Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością. Rozdział jedenasty

Służenie Bogu Pokoju

Od ósmego do piętnastego października 1891 roku ojciec Aleksy Prou, franciszkanin z Caen, przyjechał do Lisieux, by poprowadzić coroczne rekolekcje w Karmelu. Teresa odprawiła nowennę, by być dobrze przygotowaną. Nauki rekolekcyjne nie zawsze miały praktyczne odniesienie do jej szczególnej sytuacji życiowej. Poza tym, słyszała, że „specjalnością” ojca Aleksego było godzenie zatwardziałych grzeszników z Kościołem. Gdy zakonnik rozpoczął kazanie, Teresa zarozumiała jednak, że ten ksiądz może pomóc jej dojrzeć duchowo tak, jakby zrobił to sam Pan Jezus, gdyby prowadził te rekolekcje. Teresa czuła, że ojciec Aleksy rozumie ją. Później napisała: „Niczym łódkę z rozwiniętym żaglem wypchnął mnie na wody ufności i miłości, do których tak bardzo mnie ciągnęło, lecz do których nie ośmielałam się zbliżyć” (Dzieje). Inne siostry nie zrozumiały nauk rekolekcyjnych tak, jak Teresa. Ona natomiast była przekonana, że Pan ofiarował jej szczególne zaproszenie do tego, by dalej szła drogą miłości. Prawdę mówiąc, Teresa jako jedyna szczerze doceniła te rekolekcje. Młodziutka zakonnica pogłębiła swe zrozumienie siły miłości, która była środkiem, dzięki któremu mogła uczynić szybkie postępy w swoim życiu duchowym. Zdała sobie sprawę, że tylko dzięki miłości może pokonać wrodzone obawy i nieśmiałość. Miłość dała jej siłę, by wzbić się do lotu.

Spuścizna matki Genowefy

Teresa podziwiała wiekową już zakonnicę, która obecnie przebywała w klasztornej izbie chorych w łóżku, siedząc wsparta na poduszkach. W opinii naszej bohaterki matka Genowefa, założycielka Karmelu w Lisieux, została świętą dzięki praktykowaniu ukrytych, zwykłych cnót. Teresa zajrzała do niej, mając zamiar zatrzymać się jedynie na chwilę, ponieważ dwie inne siostry były w tym samym czasie u niej z wizytą. Reguła zakonu mówiła, że jednorazowo mogą przyjść tylko dwie osoby odwiedzające. Gdy młodziutka siostra zaczęła się wycofywać, matka Genowefa przekazała jej pewną mądrość, lub też „bukiet duchowy”: „Służ Bogu z pokojem i radością; pamiętaj, moje dziecko, nasz Bóg jest Bogiem pokoju” (Dzieje). Teresa miała trudny dzień i słowa starszej zakonnicy natychmiast podniosły ją na duchu.

Następnej niedzieli Teresa znowu poszła odwiedzić infirmerię (1). W ciągu tego tygodnia myślała o mądrej radzie matki Genowefy i zapytała ją, czy to, co powiedziała, zostało jej objawione. Starsza zakonnica zapewniła Teresę, że wiadomość pochodziła od niej samej, nie z jakiegoś nadnaturalnego źródła.

Teresa pamiętała jak poszła w odwiedziny do matki Genowefy w dniu swojej profesji. Młoda siostra opowiedziała o strasznych pokusach, z jakimi stoczyła bitwę w wieczór poprzedzający dzień złożenia ślubów. Matka Genowefa wyjaśniła jej, że ona sama również przeszła podobną próbę przed swoją profesją.

Teresa była jedną z sióstr, które towarzyszyły matce Genowefie podczas ostatnich godzin jej życia. Piątego grudnia 1891 roku starsza zakonnica była bliska śmierci. Teresa stała w nogach łóżka, patrząc na matkę i gdy tak ją obserwowała i modliła się, zapanował nastrój jakby odrętwienia. Czas płynął powoli. Na chwilę przed tym, gdy starsza zakonnica odeszła do wieczności, Teresa doświadczyła przepełniającego ją uczucia radości. Czuła żar i pewność swego powołania. W tym momencie przypomniała sobie, że kiedyś powiedziała matce Genowefie, iż ta nigdy nie zobaczy czyśćca. Matka odpowiedziała wówczas, że również ma taką nadzieję.

Po jej śmierci, siostry w ciszy modliły się i opłakiwały ją przy łożu. Odchodząc, kilka z nich zabrało jakiś drobiazg na pamiątkę, małą relikwię. Relikwia Teresy była bardzo niezwykła. Gdy ciało matki Genowefy położono w chórze, nasza młoda zakonnica poczekała aż nikogo nie było w pobliżu. Potem zbliżyła się i z pomocą kawałka lnianej szmatki zebrała jedną łzę, która ciągle jeszcze błyszczała na powiece zmarłej zakonnicy. Ta łza była przeznaczona dla Teresy, która czuła, że była to łza radości. Niedługo potem, Teresa miała sen. Matka Genowefa spisywała swoją ostatnią wolę i rozdzielała swoje skarby pomiędzy zebrane wokół niej zakonnice. Teresa, będąc jedną z najmłodszych, znalazła się na końcu. Była nieco zatroskana, że matka Genowefa rozda wszystko i dla niej nie będzie miała już nic. Jednak we śnie czekała ją wspaniała niespodzianka. Teresa stanęła przed starszą zakonnicą, która uśmiechnęła się do niej i trzykrotnie powiedziała: „Tobie daję swoje serce” (Dzieje). Gdy Teresa się obudziła, wyraźnie pamiętała całe zajście.

Grypa w Karmelu

W dniu dziewiętnastych urodzin Teresy, drugiego stycznia 1892 roku, zmarła najstarsza wśród zgromadzenia zakonnego, siostra od św. Józefa. Zmarły również dwie inne siostry: siostra Magdalena i siostra Febronia – matka podprzeorysza. Teresa znalazła siostrę Magdalenę martwą w jej celi. Pospieszyła wtedy do zakrystii, a następnie wróciła, by położyć na jej głowie wieniec róż. Później poszła po pomoc. Teresa i dwie inne zakonnice były jedynymi, które oparły się szalejącej grypie. Służyły społeczności klasztornej i starały się dbać również o siebie nawzajem. Siostra od św. Stanisława, zakrystianka, również była bardzo chora, więc Teresa zajęła się zakrystią i dopilnowała szczegółów pogrzebu każdej ze zmarłych zakonnic. W Dziejach duszy pisała: „Obecny smutny stan zgromadzenia jest wręcz niewyobrażalny”. A jednak młodziutka karmelitanka umiała znaleźć powód do radości, nawet w dniach tej ciężkiej próby. Otrzymała bowiem pozwolenie, by codziennie dostawać Komunię świętą. Cieszyło ją również to, że jako tymczasowa zakrystianka mogła dotykać i dbać o święte naczynia, których kapłan używał podczas Mszy świętej.

Jednak pomimo tych pociech Teresa często była senna i rozkojarzona podczas modlitw. Po Komunii świętej, gdy usiłowała modlić się żarliwie, zdecydowała, że będzie dziękować Bogu, modląc się przez cały dzień. Pewnego ranka zastanawiała się, czy Pan mógłby być z niej zadowolony. Poprosiła o jakiś mały znak. A jeśli był zagniewany, to czy pozwoliłby, aby ksiądz podczas Komunii dał jej tylko połowę hostii? Nadeszła kolej Teresy na przyjęcie Eucharystii. Patrzyła jak ksiądz wziął dwie hostie, a następnie położył je na jej języku.

Paulina: mój żyjący Jezus

Siostra Agnieszka od Jezusa, czyli Paulina – druga najstarsza siostra Teresy, została wybrana przeoryszą Karmelu w Lisieux dwudziestego lutego 1893 roku na okres trzech lat. Pięć lat po śmierci Teresy, dziewiętnastego kwietnia 1902 roku, matkę Agnieszkę ponownie wybrano na przeoryszę. W 1923 roku papież Pius XI, który beatyfikował i kanonizował Teresę, zatwierdził matkę Agnieszkę jako dożywotnią przeoryszę zakonu karmelitanek w Lisieux. Matka zmarła dwudziestego ósmego lipca 1951 roku, gdy miała dziewięćdziesiąt lat.

Teresa cieszyła się ogromnie z tego, że Paulina została przeoryszą, lecz nie manifestowała głośno swej radości, świadoma faktu, że inni być może nie podzielali jej i woleliby na to miejsce kogoś innego. Najmłodsza z sióstr Martin podziwiała Paulinę i uczyła się odnajdywać ślady Pana Jezusa w jej życiu. Teresa rozumiała wrażliwe serce siostry i widziała nieuniknione kłopoty i wyzwania codziennego życia, które Paulina musiała znosić. Zauważyła też jednak, że jej starsza siostra była pełna spokoju, który był owocem cierpienia zaakceptowanego w imię miłości do Jezusa. To Pan ujawnił „królewnie” tajemne, wspaniałe cechy cierpienia. Teresa przypomniała sobie szkołę z internatem, gdzie próbowała wtopić się w grono rówieśników. Kto wówczas, w tych wczesnych młodzieńczych latach, ją rozumiał? Jedynie Chrystus, czekający na nią w ciszy tabernakulum. Teresa czuła, że Pan Jezus ją akceptował, przyciągał ku swojemu sercu i była pewna, że ją kocha. Ta miłość była jak miłość papy, tylko rozciągała się na całą wieczność. Teraz, myśląc o tamtej samotności i bólu, Teresa stwierdziła, że dzięki nim zbliżyła się do Jezusa. To samo uczucie bólu i samotności towarzyszyło Paulinie i sprawiało, że jej życie zakonne było bogate i owocne, nie tylko dla niej samej, lecz także dla ludzi, którzy liczyli na jej modlitwy i poświęcenie. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli, obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24).

Wiodąc życie w Karmelu, Teresa zastanawiała się nad swoimi oczekiwaniami i motywacjami. Podziwiała malarskie i pisarskie talenty Pauliny i postrzegała je jako coś cudownego, co można ofiarować na chwałę Pana Jezusa. Była pewna, że Bóg jest z nich ogromnie zadowolony. Jednak chociaż ją samą również pociągało malarstwo czy pisanie poezji, to nigdy nie poprosiłaby o pozwolenie zajęcia się tymi upodobaniami. Dlaczego miałaby szukać dobrych rzeczy, jeśli Pan nie chciał ich dla niej? Zamyśliła się nad słowami z księgi Koheleta: „I przyjrzałem się wszystkim dziełom, jakich dokonały moje ręce, i trudowi, jaki sobie przy tym zadałem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem! Z niczego nie ma pożytku pod słońcem” (Koh 2, 11).

Teresa była zdumiona, gdy jej również zaofiarowano możliwość rozwinięcia malarskich i poetyckich uzdolnień, lecz przyjęła taki obrót spraw ze spokojem, bo nie prosiła o nic, ani nie okazała pragnienia, by zająć się tymi rzeczami. Był to podarunek od Pana, ponieważ starała się zachowywać pokorę. Zobaczyła także, że dary i talenty nie odsuwają człowieka od Boga, chyba że człowiek zapomni, kto jest ich Źródłem. Gdy obdarowywany rozpoznaje Boskiego Dawcę, już sam fakt rozpoznania zbliża tę osobę do Boga.

Wszystko, co najlepsze dla mojego Króla

Od czasu kiedy został zwolniony z Bon Sauveur w 1892 roku, aż do swojej śmierci dwa lata później, Ludwik Martin odwiedził Karmel tylko raz. Celina i wujek Guerin pomagali starszemu, schorowanemu panu przy wejściu do klasztoru. Jakże znajomy był mu ten budynek. Gdy papa wychodził, spojrzał do góry; stał tak przez długi czas, a potem rzekł z uczuciem: „W niebie”. Teresa patrzyła na papę, aż jego postać wryła się jej głęboko w pamięć. Nigdy nie zapomniała szczegółów tej wizyty ojca, która miała się okazać ostatnią. Pan Martin zmarł dwudziestego dziewiątego lipca 1894 roku, w wieku siedemdziesięciu lat.

Jego śmierć i wstąpienie Celiny do Karmelu są ściśle ze sobą powiązane. Kilka miesięcy po odejściu ojca Celina została czwartą siostrą Martin, która dołączyła do społeczności karmelitańskiej w Lisieux. Stało się to czternastego września 1894 roku. Teresa i pozostałe jej siostry były niezwykle uradowane.

Od dnia, w którym Teresa wstąpiła do Karmelu, czyli od dziewiątego kwietnia 1888 roku, aż do chwili, gdy uczyniła to również Celina, najmłodsza z córek Martinów modliła się za siostrę. Teresa cierpiała, myśląc o pokusach, z jakimi Celina musiała się zmagać. Starsza siostra, o której Teresa myślała jako o swoim „drugim ja”, była jej bardzo droga. Chociaż gotowa byłaby zaakceptować i szanować decyzję Celiny, gdyby ta wybrała inne powołanie, czy inny zakon, to jednak Teresa była przekonana, że miejsce starszej siostry jest w Karmelu. Na to właśnie miała nadzieję i o to się modliła u stóp swego Oblubieńca.

Oczywiście nie obyło się bez przeszkód. Gdy zapytano zgromadzenie o możliwość przyjęcia Celiny do zakonu, jedna ze starszych sióstr miała poważne obiekcje. Uważała, że trzy spokrewnione ze sobą siostry zupełnie wystarczą w społeczności liczącej około dwudziestu zakonnic. Takie było zdanie siostry Amaty od Jezusa i nie wyglądało na to, że je zmieni.

Pewnego ranka Teresa odmawiała modlitwę dziękczynną po Komunii. Miała dwie szczególne intencje: czy Pan, w całej swojej dobroci, nie mógłby przekonać siostry Amaty do zmiany decyzji i w ten sposób usunąć przeszkody na drodze Celiny do Karmelu? Drugą intencją było, czy Bóg byłby skłonny uczynić to jako znak, że papa jest w niebie razem z Nim? Z dziecięcą ufnością Teresa modliła się i wierzyła, że otrzyma znak. Chciała wiedzieć, że jej ojciec nie przebywa w czyśćcu, lecz że dostąpił wiecznego szczęścia. W końcu przecież na jej prośbę Pan skłonił zatwardziałego grzesznika, Henryka Pranziniego, do skruchy na chwilę przed egzekucją, a sama Teresa otrzymała śnieg w dniu swoich obłóczyn. Była nawet w stanie odnaleźć w klasztornym ogrodzie swój ulubiony kwiat: kąkol polny. Jeśli wolą Pana Jezusa było troszczyć się o duże i małe sprawy jej życia po to, by ją uradować, to czy nie zatroszczyłby się o sprawy najważniejsze: wieczne szczęście taty i powołanie Celiny? Tak, Teresa wierzyła, że zrobiłby to. Wstała i wyszła z chóru.

Ktoś stał ukryty w cieniu. Przez chwilę Teresa była lekko wystraszona, do czasu aż rozpoznała postać. Była to siostra Amata od Jezusa. Teresa uśmiechnęła się słabo. „Czy mogłybyśmy porozmawiać?”, spytała starsza zakonnica, wskazując przy tym na jedno z pomieszczeń obok. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy próbowała znaleźć odpowiednie słowa. W końcu powiedziała cicho: „Zmieniłam zdanie w sprawie wstąpienia Celiny do Karmelu”. Teresa była wniebowzięta. To, co się teraz wydarzyło było nawet lepsze niż śnieg, lepsze niż znalezienie ulubionego kwiatu, dotyczyło bowiem najcenniejszych darów życia: zbawienia i świętości. Siostra Amata i siostra Teresa razem poszły przekazać matce Agnieszce od Jezusa cudowne wieści. Młodziutka zakonnica z wdzięcznością przyjęła łaski, jakimi obdarzał ją Pan. Była spokojna o papę i Celinę. Starsza siostra, obiekt tylu modlitw, wstąpiła do zakonu we wrześniu 1894 roku i przyjęła imię Genowefa od Najświętszego Oblicza.

Jedynie miłość mnie pociąga

Opisując swą duchową podróż w Dziejach duszy, Teresa wyjaśniła w jaki sposób doświadczała sprawczej roli Pana Jezusa. Pragnienia, takie jak to, by cierpieć i umrzeć dla Niego, straciły swój urok. Młoda karmelitanka zrozumiała, że najważniejszym ze wszystkich skarbów jest miłość, a sposobem na jej znalezienie jest poddanie się Bogu we wszystkim. „Teraz prowadzi mnie oddanie się”, pisała. „Nie mam innego kompasu! O nic więcej już nie proszę z taką żarliwością, jak o to, by Bóg czynił swą wolę w mej duszy”.

Gdy Teresa miała siedemnaście i osiemnaście lat, czytała i znajdowała pocieszenie w mistycznych pismach karmelitańskiego Doktora Kościoła, św. Jana od Krzyża. Jednak wraz z upływem czasu porzuciła książki, nawet te najlepsze. Swoje myśli skupiła jedynie na dwóch: Biblii i Naśladowaniu Chrystusa. Czuła, że tylko te ją pociągają. Była też przekonana, że Jezus działa w jej duszy bez słów. Czuła, że przebywa tam cały dzień i daje jej jasność umysłu, dzięki której mogła zrozumieć, co się wokół niej dzieje, mogła wybierać mądrze, a mówić i postępować dobrze. Z doświadczenia wiedziała, że królestwo Boże było w niej.

Nieskończone miłosierdzie Boże nieodparcie przyciągało Teresę. Wiedziała, że Pan ofiarował jej wiele łask i to przekonało ją, że Boga powinno się kochać, a nie bać. Postrzegała miłość jako siłę oczyszczającą i motywację, którą ludzie powinni się kierować. Czuła, że kochając „nikt nigdy nie pozwoliłby na sprawienie Mu bólu” (Dzieje). Teresa uważała, że cała doskonałość Boga, nawet Jego sprawiedliwość, brała się z miłości. Podczas Mszy świętej dziewiątego czerwca 1895 roku postanowiła ofiarować się Miłości miłosiernej. Dwa dni później, za pozwoleniem przeoryszy, matki Agnieszki od Jezusa, Teresa i Celina razem przystąpiły do Aktu Oddania się Miłości Miłosiernej.

Znajdowanie Jezusa w utrapieniach dnia codziennego

Teresa nie oczekiwała, że w zakonie znajdzie kryjówkę przed nieuniknionymi wyzwaniami życia codziennego. Chociaż była bardzo młoda, rozumiała, że jej życie czasem będzie nudne. Rozumiała też, że gdy podąży za swym powołaniem do Karmelu, będzie musiała znaleźć sposób na to, by nie zamknąć się w sobie i we własnym świecie. Nadeszły nieuniknione trudności. Przede wszystkim surowy tryb życia zakonnego stanowił wyzwanie dla nastolatki, która do tej pory raczej nie doświadczała niewygód. Siostry wstawały o piątej trzydzieści, a kładły się spać o dwudziestej drugiej trzydzieści. Rankiem, w południe i wieczorem zbierały się w chórze, by odprawić liturgię godzin. Codziennie spędzały również dwie godziny, modląc się na osobności. Czas na rekreację przypadał po obiedzie i po kolacji. Na śniadanie zakonnice jadły mało, a w czasie postu posiłek ten składał się tylko z kawałka chleba i czegoś do picia. Pozostała część dnia była wypełniona zajęciami domowymi, lub inną pracą manualną, która zawsze odbywała się w ciszy i, jeśli to możliwe, w samotności.

Teresa polubiła społeczność zakonną i łatwo się w nią wtopiła. Bolesne dni dzieciństwa, spędzone prawie w samotności w benedyktyńskiej szkole, zostawiła za sobą. Przyjacielska, wrażliwa i radosna natura Teresy spowodowała, że niektóre karmelitanki bardzo ceniły jej obecność i uważały, że była dla zakonu prawdziwym darem. Jednak życie w klasztorze nie było usłane różami. Zeznanie Celiny na procesie beatyfikacyjnym Teresy rzuciło światło na niektóre wyzwania, jakim młoda zakonnica musiała sprostać. Mówiło ono także o cnotach, które Teresa bohatersko praktykowała.

Celina opowiedziała o tym, jak kiedyś zwierzyła się swojej siostrze z tego, że trudno było jej odnosić się równie miło do wszystkich zakonnic. Teresa poświęciła sporo czasu, by wyjaśnić Celinie, jak ważne jest nieokazywanie tego, że kogoś lubi się bardziej, a kogoś mniej. Ponadto, Teresa przytoczyła przykład z własnego życia, wspominając z imienia jedną siostrę, która szczególnie ją irytowała. Celina była zdumiona. Widziała jak Teresa odnosiła się do owej zakonnicy: była tak miła i serdeczna, że Celina myślała, że siostra ta była jedną z jej najbliższych przyjaciółek.

Celina potwierdziła także, że Teresa bardzo chciała, by wprowadzono praktykę częstego przyjmowania Komunii świętej, nie robiono bowiem tego przed pontyfikatem św. Piusa X (1903–1914). Teresa niezwykle ceniła codzienną Komunię i powiedziała siostrom, że postara się o nią gdy już będzie w niebie. Obiecała też matce Marii Gonzadze, że z nieba pomoże jej zmienić zdanie co do wartości częstego przyjmowania Eucharystii. Po śmierci Teresy stało się dokładnie to, co przepowiedziała. Matka Maria Gonzaga całkowicie zmieniła swoją opinię i poprosiła kapelanów, by umożliwili siostrom przyjmowanie Komunii co dzień.

s. Susan Helen Wallace FSP

(1) Infirmeria – izba chorych np. w klasztorach czy szkołach.

Powyższy tekst jest fragmentem książki s. Susan Helen Wallace FSP Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością.