Święta Teresa z Lisieux – Doktor Małej Drogi. Rozdział trzeci

Święta Teresa – Doktor Małej Drogi

20 października 1997 roku św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza dołączyła do dwóch innych świętych kobiet, którym nadano tytuł Doktorów Kościoła. Nie dalej jak dwadzieścia lat wcześniej papież Paweł VI ogłosił Doktorami Kościoła św. Katarzynę ze Sieny i św. Teresę z Avili. Stało się to tuż po zamknięciu Soboru Watykańskiego II, dzięki któremu osoby świeckie zaczęły odgrywać większą rolę w Kościele.

Co bardzo interesujące, św. Teresa nie tylko przepowiedziała że „swój czas w niebie poświęci czynieniu dobra na ziemi” – istnieją też niebagatelne podstawy, by sądzić, że niektóre wydarzenia w jej życiu zapowiadały nadejście dnia, w którym zostanie ogłoszona Doktorem Kościoła. Zostały one opisane w Dziejach duszy – jedno dotyczy słów samej Teresy z okresu, kiedy była dzieckiem; drugie wiąże się z osobą księdza, który uczył ją religii jako jedenastolatkę. Ojciec często zabierał swą ulubioną córkę, „małą królewnę”, na krótkie wycieczki. Podczas jednej z nich, wracając nocą do domu ze swym „królem”, zobaczyła skupisko gwiazd, układające się w literę „T”. Jak pisze w autobiografii: „Wskazałam je tacie i powiedziałam, że moje imię jest zapisane w niebie”. Trudno nazywać zbiegiem okoliczności to, że w oficjum modlitw porannych za Doktorów Kościoła możemy znaleźć następującą antyfonę: „Ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, świecić będą jak gwiazdy na wieki”.

W benedyktyńskiej szkole z internatem, gdzie wyróżniała się w religii i na lekcjach przyrody, a wypadała słabo w matematyce i ortografii, rozwinęła talent nauczycielski i narratorski. Uwielbiała opowiadać historie koleżankom. Nawet starsze dziewczęta chętnie słuchały jej opowiadań, które często ciągnęły się przez kilka dni. „Widząc na twarzach towarzyszek, że moja opowieść robi na nich wrażenie, próbowałam uczynić ją jeszcze bardziej interesującą. Nauczycielka wkrótce zabroniła mi grać rolę mówcy, wolała bowiem, żebyśmy zajęły się bieganiem i zabawą, niż rozmowami”. Mówi dalej: „Z łatwością pojmowałam to, czego się uczyłam… jeżeli chodzi o katechizm, to pozwolono mi się uczyć również w trakcie czasu wolnego”. Osiągnęła takie mistrzostwo w znajomości prawd wiary, że jej nauczyciel, ojciec Dominik, mógł zawsze zwrócić się do niej po odpowiedź na trudne pytanie, której nie znali inni uczniowie – zgodnie z relacją Teresy z autobiografii „zwykł nazywać mnie swym małym doktorem”.

W słynnym fragmencie, w którym opisuje swe nienasycone pragnienie, by zrobić wszystko dla miłości, jaką żywi wobec Jezusa, napisała: „Ach! Mimo mej małości chciałabym nieść oświecenie duszom proroków i doktorów”. Mogłoby się wydawać, że nie wyklucza całkowicie takiej możliwości, skoro powiedziała również: „Bóg nie budzi w nas pragnień, których nie zamierza spełnić”.

Już jako mała dziewczynka Teresa Martin miała wrodzony dar nauczania, dlatego w zgromadzeniu karmelitanek przyznano jej funkcję mistrzyni nowicjuszek. Darowi temu towarzyszyło nienasycone pragnienie prawdy i wiedzy. Stwierdza w autobiografii, że nie potrafiłaby zliczyć książek, jakie przeczytała przed wstąpieniem do klasztoru; żadna z nich nie powstrzymała jednak jej rozwoju duchowego. Jej ulubioną książką z tego okresu życia było Naśladowanie Chrystusa, które czytała i rozważała tak często, że mogła wyrecytować z pamięci dowolny fragment. Mimo to, jedynym wyjaśnieniem dla prawd, które udało się jej przekazać w Dziejach duszy, jest działanie Bożej łaski, a także własna, wspaniała i bohaterska odpowiedź na każdą łaskę, którą jej ofiarowano. Zgodnie z własnymi słowami Teresy: „Nie pamiętam, bym odmówiła Bogu czegokolwiek, od kiedy miałam trzy lata”.

