Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością. Rozdział czwarty

Święte chwile

Całkowite wyzdrowienie Teresy z jej tajemniczej choroby przyniosło głęboki spokój. Uśmiech Najświętszej Panny był prawdziwy, chociaż Teresa nie wiedziała, dlaczego Matka Boska osobiście interweniowała w jej życie. Wyjaśnieniem było jej przeświadczenie, że Maryja jest i zawsze pozostaje matką. Teresa nie miała już własnej matki, czy Pauliny, która później zajęła jej miejsce, ale miała Maryję, która na zawsze pozostała ważną częścią jej życia i duchowości.

Teresę dziwiło zainteresowanie, jakie wśród karmelitanek budziły szczegóły jej wyzdrowienia i uśmiechająca się figura Matki Boskiej. Może nie powinna była pozwolić Marii, swojej siostrze, opowiedzieć o tym wydarzeniu. Może Teresa mogła jaśniej odpowiadać na pytania zakonnic. Wspomnienie choroby było dla niej bardzo bolesne. Przez cztery lata przechodziła ciężką próbę duchową. Ponieważ zakonnice miały własne zdanie co do natury jej wizji, Teresa czuła, że skłamała i na temat swojej choroby i objawienia. Co to w ogóle było? Czy zrobiła coś, co mogło tę wizję wywołać? Czy pochodziła ona od diabła? Jakiekolwiek czynniki wchodziły tu w grę, Matka Boska uśmiechnęła się do niej i uleczyła ją. Teresa dalej więc będzie miała zaufanie do dobroci Maryi i miłosierdzia Jej Syna.

Podczas jednej z wizyt w Karmelu, Teresa zastanawiała się głośno, jakie imię otrzyma w zakonie. „Wiedziałam, że była jedna siostra Teresa od Jezusa, a jednak nie pozwoliłabym zabrać sobie swojego pięknego imienia. Nagle pomyślałam o Małym Jezusie, którego tak bardzo kochałam i powiedziałam: «Och! Jakże byłabym szczęśliwa, gdyby nazywano mnie Teresą od Dzieciątka Jezus!»” (Dzieje). Matka Maria Gonzaga również pomyślała o takim właśnie imieniu.

Pan przemawiał do dziewczynki na wiele zwykłych sposobów: poprzez książki, które czytała (czasem po kilka razy), poprzez święte obrazki, które otrzymywała od swoich nauczycieli, a szczególnie przez ten od Pauliny. Teresa opisuje go jako „mały kwiatek Boskiego Więźnia”. Pisała też: „Widząc, że pod kwiatkiem zapisane było imię Paulina, zapragnęłam, by imię Teresa również się tam znalazło i ofiarowałam się Jezusowi jako jego «mały kwiatek»” (Dzieje). Symbol kwiatu przewijał się przez całe życie Teresy. Ona sama postrzegała siebie jako wątłą niczym kwiat, a jednak niezwykle silną przez to, że Pan Jezus ją kochał. Jezus, jakiego znała liczył ptaki, upiększał lilie i troszczył się o trawę pól.

Wizyta w Alençon

Teresa miała dziesięć lat, gdy tata zabrał rodzinę na dwutygodniową wizytę do Alençon. Była to dla niej pierwsza okazja, by tam powrócić. Widok miasta otworzył ranę, którą zadała Teresie śmierć matki. Wyobrażała sobie trumnę i łzy rodziny. W uszach ciągle jeszcze miała płacz ojca i znowu poczuła dojmujące osamotnienie.

Te wakacje rzuciły jednak na Alençon inne światło. Teresa doświadczyła wydarzeń i uczuć z obu krańców życiowego spektrum. Martinom podobała się willa ich przyjaciół, przyjęcia i zabawy. Wakacje szybko minęły. Teresa pochłonięta niewinną zabawą wycofywała się jednak chwilami i porównywała wygodne życie rodzinne w Alençon ze swoim celem, by zasłużyć na wieczne szczęście po śmierci. Miała tylko dziesięć lat, ale zdawała sobie sprawę, że jeszcze wiele musi się dowiedzieć o życiu. Kilka lat później, myśląc o tych wakacjach w Alençon, Teresa wspominała w Dziejach duszy, że pewnego razu poszła pomodlić się na grobie swojej matki i poprosiła ją o opiekę. Pisała też o tym, czego się nauczyła, zaś o rodzinie, u której się zatrzymali napisała: „Przyjaciele, których tam mieliśmy, byli zbyt światowi, zbyt dobrze wiedzieli jak połączyć przyjemności ziemskie ze służbą Bogu” (Dzieje).

Teresa uważała, że jej przyjaciele nie myśleli w wystarczającym stopniu o śmierci – nieuchronnej rzeczywistości. Chociaż była tylko dzieckiem, miała już doświadczenia ze śmiercią, doświadczenia, które wstrząsnęły nią głęboko. Śmierć i życie były blisko ze sobą związane. Były spojone w jedno ludzkie doświadczenie życiowe. Łatwo byłoby dać się pochłonąć komfortowi, bezpieczeństwu, lecz krzyż z Ewangelii był prawdziwy. Teresa pojmie zbawicielską wagę cierpienia nieco później, w trakcie swojej podróży duchowej.

Dzień Pierwszej Komunii świętej

Na trzy miesiące przed Pierwszą Komunią Teresy, Paulina dała jej książkę, którą zrobiła własnoręcznie po to, by jej siostra mogła przygotować się do tego szczególnego wydarzenia. Teresa żarliwie się modliła i spełniała dobre uczynki, jak zalecała książka. Dziewczynka uczyła się też codziennie z Marią. Czuła, że została dokładnie przygotowana i z niecierpliwością czekała na dzień, gdy w końcu otrzyma Pana Jezusa w Przenajświętszej Eucharystii. Podczas lekcji z Marią, Teresa z uwagą słuchała jak jej siostra podkreślała fakt, że chrześcijańskie powołanie jest zaproszeniem Boga do tego, by z Nim pójść i stać się świętym. Największe wrażenie na dziewczynce wywarło przekonanie Marii, że na świętość składają się małe rzeczy. Bogu i Jezusowi przyjemność mogły sprawiać niewielkie poświęcenia, zwykłe czyny takie, jak np. pilne wypełnianie powierzonych zadań. Cokolwiek dana osoba robiła w życiu było aktem miłości do Pana Jezusa, jeśli było czynione po to, by Go ucieszyć.

W Teresce wzrastała świadomość, że świętość nie zależy od wielkości naszych czynów, ale raczej od miłości i mocy Bożej przez nas przemawiającej. Pan miał jej użyć, by przypomnieć światu raz jeszcze, że jest Bogiem miłości. Ten Bóg miłości odpowiada za wszystkie refleksy świętości w duszy ludzkiej od początku czasu. Każdy człowiek, wyróżniony przez Kościół jako model do naśladowania, zawdzięcza swoją świętość Bogu. Pan jest inicjatorem wszelkiej świętości i cieszy Go odbicie Jego dobroci w ludziach. Święty jest lustrem, w którym odbija się obraz Boga, a jednak wszyscy święci zebrani razem, nie mogą dorównać świętości Bożej. Właśnie z tego Teresa zdała sobie sprawę już w dzieciństwie. Jej droga do świętości nie będzie usłana triumfalnymi, heroicznymi czynami. W oczach tych, którzy ją otaczali nie byłyby to triumfy. Pan miał pozwolić jej spędzić na tej ziemi dwadzieścia cztery lata, w czasie których Teresa była żywą lekcją. Nie uczyła słowami, z wyjątkiem tych, które spisała w swych utworach. Miała przeżyć swoją ziemską egzystencję śpiewając pieśń złożoną ze zwykłych słów, które jednak brzmiały wspaniale w uszach Boga, będącego Miłością, ponieważ pieśń Teresy wynikała z Miłości.

Pragnienie najmłodszej z sióstr Martin, by zostać świętą – by stać się bliską Bogu – ujawniło się w czasie, kiedy przygotowywała się do Pierwszej Komunii. Pragnienie to pogłębiło się jeszcze przez słowa Marii i jasność, z jaką prezentowała ona swoją własną mądrość duchową. Teresa zrozumiała wtedy, że świętość jest zwyczajna. Na dalszych etapach swojego życia duchowego, Teresa będzie podkreślać piękno ofiarowywania Bogu małych aktów miłości – nie dla nagrody, lecz po to, by Go ucieszyć. Teresa wzrastała w przekonaniu, że Bóg kocha każdą duszę miłością nieskończoną. Zdała sobie sprawę, że nikt, nawet papa, Paulina, czy Maria, nie może kochać jej tak bardzo, jak Bóg. Świadomość ta doprowadziła ją do tego, że oddała Mu swe życie z ufnością. Wydaje się to takie łatwe, nieskomplikowane, tak jak wydaje się, że atleta nie wkłada żadnego wysiłku w swoje wyczyny. Gdy Teresa ufnie podążała z Panem Jezusem, zaczęła widzieć swój obraz odbity w Jego kochającym spojrzeniu.

