Święta Rita z Cascii. Patronka spraw beznadziejnych. Rozdział piąty

Szczególny dar

Jeśli weźmiemy pod uwagę czterdziestoletni okres życia zakonnego Rity, to brak większej ilości informacji na temat jej codziennych zajęć i doświadczeń na przestrzeni tak wielu lat, można poczytywać jako wielką szkodę. Niemniej jednak taki całkowity brak informacji – nie licząc kilku wyjątkowych zdarzeń – wskazuje na fakt, że życie w klasztorze było w znacznym stopniu powtarzalne i przewidywalne. Znaczną część czasu zakonnice spędzały prowadząc wewnętrzne życie wypełnione modlitwą, rozważaniami, a w przypadku tych, które potrafiły, również czytaniem tekstów o treściach religijnych. Kiedy indziej zajmowały się obowiązkami typowymi dla prowadzenia gospodarstwa domowego, odpowiadały na prośby gości przy bramie klasztornej, czy też opiekowały się biednymi i upośledzonymi, którzy o to poprosili. Całkiem prawdopodobne jest, że przynajmniej niektóre z nich odwiedzały domy ludzi chorych i potrzebujących. Ogólnie rzecz biorąc, kontakt ze światem zewnętrznym był ograniczony, jednakże w czasach siostry Rity w kościele świętej Marii Magdaleny nie obowiązywała tak ścisła reguła życia klasztornego jak to ma miejsce dzisiaj.

Bez wątpienia najważniejszym i najbardziej pamiętnym wydarzeniem w klasztornym życiu Rity było przyjęcie ciernia Pana Jezusa, który pojawił się piętnaście lat przed jej śmiercią. Zgodnie z podaniami starej i raczej wiarygodnej tradycji, Rita otrzymała ten niezwykły dar w Wielki Piątek 1442 roku. Wraz z kilkoma innymi siostrami z klasztoru, Rita udała się by wysłuchać kazania słynnego franciszkanina Jakuba z regionu Marche, który został zaproszony, aby przemawiać do wiernych w tym uroczystym dniu w jednym z kościołów Cascii. Jakub był zapalonym mistrzem słowa mówionego, obdarzonym talentem poruszania serc i umysłów swych słuchaczy poprzez przywoływanie pełnych życia obrazów oraz dar przekonywującej wypowiedzi. Prowadził dusze pobożnych ku pełni chrześcijańskiego życia, zaś zatwardziałych grzeszników ku prawdziwej przemianie serc.

Tego popołudnia, po powrocie do klasztoru, Rita oddaliła się w samotności na modlitwę, gdzie adorowała drogi jej sercu wizerunek Chrystusa – znany pod nazwą „Jezus w Wielką Sobotę” lub „Jezus Zmartwychwstający”. To właśnie wyobrażenie Pana Jezusa, które Rita podziwiała na długo przed wstąpieniem do klasztoru świętej Marii Magdaleny, zawdzięcza swą nazwę przedstawieniu Pana w koronie cierniowej, wskazującego na będące wynikiem Jego męki i śmierci rany rąk i boku. Jego oczy właśnie zaczynają się otwierać wraz z mającym nadejść powstaniem z grobu. W miarę spoglądania na cierpiącego Chrystusa, którego mękę Rita rozważała już tyle razy, teraz w coraz większym stopniu poruszona była przez uświadomienie sobie ogromu fizycznego i duchowego cierpienia, któremu Jezus poddał się z wolną i nieprzymuszoną wolą, z powodu miłości do niej i do całej ludzkości. Powodowana pełną wdzięczności miłością, mając serce czułe i pełne współczucia, Rita oznajmiła swą wolę przyniesienia ulgi cierpiącemu Chrystusowi, poprzez dzielenie z Nim choćby najmniejszej cząstki Jego bólu. Składana przez nią propozycja została zaakceptowana, a jej modlitwa wysłuchana, dzięki czemu mogła ona doświadczyć jedności z Jezusem, przeżywając w głębi swego serca Jego duchową bliskość. To właśnie w tym momencie przepełnionej zachwytem jedności, cierń Chrystusowej korony przeniknął czoło Rity, a rana, którą spowodował pozostała otwartą i widoczną przez następne piętnaście lat, aż do dnia jej śmierci.

Rita była jedną z osób posiadających stygmaty, jednakże inaczej niż inni, którzy nosili widoczne rany Chrystusa na rękach, stopach i boku, Rita miała tylko jedną ranę, spowodowaną cierniem z korony Jezusa. Nie wiemy natomiast czy posiadała ona również inne, niewidoczne rany, jak to czasami zdarzało się u niektórych stygmatyków. Wiemy jednak, że rana spowodowana przez cierń stanowiła świadectwo pełnego i prawdziwego udziału Rity w cierpieniu Pana. Niemniej, Rita zawsze postrzegała ranę jako wyjątkowy dar, szczodrą odpowiedź Pana Jezusa na jej szczerą i wielkoduszną modlitwę.

W przeszłości pisarze i kaznodzieje opisywali czasami ranę Rity jako ropiejącą i wydzielającą nieprzyjemny zapach, co powodowało, że była ona często izolowana od innych, nie wyłączając członkiń jej własnego zgromadzenia. Pomimo faktu, że nie posiadamy dowodów na poparcie ani zaprzeczenie tego tradycyjnego przekazu, wiemy jednak, że rana stała się dla Rity poważnym utrudnieniem przynajmniej raz w życiu. W roku 1446 brat Mikołaj z Tolentino miał zostać podniesiony do godności świętego. Ponieważ był on jednym ze szczególnych duchowych opiekunów Rity, przez znaczną część życia, pragnęła udać się wraz z innymi siostrami na pielgrzymkę do Rzymu, aby uczestniczyć w tym szczęśliwym i uroczystym wydarzeniu. Przełożona klasztoru uważała jednak, że Rita ze względu na swoją ranę nie powinna im towarzyszyć. Jakże wielkim było to rozczarowaniem! Jednakże Rita nie zniechęcała się łatwo, gdy w grę wchodziły najbardziej istotne dla niej sprawy. Tak więc wezwała po raz kolejny pomocy swego duchowego opiekuna. W sposób niewyjaśniony rana nagle się zagoiła, Rita mogła udać się do Rzymu, lecz po powrocie do Cascii otworzyła się na nowo i pozostała na jej czole aż do śmierci.

Zwiastun wiosny

W ostatnich kilku latach życia postępujące osłabienie organizmu powodowało, że znaczną część czasu Rita była zmuszona spędzać na swym łożu. Tradycja podaje, że gdy zbliżał się jej koniec, nie była w stanie spożywać żadnego materialnego pokarmu, a jej życie podtrzymywało jedynie przyjmowanie sakramentu Eucharystii. Pozostawała jednak przez cały czas przytomna, dzieląc się z pozostałymi siostrami swym wielkim pragnieniem ostatecznego i pełnego połączenia z Panem, którego tak wiernie usiłowała naśladować przez całe życie. Była przepełniona pokojem i wdzięcznością dla Boga, za niezliczoną ilość łask, które zawsze od Niego otrzymywała, nawet w chwilach najbardziej trudnych życiowych wyzwań.

Pewnego razu, na kilka miesięcy przed śmiercią, złożyła jej wizytę krewna z Roccaporeny. Rozmawiały o wielu rzeczach, przywołując wspomnienia ludzi i zdarzeń z lat minionych, jednakże ciągle drogich sercom przepełnionym miłością. Rita pomimo tego, że była zakonnicą już przez czterdzieści lat, nadal pozostawała także wierną żoną i matką. Wraz ze zbliżaniem się jej własnej ziemskiej pielgrzymki ku końcowi, myśli o tych, których najbardziej w życiu ukochała wydawały się przepełniać jej rozmowy i modlitwy wyjątkową czułością. Wizyta stała się znakomitą okazją do wspominania. Później tego samego dnia, przed opuszczeniem klasztoru, kuzynka zapytała Ritę, czy jest coś, co mogłaby dla niej uczynić. Jednakże Rita nie potrzebowała i nie pragnęła niczego. Jedynym pragnieniem jej serca była jedność z Panem. Kiedy Rita zauważyła, że jej odpowiedź rozczarowała kuzynkę, poprosiła ją o przyniesienie do klasztoru róży z ogrodu jej byłego domu w Roccaporenie. Niestety rozczarowanie nie znikło. Był to bowiem styczeń, a w Cascii położonej wysoko pośród wzgórz Umbrii zimowy śnieg pokrywał ziemię. W takich warunkach nie sposób było odnaleźć jakąkolwiek różę. Wracając do domu, przygnębiona niemożliwością spełnienia ostatniego życzenia Rity, zamyślona kobieta dotarła do wioski, do której wejście tworzyły wysokie skały, otaczające grupę domostw stanowiących Roccaporenę. Gdy weszła na drogę, która prowadziła do jej domu, minęła dom Rity i Pawła Mancinich i ku swemu zdumieniu ujrzała w pokrytym śniegiem ogrodzie pojedynczą nowo rozkwitłą różę, na suchym i jałowym krzaku. Natychmiast powróciła do klasztoru, gdzie podarowała różę Ricie, która przyjęła ją ze spokojem i wdzięcznością. Rita postrzegała różę jako znak od Boga. Przez cztery dziesięciolecia, jakie spędziła w klasztorze w Cascii, Rita modliła się szczególnie za zmarłego tragicznie męża Pawła i za dwóch swoich synów, którzy zeszli z tego świata tak wcześnie. Ciemna i zimna ziemia Roccaporeny zawierająca ich śmiertelne szczątki wydała teraz, o niewłaściwej porze roku, cudowny zwiastun wiosny i piękna. Tak więc Rita wierzyła, że Bóg, poprzez jej modlitwy, pomimo tragedii i przemocy, dopuścił ich do udziału w wiecznym życiu. Teraz wiedziała, że wkrótce ponownie będzie z nimi stanowiła jedno.