Angażowała się całym sercem we wszystko, co robiła. Kiedy była mała, wraz z Celiną, jej siostrą, zobaczyły kosz pełen zabawek i interesujących przedmiotów. Poproszono je, by wybrały sobie cokolwiek zechcą. Po tym, jak Celina wybrała kłębek wełny, przyszła kolej na Teresę. Po chwili zastanowienia, jak pisze: „Rozłożyłam dłonie ze słowami: «Wybieram wszystko»”. Wspomina to wydarzenie z dzieciństwa jako podsumowanie całego swojego życia. „Później, kiedy postawionym przede mną celem stała się doskonałość, zrozumiałam, że aby zostać świętą trzeba wiele wycierpieć, poszukiwać zawsze najbardziej doskonałych czynów i zapomnieć o sobie samej.” Zrozumiała, że Bóg daje nam wiele różnych okazji do poświęceń, że przygotował wiele stopni świętości dla każdej pojedynczej duszy.

„Wtedy, podobnie jak w dniach dzieciństwa, wykrzyknęłam: Mój Boże, wybieram wszystko! Nie chcę być święta połowicznie. Nie boję się za Ciebie cierpieć; boję się tylko jednego: że zatrzymam własną wolę; weź ją więc, bo wybieram wszystko, czego Ty pragniesz!” Kiedy rozpoczęła życie zakonne, również nie ograniczyła się do półśrodków. Musiała stać się wielką świętą, nic mniejszego nie mogło jej usatysfakcjonować. Przy jej bystrym intelekcie, fenomenalnej pamięci i nienasyconym pragnieniu prawdy, a także działaniu Ducha Świętego, należało się spodziewać, że ta pełna gorliwości zakonnica dokona rzeczy wielkich. Nigdy nie rozczarowała swych zakonnych sióstr, które rozumiały ją dobrze, przyjmowały jej mądre rady i czerpały inspirację z jej bohaterskiego życia, poświęconego prawdzie, której dała tak mocne świadectwo.

W chwili jej kanonizacji nie było mowy o tym, że kiedykolwiek stanie się Doktorem Kościoła; w tym czasie bowiem nie było kobiet-doktorów. Mimo to, jej klasyczne dzieło Dzieje duszy, ze swą uniwersalną, ponadczasową, ewangeliczną prostotą, wywarło i zawsze będzie wywierać tak wielki wpływ na niezliczonych chrześcijan dwudziestego, a później dwudziestego pierwszego wieku, że można je porównać z wielką duchową i społeczną rewolucją wznieconą w trzynastym wieku przez Biedaczynę z Asyżu.

Jak zatem Teresa przyjęłaby ten nieoczekiwany zaszczyt? Dzięki nieustającemu, bezkompromisowemu dążeniu do prawdy gotowa byłaby zapewne przyznać, że gdyby jej Mistrz i Nauczyciel znalazł kogoś mniejszego i bardziej oddanego Jego Miłosiernej Miłości niż ona sama, to właśnie ta osoba zostałaby wybrana przez Jezusa, by przekazać światu duchową „małą drogę”. W chwili, gdy Kościół zbliża się do nowego tysiąclecia, święta Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza dołącza do chwalebnych szeregów Doktorów Kościoła, pozostając jednak, zgodnie ze swym gorącym pragnieniem, w „sercu” Mistycznego Ciała, aby kochać i nauczać innych kochania Tego, który jest Miłością.

Br. Francis Mary Kalvelage FI

Zwyczajne życie mistrzyni ducha

Teresa Martin urodziła się w Alençon 2 stycznia 1873 roku, jako dziewiąte dziecko (i jedno spośród pięciorga, które przeżyły) Ludwika i Zelii Martin. Każde z rodziców próbowało kiedyś wstąpić do stanu duchownego, i oboje pragnęli, by ich dzieci poświęciły się Bogu – poprzez kapłaństwo lub przynależność do zakonu. Łagodny i nieśmiały Ludwik był uznanym zegarmistrzem; natomiast energiczna, bardziej przedsiębiorczo usposobiona Zelia przyczyniała się do utrzymania rodziny tkając jedwab.

Rodzina Martin, podobnie jak krąg jej najbliższych przyjaciół, należała do bardzo niezwykłego środowiska – części francuskich katolików, którzy sprzeciwiając się postępującej sekularyzacji, odwrócili się w pewnym sensie od nowoczesnego świata. Życie domowników przepojone było atmosferą bezwzględnego posłuszeństwa i lojalności wobec Kościoła, szacunkiem dla surowego kodeksu etycznego i chrześcijańską pogardą dla spraw światowych. Ich codziennością rządziła niemal klasztorna dyscyplina; w religijności starano się dorównać wzorcom wyznaczanym przez świętych. Mimo to, w tym zamkniętym i chronionym przed wpływami świata zewnętrznego środowisku istniało prawdziwe, niespotykane niemal dobro – duch czułej miłości i opieki.

Przez pierwsze piętnaście lat życia Teresa otoczona była ciepłą i pełną oddania miłością – czułością i akceptacją, które sprawiały, że nazywano ją „małą królewną” całej rodziny. Choć miała w przyszłości przerosnąć i w pewnym sensie zrewolucjonizować swą religijność z czasów dzieciństwa, zawdzięcza temu okresowi fundamentalne doświadczenie bycia kochaną, akceptowaną i bezpieczną; doświadczenie, które stało się podstawą jej nieograniczonego zaufania do Boga.

Sama Teresa, w Dziejach duszy, dzieli pierwszą część swego życia na trzy wyraźne okresy: cztery lata szczęśliwego, niezakłóconego niczym dzieciństwa od urodzenia do śmierci matki; okres od roku 1877 do 1886 – „zima próby”, w ciągu której, jak sama mówi, utraciła „siłę ducha”, stając się osobą niezwykle wrażliwą, pełną lęku i trapioną nieustannymi wątpliwościami (częściową odpowiedzialność za to wszystko ponoszą zapewne szkolne niepowodzenia, wstąpienie Pauliny do klasztoru i tajemnicza choroba Teresy); wreszcie trzeci okres od roku 1886 aż do wstąpienia do klasztoru, rozpoczynający się „nawróceniem” – jej „nocą łaski”. Łaska ta rozkwitła w ciągu następnych lat w wolność i heroiczną świętość małej drogi: „Miłosierdzie wzięło moje serce w posiadanie, sprawiając, że zapomniałam o sobie samej, i uczyniło mnie szczęśliwą po dziś dzień”.

Dwa lata poprzedzające wstąpienie do klasztoru były dla Teresy okresem intensywnego rozwoju duchowego; jej horyzonty rozszerzały się w miarę jak Bóg – jak mówi sama Teresa – „wyciągał mnie z mojego małego światka”. Rosła jej wiara w potęgę modlitwy – Pranzini, znany, skazany na śmierć przestępca, stał się „pierworodnym dzieckiem” jej próśb kierowanych do Boga. Odczuwała też coraz silniejsze pragnienie, by odpowiedzieć na wezwanie do służby Bogu i Kościołowi. Nowo odkryta wewnętrzna wolność przywróciła jej dawną wesołość i radość życia: „Znów byłam silna i pełna odwagi”. Siła i odwaga okazały się rzeczywiście potrzebne: Teresa napotkała na swej drodze liczne przeszkody. Przezwyciężyła je jednak – była dzielnym wojownikiem i otaczała ją Boża łaska: „Nadprzyrodzony zew był tak silny, że posłuchałabym go nawet gdyby trzeba było przejść przez ogień”.

