Św. Piotr Julian Eymard. Jutro będzie za późno. Rozdział szósty

Koniec podróży

 „Przede wszystkim jesteś marystą”

Przez siedemnaście lat, od momentu wstąpienia w szeregi zgromadzenia marystów, ojciec Eymard cieszył się reputacją odpowiedzialnego i pełnego poświęcenia członka zakonu, któremu chętnie powierzano wiele ważnych funkcji. W różnych momentach życia Piotr Julian był więc mistrzem nowicjatu, prowincjałem generalnym, wizytatorem generalnym, dyrektorem szkoły w La Seyne i przełożonym Trzeciego Zakonu Maryi.

Podczas gdy tak gorliwie oddawał się pracy na rzecz zgromadzenia marystów, Bóg pukał już do bram jego serca z nowym zaproszeniem, wzywając go ku eucharystycznemu powołaniu.

Źródło tej inspiracji tkwi w dwóch niezwykle silnych przeżyciach religijnych. Pierwsze z nich miało miejsce 25 maja 1845 roku, kiedy to ojciec Eymard niósł Najświętszy Sakrament w trakcie procesji w kościele pod wezwaniem świętego Pawła w Lyonie. Głęboko poruszony podczas tej procesji Bożego Ciała skupił całą swoją uwagę na osobie Jezusa, postanawiając jednocześnie skoncentrować się w swym nauczaniu na Chrystusie w Eucharystii. Drugie równie silne przeżycie nastąpiło 21 stycznia 1851 roku w bazylice Matki Boskiej z Fourvière, gdzie zrodziło się w nim silne pragnienie utworzenia grupy poświęconej adoracji Chrystusa w Eucharystii jako odpowiedzi na pewne duszpasterskie potrzeby Kościoła. Pomimo iż te wyjątkowe łaski naznaczyły go głęboko, Eymard pozostał jednak ostrożny i niepewny, jeśli chodzi o jakiekolwiek plany skupienia swej eucharystycznej wizji w jakiś konkretny sposób, co wymagałoby od niego przyjęcia na siebie całkowitej odpowiedzialności za to przedsięwzięcie.

Do pewnego stopnia Piotr Julian otrzymał wsparcie dla swojej eucharystycznej posługi ze strony założyciela zgromadzenia marystów, zwłaszcza podczas ostatnich lat pobytu w La Seyne i w Tulonie, gdzie działało już skupiające liczną grupę kobiet i mężczyzn Towarzystwo Nocnej Adoracji, dla którego stale rosnących rzesz ojciec Eymard regularnie głosił kazania w katedrze Najświętszej Maryi Panny podczas eucharystycznych modlitw w piątkowe wieczory.

Jednocześnie w czasie urzędowania na stanowisku przełożonego szkoły w La Seyne (1851–1855) współpracował z ojcem de Cuers w nadziei założenia Zakonu Najświętszego Sakramentu. Pomimo iż to właśnie de Cuers podjął się trudu faktycznego naboru księży do zgromadzenia poświęconego nieustannej adoracji Eucharystii, to Eymardowi przypadło w udziale zadanie wspomożenia tego projektu poprzez napisanie pierwszego zarysu możliwego zestawu zasad dla nowego zgromadzenia. Ojciec Eymard posunął się jednak dalej, zachęcając niektórych studentów swej szkoły do rozważenia możliwości poświęcenia się służbie Eucharystii. Kiedy wyszło na jaw, że Eymard jako przełożony szkoły zajmuje się namawianiem potencjalnych kandydatów do zgromadzenia marystów, aby zastanowili się nad innym powołaniem, jego współpracownicy z uczelni byli naprawdę zaszokowani, a zwierzchnicy w Lyonie zaczęli się zastanawiać nad najlepszym sposobem na przywołanie go do porządku.

W czerwcu 1855 roku, przełożony Eymarda, ojciec Favre, zapowiedział swoją wizytę w szkole, jednocześnie napominając go, że Towarzystwo Maryi nie może popierać eucharystycznego projektu. Co więcej, ojciec Favre nakazywał swemu podwładnemu zakończyć udział w tymże przedsięwzięciu.

„Przede wszystkim jesteś marystą, a Towarzystwo Maryi jest łodzią Twego zbawienia. Powinieneś, ojcze, postępować roztropnie, aby nawet cień krytyki nie powstał przeciwko Tobie, jeśli chodzi o ten eucharystyczny projekt, który i tak nie powinien zaprzątać Twoich myśli jako oddanego marysty”.

Tymi uwagami ojciec Favre zamierzał ograniczyć udział swego podwładnego w eucharystycznym przedsięwzięciu. Eymard był niezwykle zasmucony jego decyzją i próbował nawet bronić swej sprawy, jednak bez powodzenia. Nie otrzyma zgody na kontynuowanie swego udziału w organizowaniu eucharystycznej wspólnoty dopóki pozostaje członkiem Towarzystwa Maryi.