Teresa podczas pobytu w szkole, chodziła na rekolekcje. Były one jej bezpośrednim przygotowaniem się do Pierwszej Komunii. Bardzo ceniła duchowe mowy ojca Domin i spisywała co ważniejsze ich punkty w notatniku. Doceniała również dobroć zakonnic. Podczas rekolekcji Teresa nosiła przy pasku duży krucyfiks, który był podarunkiem od Leonii. Ten błogosławiony przedmiot sprawiał, że czuła się niczym misjonarka.

W końcu wielki dzień nadszedł. Klasa, ubrana na biało, szła do kościoła, śpiewając pieśń Święty ołtarzu, otoczony aniołami. Były to chwile prawdziwej radości dla Teresy. Wierzyła, że Eucharystia to Bóg, jej Bóg, i że po raz pierwszy wniknie On w jej duszę w sposób bardzo szczególny i osobisty. Płakała, lecz były to łzy radości, nie smutku spowodowanego stratą matki, czy żalem, że nie było z nią Pauliny. Łzy Teresy wynikały z tego, że poczuła, iż w jej duszy zamieszkał teraz ukochany Jezus. Wiedziała, że świętym gospodarzem jest Bóg.

Po południu dzieci, które przystąpiły do Komunii, odmówiły akt oddania się Matce Bożej. Teresa czuła bliskość Maryi. Wczesnym wieczorem papa i Teresa poszli do Karmelu. Dziewczynka zobaczyła Paulinę, która w białym welonie, zwieńczonym różami, składała śluby zakonne. Później wraz z tatą wrócili do domu i ten wręczył swojej najmłodszej córce zegarek, jako prezent z okazji jej Pierwszej Komunii. I tak oto ten piękny dzień dobiegł końca. Teresa nigdy go nie zapomniała.

Następny dzień też był radosny. Podarki i piękna sukienka nie satysfakcjonowały jednak Teresy. Znowu chciała otrzymać Pana Jezusa w Komunii świętej. Ponieważ częsta Komunia nie była zwyczajem w tamtych czasach, Teresa otrzymała pozwolenie od księdza ze swojej parafii i mogła przyjmować Komunię w dni świąteczne. Następnym świętem kościelnym było Wniebowstąpienie Pańskie. Gdy Teresa klęczała wraz z papą i Marią, szeptała sobie w myślach słowa św. Pawła: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20).

Bierzmowanie

Wieczorami, w przeddzień świąt kościelnych, Maria siadała razem z Teresą i mówiła jej o pięknie otrzymywania Eucharystii. Dziewczynka słuchała z uwagą, jak jej siostra dzieliła się z nią własnymi doświadczeniami odczuwania mocy Pana Jezusa w jej życiu.

Krótko po tym, jak otrzymała Pierwszą Komunię, Teresa przystąpiła do kolejnego sakramentu. Czternastego czerwca 1884 roku została bierzmowana przez biskupa Hugonina z Bayeux. W Dziejach duszy pisała: „Z wielką dbałością zostałam przygotowana na przyjęcie Ducha Świętego i nie rozumiałam dlaczego nie poświęca się większej uwagi otrzymywaniu tego sakramentu Miłości”. Jednodniowe rekolekcje przygotowawcze w opactwie zostały przedłużone do dwóch dni, ponieważ biskup się spóźniał. Teresa była zachwycona tym, że miała więcej czasu, by się modlić i przygotować na przyjście Boskiej Miłości.

