Terror. Rozdział czwarty

W jednym z domów przy ulicy de la Harpe, na pierwszym piętrze, w oknie salonu stała przystojna kobieta, jeszcze świeża, młoda mimo zbliżającej się czterdziestki. Słusznego wzrostu, doskonale zbudowana, trochę tylko za szeroka w biodrach i zbyt rozwinięta w piersiach, stała z dumnie podniesioną głową. Od czasu do czasu potrząsała tą ładną głową, porosłą bardzo bujnymi czarnymi włosami, spadającymi w lokach na ramiona, i przygryzała nieco za duże, zmysłowe usta, wyrzucając z nich przez zaciśnięte zęby urywane słowa: „Łotry… Nędznicy…”. W jej szafirowych oczach tlił się ponury płomień tłumionego gniewu.

Na dole, na ulicy szalał motłoch, rabował, niszczył dobytek kupców, pił gorzałkę z beczek, z rynsztoków – na górze w wykwintnie umeblowanym salonie, pani Maria Janina Roland (1) oburzała się na „swawolę kanalii”.

Oburzała się? To przecież ona była najplastyczniejszym, najpełniejszym wcieleniem wszystkich bólów, ambicji, zawiści i nienawiści miejskiego ludu, ona uczyła swoich przyjaciół: „to są ludzie, którzy zawsze dobrze widzą”, ona wahających się jeszcze radykalnych doktrynerów podniecała do gwałtów, do powstań zbrojnych, wołając: „Gdy ojczyzna jest zagrożona, wówczas powstanie staje się najświętszym obowiązkiem”, ona podburzała bezustannie: „Wojna, wojna, wojna!”.

Nie na takie gwałty patrzyły jej ładne oczy bez błysku zdziwienia. Dziecinną zabawką w porównaniu z atakami ludu paryskiego na Tuilerie (2) była dzisiejsza „pohulanka” pauprów, a jej białego czoła nie zmąciła wówczas ani jedna zmarszczka oburzenia; bardzo grzecznie zachowywał się dziś nowy „suweren” w porównaniu z mordercami wrześniowymi, a jej „czułe” serce nie uważało za potrzebne wzruszyć się okrutną kaźnią zabijanych drągami, żelaznymi łomami, pikami, bezbronnych księży i arystokratów. Tysiąc trupów walało się w kałużach krwi, hieny ludzkie znęcały się, pastwiły się nad zwłokami, a ona, egeria (3) żyrondy, mówiąca o sobie, wierząca, że jest „ostatnim wyrazem wszelakich cnót i światłości ludzkich i obywatelskich”, w chwili najstraszliwszej tragedii rewolucji (dnia 3 września 1792 roku) w pałacu ministerium spraw wewnętrznych przyjmowała licznych gości, czarując ich swoim dowcipem, swoją werwą, bo: „Te zbrodnie, odrażające w moralności, były przydatne w polityce”. Cóż ją, republikankę, mogło obchodzić nieszczęście księży i szlachty… „podłych arystokratów”? Jej spokoju nikt dotąd jeszcze nie zakłócał.

Któryś z pauprów spostrzegł ją z dołu.

– Madame Coco! – wrzasnął, pokazując jej język. Śmiał się rozochocony lud.

Pani Roland odskoczyła od okna, jak gdyby spoliczkowała ją zuchwała ręka, gorący rumieniec obrażonej dumy oblał jej twarz.

Szybkim, elastycznym krokiem zdrowia i energicznego temperamentu przebiegała salon, potykając się o meble. Marszczyło się jej białe czoło, ściągały się jej czarne brwi, pod koronkową chusteczką falowała jej pełna pierś.

– Podli, niewdzięczni… – syknęła.

Z drugiego pokoju wszedł wolnym krokiem pedanta, wysokiego wzrostu, chudy, łysy, stary pan ubrany w długi, czarny surdut.

– To sprawka Marata! – rzekł, ociężale siadając w fotelu.

– Czy nie zdobędziecie się wreszcie na odwagę, aby doprowadzić do porządku tego krwawego warchoła, tego szaleńca? – wybuchnęła pani Roland podrażnionym głosem. – Jesteście jeszcze dotąd stronnictwem rządzącym, rozporządzacie w Konwencie większością głosów.

– Trzeba w istocie coś obmyślić.

– Myślcie prędko, aby ta ropucha nie wzięła was za gardło. W rewolucjach nie ma czasu na długie medytacje. Kto za długo myśli, ten ginie! Odszukaj natychmiast Guadeta (4), Gensonné’a (5), Vergniauda (6), Gorsasa (7), Carrę (8); Condorceta (9) i Pétiona (10), Buzota (11), Barbaroux (12), Brissota (13) i Louveta (14) sama zaprosiłam. Vergniaud będzie niewątpliwie u swojej kochanki, u panny Candeille (15). Ta nieszczęsna miłostka zgubi tego człowieka; oplata ona jego męską wolę, jak powoje oplatają soczyste drzewo. Spiesz się, jeszcze dziś musimy ułożyć plan kampanii.

Stary, brzydki mąż, Jan Maria Roland (16), były minister spraw wewnętrznych posłusznie oddalił się, aby spełnić rozkaz młodszej, ładnej żony.

Na ulicy wrzawa już milkła. Motłoch zburzywszy wszystkie sklepy i sklepiki, przewalał się na inną ulicę, szukając nowych łupów i nowej zabawy.

Pani Roland, usiadłszy w fotelu, ukryła głowę w dłoniach.

Ciążyła jej dziś ta głowa, zwykle podniesiona dumą niezwykłej, błyskotliwej kariery i świadomością niezwykłych zdolności. Rewolucja wyrzuciła ubogą dziewczynę na sam szczyt drabiny hierarchii urzędniczej, mianowała ją ministrową, aby znów zepchnąć ją w niziny szarego tłumu. Dwa miesiące temu musiała opuścić pałac ministerium spraw wewnętrznych, w którym z taką rozkoszą królowała.

Była córką miedziorytnika, dopiero co wyszłego z ludu, chowała się w Paryżu w ciasnych, ubogich ramach, które krępowały lot jej niezwykle uzdolnionej duszy. Od najmłodszych lat łaknęła wiedzy, światła, a skromne środki ojca pozwalały jej tylko na elementarną szkółkę klasztorną, przeznaczoną dla dziewcząt drobnego mieszczaństwa.

Uczyła się sama, chciwie, bezładnie, bez systemu, czytając wszystko, co popadło jej w ręce. Będąc małą dziewczynką kształciła swój smak literacki na Kandydzie (17) i Przygodach kawalera Faublasa (18), zachwycała się Plutarchem (19), Biblią mocnych, chciwie pochłaniała rożnych „filozofów” swojego czasu: encyklopedystów (20), Jana Jakuba Rousseau (21), Raynala (22), Mably’ego (23). Im skromniejszy był filozof, im namiętniej nienawidził przeszłości, zapatrzony w mgławice przyszłości, tym łatwiej jego doktryny zapadały w płomienną duszę młodej dziewczyny z ludu, dla której przeszłość była macochą.

Z tej porwanej lektury, z tych niestrawionych doktryn filozoficznych i socjologicznych, jak wszyscy filozofowie francuscy drugiej połowy osiemnastego stulecia, ulepiła sobie córka miedziorytnika ideał idealnego państwa, opartego na rozumie. Wzięła ona w siebie ich marzenia o powszechnej szczęśliwości, wessała ich pychę rozumu, ich pogardę do chrześcijaństwa, ich niewiarę; z zarozumiałością i sekciarską nienawiścią doktrynerstwa spoglądała z góry, z lekceważącym uśmiechem na wszystkich inaczej wierzących, nazywała głupcami i zdrajcami wszystkich doświadczonych i rozważnych. Ciągle miała na ustach słowo „światło”, nie wiedząc, że to jej światło było tylko fosforycznym odblaskiem dyletanckiego, bezładnego oświecenia.