Zniechęcony tą wiadomością ojciec Eymard zwrócił się w poszukiwaniu siły i pocieszenia ku modlitwie. Po raz pierwszy uświadomił sobie, jak wysoką cenę będzie musiał zapłacić, jeśli ma zamiar podążać za ideą, którą natchnął go, czego był zupełnie pewien, sam Bóg. Nadal jednak nie widział wyjścia z tej trudnej sytuacji. Co zaskakujące, w obliczu sprzeciwu ze strony przełożonych i wewnętrznego zamętu, w jaki wprawiło go ich stanowisko, wydawał się bardziej niż kiedykolwiek zdeterminowany pozostać wiernym eucharystycznej wizji, nabierającej w jego duszy coraz realniejszych kształtów.

Swoimi odczuciami podzielił się z ojcem Mayetem: „Bóg wzywa mnie do dalszej wędrówki. Ta myśl o ustanowieniu dzieła Najświętszego Sakramentu pociąga mnie i czyni lepszym. To uczucie jest tak łagodne, a jednocześnie silne, niosące spokój i spełnienie. Widzę, ile będzie mnie to kosztowało. Ale każdy, kto otwiera nowe drogi, zostaje ukrzyżowany. Porzucam bezpieczną pozycję, narażając się na niedostatek, pogardę, a nawet skrajne ubóstwo. Jeśli cała sprawa się nie powiedzie, ludzie będą ze mnie drwić. Widzę to wszystko i czuję. Ale staram się jedynie wypełnić wolę Pana”.

Spotkawszy się z odmową swoich zwierzchników, znacznie bardziej świadomy i z większą śmiałością odpowiadający na wezwanie, które uważał za wolę Boga, postanowił odwołać się do Stolicy Apostolskiej.

Zrządzeniem opatrzności jego stary przyjaciel i duchowy doradca, ojciec Touche, udający się właśnie do Marsylii, gdzie miał wsiąść na okręt do Rzymu, zatrzymał się akurat w La Seyne. Ojciec Eymard otworzył przed nim swe serce i otrzymał następującą radę: „Twój projekt jest dziełem Boga, ale należy go poddać ocenie głowy Kościoła”. Ojciec Touche zgodził się również osobiście przedstawić papieżowi przygotowaną przez Eymarda petycję. 12 sierpnia wypłynął z portu w Marsylii do Wiecznego Miasta.

 Petycja do Rzymu

Wkrótce potem ojciec Eymard opuścił La Seyne, udając się na tak potrzebny mu i zalecany przez lekarza wypoczynek. Z obfitującego w cieplice uzdrowiska w Mount Doré pisał: „To bardzo zimna miejscowość. Nie spotkałem tu nikogo znajomego. Jestem całkiem sam, tak jak pragnąłem. Ponad głową mam jednak niebo, a u boku tabernakulum – to wszystko, czego mi trzeba”.

Jakiś czas później donosił: „Hydroterapia bardzo mi służy. Bóg w swej wielkiej dobroci ofiarował mi tak wspaniały sposób ulżenia w mych dolegliwościach, abym z jeszcze większym poświęceniem wypełniał swe posłannictwo. Dlatego pragnę pracować coraz więcej dla Jego chwały i zdobywać dla Niego serca ludzi. Jakże dobry jest Pan, skoro chce zrobić użytek z tak lichej i niegodnej osoby jak ja. Bóg nas potrzebuje, ale kiedy decyduje się wykorzystać naszą niedolę i nicość dla swej chwały, kiedy obdarza nas zaszczytem cierpienia dla swego imienia, stajemy się naprawdę błogosławieni”.

Ojciec Touche przybył do Rzymu 27 sierpnia, a kilka dni później przedstawił Ojcu Świętemu petycję Eymarda, której fragment brzmiał następująco: „Wielebny Ojcze, pozwól najmniejszemu z Twych dzieci, kapłanowi Towarzystwa Maryi, w prostych słowach złożyć u Twych stóp przemyślenia swej duszy. Ponieważ nie mogę teraz udać się do Rzymu osobiście, ojciec Touche zgodził się zająć moje miejsce i przedstawić moje odczucia.

Przez ostatnie cztery lata czułem w mym sercu żarliwe pragnienie, by prosić mych zwierzchników o zgodę na poświęcenie się całkowicie chwale i służbie naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi w Eucharystii. Przez trzy lata opierałem się temu wewnętrznemu głosowi, lękając się, że może to być jedynie skłonność mojej ułomnej natury albo podstęp szatana. Jednak obawa, bym nie sprzeciwiał się woli Boga, sprawiła, że otworzyłem swe serce przed ojcem Alfonsem, prowincjałem kapucynów, który jest obecnie asystentem generalnym w Rzymie. On to poradził mi, abym poddał tę myśl dalszej próbie, a jeśli nadal będzie mnie ona nawiedzać, przedłożył całą sprawę przełożonemu generalnemu mego zgromadzenia. Tak też uczyniłem. Po wysłuchaniu mnie wielebny ojciec Colin dał następującą odpowiedź: «Wierzę, że myśl, która nawiedza Cię od tak długiego czasu, pochodzi od Boga i przyczyni się do zwiększenia Jego chwały. Pewnego dnia będziesz w stanie wprowadzić ją w życie».

