Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością. Rozdział ósmy

Patrząc na Karmel

Po powrocie Teresa poszła odwiedzić karmelitanki. Tyle się wydarzyło od jej ostatniej wizyty. Niedawno tata zaoferował jej możliwość pojechania na kolejną pielgrzymkę, tym razem do Jerozolimy, jednak Teresa odmówiła. Chociaż myśl o wyprawie do Ziemi Świętej była nadzwyczaj pociągająca, zaproszenie padło zbyt szybko. Na razie dziewczynka miała dosyć podróży pociągami, czy powozami i nie pragnęła niczego poza spacerami po twardej ziemi i znajomych ulicach Lisieux.

Kiedy Teresa poszła z wizytą do Karmelu, była szczególnie wdzięczna za czas, który mogła spędzić na opowiadaniu Paulinie o swoich wrażeniach z pielgrzymki i przygodach, które trwały cały miesiąc. Co jeszcze mogła zrobić, by zdobyć pozwolenie na wstąpienie do Karmelu? Paulina zasugerowała, żeby Teresa napisała do biskupa Hugonina i przypomniała mu o jego obietnicy skontaktowania się z nią w tej sprawie. Teresa wróciła do domu i zrobiła tak jak poradziła jej siostra. Wujek Guerin uważał jednak, że list Teresy jest zbyt prosty i pomógł jej napisać kolejny. W momencie, gdy mieli zamiar go wysłać Teresa otrzymała od Pauliny wiadomość, by jeszcze przez kilka dni wstrzymała się z korespondencją. Piętnastego grudnia list w końcu został wysłany. Teresa ogromnie chciała, by biskup odpowiedział natychmiast. Pragnęła bowiem spędzić najbliższe Boże Narodzenie w Karmelu. Każdego ranka po Mszy świętej tata cierpliwie towarzyszył jej w drodze na pocztę. Każdy dzień przynosił jednak kolejne rozczarowanie: listu od biskupa nie było. Boże Narodzenie było coraz bliżej. Tacie bardzo było żal najmłodszej córki. Być może trochę było mu żal też samego siebie. Jakie będą te święta – pierwsze, które spędzi bez swojej „królewny”? Jednak święta tego roku miały być takie, jak poprzednie: z „królewną” u boku taty. Pan Jezus chciał, by Teresa spędziła je w domu, w Les Buissonnets, gdzie będzie mógł ją znaleźć. Dziewczynce wydawało się, że Dzieciątko Jezus zasnęło, a Jego zabawki leżały porzucone w kącie. Oczywiście dalej kochało swoje zabawki, lecz dlatego, że oprócz bycia dzieckiem Bożym, było też człowiekiem i miało potrzeby dziecka, więc zasnęło. Zdrzemnęło się, a Teresa czekała aż się obudzi.

Po Pasterce Martinowie wrócili do domu, by kontynuować świętowanie narodzin Zbawiciela. Gdy Celina z Teresą poszły do swojego pokoju, oczom młodszej z dziewczynek ukazała się zachwycająca niespodzianka. Artystycznie uzdolniona Celina udekorowała misę do mycia, tak aby wyglądała jak małe jeziorko. Zrobiła też łódkę, którą umieściła pośrodku „jeziora”. W łódce znajdowało się Dzieciątko Jezus, trzymające w rączce piłeczkę. Na żaglu łódki był wypisany cytat z Pisma: „Ja śpię, lecz serce me czuwa” (Pnp 5, 2). Na burcie łódki widniało słowo „oddanie”.

Rzut oka na karmelitańskie Boże Narodzenie

W dzień Bożego Narodzenia, po południu, Martinowie złożyli krótką wizytę w Karmelu. Gdy zasłona okrywająca kratę rozsunęła się, Teresa utkwiła wzrok w maleńkim Jezusie. W rączce trzymał piłeczkę, symboliczny wyraz przekonania dziewczynki, że była zabawką Pana Jezusa, której można poświęcić wiele uwagi, ale o której można też zapomnieć. Na piłeczce widniało imię Teresy. Później zakonnice zaśpiewały dla niej pieśń skomponowaną przez Paulinę. Dziewczynkę bardzo ujęła troskliwość sióstr i dziękowała im przez łzy.

Ostatnie opóźnienie

Pierwszego stycznia 1888 roku Teresa otrzymała list. Napisała go matka Maria Gonzaga, by poinformować ją, że pozwolenie biskupa na jej natychmiastowe wstąpienie do Karmelu przyszło do zakonu dwudziestego ósmego grudnia 1887 roku. Matka Gonzaga wyjaśniła, że zdecydowała się odłożyć powiadomienie Teresy do dnia pierwszego stycznia. To jednak nie wszystko. Matka zadecydowała również, że Teresa powinna wstąpić do zakonu dopiero, gdy minie wielki post, co oznaczało konieczność przeczekania kolejnych trzech miesięcy. Chociaż dziewczynka nie domyślała się powodów i nie śmiała zapytać o nie, wydaje się logiczne, że przeorysza chciała oszczędzić młodej kandydatce trudów karmelitańskiego postu.

Czas mijał. Teresa bardzo ceniła te dni, które jeszcze mogła spędzić w towarzystwie Celiny. Siostry rozmawiały na tematy duchowe i dobrze się razem bawiły. Teresa chciała spędzić te ostatnie miesiące przygotowując się do wstąpienia do Karmelu. W Dziejach duszy przedstawiła swoje podejście do wyrzeczeń i umartwiania się. Wyjaśniła, że nigdy nie praktykowała tak ciężkich, heroicznych wyczynów, jak wielcy święci. Teresa napisała po prostu, że nigdy nie pociągało jej surowe umartwianie się. Wyjawiła za to, że „Moje umartwienia polegały na łamaniu mojej woli, zawsze tak gotowej narzucać się innym, na tym, że powstrzymywałam swoją cierpką odpowiedź, wykonywałam małe posługi, nie oczekując pochwały, na tym, że nie opierałam się gdy siedziałam na krześle itd. itd. Właśnie przez czynienie takich drobnostek, przygotowywałam się do tego, by zostać oblubienicą Jezusa i nie mam słów, by wyrazić jak wiele słodkich wspomnień pozostawił we mnie ten czas”.

Długa droga do domu

Odległość dzieląca Les Buissonnets od Karmelu była niewielka, nawet jeśli szło się piechotą. Jednak by się tam dostać piętnastoletnia Teresa przebyła długą podróż. W przeddzień jej wstąpienia do zakonu rodzina i bliscy Teresy zjedli wspólny posiłek i spędzili razem wieczór. Dziewczynka była wzruszona miłością i czułością, jakie każdy jej okazywał, a wiara rodziny w dojrzałość jej decyzji wiele dla niej znaczyła. Papa milczał, lecz często spoglądał na Teresę. Jak szybko te wszystkie lata przeminęły. Gdyby tylko Zelia mogła tu być, w tym cudownym momencie. Pan Martin zdał sobie sprawę, że po odejściu swojej najmłodszej córki będzie samotny. Jednak jej szczęście warte było osobistej straty. Takie było podejście papy do wszystkich córek. Życie bez Teresy będzie jednak o wiele bardziej zwyczajne. Skończą się gorączkowe wizyty na poczcie, skończą się napady płaczu jego „królewny” i odwiedzanie biskupa Hugonina. Nie będzie już wspólnych pielgrzymek, popołudniowych spacerów, pikników, ani wspólnego przyjmowania Eucharystii. Myśli pana Martina pełne były wydarzeń, które na zawsze miały pozostać dla niego niezwykle cenne.

Następnego ranka Teresa jak zawsze wzięła papę pod ramię. Jej bliższa i dalsza rodzina spotkała się na Mszy świętej w klasztornej kaplicy i wszyscy wspólnie przyjęli Komunię. Gdy odmawiali modlitwę dziękczynną, płakali. Ten dzień był wspaniały, ale jednocześnie smutny – pożegnania zawsze są trudne. Pomimo tego, że Teresa będzie mieszkać w tym samym mieście i to bardzo niedaleko, to jednak wybrała życie w odosobnieniu i możliwość kontaktu z nią będzie ograniczona. Po tym jak dziewiątego kwietnia 1888 roku dziewczynka opuściła Les Buissonnets, nigdy więcej nie zobaczyła swego domu.

Z kaplicy papa wraz z córką przeszli do drzwi klauzury. Tam Teresa uklękła i poprosiła ojca o błogosławieństwo. Papa nakreślił znak krzyża na jej czole, a potem pomógł jej wstać. Ściskali się i oboje szlochali. Nadszedł najtrudniejszy moment: musiała zostawić tatę, jej „króla” po to, by odnaleźć Króla królów.

s. Susan Helen Wallace FSP

Powyższy tekst jest fragmentem książki s. Susan Helen Wallace FSP Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością.