Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością. Rozdział dziewiąty

Karmel w Lisieux

Drzwi klasztoru zamknęły się. Matka Maria Gonzaga wyszła, by przywitać Teresę. Później uścisnęły ją Paulina i Maria. Teresa ledwo mogła uwierzyć w to, że nareszcie tu jest. Rozglądała się po delikatnie oświetlonym korytarzu i zastanawiała jak wygląda reszta klasztoru. Dopiero zaczynała swoje życie zakonne jako postulantka. Teresę zaprowadzono do kaplicy, zwanej chórem, gdzie wystawiony został Najświętszy Sakrament. Chór był bardzo słabo oświetlony, tak że wierni po drugiej stronie okratowania mogli adorować Eucharystię, lecz nie mogli zobaczyć zakonnic. Teresa dobrze pamiętała czasy, gdy podczas popołudniowych spacerów przychodziła tu razem z papą, by się pomodlić. Najpierw za okratowaniem znalazła się Paulina, potem Maria. Co takiego tam było? Co było tak tajemnicze i ekscytujące? Gdy lata mijały, o wiele za wolno, Teresa zaczęła rozumieć piękno życia, które wybrały jej starsze siostry. Sednem ich powołania była osoba Pana Jezusa. Jakież wspaniałe otrzymały wezwanie: zostać oblubienicami Chrystusa.

Oczy Teresy napotkały spojrzenie matki Genowefy, która akurat adorowała Najświętszy Sakrament. Dziewczynka na chwilę uklękła obok niej i ogarnęło ją przeświadczenie, że oto znalazła się w obecności świętej. Matka Genowefa od św. Teresy, która żyła w latach 1805–1891, założyła Karmel w Lisieux w 1838 roku. W Dziejach duszy Teresa pisała: „Klęczałam przez chwilę u jej stóp, dziękując Bogu za to, że obdarzył mnie łaską poznania świętej…”. Potem Teresa opuściła chór i udała się za matką Marią Gonzagą na zwiedzanie klasztoru. Była podekscytowana, lecz jednocześnie pełna spokoju. Szybko też włączyła się w rytm zakonnego życia. Chociaż wszystko było nowością i niczego nie mogła jeszcze uważać za rutynę, jej podejście do klasztornej codzienności, wynikające z decyzji, by wstąpić do Karmelu, pokazało, że dziewczynka była dojrzała ponad swój wiek. Czuła, że miała realistyczne oczekiwania co do tego, jak będzie wyglądać jej życie. „Okazało się, że życie zakonne wygląda dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam.” Jednak życie to było raczej usłane kolcami, niż różami. „Tak – pisała – cierpienie wyciągnęło ku mnie ramiona, a ja rzuciłam się w nie z miłością” (Dzieje). Teresa czuła, że Pan powoływał ją do cierpienia w intencji potrzeb duchowych tych, za których umarł. Szczególnie też wzięła sobie do serca karmelitańską regułę modlenia się za księży. Gdy młoda postulantka rozpoczęła życie w zakonie, nie mówiła o swoich problemach. Postanowiła, że siostry nie zobaczą ani jednej jej łzy, czy też zmarszczonego czoła. Przepełniał ją spokój.

Profesja siostry Marii

Najstarsza siostra Teresy, Maria od Najświętszego Serca Jezusowego, złożyła śluby dwudziestego drugiego maja 1888 roku, gdy dla najmłodszej z córek Martinów życie zakonne wciąż jeszcze było nowością. Na ceremonię złożenia ślubów przybył ksiądz Almire Pichon SI. Wcześniej w Dziejach duszy Teresa mówiła o udręce, jakiej doświadczała od jakichś pięciu lat, od czasu swej tajemniczej choroby, gdy była dziesięciolatką, aż do ślubów siostry Marii. Ojciec Pichon pomógł nowej postulantce wyspowiadać się. Słuchał ze zrozumieniem, podczas gdy Teresa opowiadała o swoich słabościach i grzechach. Dziewczynka próbowała być tak szczera, jak to tylko było możliwe. Zdawało się, że najbardziej dręczyło ją poczucie winy, że mogła być w jakiś sposób odpowiedzialna za swoją chorobę w dzieciństwie. Ojciec Pichon zobaczył ten niepokój w duszy Teresy. Widział również jej szczerość i pragnienie, by dorosnąć i stać się dojrzalszą duchowo. Teresa pamiętała jednak, że ojciec Pichon uważał jej żarliwość za dziecinną, a jej podróż duchową za szalenie rozbrajającą. Opowiadając o tej spowiedzi, Teresa pisze: „…Ojciec naszych dusz jakby machnięciem ręki rozproszył wszelkie moje wątpliwości. Od tamtego czasu jestem zupełnie spokojna” (Dzieje). Pod koniec spowiedzi ojciec Pichon zapewnił ją, że nigdy nie popełniła żadnego z grzechów śmiertelnych. Powiedział: „Trzeba dziękować Bogu za to, co dla ciebie zrobił; gdyby cię opuścił, zamiast małym aniołkiem byłabyś małym diabłem… Dziecko moje, niech Pan na zawsze pozostanie twoim przełożonym i mistrzem” (Dzieje). Te ostatnie słowa głęboko poruszyły Teresę, która później pisała, że Pan Jezus był jej jedynym duchowym przewodnikiem. W roku 1888 ojciec Pichon został przeniesiony do Kanady. Teresa uważała go za swego przewodnika, więc bardzo ją to rozczarowało. Pisała jednak do niego co miesiąc. Ojciec odpowiadał jednym listem na rok. Kierowanie jej duchowością zostawił Panu, doskonałemu mistrzowi.

Droga staje się stroma i wyboista

Teresa nie miała złudzeń co do codziennego życia w zakonie. Nie było ono proste, lecz ona przecież nie prosiła o łatwe życie. Wierzyła, że cierpienie wchodzi w zakres doświadczeń ludzkich, których nie da się uniknąć, jest dzieleniem z Chrystusem krzyża. Teresie nie były obce cierpienie i zmaganie się z samą sobą. Chociaż wyrosła w otoczeniu kochającej rodziny, to jednak chodziła do szkoły z internatem, w której doświadczyła sporej porcji utrapień, lecz także chwil szczęścia. Teresa zdała sobie sprawę, że Jezusowe zaproszenie do świętości mogło się przejawiać w jej pełnym miłości akceptowaniu ostrych słów, niecierpliwych spojrzeń, czy złośliwych uwag.

Chociaż dziewczynka była w Les Buissonnets „królewną” taty, to na pewno nie była nią w Karmelu. W pierwszych tygodniach pobytu w zakonie, gdy pojawiały się trudności, Teresę zapewne kusiło, by pobiec do Pauliny lub Marii, które były dla niej jak matki. Dziewczynka nie ulegała jednak temu impulsowi. Zmuszała się do przestrzegania zasad i protokołu swego zakonu, ponieważ wierzyła, że Pan wymagał od niej takiego poświęcenia.

Matka Maria Gonzaga chętnie przyjęła Teresę do Karmelu. Gdy dziewczynka miała dziewięć lat, matka Gonzaga oznajmiła, że Teresa ma powołanie do zakonu, chociaż będzie musiała zaczekać z podążeniem za nim, aż skończy szesnaście lat. Przeorysza była w stosunku do najmłodszej z sióstr Martin miła i uprzejma, chociaż mogła być również bardzo surowa. Teresa przyznała, że w czasie, gdy była postulantką, za każdym razem gdy spotykała się z matką, musiała klęknąć i ucałować podłogę za to, że popełniła jakąś pomyłkę, lub naruszyła Regułę zakonu. Teresa przypomniała sobie pajęczynę, którą pominęła odkurzając słabo oświetlony korytarz. Gdyby żyła w czasach elektryczności, bez wątpienia by ją zauważyła i nie spotkałoby jej żadne upokorzenie. Było jednak inaczej. W obecności wszystkich pozostałych zakonnic matka Gonzaga oznajmiła: „Od razu widać, że nasz klasztor zamiata piętnastoletnie dziecko! Idź sprzątnąć tę pajęczynę i na przyszłość bardziej uważaj” (Dzieje). Teresa widziała, że przeorysza często była z niej niezadowolona. Zdawała sobie też sprawę z tego, że swoje obowiązki wypełnia bardzo powoli. Ta pajęczyna wskazywała na to, że powinna dążyć do tego, by być bardziej dokładną. Teresy jednak nie opuszczało pewne zakłopotanie: sama wiedza, że powinna się bardziej starać być pomocną, lecz chciała również wiedzieć jak ma udoskonalać swe umiejętności. Tym zajęła się jej mistrzyni nowicjatu.