Był to bardzo szczególny czas gdyż bierzmowanie stanowiło jeden ze wspaniałych etapów w życiu duchowym Teresy. Kiedy przygotowywała się do otrzymania drugiej Komunii świętej w Dzień Wniebowstąpienia, Maria rozmawiała z nią o swoich strapieniach. „Pamiętam jak znowu mówiła mi o cierpieniu i powiedziała, że pewnie ta droga będzie mi oszczędzona, że Bóg zawsze będzie mnie niósł niczym dziecko. Dzień po Komunii słowa Marii wróciły do mnie. Czułam, że w moim sercu narodziło się wielkie pragnienie, by cierpieć i jednocześnie miałam wewnętrzną pewność, że dane mi będzie dźwigać niejeden krzyż. Pocieszenie, jakiego doznałam, było tak wielkie, że uważam je za jedną z najwspanialszych łask, jakich w życiu dostąpiłam” (Dzieje).

Po bierzmowaniu Teresa wróciła do swoich codziennych zajęć i odkryła, że pozostałe uczennice w szkole nie podchodziły wystarczająco poważnie ani do swojej wiary, ani do nauki. Nie czuła się dobrze wśród większości z nich. Usiłowała nawiązać kontakt ze swoimi rówieśniczkami i chciała, by ją zaakceptowały, ale chciała również, by stały się bardziej dojrzałe. „Miałam pogodne usposobienie – pisała – ale nie wiedziałam jak przyłączyć się do zabaw. Często podczas przerw opierałam się o drzewo i z daleka obserwowałam moje towarzyszki, oddając się poważnym rozmyślaniom” (Dzieje).

Na tym się jednak nie skończyło i wkrótce Teresa znalazła sposób, by zamanifestować swoje poważne podejście do życia. Wraz z kilkoma koleżankami, zaczęła z okolic szkoły zbierać martwe ptaki i grzebać je. Dzieci odprawiały pochówki wraz z całym odpowiednim ceremoniałem. Sadziły małe krzaczki i kwiaty, by upiększyć miniaturowy cmentarz.

Teresa testowała również swoje umiejętności w opowiadaniu historii. Wymyślała jakąś historyjkę i codziennie podczas przerw dopowiadała jej dalszy ciąg. Liczba słuchaczy Teresy rosła i to dodawało jej pewności siebie. Jak zanotowała w Dziejach duszy, nawet starsze dziewczynki przychodziły nieraz, by jej posłuchać. Później jednak nauczycielka kazała zaprzestać pogrzebów i opowieści, ponieważ chciała, by Teresa i jej przyjaciółki spędzały przerwy bardziej aktywnie.

Teresa lubiła się uczyć i szybko opanowywała nowy materiał. Na lekcjach katechizmu szło jej znakomicie. Kiedy ojciec Domin, ksiądz z parafii, odpytywał uczennice, Teresa odpowiadała doskonale. Gdy zapomniała odpowiedzi, co się zdarzało rzadko, łzy ciekły jej po policzkach. Ksiądz doceniał jej wysiłki i zachęcał do dalszej nauki. Nazywał Teresę swoim „małym doktorem”, sądząc, że otrzymała ona imię po św. Teresie z Avili, która była znana ze swojej mądrości i świątobliwego życia.

Podczas gdy w szkole Teresa radziła sobie dobrze, w Dziejach duszy zanotowała, że jej krewni – Guerinowie – uważali ją za cichą i nieśmiałą. Swoje pismo dziewczynka określała mianem „straszne bazgroły!”. Nie miała problemów na lekcjach szycia i haftowania, lecz nie wiedziała jak sprawić, by zauważono to, co zrobiła. W tym okresie życia Teresa była permanentnie niedoceniana, nawet przez swoich bliskich, co w rezultacie nauczyło ją bycia obojętną na pochwały.

W przyjaźniach z rówieśnikami Teresa wykazywała wielką wrażliwość na potrzeby innych, a także lojalność. Przyjaciółkom dawała małe, niedrogie podarunki. Były to rzeczy, które sama pieczołowicie przechowywała, ale chciała oddać, by sprawić im przyjemność. Rodzina Teresy i ludzie drodzy jej sercu, otrzymali od niej wiele miłości i troski; składając śluby w Karmelu, Teresa miała ofiarować swoją wielką miłość Temu, który stał się jej Źródłem.

s. Susan Helen Wallace FSP

Powyższy tekst jest fragmentem książki s. Susan Helen Wallace FSP Św. Teresa z Lisieux. Z wiarą i miłością.