Święta Rita z Cascii. Patronka spraw beznadziejnych. Rozdział trzeci

Powtórne wezwanie

Tak jak w czasach Rity, tak również w czasach współczesnych, mała wioska Roccaporena była zawsze otoczona przez wysokie, urwiste i skaliste szczyty, które chronią ją przed zewnętrznym zagrożeniem zarówno ze strony człowieka jak i natury. Jeden z takich szczytów, znany jako scoglio, był zawsze, jednakże w sposób szczególny po śmierci jej dzieci, miejscem ucieczki dla Rity. W tym miejscu mogła spędzać wiele godzin na modlitwie, zadając Bogu pytania wspólne dla każdego, kto doświadczył niepowodzeń takich jak ona. W tym miejscu pogrążając się w modlitwie, zmagała się ze swymi emocjami i bólem, które nosiła w sercu. Poszukiwała wskazówek, które pomogłyby poznać zamiary Boga względem jej osoby. Wszystko to było dla Rity ogromnie trudne. Strata, której doznała, była wielka, a ból, który odczuwała, niezwykle przenikliwy! Jednakże nie była osobą, która pozwoliłaby, aby te przeżycia pochłonęły całą jej energię i zamknęły ją w sobie.

W czasie, gdy nie przebywała na szczycie scoglio, ludzie widywali Ritę w lokalnym zajeździe opiekującą się obcymi i podróżnymi, którzy przybywali do Roccaporeny w poszukiwaniu gościnności. W miejscu tym odnajdywała drogę przynoszącą jej radość i pociechę, jak również sposobność, by wykorzystać dla dobra innych swą gorliwość serca i wielkoduszność. Z upływem miesięcy Rita poświęcała się regularnie modlitwie oraz pracy, i pomimo, że nie były one w stanie wypełnić pustki, jaką pozostawiła utrata ukochanych osób, dawały jej jednak wiele wewnętrznego pokoju.

Pewnego dnia, gdy Rita modląc się rozmyślała o przeszłości, zauważyła, że jej myśli stale powracają do lat dziecinnych, a w szczególności do częstych wizyt, jakie składała w klasztorze sióstr augustianek w Cascii. Pomimo, że wizyty te stały się mniej częste gdy została żoną i matką, utrzymywała jednak ciągły kontakt z siostrami. Były one dla niej źródłem nieocenionego pocieszenia po śmierci Pawła i synów. Ich życie przepełnione modlitwą i oddaniem się Bogu znów wydawało się jej niezwykle pociągające. Zastanawiała się, czy byłoby teraz możliwe wstąpić w ich szeregi, tak jak kiedyś tego pragnęła. Pomimo, że zarzuciła pomysł wiele lat wcześniej, przed małżeństwem z Pawłem i nigdy nie żałowała decyzji, obecnie była wolna od wszelkich obowiązków rodzinnych, a perspektywa życia spędzanego na modlitwie i rozmyślaniu coraz bardziej ją pociągała. Pomysł ten wymagał dokładnego przemyślenia i gorliwej modlitwy, którym Rita oddała się z pełną żarliwością.

Zakonnice z klasztoru św. Marii Magdaleny były niezmiernie uradowane mogąc znów widzieć u siebie Ritę. Była zawsze mile widzianym gościem w klasztorze, a całe zgromadzenie podziwiało jej nieodzowną łagodność i głęboką religijność. Od czasu potrójnej tragedii, jaka dotknęła jej życie, poważanie jakim ją darzyły wzrosło jeszcze bardziej, gdy widziały jej niezachwiane łagodne usposobienie i pogodzenie się z sytuacją. Zakonnice okazywały zainteresowanie, w jaki sposób układało się życie Rity i z uwagą słuchały jej opowieści o szczęściu, które odnajdywała w okazywaniu gościnności ludziom przybywającym do Roccaporeny. Jednakże nie były przygotowane, aby usłyszeć jej wyznanie dotyczące ostatniego zaproszenia jakie, w co wierzy, Bóg skierował do niej.

Rita była bardzo szczera wyjaśniając siostrom przez pewien czas, w jaki sposób rozważała myśl o „powtórnym wezwaniu”, przywołując ją ciągle w modlitwach, aby w końcu oznajmić zakonnicom. Reakcja augustianek była różna. Niektóre z nich były uradowane – przecież Rita była tak dobrą osobą; inne zaś były niezdecydowane – przecież była zamężna przez osiemnaście lat i urodziła dwójkę dzieci! Rita była pełna zrozumienia dla ich obaw i oczywistej potrzeby przedyskutowania przez siostry jej sprawy między sobą. Kiedy po pewnym czasie powróciła do klasztoru, aby poznać co postanowiły, ich decyzja zaskoczyła ją i rozczarowała: nie mogły jej przyjąć.

Może była w błędzie? Mogła przecież źle odczytać znaki, które, jak czuła, wzywały ją do życia zakonnego. Po raz kolejny Rita rozważała na modlitwie te same pytania. Spędzała jeszcze więcej czasu na szczycie scoglio, ponownie analizując swe rozważania i prosząc Boga o jakąś jasną wskazówkę, co jest Jego wolą. Jednakże żaden inny znak, poza głębokim wewnętrznym przekonaniem, że to jest właśnie to, czego Bóg chce dla niej i dla sióstr, nie pojawił się.

Kolejny powrót Rity do klasztoru i jej uparte twierdzenie, że Bóg chce aby stała się częścią ich wspólnoty, zaskoczył zakonnice. Podczas gdy doceniały jej szczerość, nie zgadzały się jednak z wnioskiem i z przykrością musiały powtórzyć to, co mówiły wcześniej, jednakże tym razem wyjawiając powód swej odmowy: plaga wendety, która zabrała męża Rity była zbyt wielkim zagrożeniem dla pokoju i stabilizacji życia w klasztorze. Oczywiście siostry rozumiały, że Rita nie żywiła żadnych urazów, że przebaczyła wrogom Pawła, głosiła przebaczenie również w kwestii swych dzieci. Jednakże wiedziały również, że stanowisko Rity nie było dominujące i że krewni Pawła byli ciągle uwikłani we wrogość i rywalizację względem rodziny jego zabójcy. Pomimo osobistego przebaczenia Rity, presja oczekiwanej przez społeczność zemsty stanowiła zbyt wielkie ryzyko.

Rita stanęła teraz przed prawdziwym dylematem. Czy ta druga odmowa ze strony zakonnic nie była pewnym znakiem, że to co uważała za Boże wezwanie, było przez nią błędnie rozumiane? Na wcześniejszych etapach swego życia nie miała wątpliwości, że jej rodzice byli niezawodnymi wyznacznikami woli Bożej, kiedy po raz pierwszy zniechęcili ją, gdy chciała kroczyć drogą powołania zakonnego. Czy nie powinna zaakceptować decyzji klasztoru jako równie oczywistej? Jednak nie mogła. Im bardziej starała się pogodzić z decyzją zakonnic, tym bardziej odczuwała siłę wzywania jej osoby do klasztoru świętej Marii Magdaleny. Oczywistym stało się dla niej, że Pan wzywa ją do wstąpienia właśnie do tego klasztoru. Perspektywa przyłączenia się do innego z kilku zgromadzeń żeńskich istniejących w ówczesnej Cascii w ogóle do niej nie przemawiała. Jej modlitwa zamieniła się teraz w gorące upraszanie Boga, by dodał jej otuchy, aby mogła stanąć przed drzwiami klasztoru po raz trzeci.

Fakt, że Rita mogła powtórzyć swoją prośbę o przyjęcie do klasztoru nie był wyrazem jej własnej woli, ale przekonania, że postępuje zgodnie z wolą Boga. Przemawiała z pewnością siebie, która zrobiła na zakonnicach duże wrażenie, jednakże ani jej szczerość, ani pewność siebie nie zdołały przemóc ich obaw. To była ostateczna odmowa. Oznajmiły jej uprzejmie, lecz stanowczo, że nie powinna więcej ich prosić.

Tym razem nie chodziło już o poszukiwanie potwierdzenia, czy też zdolności rozpoznania, lecz o znalezienie orędownika, który mógłby jej pomóc i wstawić się za nią. Jakże to mogło być, że Bóg, który wzywał ją do Cascii nie usuwał przeszkód, jakie powstrzymywały ją od osiągnięcia celu? A może to był test, Boża droga, która miała na celu wzmocnić jej determinację i przygotować, aby mogła sprostać czekającym na nią wyzwaniom? Po opuszczeniu klasztoru, rozczarowana i zawiedziona daremnością swych próśb, Rita weszła na wzgórze Cascia i zatrzymała się przed powrotem do domu w kościele św. Augustyna.

Trzej wierni przyjaciele

To właśnie w kościele świętego Augustyna rozpoczęło się chrześcijańskie życie Rity. To również w tym miejscu, podczas wielu wizyt jako dziecko, odnajdywała duchowe siły chrześcijańskiego życia. To tam poznała trzech wielkich chrześcijan, czczonych przez społeczność Cascii: Jana Chrzciciela, Augustyna z Hippony i Mikołaja z Tolentino. Przez lata uciekała się do nich bardzo często, gdy poszukiwała natchnienia i gdy wzywała ich modlitewnej pomocy w różnych sytuacjach. Teraz również przybyła, by wzywać pomocy, ufając, że mogą ją okazać.

Jan Chrzciciel był nadal czczony na wzgórzu Cascia pomimo tego, że upłynęło już wiele lat od czasu, gdy mały kościółek poświęcony jego pamięci został zastąpiony przez znacznie większy kościół pod wezwaniem św. Augustyna. Zresztą było to całkowicie zrozumiałe! Jan był oczywiście wielkim prorokiem, który łączył Stary i Nowy Testament, głoszącym zbliżające się nadejście Mesjasza i ponaglającym swych własnych uczniów, aby poszli za Jezusem, gdy On w końcu się pojawił. Sam Pan Jezus powiedział o św. Janie, że „między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela”. Jego wielkość była obecna w całym swym ogromie, gdy z radością i pokorą wypełniał przeznaczoną mu rolę, kiedy Baranek Boży objawił się światu. Tożsamość i powołanie w życiu św. Jana są odczytywane w kontekście ścisłego związku z życiem Jezusa. Jan postrzegał siebie jako głos wołającego innych by przygotowali drogę dla Jezusa, Słowa. Był on świadkiem Światłości, która miała rozproszyć ciemności grzechu, którego, zgodnie z nawoływaniem Jana, jego uczniowie mieli się wyrzec. To od św. Jana Rita nauczyła się, ku jakiej osobie winna zwrócić swą uwagę. To dzięki Janowi zrozumiała wartość pójścia za prawdą i jej głoszenia oraz znaczenie woli Bożej. Rita była gotowa oddać całą siebie dla tych wartości, tak jak to uczynił Jan Chrzciciela.

Drugim z patronów Rity był św. Augustyn z Hippony, duchowy ojciec braci, którzy zbudowali wielki kościół na wzgórzu na początku XIII wieku. Kiedy Augustyn nawrócił się na wiarę katolicką w wieku trzydziestu dwóch lat, wyrzekł się swej dotychczasowej drogi życia i wszelkich doczesnych ambicji, nie wyłączając możliwości małżeństwa, ażeby poświęcić całe życie Bogu jako mnich. Życie chrześcijańskie było mu dobrze znane z dzieciństwa dzięki jego matce – świętej Monice. Jednakże bardzo wcześnie pociągała go wielka żądza bogactwa, sławy i kariery, jak również silne pragnienie pogoni za przyjemnościami. Nie widział powodu, dla którego miałby ograniczać te żądze. Święty Augustyn był również bardzo utalentowanym człowiekiem, którego zdolności w nauczaniu publicznej przemowy i filozofii ułatwiły mu zdobycie stanowiska w Mediolanie, gdzie miał okazję słuchać kazań słynnego biskupa Ambrożego, który stopniowo przyciągnął go do wiary matki. Po chrzcie, w wieku trzydziestu trzech lat, św. Augustyn powrócił do rodzinnego miasta w Północnej Afryce, gdzie założył klasztor i gdzie zamierzał spędzić resztę życia. Jednakże podczas wizyty w mieście Hippona został wybrany – co wielce go rozczarowało – pomocniczym kapłanem ówczesnego biskupa, którego następnie zastąpił jako główny pasterz diecezji. Niemniej jednak również jako biskup, Augustyn nadal prowadził proste, zwyczajne życie mnicha i napisał swoją Regułę dla tych, którzy pragnęli naśladować jego przykład lub żyć razem z nim. Biskup Augustyn był niezmordowanym nauczycielem wiary, skutecznym głosicielem Słowa Bożego, jak również niestrudzonym sługą Kościoła. Jego liczne kazania i książki ukazują głębię duchowej świadomości, osadzoną na doświadczeniu nawrócenia, którego doznał w poprzednich latach, gdy w sposób namacalny uświadomił sobie miłość, jaką Bóg go darzył i łaskę Bożą, która od tamtego czasu była zawsze obecna w jego życiu. Rita miała poznać tak jak św. Augustyn, w jaki sposób Bóg, który czasami wydaje się nieobecny, cały czas pomaga człowiekowi, nawet w najciemniejszych i najbardziej rozczarowujących doświadczeniach życia, zapraszając nas do wyboru Jego woli, która stanowi pewną drogę do osiągnięcia naszego wewnętrznego pokoju.

Trzecim z trojga niebiańskich patronów Rity był Mikołaj z Tolentino, który nie był jeszcze świętym, gdy Rita po raz pierwszy o nim usłyszała. Jednakże miał on się nim stać za jej życia, i to w okolicznościach, jak się później miało okazać, sugerujących jego silne orędownictwo w jej sprawie. Jego kanonizacja, sto czterdzieści jeden lat po śmierci, miała uczynić go pierwszym członkiem zakonu augustianów, który został w ten sposób wyróżniony. Mikołaj urodził się w 1245 roku w mieście Castel Sant’Angelo we włoskim regionie znanym jako Merche w pobliżu wybrzeża adriatyckiego. Jego narodzenie było podobne do narodzin Rity, stanowiło również odpowiedź na długie i pełne wiary modlitwy rodziców. Uciekali się oni do orędownictwa świętego Mikołaja z Bari, by mieć dziecko, i nawet odbyli pielgrzymkę do miejsca jego kultu w tym południowowłoskim mieście. Wierni obietnicy, którą tam złożyli, nadali oni swemu pierworodnemu imię św. Mikołaja i poświęcili go Panu. Modlitwy jednego z braci augustianów wywarły na Mikołaju, gdy był jeszcze młodym chłopcem, ogromne wrażenie i skłoniły go, by prosić o przyjęcie do zakonu. W 1259 roku został przyjęty, odbył przygotowania w licznych klasztorach Augustianów i otrzymał święcenia kapłańskie. Większą część swego życia spędził jednak w Tolentino, gdzie pełnił posługę kapłańską, udzielał sakramentu pokuty i niestrudzenie oddawał się służbie chorym i biednym. Przez ten czas prowadził życie przepełnione modlitwą i umartwieniem. Mikołaj posiadał serdeczną i pociągającą osobowość, był znany ze swej wielkiej cierpliwości i współczucia dla ludzi będących w potrzebie i tych, którzy zostali dotknięci chorobą. Ten aspekt jego charakteru, jak również miłosierdzie, obejmowały także dusze ludzi zmarłych, co przedstawia jedna ze słynnych historii. Pewnego razu Mikołaj został nawiedzony we śnie przez brata, który zmarł całkiem niedawno i prosił go o odprawienie Mszy świętych za duszę swoją i jego towarzyszy, które cierpiały w czyśćcu. Mikołaj poinformował przeora zgromadzenia o swym śnie, a ten polecił mu odprawianie Mszy za dusze tych osób przez następne siedem dni. Po odprawieniu siódmej Mszy zmarły brat nawiedził go po raz kolejny, gorąco dziękując za to, że modlitwy pozwoliły jemu i wielu innym osiągnąć niebo. Od tego czasu reputacja Mikołaja jako specjalnego orędownika wiernych zmarłych stała się szeroko znana, a jego wstawiennictwo w sprawach ich wolności i wieczystego pokoju, było szeroko poszukiwane. Zarówno przed, jak i po jego śmierci w 1305 roku, wiele cudów zostało przypisanych wstawiennictwu tego dobrego i świętego brata, skłaniając tych, którzy się do niego uciekali do przedstawiania go wspólnocie wiernych jako wielkiego orędownika u Boga. Rita była jedną z wielu osób, które postrzegały go jako przyjaciela w modlitwie, ale również jako niezawodny przykład duszy czułej na potrzeby chorych i biednych. W chwilach śmierci rodziców, męża i dzieci, stał się on również i dla niej godnym zaufania orędownikiem ich zbawienia.

cdn.

Ks. Michael Di Gregorio OSA

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Michaela Di Gregorio OSA Święta Rita z Cascii. Patronka spraw beznadziejnych.