, nie prowadzi hulaszczego trybu życia. Pod względem politycznym jest on, w mojej opinii, bardzo trzeźwo myślącym człowiekiem. Otwarcie wyśmiał niedojrzałe pomysły niektórych moich kolegów, takich jak Domnecjolus i Albinus. Od niego wiem, że młodsze pokolenie w Bizancjum (jak rozumiem, ma on na myśli księcia Justyniana i jego stronników) jest zainteresowane wyłącznie problemami wschodnimi, a w szczególności kwestią sukcesji na tron Persji. To sprawa niebywałej wagi. Piotr powiada, że prędzej czy później cesarz musi wszcząć wojnę z Persją i z tego powodu jest bardziej niż kiedykolwiek zainteresowany ciszą i spokojem na Zachodzie.

Senatora Boecjusza, którego chętnie nazywa wujem, uważa dość naiwnie za «dobrodusznego, starego poczciwca, który powinien spędzić życie z nosem wetkniętym w traktaty filozoficzne». W tej sprawie, jak wiadomo, zastrzegam sobie odmienne zdanie, niemniej Piotr wychował się w domu senatora i z tego tytułu ma prawo, a wręcz obowiązek nietrafnie oceniać swego dobroczyńcę. Fakt, że Boecjusz nadal pozostaje w bardzo przyjacielskich relacjach z Albinusem, mówi sam za siebie i jest bardziej wymowny niż wszelkie jego dowody lojalności wobec naszego wielkiego i chwalebnego króla.

Nadal utrzymuję, że Piotr z Salonik jest agentem Bizancjum, na co zwracałem uwagę już wcześniej, lecz teraz jestem skłonny wierzyć, że przybył tu, aby dać wyraz dobrej woli «młodszego pokolenia ». Mam na to dowód: w rozmowie ze mną zauważył, że przy okazji poszukiwania wątpliwych przyjemności, jakich większość młodych mężczyzn najwyraźniej doświadcza podczas nocnych wypraw po zakazanych rejonach miasta, natknął się na grupę okultystyczną, zdecydowanie wrogo nastawioną do władzy. Podał mi imiona i adresy jej członków. Poszedłem tym śladem i skierowałem dwóch ludzi do Klubu Hekate, jak nazywa siebie ugrupowanie, nawiązując do pogańskiej bogini świata podziemnego. Koniec jednego z moich podwładnych okazał się fatalny. Jego potwornie zmasakrowane ciało odnaleziono w opuszczonym budynku w Suburze. Drugi wysłannik zdołał powrócić cało i zdrowo. Przyjąłem od niego pełny raport, zawierający listę imion czternastu osób, z których sześć to kobiety. Aktywność grupy polegała na organizowaniu pospolitych orgii, połączonych z obrzędami ku czci Hekate. W trakcie tych zakazanych czynności magicznych członkowie sekty próbowali nałożyć na króla przekleństwo. Niezwłocznie powiadomiłem o tym prefekta miasta Cyprianusa i wczorajszej nocy podjęto stosowne środki zapobiegawcze. Z satysfakcją donoszę, że aresztowano wszystkich czternastu zwyrodnialców. Po drobiazgowym przesłuchaniu członkowie grupy nie tylko przyznali się do winy, lecz także wskazali innych sympatyków sekty, których niezwłocznie zaaresztowano. W zeznaniach zatrzymanych pojawiają się także wzmianki o rozmaitych «gościach», lecz trudno ustalić ich tożsamość, gdyż konsekwentnie przybywali zamaskowani. Piotr wymienił imię niejakiego Florencjusza, kapłana, lecz ten człowiek nie figuruje na liście członków. Nie był też obecny podczas aresztowania sekciarzy i nie znaleziono go w jego domu. Można więc zakładać, że pozostawał w bliżej nieokreślonych relacjach z sektą i w krytycznym momencie ukrył się lub zbiegł z Rzymu. Cokolwiek się z nim stało, ohydne machinacje tych ludzi dobiegły końca. Uprzejmie proszę przekazać jego królewskiej mości moje wyrazy oddania. Niech pod jego rządami Italia rozkwita jak nigdy dotąd”.

***

„Aulus Cyprianus, prefekt Rzymu, do hrabiego Bilimera w Rawennie, pozdrowienia.

