Św. Piotr Julian Eymard. Jutro będzie za późno. Rozdział dziewiąty

 Dzieło Pierwszej Komunii i ewangelizacji

Zadanie przygotowywania do Pierwszej Komunii świętej, zwłaszcza osób dorosłych, było tym aspektem nowego eucharystycznego przedsięwzięcia, który zainteresował poprzedniego arcybiskupa Paryża i ze względu na który ojciec Eymard otrzymał aprobatę zwierzchnika dla swych planów. Inne eucharystyczne wspólnoty i organizacje powstawały w całej Francji, jednak arcybiskup Sibour słusznie zauważył, że zamysły ojca Eymarda co do Eucharystii nie ograniczają się jedynie do adoracji Najświętszego Sakramentu, zakładając również aktywne wychodzenie do tych ludzi, którzy oddalili się od Kościoła, i ich ewangelizację. Natomiast sam ojciec Eymard kierował swą posługę przede wszystkim do dzieci i młodych robotników, stanowiących ogromną część klasy pracującej Paryża.

Tak oto opisywał grupę, z której wywodzili się uczestnicy jego lekcji katechizmu: „Składają się na nią dziecięcy robotnicy, włóczędzy albo ludzie wcześnie oddani do służby czeladniczej i tacy, którzy przegapili okres nauki do Pierwszej Komunii… Są ich w Paryżu tysiące. Szmaciarze, rzemieślnicy wytwarzający liny i zapałki stanowili w naszych szeregach przedstawicieli klasy robotniczej; pozostali wywodzili się spomiędzy próżniaków, biedoty i żebraków”.

Początkowo ojciec Eymard współpracował z poznanym jeszcze w Lyonie nabożnym przedstawicielem laikatu, Ludwikiem Perretem, przy pomocy którego starał się dotrzeć do młodych paryskich robotników. Tenże człowiek, z zawodu architekt, postanowił rozpocząć z grupą przyjaciół działalność w świecie robotniczym, poprzez odwiedzanie fabryk i warsztatów, i zdołał nawet nakłonić trzydziestu młodych robotników do uczestnictwa w nauce katechizmu. Później, wraz z rozwojem tej apostolskiej misji, ojciec Eymard pozyskał do współpracy młodych ludzi z Towarzystwa Świętego Wincentego á Paulo, a także niektóre spośród osób szukających u niego duchowej porady oraz wiele znajomych kobiet, które w końcu zajęły się pracą z żeńskim odłamem jego zgromadzenia i opieką nad młodymi dziewczętami.

Przez całe miesiące ojciec Eymard miał spore kłopoty ze swą wielobarwną grupką niezdyscyplinowanych młodych robotników, którzy byli hałaśliwi, często przeszkadzali w lekcjach i nie potrafi li skupić się na niczym dłużej. Jednak dzięki pochlebstwom, drobnym prezentom, a nawet założonej przez siebie loterii zdobył wreszcie ich zaufanie i szacunek. Kiedy tylko uznał ich postępy za zadowalające, pozwalał im przystąpić do Pierwszej Komunii, a ci, którzy ukończyli naukę, musieli „zwerbować” kolejnego ucznia. Ojciec Eymard wymyślił nawet specjalną loterię opartą na systemie punktowym: „Aby utrzymać spokój, uwagę i chęć do nauki pośród tych młodych robotników, losujemy… drobne sztuki odzieży, książki, słodycze. Duża liczba punktów uprawnia tych chłopców do nagrody. Oceny te… są przyznawane za obecność, uważanie na lekcjach, a także za recytację lub objaśnienie. Loteria po niedzieli Pierwszej Komunii jest wyjątkowo ważna, bowiem można podczas niej otrzymać cenniejsze przedmioty, co wymaga jednak większej liczby punktów. To loteria «rekrutacyjna»… Im starszy jest adept [z tych przyprowadzonych przez uczniów], tym więcej punktów przyznajemy… To nasza najskuteczniejsza metoda naboru, a jednocześnie najprostsza”.

W liście do przyjaciela, pana Perreta, napisał kiedyś, że ten system loterii „nadal czyni cuda. Punkty są jak kalifornijskie złoto”.