W kwietniu 1888 roku, mając piętnaście lat, Teresa wstąpiła do zgromadzenia karmelitanek w Lisieux – nazywanego przez nią Bożą Arką – w którym miała spędzić pozostałe jej dziewięć lat życia. Choć było to dla niej, jak sama mówi, „spełnieniem marzeń”, wiedziała jednocześnie, że jest to dopiero początek drogi. Nie mogła jednak przeczuwać jak wielkie i straszne jest czekające ją wyzwanie.

Historię jej życia w klasztorze łatwo opisać, jeżeli patrzy się na nie z zewnątrz. Na początku następnego roku otrzymała habit i imię „Teresa od Dzieciątka Jezus”. Miesiąc później jej ojciec przeszedł wylew, którego skutki nigdy całkowicie nie ustąpiły. Jego późniejsza choroba psychiczna miała się okazać ważnym bodźcem w rozwoju duchowym Teresy. We wrześniu 1890 roku złożyła śluby zakonne, dodając do swego imienia słowa „od Najświętszego Oblicza” – tytuł, który z upływem czasu zaczął mieć dla niej coraz większe znaczenie. W ciągu lat spędzonych w klasztorze pełniła zwykłe obowiązki, będąc kolejno infirmerką, zakrystianką i furtianką; pomagała też w codziennych pracach w pralni, kuchni i ogrodzie.

Gdy Teresa miała zaledwie dwadzieścia lat, jej siostra Paulina (matka Agnieszka) została wybrana przeoryszą, zaś jedną z jej pierwszych decyzji było wyznaczenie młodszej siostry na mistrzynię nowicjatu. Wkrótce potem zmarł pan Martin, po pięciu długich latach, które Teresa nazywała „prawdziwym męczeństwem”. Mimo tego nieszczęścia, pozostała nieugięta: „Były to dla mnie najcenniejsze, najbardziej owocne lata i nie oddałabym ich za najwspanialsze z uniesień”. W kilka miesięcy później Celina, uwolniona od spełnianego dotychczas z oddaniem obowiązku opiekowania się ojcem, dołączyła do swoich trzech sióstr w klasztorze. Jeszcze tego samego roku Teresa, zobowiązana ślubami posłuszeństwa, zaczęła zapisywać wspomnienia swojego dzieciństwa, które tworzą pierwszą część Dziejów duszy.

W Wielki Piątek roku 1896 Teresa po raz pierwszy zaczęła kaszleć krwią – był to pierwszy objaw choroby, która miała niebawem przynieść jej śmierć. Kolejna część autobiografii powstała z polecenia matki Marii Gonzagi w czerwcu następnego roku. Miesiąc później przeniesiono Teresę do szpitala, gdzie przyjęła sakrament ostatniego namaszczenia. Jednak długa i bolesna śmiertelna choroba trwała aż do 30 września. 4 października pochowano ją na miejskim cmentarzu w Lisieux.

Tak właśnie przedstawia się zarys najważniejszych faktów z życia św. Teresy z Lisieux. Jednak poza tymi zewnętrznymi wydarzeniami leży inna historia – dzieje duszy.

Jest to historia istoty ludzkiej i Bożej świętej, która odbyła najwspanialszą z podróży – podróż do bohaterskiego miłosierdzia i pełni chrześcijańskiego życia. Świętej, która szukając własnej drogi do Boga wytyczyła ścieżkę dla innych; która odcisnęła swój własny geniusz w nowym, oryginalnym sformułowaniu przesłania, jakie niesie ze sobą chrześcijaństwo (1).

Ks. Eugene McCaffrey OCD

(1) Przedruk z „Christ to the Word”.

Powyższy tekst jest fragmentem książki pod redakcją br. Francisa Mary Kalvelage’a FI Święta Teresa z Lisieux – Doktor Małej Drogi.