Z żalem donoszę, że rozkaz aresztowania senatora Albinusa nie mógł być wykonany, gdyż senator znikł. Jego dom oraz dom Fulwii Kryspinilli, jego nałożnicy, zostały skrupulatnie przeszukane. Niewolnicy z obu siedzib zeznali, że poszukiwany i jego utrzymanka oddalili się w lektyce. Jej właściciel nie jest znany. Na tym etapie nie sposób jeszcze określić, czy senator nadal pozostaje w Rzymie, czy też przekroczył granice miasta. Należy jednak uważać za pewne, że doszło do przecieku informacji. Ucieczka senatora wydaje się zaskakująco starannie przygotowana. W żadnym z domów nie znaleziono pieniędzy ani kosztowności. Wszystkie dokumenty są obecnie gruntownie studiowane przez moich urzędników, lecz nie natrafili oni na nic istotnego dla sprawy. Taki stan rzeczy wyraźnie dowodzi, że nastąpił przeciek. Tutaj, w Rzymie, tylko trzy osoby dysponowały oficjalnymi informacjami o aresztowaniu: senator Boecjusz, senator Gaudencjusz oraz ja sam. Mogę ręczyć za dyskrecję senatora Gaudencjusza, podobnie jak za swoją”.

***

„Senator Kwintus Gaudencjusz do mężnego i szlachetnego hrabiego Bilimera w Rawennie. Pozdrowienia i wyrazy najgłębszego szacunku.

Niniejszą wiadomość przesyłam za pośrednictwem specjalnego kuriera. Senator Boecjusz opuścił Rzym zaledwie pół godziny temu, podobno pojechał do Rawenny. W ślad za nim udali się podkomendni prefekta miasta, zatem nie ma powodów do niepokoju. Przekroczył Porta Salaria. Nadal brak wieści o senatorze Albinusie. W senacie trwa zamęt, senator Opillio oznajmił, że tymczasowe zamknięcie tego organu władzy uważa za bardzo prawdopodobne, a jego całkowitą likwidację przez króla za możliwą. Senator Dekoratus zażądał złożenia deklaracji lojalności, podpisanej przez wszystkich członków, i przesłania jej na ręce króla. Stary senator Symmachus obwieścił, że nie widzi powodu, aby podejmować tego typu kroki, gdyż wedle jego wiedzy nikt nie kwestionuje lojalności senatu. Gdyby jednak król żywił tego typu wątpliwości, żadna deklaracja ich nie rozwieje. Senator Symmachus, jak wiadomo, jest teściem senatora Boecjusza.

Niech żyje i długo nam panuje jego królewska mość”.

***

– Wasza królewska mość, przybył senator Boecjusz – ogłosił Kasjodor. – Prosi o audiencję.

Teodoryk skierował wzrok na urzędnika.

– Otrzyma ją – zadecydował. – Niech wejdzie. – Patrzył, jak Kasjodor cofa się do wejścia. Ten człowiek się przedwcześnie starzeje, pomyślał. Jest żałosny, ale to nie zdrada.

Kasjodor odchylił zasłonę i do środka powoli, na sztywnych nogach wszedł Boecjusz. On także wyglądał na przedwcześnie zestarzałego. Nadal miał na sobie podróżne ubranie, pogniecione i całe w plamach. Zresztą, nie tylko odzież wydawała się zniszczona, jej właściciel także.

– Kasjodorze – odezwał się król, gdy Boecjusz okazał władcy należną cześć. – Zostaw nas samych.

Kasjodor oddalił się posłusznie, lecz z wyraźną niechęcią.

– Na wstępie pragnę przeprosić waszą królewską mość za to, że zjawiam się w tak fatalnej kondycji…

Sfatygowany, poplamiony. Zmęczony, ogromnie zmęczony. W jego oczach nie widniał jednak strach.

– Czego sobie życzysz od króla, senatorze Boecjuszu?

– Sprawiedliwości, wasza królewska mość.

– Sprawiedliwości… – powtórzył Teodoryk powoli. – Spełniam zatem twoje życzenie. Otrzymasz sprawiedliwość. Nie litość. Teraz możesz mówić.

– Wasza królewska mość, otrzymałem królewski rozkaz aresztowania senatora Albinusa za zdradę stanu.

– Zgadza się.

– Do rozkazu dołączona była kopia aktu oskarżenia, sporządzonego przeciwko senatorowi przez rozmaite osoby, wśród nich senatora Gaudencjusza, senatora Opillio, senatora Dekoratusa oraz prefekta Rzymu, Aulusa Cyprianusa.

– To prawda.

– Zapoznałem się z oskarżeniami – ciągnął Boecjusz. – I uważam je za stek nieporadnych kłamstw i oszczerstw. Znam Albinusa od kiedy sięgam pamięcią. To czcigodny człowiek, a ja mam szczęście i zaszczyt nazywać go swoim przyjacielem.

Teodoryk odchylił się w krześle. Palcami prawej dłoni bawił się rękojeścią miecza. Milczał.

– Część uwag zacytowanych w oskarżeniu wygłoszono w mojej obecności – kontynuował Boecjusz. – Oskarżyciele zniekształcili je niemal nie do poznania.

– Senator Albinus utrzymuje kontakt z dworem bizantyjskim – wycedził król przez zaciśnięte zęby.

– Ten fakt nie jest jednoznaczny ze zdradą, wasza królewska mość.

– Czyżby? – Król zmrużył oczy. – Zatem uważasz, że rzymski senator ma prawo korzystać z mojej niewiedzy i wymieniać korespondencję z obcymi mocarstwami?

– Jak najbardziej… pod warunkiem, że korespondencja nie będzie zawierała nic, co mogłoby zaszkodzić jego państwu.

– Jego państwu? – powtórzył Teodoryk cicho. – A może mnie i Gotom?

– Oficjalny tytuł monarchy brzmi: „król Gotów i Italijczyków” – podkreślił Boecjusz sztywno. – Z tego wynika, że te dwa pojęcia są nierozróżnialne.

– Na Boga – mruknął Teodoryk. – Najwyraźniej usiłujesz się ze mną spierać. Jak uważasz, co uczyniłbym z jednym z moich szlachetnie urodzonych poddanych, gdybym się dowiedział o jego kontaktach z wrogiem?

– Wedle mojej wiedzy, wasza królewska mość, nie pozostajemy w stanie wojny z Bizancjum.

– Istnieją sposoby prowadzenia wojny bez jej wypowiadania – sapnął Teodoryk i niemal swobodnie ciągnął: – Skąd możesz wiedzieć, że korespondencja Albinusa nie zawiera zdradzieckich treści? Czy widziałeś jego listy? A może powiedział ci, co wypisywał?

– Nie uczynił nic podobnego, wasza królewska mość.

– Czy prosił cię o poradę w tej kwestii?

– Nie, wasza królewska mość.

– Co innego słyszałem – oświadczył Teodoryk ponuro. – Niemniej przymknę na to oko… tymczasowo. Jak to możliwe, że nie wykonano mojego rozkazu aresztowania Albinusa?

– Senatora Albinusa nie udało się znaleźć, wasza królewska mość.

– Ostrzegłeś go?

– Nie, wasza królewska mość.

– Ktoś musiał to uczynić – zauważył Teodoryk chłodno. – Wiesz, gdzie jest?

– Nie, wasza królewska mość.

– Ucieczka świadczy o winie – zwrócił uwagę władca.

– Niekoniecznie, wasza królewska mość. Ktoś może uciec także wtedy, gdy dojdzie do przekonania, że potężni wrogowie postanowili go zniszczyć i są gotowi popełnić krzywoprzysięstwo, aby osiągnąć swój cel.

Teodoryk tupnął nogą.

– Mówiąc te słowa stajesz po stronie zdrajcy, Boecjuszu.

– Jeśli ucieczka świadczy o winie, to nie mogę być winny – podkreślił Boecjusz chłodno. – Przybyłem prosto do króla.

– Zatem senator Albinus stanie przed sądem – warknął Teodoryk. – Jego nieobecność tylko mu zaszkodzi, bo nie będzie mógł się bronić. Jeśli się nie zjawi, wyrok zostanie wydany zaocznie.

– Jestem gotowy go bronić – zapewnił Boecjusz. – Ponieważ nie mogę tego uczynić jako jeden z królewskich urzędników, muszę się podać do dymisji.

Król ponownie postukał palcami w rękojeść miecza.

– Zamierzasz go bronić, co? A gdybym cię poinformował, że część jego listów do Bizancjum została przechwycona i obecnie jestem w ich posiadaniu? A jeśli w jednym z tych pism Albinus wyraża nadzieję, że Italia jeszcze odzyska wolność, jak to ujął?

– Wyrażanie nadziei nie jest zbrodnią – zauważył Boecjusz. – Nadzieja na wolność dla swojego kraju to rzecz naturalna i oczywista dla każdego, kto nie urodził się jako niewolnik.

– Jak śmiesz tak się do mnie zwracać!

– Gardziłbym sobą, gdybym tego nie uczynił – wyznał Boecjusz. – Wasza wysokość, nie możesz odebrać ludziom nadziei. Nie możesz zabronić im myśleć. Właśnie na tym polega zasadnicza różnica pomiędzy władcą i tyranem.

– Przekraczasz wszelkie granice…

– Och, skąd, wasza królewska mość. To po prostu prawda, a władca musi ją zaakceptować, a nawet dbać o jej zachowanie. Tylko tyran ją potępi. Jeśli w liście senatora Albinusa nie ma nic gorszego od wyrażenia nadziei, to należy go uznać za całkowicie niewinnego. Nie ma innego wyjścia. – Zadrżał. – Poprosiłem waszą królewską mość o sprawiedliwość – ciągnął. – I otrzymałem obietnicę jej dotrzymania. Przez ponad dwadzieścia lat pozostawałem wiernym sługą waszej królewskiej mości, bo czułem, że służąc mu, wspieram Rzym. Głęboko żałuję szeregu działań, podjętych w odpowiedzi na bizantyjski edykt przeciwko arianom. Dwa złe uczynki nie owocują uczynkiem dobrym. Przestrzegałem waszą królewską mość przed wprowadzeniem prawa, nakazującego wszystkim Italijczykom oddanie broni. Podejrzliwość musi budzić podejrzliwość. Niemniej nawet wówczas kontynuowałem pracę na rzecz waszej królewskiej mości. Teraz się okazuje, że my, Italijczycy, nie mamy prawa już dłużej żywić nadziei i nie wolno nam myśleć. Skoro tak, to nie widzę możliwości dalszego służenia waszej królewskiej mości.

– Życzysz sobie, abym oficjalnie wyraził zgodę na prowadzenie działalności konspiracyjnej? – ryknął Teodoryk. – Twój przyjaciel Albinus to zdrajca i zostanie przykładnie ukarany. Co więcej, dowiem się, ilu jeszcze zdrajców ukrywa się w senacie.

Boecjusz założył ręce.

– Jeśli Albinus jest winny, to ja również – oznajmił. – A wraz z nami cały senat.

Król wstał. Przez sekundę wydawało się, że zamierza uderzyć Boecjusza w twarz, lecz tylko go minął i wyszedł z pomieszczenia.

Boecjusz odetchnął głęboko. Drżącą dłonią przesunął po czole i pomyślał, że król mógł przynajmniej zaproponować mu zajęcie miejsca. Barbarzyńcy, przeszło mu przez myśl. Wszyscy, bez wyjątku.

Usłyszał stukot kroków, donośny i ciężki. Metaliczny.

Potężnie zbudowany Got znieruchomiał nad głową Boecjusza. Dowódca straży.

– Rozkaz króla – oznajmił łamaną łaciną. Dłonie Boecjusza opadły pod ciężarem stalowych obręczy. Zabrzęczał gruby łańcuch.

– Za mną – dodał atletyczny strażnik. Towarzyszyło mu jeszcze dwóch mężczyzn, uzbrojonych w miecze i włócznie. Jeden stał z prawej, drugi z lewej strony. Sytuacja wydawała się niemal śmieszna.

– Dokąd mnie zabieracie?

– Zobaczysz, gdy dotrzemy na miejsce. Teraz w drogę.

– Gdziekolwiek to jest, przynajmniej będę mógł usiąść – westchnął Boecjusz.

Pomiędzy dwoma żołnierzami wyglądał niemal jak dziecko.

cdn.

Louis de Wohl

Powyższy tekst jest fragmentem książki Louisa de Wohla Twierdza Boga.