Innym razem tak pisał o swojej pracy: „Nasi chłopcy są misjonarzami Boga. To naprawdę cudowne zobaczyć, jak wiele robią, aby wyszukać w warsztatach innych młodzików, którzy nie przystąpili jeszcze do Pierwszej Komunii. Potem przyprowadzają ich do nas, zachęcając do pozostania. Z urzekającą pomysłowością potrafi ą wślizgnąć się wszędzie”.

Ci młodzi „misjonarze” często prowadzili nabór nie tylko pośród swoich rówieśników. Ojciec Eymard wspomina: „Wielu przyprowadzało ojca, matkę czy siostry, którzy nigdy jeszcze nie przyjęli Komunii. Dzięki dzieciom mamy łatwy dostęp do ich rodziców, żyjących bez żadnych praktyk religijnych, a liczba ich jest przerażająco duża”.

Ojciec Eymard nie opuszczał swoich robotników i szmaciarzy po przystąpieniu przez nich do Pierwszej Komunii świętej. Pomagał im zakładać stowarzyszenia pracownicze i zapraszał na doroczne rekolekcje, a dla dorosłych planował jeszcze założenie czytelni.

Przed upływem pierwszego roku działalności ponad setka dzieci i osób dorosłych przyjęła Komunię. Program ojca Eymarda okazał się tak wielkim sukcesem, że ceremonie owe urządzano trzy razy do roku, zazwyczaj na Boże Narodzenie, Wielkanoc i w święto Wniebowzięcia.

Ponieważ młodzi robotnicy mogli uczestniczyć w lekcjach katechizmu dopiero po pracy, ich zaangażowanie musiało być naprawdę duże, toteż księża nie szczędzili starań i chętnie poświęcali swój wolny czas, aby spotkać się z podopiecznymi.

Ojciec Eymard zwrócił się kiedyś do członków swego zgromadzenia w te słowa: „Rad jestem, że nasza posługa nie posiada żadnych oznak zewnętrznego splendoru. Uczymy pięćdziesięciu chłopców, zamiast zażywać wieczornego wypoczynku. Dobry Pan widzi nasz trud, to wystarczy… Gdybyśmy zamiast tych młodzianków kształcili dwunastu książąt, ludzie z pewnością mówiliby: «Ileż dobrego czynią ci księża. Jakiż wspaniały to zakon». Dla nas ci chłopcy są dwunastoma królami, bowiem reprezentują Jezusa Chrystusa, który powiedział: «Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili»”.

Pewnego razu widząc ogromną liczbę szmaciarzy, uczęszczających na lekcje katechizmu, zwrócił się znowu do swej niewielkiej wspólnoty: „Kongregacja Najświętszego Sakramentu ma najpiękniejszy cel, do jakiego może dążyć zakon. Oto najpiękniejsza misja: podnieść z upadku to, co nieszczęsne i zdeprawowane. Nie moglibyśmy znaleźć nikogo niższego stanem niż szmaciarze Paryża, a teraz mamy ich tak wielu. To piękne zadanie, przypominające drugie wezwanie Naszego Pana do przyjścia do Eucharystii. Pierwsze było skierowane do wielkich tego świata, którzy odmówili, bardziej zajęci własnymi sprawami niż świętem królewskiego syna. Cóż powiedział wtedy król? Rzekł: «Wyjdźcie szybko na ulice i uliczki miasta, przyprowadźcie biednych, słabych, chromych i ślepych». I odparł mu sługa: «Stało się tak, jak kazałeś, Panie, ale wciąż pozostało jeszcze wiele miejsca». Wówczas Pan nakazał swym sługom: «Szukajcie po drogach i bezdrożach, i zmuście ich, by do mnie przyszli». Taka była nasza pierwsza posługa duszpasterska. Zaprawdę, to co wydarzyło się na początku, musi stanowić naszą główną misję”.

W jednym z wpisów do swojego dziennika ojciec Eymard wspomina, że był poruszony do łez widokiem trzydziestu siedmiu dorosłych przystępujących do Pierwszej Komunii w święto Wniebowzięcia. W dniu Bożego Narodzenia wygłosił kazanie i odprawił Mszę świętą dla czterdzieściorga dwojga młodych ludzi, którzy w towarzystwie swoich rodzin po raz pierwszy w życiu przyjęli Komunię świętą. Po uroczystości „wszyscy zasiedli do obiadu, składającego się z kiełbasek, ciasta, duszonych jabłek, chleba i wina”, a o trzeciej przyjęli sakrament bierzmowania, po czym nastąpiła adoracja Najświętszego Sakramentu. „Potem wszyscy otrzymali podarki i różańce. Pogoda była brzydka, przez cały dzień padał śnieg”.

Ojciec Eymard nie troszczył się jednak wyłącznie o sprawy duchowe. Zdobywał również przyzwoite odzienie dla swoich podopiecznych, aby nie musieli się wstydzić, przychodząc do kościoła, po lekcjach częstował ich jedzeniem i piciem, a nawet ofiarowywał im drobne podarki, by mieli świadomość, jak bardzo są ważni, ale również, aby nigdy nie zapomnieli dnia Pierwszej Komunii.

Ten obraz ojca Eymarda, dbającego o duchowe i materialne potrzeby swoich „wagabundów”, jak niektóre zamożne damy uczęszczające do kaplicy zgromadzenia zwykły nazywać jego podopiecznych, ostro kontrastuje z poglądami niektórych hierarchów Kościoła z tamtego okresu. W liście pasterskim biskup Paryża pisał: „Dla Was, ubodzy, przynosimy nadzieję religii jako wspaniałej rekompensaty za to wszystko, czego los Wam odmawia, i silnej motywacji do zachowania pokory i cierpliwości”. Inny list, tym razem autorstwa biskupa Bayonne, niósł podobne przesłanie: „Biedakom, ludziom potrzebującym, zatroskanym z powodu braku podstawowych artykułów, religia mówi: «Czemu tak się troskacie, tak zamartwicie? Czyż ojciec niebieski nie wie najlepiej, co dla Was dobre? Wystarczy, abyście znosili nękające Was nieszczęścia z rezygnacją, odwagą, wdzięcznością, a nawet radością…»”.

Wraz z rozwojem programu ojca Eymarda zwiększały się również wydatki. Kiedy zainaugurował on trzydniowe rekolekcje dla dorosłych, poprzedzające ich przystąpienie do Komunii świętej, okazało się, że będzie musiał zwrócić część zarobków robotnikom, których nie było stać na to, by ze względu na to święto opuścić dzień pracy. Ojciec Eymard zobowiązał się również płacić za ich jedzenie podczas dni rekolekcyjnych. W rezultacie takich poczynań kilka razy w roku był zmuszony prosić o wsparcie finansowe w co znaczniejszych kościołach Paryża. Nie wstydził się prosić o pomoc finansową, byle tylko utrzymać swoje zgromadzenie, zwykł też „wtrącać kilka delikatnych słów” w swoich listach do przyjaciół, prosząc ich o wsparcie.

Bez wahania zawierał znajomości z zamożnymi ludźmi, aby zapewnić im możliwość wsparcia ubogich i włączenia się w jego kapłańską posługę. Z pomocą spieszyło mu również szereg ważnych dam z towarzystwa, takich jak hrabina d’Andigne, madame de Fraguier, madame Wiriot i madame de la Bouraliere. Niektóre z tych kobiet były wdowami, dysponującymi albo pieniędzmi, albo czasem, i szczodrze dzielącymi się tym, co miały, byle tylko wspomóc zbożny cel.

Opowiadano również pewną historię, najlepiej ilustrującą apostolską wrażliwość ojca Eymarda i jego umiejętność dostosowywania się do palących potrzeb ludzi. Pewnego razu zjawiła się u niego para młodych szmaciarzy, którzy mogli się z nim spotkać dopiero wieczorem. Dlatego też przyjął ich w nocy, kiedy członkowie zgromadzenia dawno już spali. Przygotował ich tak, aby mogli przystąpić do Komunii świętej, co też uczynili, a następnie pobłogosławił ich małżeństwo. Tego dnia zapewnił im także posiłek i nawet podał go osobiście.

Pomimo iż najchętniej pracował ze szmaciarzami i robotnikami, nigdy nie odprawił człowieka, który zgłosił się do niego z prośbą o naukę, poza tym udzielał chrztów i przygotowywał do przyjęcia sakramentów nawróconych na katolicyzm protestantów i żydów.

Istnieje wiele przekazów na temat wczesnych lat zgromadzenia. Wzruszająca jest opowieść o pewnym osiemnastoletnim kamieniarzu, który stwierdził, że żył jak zwierzę, dopóki nie przyjął wiary i nie przystąpił do Komunii świętej. Ponieważ był niepiśmienny, płacił innemu robotnikowi jednego centyma dziennie za naukę czytania tak, by mógł sam studiować katechizm. W dniu Pierwszej Komunii młodzieniec ten udał się do domu, aby odwiedzić swą niewidomą matkę. Ucałował ją i uścisnął, przysięgając jej, że teraz będzie się zachowywał o wiele lepiej, skoro przyjął Komunię świętą, tak bardzo był uradowany. Tymczasem jego matka posmutniała.

– Co się stało? – zapytał, na co kobieta wybuchła płaczem. – Nie jesteś szczęśliwa, matko, że przyjąłem Komunię?

– Cieszę się, synku, ale nie mogę powstrzymać łez, bo sama nigdy nie przystąpiłam do Pierwszej Komunii. Jestem taka niegodna.

Roniąc łzy, syn obiecał, że nauczy ją katechizmu, który dopiero co sam opanował. I rzeczywiście, co wieczór po pracy młodzieniec udawał się do domu, aby powtarzać z matką podstawowe zasady wiary. „Pewnego dnia tych dwoje przyszło do mnie”, opowiadał później ojciec Eymard. „Kobieta powiedziała, że jest gotowa wyspowiadać się po raz pierwszy w życiu. Wspomniała też, jak to płakała w dniu, kiedy jej syn przystąpił do Komunii świętej… ponieważ był tak bardzo szczęśliwy, a teraz pragnie pójść w jego ślady. Kiedy nadszedł ten ważny dzień, oboje uklękli przede mną ramię przy ramieniu, aby przyjąć ciało Chrystusa, niosącego wszystkim pociechę. Nie potrafi ę nawet opisać radości, która przepełniała tę dwójkę w owym dniu”.

Ojciec Eymard poświęcał też wiele czasu na wędrówki po okolicy, w której mieszkał. Często widywano go w rejonach miasta uważanych za niespokojne, a nawet wręcz niebezpieczne. Pewnego razu udał się w towarzystwie jednego z braci do dzielnicy zwanej Jaskinią Lwa, gdzie wezwano go, aby udzielił sakramentu chrztu. Kiedy tylko się tam zjawili, grupka mieszkańców zaczęła ich obrzucać wyzwiskami. Nagle kilku chłopców, których ojciec Eymard przygotowywał do Pierwszej Komunii, rozpoznawszy swojego katechetę, przybiegło mu na pomoc. Tłum natychmiast się uspokoił i obaj księża mogli wreszcie udać się do domu, dokąd ich wezwano i ochrzcić nowo narodzone dziecko. Chłopcy z tej dzielnicy zwykli mawiać: „W naszej okolicy nie widujemy nawet policjantów; boją się tu pojawić. Za to często bywa u nas ojciec Eymard”.

Wiele lat później święty Eymard napisał z Belgii do przyjaciela, że chciałby ujrzeć swoje apostolskie dzieło obejmujące większość dzielnic Paryża, „i w końcu tutaj”, w Brukseli, a w statucie swego nowego zgromadzenia wręcz umieścił zapis, że dzieło Pierwszej Komunii świętej pośród dorosłych winno stać się misją jego Towarzystwa.

Ks. Norman B. Pelletier SSS

Powyższy tekst jest fragmentem książki ks. Normana B. Pelletiera SSS Św. Piotr Julian Eymard. Jutro będzie za późno.