Rita odeszła w pokoju 22 maja 1457 roku. Stara i czcigodna tradycja podaje, że dzwony klasztoru natychmiast zaczęły bić, bez udziału ludzkich rąk, przywołując mieszkańców Cascii do bram klasztornych i ogłaszając zwycięskie zakończenie życia przeżytego z wiarą i oddaniem. Smutki i rozczarowania, które cechowały życie Rity, odeszły teraz do historii. Pozostały jedynie pełne pocieszenia słowa, które usłyszała z ust umiłowanego przez nią Pana Jezusa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata” (1).

Zakonnice, które z takim oddaniem opiekowały się Ritą przez cały okres jej choroby, z wielkim szacunkiem obmyły i przystroiły jej święte ciało i umieściły je w prostej drewnianej trumnie stanowiącej zwyczajowe miejsce ostatecznego spoczynku dla każdej z nich. Pośród ludzi przybyłych z Cascii i najbliższych okolic, przynoszących wyrazy uszanowania najbardziej znanej członkini klasztoru, znajdował się człowiek o imieniu Cicco Barbaro. Z zawodu stolarz, został zmuszony do porzucenia pracy z powodu ciężkiego paraliżu wywołanego przez nagły atak choroby. Gdy wpatrywał się w ciało siostry Rity, wyrażał, podobnie jak inni, przekonanie, że piękno życia tej pokornej zakonnicy oraz wielkie dobro, które uczyniła przynosząc trwały pokój mieszkańcom Cascii są godne najwyższego podziwu. „Gdybym tylko był zdrowy – powiedział cieśla – wykonałbym miejsce bardziej godne twej osoby”. Wraz z wypowiedzeniem z głębi swego serca tych słów, rzeczywiście odzyskał zdrowie. Rita dokonała pierwszego cudu. Siły na powrót pojawiły się w dotychczas sparaliżowanej dłoni i ramieniu Cicca Barbaro. Poruszony wdzięcznością, wykonał on skrzętnie zaprojektowaną i bogato zdobioną trumnę, która miała przechowywać ciało Rity przez kilka następnych stuleci.

Ilość ludzi, którzy pragnęli spojrzeć po raz ostatni na delikatną twarz tej, która przyniosła pokój miastu Cascia, dotknąć jej dłoni, czy też prosić o modlitwę, była tak ogromna, że pogrzeb Rity musiał zostać przełożony. Ciągle przekładany pogrzeb właściwie nigdy nie miał miejsca, ponieważ zaszło coś wyjątkowego. Okazało się, że ciało Rity, raz dotknięte przez mękę i miłość Chrystusa, zamiast podlegać naturalnym procesom rozkładu, nie podlegało już, zwyczajnym w tej sytuacji, prawom natury. Jest ono zachowane do dnia dzisiejszego, znajdując się obecnie w szklanej trumnie w bazylice w Cascii.

Trumnę wykonaną przez Cicco Barbaro można do dnia dzisiejszego oglądać w klasztorze w Cascii. Stanowi ona drogocenny zabytek nie tylko ze względu na fakt, że przechowywała przez pewien czas ciało świętej, ani też z tego względu, że została wykonana z wdzięczności przez człowieka w sposób cudowny uzdrowionego. Stanowi też jeden z kilku najstarszych przedmiotów, które w sposób wyraźny poświadczają głębokie uduchowienie Rity i ukazują istnienie i źródło jej wyjątkowej rany. Pozwala także wyjaśnić długą i nieszczęśliwą tradycję dotyczącą jej ukochanego męża, Pawła.

cdn.

Ks. Michael Di Gregorio OSA

(1) Mt 25, 34

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Michaela Di Gregorio OSA Święta Rita z Cascii. Patronka spraw beznadziejnych.