Święty Mikołaj z Tolentino. Patron dusz czyśćcowych. Rozdział drugi

Kapłaństwo

W rzeczy samej, ostatnie trzydzieści lat Mikołaj spędził w Tolentino, gdzie opinia jego świętości i oddania potrzebom innych, a w szczególności chorych i biednych, urosła do rangi legendy. Pomimo, że był zawsze człowiekiem bardzo ascetycznym i głęboko uduchowionym, jego troska w kwestii problemów społecznych nurtujących ludzi tamtych czasów, jest również godna uwagi. Wiele serca wkładał w okazywanie wszystkim odwiedzającym klasztor wymaganych standardów gościnności, jak również nigdy nie wahał się opuścić jego murów, gdy inni znajdowali się w potrzebie. Mikołaj był niezmordowanym spowiednikiem, lojalnym i hojnym przyjacielem ludzi ubogich oraz oddanym pocieszycielem chorych i smutnych.

Spowiednik

Jako spowiednik Mikołaj stał się osobą tak podziwianą i słynną z powodu okazywanego zrozumienia i współczucia, że temu rodzajowi posługi kapłańskiej zaczął poświęcać każdego dnia wiele godzin. Wiedział jak przyciągnąć grzeszników i w jaki sposób im pomóc. Za wielu, którzy spowiadali się u niego, Mikołaj modlił się, pościł, odprawiał Msze święte i wylewał łzy przed Panem, aby uwolnić ich od grzechów. Zwykł wyznaczać bardzo lekką pokutę, jednak później samemu spędzał dużo czasu na pokucie i modlitwie. Ludzie, którzy odwiedzali jego konfesjonał pozostawili wiele świadectw w tej kwestii. Następujący opis, zaczerpnięty z procesu kanonizacyjnego, nie jest jedynym przykładem, a stanowi świadectwo zarówno oddania jakie okazywał tym, którzy się do niego uciekali, jak również specjalnej łaski czyniącej go osobą szczególnie predysponowaną w sferze tego właśnie sakramentu.

„Pewnego razu w Wielki Czwartek, chcąc wyspowiadać się z grzechu popełnionego w głębokim ukryciu właśnie ojcu Mikołajowi i nikomu innemu, poprosiłem o spowiedź, jednakże inny członek zgromadzenia, niejaki brat Szymon z Tolentino powiedział mi, co następuje: «Jeśli pragniesz spowiedzi będziesz musiał odbyć ją u kogoś innego. Ojciec Mikołaj źle się czuje i nie spowiada». Odpowiedziałem: «Mogę pozostać w tym miejscu do czasu, aż stanie się możliwą spowiedź właśnie u niego lub powrócić później, jednakże nie wyznam mych grzechów nikomu innemu ». Gdy wypowiadałem te słowa nadszedł podpierający się laską ojciec Mikołaj, pomimo tego, że nikt nic mu o mnie nie powiedział. Zawołał do mnie i niczym prorok wypowiedział przepełnione duchem następujące słowa: «Odczuwasz zakłopotanie by wyznać grzech, który popełniłeś. Nie bądź zakłopotany. Popełniłeś taki to a taki grzech». Wówczas powiedział, jaki grzech naprawdę popełniłem, zanim ja wyznałem go jemu. Nikt inny poza samym Bogiem nie mógł wiedzieć, o jaki grzech chodzi”.