Ojcze Święty… oto myśl, nieustępliwa, choć łagodna, która przyszła mi do głowy: Dlaczego największa z tajemnic nie może mieć własnego zakonu, tak jak inne tajemnice, czemuż nie miałoby powstać zgromadzenie z nieustanną misją modlitwy u stóp Chrystusa w Jego Boskim Sakramencie?…

Towarzystwo Najświętszego Sakramentu nie ograniczałoby swej misji wyłącznie do modlitwy i kontemplacji. Jego zadaniem byłoby także w apostolski sposób dążyć do zbawiania dusz przy użyciu każdej możliwej metody zainspirowanej przez rozważny, ale światły zapał i Boskie miłosierdzie Jezusa Chrystusa. Pracowałoby ono na rzecz sprowadzenia do stóp Chrystusa jak największej liczby wyznawców poprzez tworzenie grup adoracji na całym świecie”. W dalszej części listu ojciec Eymard wyjaśnia, jak owo eucharystyczne apostolstwo mogłoby się rozwijać.

„Już sześciu kapłanów i tyluż studentów filozofii szczerze pragnie poświęcić się tej eucharystycznej idei…

Pozostaje jeszcze odrębna sprawa mojej osoby. Jeśli chodzi o moje zamysły i wsparcie, którego udzielił mi w tej sprawie ojciec Colin, to jego następca, wielebny ojciec Favre, niechętnie zapatruje się na powstanie takiej grupy poza obrębem zgromadzenia marystów. Nie zamierza również udzielić zgody na moją pracę na rzecz tego przedsięwzięcia, tłumacząc, że nie jest władny tak postąpić i zdając mnie na decyzję Jego Świątobliwości. Jestem przekonany, Ojcze Święty, że ofiarowując skromny dar Jezusowi, biednemu dziecięciu Maryi, nie umniejszamy chwały Jego Błogosławionej Matki. W czasie tych szesnastu lat, które spędziłem w stanie kapłańskim, sprawowałem funkcje prowincjała i asystenta generalnego. Zostałem już jednak zwolniony z tych obowiązków, moje wycofanie się ze zgromadzenia nie może więc w żaden sposób zaszkodzić Towarzystwu Maryi.

Ojcze Święty, w Twoje ręce składam swą sprawę”.

Pod listem znajdował się podpis: Piotr Eymard, ksiądz marysta, i data: 2 sierpnia 1855 roku.

Papież pobłogosławił i poparł ten projekt, zastrzegając jednak, że konieczne jest uzyskanie zgody przełożonego generalnego zgromadzenia oraz miejscowego biskupa, aby móc prowadzić dalsze prace.

Ojciec Favre i radni wspólnoty zapatrywali się jednak na tę sprawę nieco inaczej i ponownie odrzucili plany utworzenia eucharystycznej grupy. Sam ojciec Favre był głęboko przekonany, że eucharystyczne nastawienie kłóci się z celami przyświecającymi marystom. Przełożony obawiał się również szkód, jakie może wyrządzić to przedsięwzięcie w szeregach młodego jeszcze zgromadzenia, prawdopodobnie zasmucony też niebezpieczeństwem utraty tak kompetentnego, świątobliwego i poważanego członka swojej kongregacji. Ojciec Eymard nigdy dotąd nie odmawiał przyjęcia na siebie wyznaczonego mu zadania, często powierzano mu też w obrębie zgromadzenia marystów najbardziej nawet odpowiedzialne i często niezwykle wymagające zadania. Teraz jednak przesłanie było inne, choć nie mniej trudne. Albo porzuci zamysł utworzenia eucharystycznej grupy, albo opuści zgromadzenie marystów.

Pod koniec września ojciec Eymard uzyskał zgodę na ustąpienie ze stanowiska przełożonego szkoły w La Seyne i wysłany na odpoczynek do Chaintré, siedziby nowicjatu marystów. Stamtąd napisał do ojca Touche: „Oto jestem tutaj, nie śmiem powiedzieć na Kalwarii, bo nie jestem tego godzien, ale przynajmniej w chwili próby, w stanie całkowitej zależności od samego Boga. Proszę Cię, ojcze, módl się za mnie”.

Ojciec Eymard posłusznie zarzucił wszelkie bezpośrednie kontakty odnośnie swoich eucharystycznych planów, jednak nadal wierzył niezłomnie, że ta inspiracja była niechybnym zaproszeniem ze strony Pana. Ale jak mógł rozwijać swój pomysł bez zgody zwierzchników? Rok 1855 zakończył więc zamartwiając się swoim trudnym położeniem.

Ks. Norman B. Pelletier SSS

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Normana B. Pelletiera SSS Św. Piotr Julian Eymard. Jutro będzie za późno.