Co rozpoczęło samouctwo, tego dopełniło małżeństwo. Młoda, ładna panna Philippon wyszła za mąż za starego, brzydkiego Rolanda, inspektora manufaktur w Lyonie, takiego samego filozofa jak ona. Pod kierunkiem męża, w zaciszu wiejskim, w La Platière, czytała dużo, smakując głównie w autorach klasycznych. Od republikanów greckich i rzymskich nauczyła się szerokiego frazesu, szerokiego gestu i dumnej mowy wolności.

Tak przygotowana, z fanatyzmem doktrynerstwa i z namiętnością energicznej natury rzuciła się w wir rewolucji. Zawierucha szybko niosła ją w górę. Córka ubogiego miedziorytnika, żona nieznacznego urzędnika, stała się egerią rządzącego Francją stronnictwa, natchnieniem żyrondystów, ministrem – ona to bowiem dyktowała mężowi odezwy i reskrypty, jej przepojona siarką, fosforem dusza gorzała wszędzie, gdzie demagogia paryska rzucała pod tron Burbonów płonącą żagiew.

Od dwóch miesięcy przestała rządzić Francją. Wypędzili ją spod lambrekinów (24) pałacu ministerium spraw wewnętrznych Górale (25), skrajni demagodzy, którzy nazywali siebie teraz, po zabiciu króla, jedynymi prawdziwymi patriotami, jak ona nazywała siebie i swoich przyjaciół jeszcze pół roku temu.

Znała ich dobrze, te rozjuszone byki rewolucji, widziała ich nieraz przy robocie, wiedziała, że w walce z nimi trzeba albo zabijać, albo być zabitym. Innego wyjścia nie ma. To nie była dobrze wychowana, przewytworna w swoich jedwabnych sukniach i koronkowych żabotach, zgnuśniała szlachta, ani bezbronne duchowieństwo, ani tchórzliwa burżuazja, ani dobry, łagodny, bezwolny król. To była siła żywiołowa, która druzgocze bez litości, gdy na swojej drodze znajdzie przeszkodę.

Przeto zwykle dumnie podniesiona głowa ciążyła dziś pani Roland. Jej lotny umysł biegł śladami agitacji Marata, domyśliła się, dokąd zmierza „przyjaciel ludu”. Od kupców i sklepikarzy zaczyna, a skończy…

Przykry dreszcz złowrogiego przeczucia wstrząsnął nią. Zdawało jej się, że ostry, zimny nóż dotyka jej karku…

Zerwała się z fotela.

– Trzeba się bronić przed tymi zbrodniarzami! – żachnęła się jej energiczna dusza.

Na dole, w bramę domu uderzył młot (26). Wkrótce potem anonsował służący:

– Monsieur (27) Brissot!

– Prosić!

Do salonu szybkim, sprężystym krokiem wszedł szczupły mężczyzna niskiego wzrostu, liczący około lat czterdziestu. Bladość jego suchej kościstej twarzy o grubych pospolitych rysach, jeszcze więcej podnosiły (28) ramy czarnych, długich, gładko przyczesanych włosów. W jego małych oczach migotał płomyk przebiegłości.

Pani Roland wyciągnęła do niego obie ręce, mówiąc żywo:

– Dokąd idziemy, Brutusie? (29)

– Do gilotyny, cnotliwa małżonko Katona (30) – odpowiedział Jan Piotr Brissot, literat, dziennikarz, redaktor „Patrioty Francuskiego” (31), członek Konwentu, szef sztabu, instruktor, „maszynista” żyrondystów – jeżeli nie pośpieszymy się i pierwsi nie rzucimy naszych przeciwników w „patriotyczne okienko”.

Milczeli chwilę. Potem pani Roland odezwała się drżącym głosem:

– Doszłoby już tak daleko?

– Naszej mądrej egerii nie potrzebuję objaśniać położenia, wie ona bowiem równie dobrze jak ja, że z chwilą uwięzienia króla rozpoczęła się między nami a Górą walka na śmierć i życie. Na chwilę pogodził nas sąd nad Ludwikiem, ale po dokonanej egzekucji znów buchnęły płomienie przytłumionych stronniczych nienawiści.

– Czegóż chcą ci szaleńcy od nas?

– Tego samego, czego w Stanach Generalnych (32) i w Zgromadzeniu Narodowym chciał trzeci stan (33), od króla i szlachty, czego w Zgromadzeniu Prawodawczym chcieliśmy my, republikanie, od moderantów, od monarchistów – władzy, rządów.

– Oni władzy, rządów? Ależ to dzicz prowadzona przez takich szaleńców jak Marat i przez takich zbrodniarzy jak Danton (34). My jedni posiadamy światło potrzebne do rządzenia narodem.

– To samo twierdzą teraz o sobie oni, sankiuloci. Rewolucje pędzą na oślep jak ponoszący koń. Co wczoraj było ostatnim wyrazem patriotyzmu, postępu, to dziś staje się zdradą, wstecznictwem!

Na dole, w sieni, znów odezwał się młot.

Na wezwanie egerii stawił się młody, olśniewający klasyczną głową Antinousa (35), Jan Karol Maria Barbaroux, członek Konwentu, przyszedł Hieronim Pétion, były mer Paryża, wysokiego wzrostu, przystojny banalną urodą ładnego fryzjera; nadeszli Gaudet, Gensonné, Buzot, oratorzy żyrondy, Jan Baptysta Louvet, drobny, szczupły blondyn, literat, autor Przygód kawalera Faublasa, redaktor dziennika „La Sentinelle” (36), redaktorzy Carra i Gorsas. Ostatni ukazał się – spóźniający się zawsze i wszędzie – Piotr Vergniaud, główny mówca stronnictwa, Mirabeau (37) Konwentu.

Wszyscy ci panowie byli starannie ubrani i witali się z panią domu z kurtuazją dobrego towarzystwa. Jeden tylko Louvet odcinał się od nich zaniedbanym strojem.

Sztab żyrondy był w komplecie. Stawił się instruktor, stawili się mówcy i publicyści; czekano jeszcze na teoretyka stronnictwa, margrabiego de Condorcet.

Patrząc na tych starannie ubranych, doskonale ufryzowanych posłów i redaktorów, na ich okrągłe, estetyczne ruchy, słuchając jak się tytułowali „madame” i „monsieur”, nikomu nie przyszłoby na myśl, że to właśnie oni pierwsi wnieśli do sejmu gwałtowność, brutalność i ambicje demagogiczne małomiasteczkowych klubów jakobińskich, z których wyszli. To przecież ich szef sztabu, Brissot, pierwszy szczycił się w swoim dzienniku godnością sankiuloty, ich towarzysz, Grangeneuve (38), już w Zgromadzeniu Prawodawczym kokietował z trybun motłoch, klakierów czapką frygijską, to z ich łona wybrany prezes, Guadet, wypędził z sali Manège (39) tytuł „monsieur” i wprowadził do obrad sejmowych gwarę ulicy, tykając (40) z wyżyn fotela prezydialnego posłów, jak gamin (41) gamina.

Wszyscy oni na początku swojej kariery byli żarliwymi jakobinami, stroili się w brutalność ulicy jak w zaszczytny mundur…

Aczkolwiek w swoich dziennikach i na trybunie sejmowej ciągle mieli na ustach: ludzkość, sprawiedliwość, cnotę, filozofię i drapowali się w białą togę rzymskich bohaterów wolności, nie tylko cierpliwie znosili wszystkie wybryki motłochu, ale podniecali go nawet do gwałtów, do zbrojnych powstań, posługując się nim do swoich celów w walce z tronem i monarchistami.

Popełnili oni ten sam błąd, jakiego dopuścili się pierwsi rewolucjoniści, członkowie Zgromadzenia Narodowego, i wytrzeźwieli tak samo jak oni.

Przypatrzywszy się z bliska dzikiej bezwzględności, zmienności i ciemnocie tłumu, spędziwszy rok w Paryżu, w wielkiej kuźni rewolucji, zrozumieli niebezpieczeństwo, jakie im, oświeconemu proletariatowi, zagraża – i postanowili zatrzymać szalony rozpęd rozjuszonego byka…

Radykałowie z żyrondy pragnęli teraz prawa i pokoju, bo te uśmiechnięte, dobre wróżki ludzkości dawały im rękojmię utrzymania się na zdobytych stanowiskach.

Wysokie godności polityczne, jakimi ich, adwokatów, dziennikarzy, urzędników, kupców z miasteczek prowincjonalnych, zasypała rewolucja, otworzyły im drzwi najlepszego towarzystwa stolicy.

Resztki słynnej kurtuazji francuskiej, której kluby jakobińskie i czerwona czapka frygijska nie zdołały jeszcze wypędzić z Paryża, objęły ich miękką ręką i wypolerowały. Odwykli od grubych, szorstkich form miasteczek prowincjonalnych, zasmakowali w estetyce życia – stali się umiarkowanymi, „arystokratami”.

Z uprzejmością damy przedrewolucyjnej pani Roland robiła honory domu. Była to uprzejmość trochę za sztywna, sztuczna, bez naturalnego wdzięku starej kultury towarzyskiej, ale mimo to wytwarzała złudzenie salonu.

Mrok wieczorny przytłumił blaski dnia. Służący zapalił woskowe świece i roznosił na srebrnej tacy herbatę z ciastami i cukrami. Margrabia de Condorcet nie nadchodził, trzeba było zacząć obrady bez niego.

cdn.

Teodor Jeske-Choiński

(1) Jeanne Marie Philipon Roland de la Platière, znana też jako Manon Roland lub Madame Roland (1754–1793) – francuska rewolucyjna działaczka polityczna, nieformalna przywódczyni żyrondystów; zgilotynowana.

(2) Tuilerie – dzielnica znajdująca się w sercu Paryża, między Luwrem, placem Zgody i Sekwaną; do czasów Komuny Paryskiej stał tam zniszczony w maju 1871 roku ogromny pałac renesansowo-barokowy, paryska rezydencja walezyjskich i burbońskich królów i napoleońskich cesarzy Francji.

(3) (Z łac.) doradczyni; powiernica męża stanu lub artysty.

(4) Marguerite Élie Guadet (1758–1794) – polityk francuski okresu rewolucji, jakobin, później żyrondysta; deputowany do Zgromadzenia Ustawodawczego; jeden z najlepszych mówców i polemistów w Konwencie, szczególnie chętnie atakujący Marata.

(5) Armand Gensonné (1758–1793) – prawnik, polityk czasów rewolucji francuskiej, żyrondysta, deputowany do Zgromadzenia Prawodawczego; opowiadał się za surowym karaniem duchownych sprzeciwiających się konstytucji cywilnej kleru; zgilotynowany.

(6) Pierre-Victurnien Vergniaud (1753–1793) – polityk francuski czasów rewolucji, żyrondysta; utalentowany mówca; zwolennik prześladowań Kościoła.

(7) Antoine Joseph Gorsas (1752–1793) – francuski dziennikarz, publicysta i polityk, żyrondysta, początkowo związany z Górą; członek Konwentu Narodowego; zgilotynowany.

(8) Jean-Louis Carra (1742–1793) – dziennikarz-propagandysta i rewolucjonista francuski, jakobin, szef francuskiej Biblioteki Narodowej, członek Konwentu Narodowego; zgilotynowany.

(9) Jean Antoine Nicolas Caritat markiz de Condorcet (1743–1794) – francuski filozof-racjonalista, matematyk, ekonomista i polityk; jako jeden z pierwszych głosił liberalizm w ekonomii, powszechną i bezpłatną edukację, konstytucjonalizm i równouprawnienie kobiet i ludzi wszystkich ras; uwięziony i znaleziony martwy w celi.

(10) Jérôme Pétion de Villeneuve (1756–1794) – francuski polityk czasów rewolucji francuskiej, żyrondysta; prawnik; przewodniczący Konwentu; żądał detronizacji Ludwika XVI; popełnił samobójstwo.

(11) François Nicolas Léonard Buzot (1760–1794) – francuski prawnik i polityk doby rewolucji, żyrondysta, deputowany do Zgromadzenia Ustawodawczego i Konwentu Narodowego; popełnił samobójstwo ukrywając się oskarżony o zdradę.

(12) Charles Jean Marie Barbaroux (1767–1794) – francuski prawnik i polityk okresu rewolucyjnego, jakobin, mason; deputowany do Zgromadzenia Ustawodawczego i Konwentu Narodowego; zgilotynowany.

(13) Jacques Pierre Brissot (1754–1793) – francuski polityk, prawnik i filozof, czołowa postać ruchu żyrondystów, autor antyklerykalnego utworu Sąd nad Rzymem, czyli unicestwienie władzy prawodawczej papieża; zgilotynowany.

(14) Jean-Baptiste Louvet, zwany Louvet de Couvray (1760–1797) – skandalizujący francuski powieściopisarz, dramaturg, dziennikarz, polityk-żyrondysta i dyplomata; radykalny rewolucjonista; autor książki Przygody miłosne kawalera de Faublas.

(15) Amélie-Julie Candeille (1767–1834) – francuska kompozytorka, librecistka, pisarka, śpiewaczka, aktorka, komediantka i instrumentalistka; kochanka Vergniauda.

(16) Jean-Marie Roland, wicehrabia de la Platière (1734–1793) – polityk francuski czasów rewolucji, żyrondysta, deputowany do Konwentu Narodowego, minister spraw wewnętrznych w 1792 roku; popełnił samobójstwo na wieść o zgilotynowaniu żony.

(17) Kandyd, czyli optymizm – oświeceniowa satyryczna powiastka filozoficzna francuskiego filozofa Voltaire’a, wydana w 1759 roku, napisana stylem ironicznym i sarkastycznym; jej opublikowanie wywołało skandal, oskarżano ją o bluźnierstwo, podburzanie do niepokojów politycznych i antyintelektualizm.

(18) Przygody miłosne kawalera de Faublas – powieść z lat 1787–1790 żyrondysty Louveta de Couvray (1760–1797) przedstawiająca frywolny obraz odchodzącego świata, z epizodem polskim z lat 1763–1773 (m.in. konfederacja barska, postać K. Pułaskiego) i wprowadzeniem do literatury francuskiej motywu pięknej Polki.

(19) Plutarch z Cheronei (ok. 50–ok. 125) – jeden z największych pisarzy starożytnej Grecji, historyk, filozof-moralista oraz orator; prokurator i kapłan.

(20) Encyklopedyści – grupa francuskich filozofów, naukowców i literatów, twórców zideologizowanej Wielkiej Encyklopedii Francuskiej; jej wydanie było jednym z największych przedsięwzięć epoki oświecenia i wyrazem oświeceniowego, antyreligijnego światopoglądu; encyklopedyści przygotowali podłoże intelektualne rewolucji francuskiej.

(21) Jean-Jacques Rousseau (1712–1778) – genewski pisarz tworzący w języku francuskim, filozof, pedagog, teoretyk muzyki; miał pięcioro dzieci, które oddał do sierocińca, nie chcąc nawet znać ich imion.

(22) Guillaume Raynal (1713–1796) – francuski historyk, pisarz i filozof, przedstawiciel oświecenia, związany ze środowiskiem encyklopedystów; potępiał nietolerancję religijną, krytykował postępowanie kleru i władz wobec ludności kolonii w Indiach.

(23) Gabriel Bonnot de Mably (1709–1785) – francuski filozof, historyk, pisarz i polityk; przez krótki czas służył w korpusie dyplomatycznym; wykroczył poza liberalną koncepcję równości wobec prawa i argumentował za równością potrzeb.

(24) (Z fr.) tu: ozdobnych, krótkich firanek nad oknem lub drzwiami.

(25) Góra (Górale) – najbardziej radykalna, zdominowana przez jakobinów i kordelierów frakcja polityczna w Konwencie Narodowym w latach 1792–1795; zajmowali górne miejsca w sali obrad Konwentu (stąd nazwa); w roku 1792 doprowadzili do obalenia monarchii i proklamowania republiki.

(26) Tu: kołatka.

(27) (Fr.) pan.

(28) Tu: uwydatniały; uwypuklały.

(29) Marek Juniusz Brutus (85/78–42) – polityk, dowódca wojskowy, mówca i pisarz rzymski; zwolennik republiki, należał do przywódców spisku przeciwko Cezarowi i był jednym z zabójców dyktatora; imię Brutusa stało się symbolem zdrajcy i mordercy walczącego w słusznej sprawie.

(30) Marek Porcjusz Katon (95–46), zwany dla odróżnienia od Katona Starszego (234–149), którego był prawnukiem, Katonem Młodszym lub Ka tonem Utyceńskim – polityk i filozof rzymski; stoik znany z prawości i uczciwości.

(31) „Patriote Français” – gazeta rewolucyjna stworzona przez Jacquesa Pierre’a Brissota, wydawana od 28 lipca 1789 roku do 2 czerwca 1793 roku; tuba powojennej propagandy.

(32) Stany Generalne – zgromadzenie reprezentujące przedstawicieli trzech stanów Francji: szlachty, duchowieństwa i stanu trzeciego, czyli reszty społeczeństwa (de facto bogatego mieszczaństwa), zwoływane jako doradczy organ króla, zwłaszcza w sprawach ustalania podatków.

(33) Ludność nienależącą do duchowieństwa i szlachty.

(34) Georges Jacques Danton (1759–1794) – jeden z organizatorów i przywódców rewolucji francuskiej, adwokat, znakomity mówca, członek Konwentu; działał w klubie kordelierów i stał na ich czele; administrator departamentu paryskiego, zastępca prokuratora komuny Paryża; zgilotynowany.

(35) Antinous (111–130) – grecki młodzieniec z Bitynii, kochanek cesarza Hadriana; jego wizerunki przedstawiano w rzeźbie, na monetach oraz gemmach jako ideał młodzieńczej piękności.

(36) „Wartownik”, „Placówka” – dziennik żyrondystów wydawany w latach 1792, 1793 oraz 1795–1798, redagowany przez Louveta i Pierre’a Claude’a François Daunou (1761–1840) – francuskiego polityka i historyka doby rewolucji i cesarstwa.

(37) Honoré Gabriel Riqueti, hrabia de Mirabeau (1749–1791) – wpływowy polityk rewolucji francuskiej, członek Stanów Generalnych, przewodniczący Zgromadzenia Narodowego; pisarz, jakobin, mason.

(38) Jean-Antoine Lafargue de Grangeneuve (1751–1793) – prawnik i polityk francuski okresu rewolucji, jakobin, członek Zgromadzenia Ustawodawczego, deputowany do Konwentu Narodowego; zwolennik obalenia monarchii; zgilotynowany.

(39) Salle du Manège – była siedziba królewskiego maneżu (ujeżdżalni koni) stała się miejscem większości obrad rewolucjonistów podczas rewolucji francuskiej w latach 1789–1798.

(40) Tj. zwracając się per „ty”.

(41) (Z fr.) tu: ulicznik, urwis, gawrosz.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Teodora Jeske-Choińskiego Terror.