Przyjaciel ubogich

Mikołaj był także częstym gościem u chorych oraz pocieszycielem ubogich i potrzebujących. Prawdopodobnie nierzadko widywano go też na ulicach Tolentino, odwiedzającego tych, którzy potrzebowali zachęty, rady, czy materialnego lub duchowego pokarmu. Nawet będąc w podeszłym wieku nadal odbywał te wizyty, chodził pochylony i podpierał się laską, sam był już bowiem chory. W razie potrzeby towarzyszył mu jeden lub dwaj bracia. Bogatych odwiedzał jedynie wówczas, gdy był wzywany, lecz do ubogich i odrzuconych chadzał spontanicznie z własnej inicjatywy. Zorganizował grupę ochotników wywodzącą się ze skruszonych grzeszników oraz innych oddanych mu osób, która pomagała w poszukiwaniu pożywienia, ubrania i pieniędzy u ludzi posiadających te środki, aby pomóc w utrzymaniu tych, co mieli bardzo mało lub nie posiadali niczego, a w szczególności byli zbyt zawstydzeni, żeby prosić we własnym imieniu. Tym oto sposobem Mikołaj stał się stałym dobroczyńcą dla około stu biednych ludzi z Tolentino. Gdy na znak wdzięczności lub przywiązania ofiarowano mu podarek w postaci wykwintnie przyrządzonego pożywienia, zawsze prosił, by zamiast jemu zostało przekazane biednym. Po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości, kiedy dostarczane przez niego dary okazywały się nadal niewystarczające, zwracał się do przeora klasztoru, aby udzielił mu pomocy z tego, co było przeznaczone na stół zgromadzenia – nie wahał się tego czynić nawet wówczas, gdy wspólnota żyła z datków ludzi wiernych. W praktyce, sam Mikołaj był jednym z braci często wyznaczanych do zadania wyproszenia chleba dla wspólnoty zakonnej. Jedno z takich wydarzeń było pamiętane bardzo długo i zostało przedstawione jako świadectwo w przygotowaniach do kanonizacji przez małżeństwo, które występowało w tej historii zarówno w roli darczyńców, jak i obdarowanych. Zdarzyło się, że pewnego dnia Mikołaj pojawił się przed ich drzwiami prosząc o chleb dla swojej wspólnoty. Pani domu właśnie co zakończyła pieczenie chleba i wybierając najlepszy bochenek z radością oddała go bratu. Przyjmując ten dar, Mikołaj udzielił jej w zamian następującego błogosławieństwa: „Niech Bóg ci zapłaci i zwielokrotni zasoby pszenicy i chleba”. Przez kolejne miesiące rodzina nadal czerpała z pojemnika służącego do przechowywania mąki i przygotowywała z niej chleb. Kiedy pewnego dnia mąż stwierdził, że na pewno nastał już czas, aby kupić więcej mąki, żona pokazała mu, że pojemnik nadal jest pełny. Wtedy to przypomnieli sobie słowa błogosławieństwa wypowiedzianego przez Mikołaja, w chwili gdy opuszczał ich dom.

Duchowny

Wiemy, że Mikołaj odprawiał każdego dnia Msze święte, co nie było powszechnie stosowaną przez współczesnych mu kapłanów praktyką. Bracia ze wspólnoty zauważyli, że Msze odprawiał z wielkim oddaniem, często wylewając przy tym wielką ilość łez. Inny ze świadków w procesie kanonizacyjnym, Rinalduccio di Andrea, pozostawił następujące naoczne świadectwo:

„Przez ponad sześć lat uczęszczałem do kościoła św. Augustyna na tę samą godzinę, by uczestniczyć w Mszach świętych, które celebrował. Pomimo, że była to bardzo wczesna pora dnia, uczestniczyło w nich wielu ludzi. Po kilka razy podczas Mszy widywałem go płaczącego. Łzy ciurkiem płynęły mu po policzkach. Nawet gdy niedomagał na zdrowiu, choroba nigdy nie zmusiła go do pozostania w łóżku ani nie powstrzymała od odprawienia Mszy świętej. W czasie swych ostatnich dni podchodził do ołtarza pochylony nad laską, prawie powłócząc nogami. Oczywistym było, że nie czuł się dobrze i cierpiał. Tak jak wielu innych wiernych, gdy Msza zbliżała się ku końcowi, udawałem się w kierunku ołtarza, by prosić o błogosławieństwo. Kobiety podchodziły by ucałować jego dłonie. On zaś z wielką prostotą i życzliwością czynił znak krzyża, mówiąc: «Miej wiarę w Boga. Wiara jest dla człowieka ratunkiem. Sam Bóg uwolni cię od twego grzechu!»”

Pomimo tego, że biograf, brat Piotr, opisuje Mikołaja jako wielkiego kaznodzieję, nie zachowało się niestety żadne z jego kazań, nawet ich fragmenty. Pojawiały się sugestie, że jednym z powodów, dla którego w pierwszych latach kapłaństwa wyznaczano mu tak wiele zadań, była wielka zdolność do głoszenia kazań i ogromne zapotrzebowanie na wykorzystanie tego talentu w wielu różnych miejscach. Inny z wyjątkowych aspektów jego pracy duszpasterskiej, a mianowicie orędownictwo modlitewne w imieniu wiernych zmarłych, stał się szeroko znany i jest bardziej dokładnie opisany poniżej.

Syn swego ojca

Podczas gdy Mikołaj wstąpił do Zakonu Augustianów niedługo po tym jak ten pojawił się w XIII stuleciu, to jednak duchowe korzenie tego zgromadzenia sięgają znacznie dalej w przeszłość, aż do jego patrona św. Augustyna z Hippony, który założył pierwszy klasztor pod koniec IV wieku. Historia nawrócenia Augustyna oraz jego zasługi jako biskupa i teologa są dobrze znane zarówno dzisiejszym, jak i przeszłym pokoleniom chrześcijan. Mniej znany jest wszakże żywot Augustyna jako mnicha i wpływ na rozwój życia zakonnego, zarówno w czasach jemu współczesnych, jak i po śmierci. Prawdą jest, że jedynym pragnieniem Augustyna od czasu, gdy w wieku 32 lat zdecydował się przyjąć chrzest, było życie w służbie Bogu jako mnich. Nigdy nie uważał za realną alternatywę stania się świeckim, żonatym katolikiem, nawet pomimo faktu, że przez wiele wcześniejszych lat żył z kobietą, którą bardzo kochał i miał z nią syna. Zobowiązania wynikające z przyjęcia wiary stawiał na równi z uczynieniem postanowienia pustelniczego życia dla Boga w warunkach klasztornych. Postanowienie to zaczął realizować w tym samym domu w Tagaście w Północnej Afryce, w którym był wychowywany. Do Augustyna dołączyło kilku przyjaciół oraz syn. Dni wypełniała im praca fizyczna, czytanie, modlitwa oraz rozmowy o dziełach Boga. Podczas pobytu w Hipponie Augustyn został wezwany do podjęcia obowiązków kapłańskich, co uznał za zbyt szybki rozwój wydarzeń. Biskup tego miasta korzystając ze sposobności jaką dawała obecność mnicha wśród wiernych, w pewną niedzielę powiedział im o potrzebie posiadania kapłana pomagającego mu w pracy duszpasterskiej. Niektórzy z wiernych skierowali uwagę ku Augustynowi, który był już wówczas dobrze znany i poczęli wykrzykiwać jego imię w odpowiedzi na wezwanie biskupa. Nagle pojawiła się fala poparcia, będąca reakcją na tę sugestię, a niechętny Augustyn został doprowadzony przed biskupa, który go wyświęcił. Oznaczało to, że musiał opuścić klasztor w Tagaście i rozpocząć życie w Hipponie, jednakże nie skutkowało to zarzuceniem zakonnych ideałów. Założył więc natychmiast klasztor w pobliżu domu biskupiego w Hipponie i żył tam przez kilka lat wraz z innymi, których inspirował jego przykład. Kiedy kilka lat później Augustyn został biskupem, co oznaczało wyraźne zwiększenie ilości czasu poświęcanego pracom o charakterze administracyjnym, wycofał się z życia w klasztorze z uwagi na chęć nie zakłócania spokoju i porządku przestrzeganego przez innych mnichów. Przeniósł się wtedy do domu biskupiego, który przekształcił w klasztor dla pomagających mu osób duchownych. To właśnie w tym czasie Augustyn spisał dla potomności swój „program” – Regułę życia zakonnego, która miała stać się przewodnikiem dla chcących podążać za jego przykładem, jednakże bez fizycznej obecności Świętego we wspólnocie.

cdn.

Ks. Michael Di Gregorio OSA

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Michaela Di Gregorio OSA Święty Mikołaj z Tolentino. Patron dusz czyśćcowych.