Strofowanie przed społecznością zakonną było upokarzające, lecz bardziej bolało coś innego. Mistrzyni nowicjatu, siostra Maria od Aniołów, codziennie podczas ładnej pogody wysyłała Teresę, by ta plewiła zakonny ogród. Mistrzyni była według słów Teresy „prawdziwie świętą kobietą”. Siostra Maria musiała zdać sobie sprawę jak bardzo nowa postulantka chciałaby przebywać na dworze, pośród kwiatów i krzewów. To była dobra strona pracy w ogrodzie. Drugą, już nie tak dobrą, stronę stanowił fakt, że zwykle późnym popołudniem obok ogrodu przechodziła matka Gonzaga i niemożliwością było, żeby Teresa jej nie spotkała. Nasza postulantka zapisała w Dziejach duszy parę cierpkich słów przeoryszy: „Doprawdy, to dziecko zupełnie nic nie robi! Która nowicjuszka musi codziennie chodzić na spacer?”. Sposób, w jaki matka Gonzaga traktowała Teresę w niczym nie przypominał łagodności i współczucia ojca i sióstr dziewczynki. Jednak pomimo tego, że ich związek nie był łatwy, Teresa doskonale rozumiała matkę przełożoną i szczerze ją kochała.

Życie duchowe w Karmelu

W czasach Teresy w zakonie karmelitańskim wyznawano dwa główne poglądy na duchowość: mistyczny i ascetyczny. Według duchowości mistycznej, którą praktykował św. Jan od Krzyża i inni wielcy święci, sednem życia duchowego była miłość. Bóg był przede wszystkim Miłością. Tak pojmowała duchowość matka Genowefa, założycielka Karmelu w Lisieux, jak również matka Agnieszka od Jezusa (siostra Teresy) i sama Teresa. W czasach gdy żyła przeważało jednak inne podejście do życia duchowego: ascetyzm. Według tej filozofii, Bóg był przede wszystkim sędzią, a ludzie powinni skupić się na płaceniu za swoje grzechy, na ratowaniu dusz i odprawianiu ciężkiej pokuty. Właśnie tę drogę wybrała matka Gonzaga.

Matka Gonzaga była po prostu sobą. Szła przez życie Teresy, powodując czasem niemałe poruszenie, lecz to Teresa, która była w stanie przyjąć naukę od każdej poznanej osoby, pozostaje bohaterką tej historii. Jej postawa pokazuje nam, że była naprawdę wdzięczna za dobre rzeczy, które ją spotykały i szczerze wybaczała ludziom, którzy ją zranili lub obrazili.

Przystosowywanie się do nowego życia nie było jedynym wyzwaniem, jakiemu Teresa musiała sprostać, będąc postulantką. Zdrowie papy szybko się pogarszało. Dwudziestego trzeciego czerwca 1888 roku wyszedł z domu w stanie głębokiej dezorientacji. Gdy jego córki w Karmelu modliły się za ojca, Celina wraz z wujkiem Guerin zaczęli go szukać. Znaleźli go w końcu dwudziestego siódmego czerwca w La Havre. Dwunastego sierpnia pan Martin miał kolejny wylew, tym razem w Les Buissonnets, a trzydziestego pierwszego października poważnie mu się pogorszyło. Powrót do zdrowia był powolny, chociaż stały.

Pan Martin chciał odwiedzić córki w Karmelu. Postanowił, że zjawi się tam dziesiątego stycznia 1889 roku, gdy jego „królewna” miała otrzymać habit zakonny i że nic go przed tym nie powstrzyma, nawet tuzin wylewów.

s. Susan Helen Wallace FSP

Powyższy tekst jest fragmentem książki s. Susan Helen Wallace FSP Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością.