Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością. Rozdział trzeci

Niektóre tajemnice dzieciństwa

Każdy z członków rodziny Teresy odegrał swoją rolę w kształtowaniu osobowości dziewczynki. Każdy z nich pozostawił po sobie również ciepłe wspomnienia wielkoduszności i chrześcijańskiego świadectwa. Zaraz po papie, nikt nie był tak drogi sercu „królewny” jak Paulina. Zanim wstąpiła do Karmelu, starsza siostra była przy Teresie, by odpowiadać na jej pytania, lub troszczyć się o nią, kiedy była chora.

Teresa przypominała sobie, jak kiedyś zwykła zastanawiać się nad świętymi. Byli tacy różni, myślała. Niektórzy żyli długo, inni krótko. Niektórzy byli męczennikami, inni zwyczajnymi chrześcijanami. Co działo się z nimi w niebie? Czy niektórzy z nich byli szczęśliwsi niż reszta? Czy jeśli ci, którzy dokonali wielkich czynów dostawali wspaniałą nagrodę, to czy święci małych uczynków dostawali mniej? I jeśli tak właśnie było, to czy byli szczęśliwi? Teresa zadecydowała, że Paulina będzie znała odpowiedzi na takie pytania. Starsza siostra posłała ją do salonu po duży kubek taty, a potem postawiła go obok naparstka, którego Teresa używała, gdy coś szyła. Później oba naczynia napełniła po brzegi wodą i zapytała swoją małą siostrę jak pełne było każde z nich. Oba była całkowicie pełne. Paulina „pomogła mi zrozumieć, że w niebie Bóg da swoim wybrańcom tyle chwały, ile tylko będą w stanie przyjąć” (Dzieje).

Tajemniczy gość

W radosnej atmosferze Les Buissonnets Teresa czuła się bezpiecznie. Miłość rodziny pomogła jej odnaleźć spokój. Pozycja sióstr i ojca w oczach małej dziewczynki stale rosła. Tata był jej „królem”. Pewnego letniego dnia w 1879 albo 1880 roku Teresa siedziała przy oknie wychodzącym na ogród na tyłach domu. Dzień był jasny, ciepły i słoneczny. Teresa była sama w pokoju na poddaszu. Jej dwie najstarsze siostry, Maria i Paulina, siedziały razem w sąsiednim pokoju. Pan Martin wyjechał w parodniową podróż służbową i miał wrócić za dwa dni. Nagle, w otoczonym murem ogrodzie pojawił się mężczyzna, ubrany tak, jak papa i tej samej, co on, budowy. Podobnie nawet się poruszał, lecz coś było nie tak. Człowiek ten był stary, przygarbiony i wolno szedł przez ogród. Teresa starała mu się przyjrzeć dokładniej i zauważyła, że mężczyzna miał zakrytą twarz, ale kapelusz dokładnie taki sam, jak papa.

Dziewczynka instynktownie zaczęła wołać: „Tato, tato!”. Była wystraszona i zdezorientowana. Jednak zdawało się, że tajemniczy gość jej nie słyszy – dalej szedł w stronę małego zagajnika. Teresa oczekiwała, że zobaczy go, jak wychyla się spośród drzew, lecz tak się nie stało. Mężczyzna zniknął tak cicho, jak się pojawił. Dziewczynce ulżyło, gdy Maria z Pauliną przybiegły do jej pokoju. Maria zrozumiała ze słów siostry, że wydarzyło się coś niezwykłego, lecz pozostała spokojna, nie chcąc by Teresa jeszcze bardziej się wystraszyła. Obie starsze dziewczynki zabrały swoją siostrzyczkę do ogrodu i zbadały starannie okolicę. Mężczyzny nigdzie nie było. Wiktoria twierdziła, że nie był to żaden z jej psikusów. Incydent na długo pozostał w pamięci Teresy. O co tu chodziło? Co oznaczało to wydarzenie?

Wiele lat później Teresa i Maria, już jako karmelitanki, rozmawiały w jeden z dni świątecznych. Konwersacja zeszła na temat wizji Teresy sprzed wielu lat i siostry w końcu odczytały jej znaczenie. Przez ostatnie pięć lat swojego życia papa cierpiał na porażenie, które zaatakowało również mózg. „Tak jak słodka twarz Jezusa była zakryta podczas Jego męki, twarz Jego wiernego sługi musiała być zakryta w dniach jego cierpienia, po to, by mogła później jaśnieć w niebiańskiej Ojczyźnie…!”, powiedziała Teresa (Dzieje).

Inne wspomnienia pozostały dla Teresy równie żywe. Bardzo lubiła rodzinne wakacje nad morzem. Pewnego razu, gdy wraz z Pauliną siedziały na kamieniu, Teresa wyobraziła sobie siebie jako małą łódkę, płynącą pewnie po morzu wprost do nieba. „I właśnie przy Paulinie – pisała – postanowiłam nigdy nie oddalać się poza zasięg Jezusowego spojrzenia, po to, bym mogła spokojnie podróżować do brzegu wieczności” (Dzieje).

Nowe wyzwania

Teresa miała lat osiem i pół, gdy Leonia skończyła naukę w benedyktyńskiej szkole. Najmłodsza z sióstr Martin, podobnie jak trzy i pół roku od niej starsza Celina, również zaczęła się tam uczyć. Teresie nie było łatwo przystosować się do nowego otoczenia. Dotychczas znała tylko życie rodzinne i bezpieczeństwo bycia kochaną i akceptowaną. Teraz Teresa nie miała ani Celiny, ani Guerinów, którzy mogliby ją wspierać. Pewna starsza dziewczynka z klasy Teresy miała problemy z nauką i nie lubiła najmłodszej córki Martinów, która była jedną z najlepszych uczennic. Jak sama pisała, dziewczynka ta „doświadczała zazdrości wybaczalnej u uczennicy. Zmusiła mnie do płacenia za moje małe sukcesy na milion sposobów” (Dzieje).

Teresa często osiągała znakomite wyniki ponieważ domowe lekcje z Marią i Pauliną wiele ją nauczyły. Dwie starsze siostry wpoiły jej podstawy, na których potem mogła budować. Jednak dziecko, które w wieku czterech lat straciło matkę nie było już tą towarzyską, energiczną dziewczynką, która niegdyś wprawiała mamę w zadziwienie. Teresa wyrosła na nieśmiałą, wrażliwą młodą damę. Cierpiała, gdy stawała się obiektem nieprzyjemnych słów czy czynów. Cierpiała tym bardziej, że nie wiedziała jak się bronić. Odczuwała smutek i samotność, której nie mogła dzielić z nikim prócz Pana Jezusa. Rozmawiała więc z Nim w duchu; przy Nim mogła być sobą. Jedyną ulgę i radość przynosił Teresie spacer ze szkoły do domu, który odbywała z Celiną i moment, gdy drzwi Les Buissonnets otwierały się szeroko przed nimi. Ciepłe powitanie taty i jego zainteresowanie jej postępami w szkole, pomagały Teresie skupić się na wielu dobrych rzeczach codziennego życia. „Wskakiwałam papie na kolana, opowiadając mu o ocenach, jakie dostałam, a ojcowski pocałunek sprawiał, że zapominałam o kłopotach” (Dzieje).

Dorastanie było dla Teresy trudne, szczególnie lata 1881–1883. Płakała często i zdawało się, że ma trudności z komunikowaniem się z otoczeniem. Zdarzały się jednak również zabawne chwile. Wraz z kuzynką Marią bawiły się w „pustelników” i szły ulicą z zamkniętymi oczami, udając, że są niewidome. Przewróciły kilka skrzynek stojących przy wejściu do jednego ze sklepów. Gniewne okrzyki właściciela szybko otrzeźwiły obie dziewczynki, które zaraz uciekły.

Dorastanie wraz z Celiną było kolejną radością dla Teresy. Kiedyś wygramoliła się ze swego wysokiego krzesełka, by po kolacji pójść za Celiną; ich przyjaźń stawała się coraz głębsza. Gdy obie były małe, Teresa zachowywała się bardziej wojowniczo, chociaż była młodsza. Teraz wydawało się, że zamieniły się rolami. Celina była towarzyska, a Teresa cicha i często na granicy płaczu. Celina broniła młodszej siostry w szkole, opiekowała się nią i zabawiała. Często bawiły się lalkami w szkołę, a Celina, teraz jako liderka, dyktowała jak lalki mają się zachowywać. Lalki Celiny były dosyć grzeczne, podczas gdy lalki Teresy czasem zachowywały się źle i nauczycielka musiała wypraszać je z klasy. Teresa była „małą dziewuszką Celiny”. Lecz kiedy dzieci się w czymś nie zgadzały, Celina czasem była zagniewana. „Już nie jesteś moją dziewuszką”, oznajmiała. „To koniec i zawsze będę o tym pamiętać!” (Dzieje). Łzy Teresy powodowały jednak natychmiastową zmianę u starszej dziewczynki i ulgę u młodszej.

Obie siostry kupowały jedna drugiej małe podarunki, za które oczywiście płacił tata. Gdy Celina przygotowywała się do Pierwszej Komunii, Teresa przysłuchiwała się, jak Paulina każdego wieczoru udziela siostrze instrukcji. Cudowny dzień był coraz bliżej i wyglądało to tak, jakby obie dziewczynki przystępowały do Komunii. Teresa postanowiła zacząć żyć po nowemu, tak jakby ona też miała otrzymać Komunię świętą.

Powołanie Pauliny do Karmelu

Teresa opowiedziała kiedyś Paulinie o swoim pragnieniu pójścia za głosem powołania religijnego. Paulina odpowiedziała, że ona również chce obrać tę drogę i żartobliwie obiecała, że zaczeka aż jej najmłodsza siostra dorośnie, tak żeby mogły iść razem. Wrażliwa dziewczynka nigdy nie zapomniała o tej obietnicy. Jakiś czas potem Teresa usłyszała rozmowę Pauliny z Marią. Paulina mówiła, że wstępuje do klasztoru i wkrótce dołączy do sióstr karmelitanek. Teresa była zdumiona. Wiedziała co to klasztor. Papa zabrał ją kiedyś do karmelitańskiej kaplicy, gdzie modlili się razem do Pana Jezusa w tabernakulum. Widzieli też okratowanie i pan Martin wyjaśnił, że w tej odgrodzonej części mieszkały zakonnice. Z jednej strony życie zakonnic wydawało się Teresie tajemnicze i pociągające. Z drugiej jednak, wymagałoby ono od dziewczynki daru większego niż mogła wtedy ofiarować. Niegdyś jako czterolatka stała, patrząc na trumnę swojej matki. Pocałowała ją wtedy w czoło i trzymała się ręki taty. Teraz patrzyła na klasztorną kratę, myśląc o tym jak jej droga Paulina, jej druga mama, znika za nią. „Nie rozumiałam jeszcze radości, jaką daje poświęcenie. Byłam słaba, tak słaba, że uważam za wielką łaskę to, że byłam w stanie wytrzymać próbę, która wydawała się być ponad moje siły!” (Dzieje).

Paulina wyjaśniła cierpliwie czym jest jej powołanie do Karmelu i co ono dla niej oznacza. Nie chodziło o budynek, zakonnice, czy codzienny porządek modlitwy i pracy. To było wezwanie Pana, zaproszenie, by zbliżyć się do Niego poprzez pełne poświęcenia życie. Teresa słuchała uważnie, a potem rozmyślała o rozmowie z Pauliną. Dziewięcioletnia dziewczynka długo zastanawiała się nad słowami siostry. Wyobrażała sobie życie religijne jako ogród, taki jak ten na tyłach Les Buissonnets. Bliski naturze, pełen życia i świeżej zieleni, ogród ten oferował miejsce dla pięknych kwiatów i innych roślin. Teresa zdecydowała, że również wstąpi do Karmelu, nie „ze względu na Paulinę, tylko dla samego Jezusa” (Dzieje).

Pewnego niedzielnego popołudnia Paulina zorganizowała wizytę Teresy u matki Marii Gonzagi w Karmelu. Dziewczynka była zachwycona tym, że może na własne oczy zobaczyć przeoryszę i że może zwierzyć się ze swojego pragnienia podążania za Panem Jezusem jako karmelitanka. Teresie towarzyszyła jej kuzynka, Maria Guerin, lecz na prośbę Teresy każda z dziewczynek rozmawiała z przeoryszą osobno. Matka Maria Gonzaga powiedziała najmłodszej siostrze Martin, że dostrzega w niej powołanie, ale że będzie musiała zaczekać, aż skończy szesnaście lat zanim zacznie życie w Karmelu.

Martinowie i Guerinowie mogli odwiedzać Paulinę raz w tygodniu i być z nią tylko przez pół godziny. Teresa i Celina miały zwykle zaledwie kilka minut, żeby z nią porozmawiać, bo czasu było mało. Teresa zaczęła miewać bóle głowy; cierpiała na bezsenność. Rozchorowała się tak bardzo, że przez trzy miesiące leżała w łóżku. Była świadoma życia wokół niej i tego, że się do niej mówi, lecz nie była w stanie odpowiedzieć. Pan Martin prosił o odprawienie w jej intencji Mszy świętej w paryskim kościele Matki Bożej Zwycięskiej. Podczas nowenn Maria klęczała i modliła się przed rodzinną figurą Matki Boskiej. „Konieczny był cud – mówiła Teresa wiele lat później – i sprawiła go Matka Boża Zwycięska” (Dzieje).

Maria prosiła Najświętszą Pannę, aby ta uzdrowiła jej małą siostrzyczkę, aby wyzwoliła ją z sił ciemności. Gdy się modliła, Teresa nie mogła oderwać oczu od figury. Udręczona dziewczynka zobaczyła jak Matka Boska uśmiecha się. Nagle wydało się jej, że ból i męka, których doświadczała, zelżały. Poczuła jak napełniają ją spokój i zdrowie. Dziwna choroba minęła. Teresa zdała sobie sprawę, że jest wyleczona.

s. Susan Helen Wallace FSP

Powyższy tekst jest fragmentem książki s. Susan Helen Wallace FSP Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością.