Św. Ojciec Pio. Rozdział drugi. Brat Pio, cz. 2

Franciszek miał piętnaście lat kiedy 3 stycznia 1903 roku opuścił dom rodzinny, by wstąpić do zakonu kapucynów w Morcone i rozpocząć trwający rok okres postulatu. Był bardzo zdenerwowany i spięty, kiedy pukał do drzwi klasztoru.

Nieśmiały młody kapucyn bez słowa poprowadził go przez słabo oświetlony klasztor do ojca Tomasza z Monte Sant’Angelo, mistrza nowicjuszy.

– Witamy w Morcone – powiedział ojciec Tomasz, średniego wzrostu mężczyzna o siwiejącej brodzie i włosach. Miał długą, chudą twarz i głęboko osadzone ciemne oczy, które na dłuższą chwilę zatopiły się w oczach chudego, poważnego młodzieńca. Wydawał się zadowolony.

Franciszek wykrztusił pokorne powitanie, choć czuł się przytłoczony tą wielką ponurą salą i prostym brązowym habitem ojca Tomasza. Wiedział, że to nie żarty. Dni zabaw na ulicach Pietrelciny czy włóczenia się po okolicznych polach minęły na zawsze.

– Tęsknisz za domem? – zapytał jeden z nowicjuszy, którego poznał później. Siedzieli na wąskim łóżku w pokoju Franciszka.

Franciszek pokręcił głową.

– Nie żałuję – odparł. – Przynależę tutaj.

Ale często myślał o Giuseppie, Grazio, swym bracie i siostrach a czasami do oczu napływały mu łzy, kiedy wspominał miłość i dobroć, jakiej wśród nich zaznał.

Codziennie obserwował pilnie kapucynów, czekając niecierpliwie na moment kiedy sam włoży brązowy habit i przybierze imię świętego. W dniu obłóczyn serce waliło mu jak młotem. Z trudem panował nad podnieceniem stojąc między dwoma akolitami, gdy kapłan pomagał mu przywdziać brązowy habit.

– Jakie imię wybrałeś? – zapytano.

– Pio – odparł Franciszek. Był pełen radości, ale wziął głęboki oddech i ukrył swój nadmierny entuzjazm za poważną miną. – Wybrałem imię Pio (Pius) na cześć świętego Piusa V, patrona Pietrelciny.

Celebrans skinął z powagą głową.

– Od tej chwili nie będziesz się już nazywał Franciszek Forgione. Będziesz się nazywał frater (brat) Pio.

Nazwisko Forgione zastąpiła teraz nazwa miejsca jego urodzenia. Od tej pory Franciszek nazywał się więc Fra (skrót od frater) Pio z Pietrelciny.

Szybko odkrył, że życie brata Pio będzie dużo surowsze niż życie Franciszka Forgione, i że zostanie poddany poważnym próbom.

– Rób dokładnie to, co ci nakażą – ostrzegał go nerwowy młody student.

Brat Pio spojrzał uważnie w twarz przyjaciela.

– Nie mam zamiaru czynić inaczej – odparł nieco zdumiony.

Wrócił do swego pokoju. Był on wąski, podobny do więziennej celi, o białych kamiennych ścianach. Miejsca starczało akurat na to, by pomieścić łóżko oraz niewielki stolik, na którym stała miska i dzban wody. Nad łóżkiem wisiał żelazny krucyfiks, a na ścianie wypisano maksymę „Bez samotności i pracowitości nigdy nie osiągniesz cnoty”.

– Nie potrzebuję wygód – oświadczył, gdy jeden z uczniów próbował go wypytać co sądzi o surowym otoczeniu.

– To dobrze, ponieważ ich tu nie znajdziesz – odparł student z rozbawieniem.

Była to prawda. Franciszek spędzał wiele godzin w swoim pokoju rozmyślając i modląc się. Czasami koncentrował się tak bardzo, albo tak głęboko zapadał w modlitwę, że potem bolała go głowa, a zdrętwiałe nogi odmawiały posłuszeństwa. Spał niespokojnie na słomianym materacu, a o północy wyrywał go ze snu ostry dźwięk drewnianego gongu który trzy razy w tygodniu wzywał studentów do kaplicy na poranne modlitwy.

– Nie podnoście wzroku – skrzypiał głos surowego ojca Tomasza, gdy tylko studenci wychodzili poza klasztor.

– Nie wiem nawet czy w Morcone rosną jakieś drzewa – skarżył się jeden z uczniów, na co drugi dodał: – Odkąd tu przyjechałem nie śmiem się rozejrzeć.

– Opowiedz nam jak tu wszystko wygląda, bracie Pio – z udawaną powagą zwrócili się do Franciszka.

Brat Pio poczuł się wstrząśnięty.

– Chyba nie podejrzewacie, że ja… – tu zauważył błysk w ich oczach i pokręcił głową. – Co za głupota – stwierdził i opuścił ich towarzystwo.

„Pamiętajcie, że nie wolno wam tędy przejść bez odmówienia Zdrowaś Maryjo” – głosił napis nad wyblakłym obrazem Matki Boskiej u szczytu schodów. Brat Pio zawsze klękał, gdy mijał ten obraz.

– Ten chłopiec, Franciszek Forgione zna naszą regułę i przestrzega jej ściślej niż my sami – stwierdził pewnego dnia przełożony do jednego z kapucynów. Wszyscy, łącznie ze studentami, zgadzali się, że brat Pio nienagannie zachowuje zakonną dyscyplinę.

Nieco później wywieszono zawiadomienie, że ci, którzy zdadzą dobrze egzaminy otrzymają dwa dni urlopu. Postulanci zebrali się wokół tablicy ogłoszeń i zaczęli z podnieceniem snuć wakacyjne plany.

– To za mało czasu – poskarżył się ktoś. – Cały dzień będę musiał poświęcić na podróż.

Nie wszyscy się z tym zgadzali.

– Bądź wdzięczny, że dostaniesz aż dwa dni.

– Ale ja nie mieszkam tak blisko klasztoru jak wy – upierał się student.

– Ani ja – wykrzyknął inny.

– Czyli wszyscy się zgadzamy, że potrzebujemy więcej czasu. Pozostaje pytanie kto będzie prosić w naszym imieniu o więcej?

Jednomyślnie wybrano brata Pio. Żal mu było przyjaciół, ale udał się do przełożonego z pewną obawą.

– Ojcze, pokornie prosimy o jeszcze jeden dzień wakacji. Obawiamy się, że dwa dni nie pozwolą nam odbyć długiej podróży do domu.

Ojciec Tomasz spojrzał podejrzliwie na brata Pio zza swego wielkiego biurka.

– Ale przecież mieszkasz w pobliżu? Niepotrzebny ci dodatkowy dzień!

Brat Pio nie odpowiedział. Wyglądał na zakłopotanego i szybko skłonił głowę prosząc by pozwolono mu odejść.

– Poczekaj – zawołał za nim ojciec Tomasz. Brat Pio zamknął drzwi. – Powiedz coś ode mnie swoim przyjaciołom.

– Tak?

Ojciec Tomasz uśmiechnął się.

– Powiedz im, że dostaną dodatkowy dzień wakacji.

***

Okres postulatu brata Pio niemal dobiegł końca, ale modły, surowa pokuta i posty wycieńczył jego ciało. Ciemne oczy nabrały gorączkowego wyrazu w szarej twarzy o zapadniętych policzkach. Brązowy habit ukrywał skutki częstych głodówek. Późną nocą, we śnie, Franciszek kaszlał i jęczał.

Był osłabiony ze zmęczenia i głodu, drżał również z gorączki w dniu kiedy jego rodzice – ojciec wrócił już wówczas z Ameryki – przyjechali go odwiedzić. Zastali go w pokoju samego.

– Franciszku! – wykrzyknęła matka na widok stanu syna. – Co ci się stało?

A Grazio tylko patrzył na syna nie wierząc własnym oczom.

– Nic mi nie jest mamo – odparł Franciszek z taką pasją, że oboje poczuli się zaskoczeni.

– Ale jesteś taki chudy i blady. Na pewno masz gorączkę.

Brat Pio potrząsnął głową i spróbował uspokoić przerażonych rodziców.

– Uwierzcie mi, czuję się dobrze. Musicie zrozumieć, że to konieczne bym okazał oddanie i posłuszeństwo.

Giuseppa ukryła twarz w dłoniach.

– Musisz przede wszystkim okazać trochę rozsądku i zadbać o siebie – stwierdził Grazio.

Brat Pio uśmiechnął się.

– Bóg o mnie zadba.

– Wiem, że On widzi twoją dobroć, Franciszku, ale proszę pozwól byśmy cię zabrali do domu, póki nie poczujesz się lepiej – zaczęła nalegać Giuseppa.

Franciszek spróbował pocieszyć matkę.

– Uważam, że wy cierpicie bardziej niż ja – zażartował.

Ale Giuseppa i Grazio wcale nie byli rozbawieni, a im dłużej patrzyli na syna tym mocniej utwierdzali się w decyzji, by zabrać go z klasztoru.

– To nie takie proste – wyjaśnił im jednak ojciec prowincjał. – Rozumiem waszą troskę, ale brat Pio sam wybrał sposób swojej ofiary. Musicie zrozumieć, że będzie dalej ją czynił, niezależnie czy tu czy w domu. Nie próbujcie sprowadzić go ze ścieżki obowiązku. Przygotowuje się do złożenia pierwszych ślubów, dlatego nalegam byście nie odbierali mu tej wielkiej chwili. Zapewniam was, że choć jego ciało osłabło, jego dusza jest silna i czuje się świetnie, a on sam jest szczęśliwy.

Giuseppa i Grazio ustąpili i brat Pio pozostał w klasztorze rozpoczynając roczny nowicjat. Złożył pierwsze śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa 22 stycznia 1904 roku.

Następnie wraz z piętnastoma innymi nowicjuszami został przeniesiony do klasztoru kapucynów w Sant’Elia, w pobliżu Pianisi, niewielkiego miasteczka w Alpach. Porywisty wiatr przenikał czasami miasteczko i dolinę, ale wokoło wznosiły się majestatycznie góry, a krajobraz przynosił natchnienie. Brat Pio był zachwycony i podniecony perspektywą samotności i napawania się pięknem natury.

W klasztorze pochowano szczątki ojca Rafaela, który pochodził z Sant’Elia i umarł tu w 1901 roku mając reputacją świętego. Jego pokój został przekształcony w małą kapliczkę, a biały posąg mnicha stał na środku rabaty kwiatowej przed klasztorem. Młodych, podatnych na wpływy studentów zachęcano do pobożnych rozmyślań o naśladowaniu jego przykładu. Brat Pio nie pozostał obojętny na wyczuwalny wszędzie wokoło wpływ ojca Rafaela.

***

– Tu jest cudownie – stwierdził jeden z nowicjuszy pewnego rześkiego zimowego poranka, kiedy całą grupą cieszyli się czasem wolnym w przyklasztornym ogrodzie.

– To prawda – odparł brat Pio. – A drugie równie piękne miejsce to San Giovanni Rotondo.

– Masz rację – potwierdził inny nowicjusz, brat Klemens. – Ale tamtejszy klasztor kapucynów jest zamknięty od wielu lat. Chciałbym, aby go ponownie otworzyli i żebym miał szczęście zostać tam skierowany. To mój dom.

Brat Pio zajrzał mu w oczy i ku zaskoczeniu wszystkich oświadczył:

– Klasztor zostanie otwarty, ale to ja zostanę tam skierowany.

Nieoczekiwanie brat Pio otrzymał wiadomość, że klasztor w Santa Elia będzie poddany remontowi.

– Szkoda, że muszę opuścić to piękne miejsce – powiedział przyjaciołom.

– Wszystkim nam żal – odparł któryś z nowicjuszy. – Dokąd jedziesz?

– Do San Marco la Catola.

Ten klasztor znajdował się w górzystym regionie na południu Włoch – posępnej krainie biedy i samotności.

Ojciec Benedetto, nauczyciel, był pod wielkim wrażeniem brata Pio – czy raczej „słodkiego brata Pio” jak go nazywał.

– Ma w sobie tyle entuzjazmu – powtarzał wciąż innym. – I tak ściśle przestrzega reguły.

To właśnie tu brat Pio zaczął pisać, gorliwie wypełniając pięknym charakterem pisma zeszyt za zeszytem.

W kwietniu 1906 roku wrócił do Sant’Elia by kontynuować studia. Czuł się całkiem dobrze, co było po nim widać. Twarz mu się zaokrągliła, chociaż teraz częściowo pokrywała ją krótko przycięta broda oraz wąsy opadające aż za kąciki ust i niknące w ciemnych bokobrodach. Czoło miał wysokie, a włosy bardzo krótko przystrzyżone.

Brat Pio złożył ostatnie uroczyste śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa nieco mniej niż rok później, 27 stycznia 1907 roku, pod kierunkiem ojca Raffaele z San Giovanni Rotondo, w obecności swej religijnej rodziny, a przede wszystkim wielebnych ojców Egidio z Fragneto i Gustino z San Giovanni Rotondo.

Po zakończeniu studiów uczniowie zostali podzieleni na dwie grupy i skierowani na studia teologiczne. Część posłano do Vico Garganico, ale brat Pio trafił do Serracapriola, gdzie zaczął studiować podstawy teologii pod kierunkiem ojca Agostino, który później został jego powiernikiem i spowiednikiem.

Tu ponownie brat Pio zaczął prowadzić surowe życie, spędzając długie godziny na nauce, modlitwie i postach. Już po krótkim czasie jego młode ciało zaczęło marnieć, a gorączka i kaszel wróciły.

– Moim zdaniem on jest chory na gruźlicę – stwierdził na zebraniu jeden z jego przełożonych.

– Bez wątpienia jest chory i coraz bardziej mu się pogarsza – odparł inny.

– Nie widzę innego wyjścia jak odesłać go gdzieś, gdzie klimat jest łagodniejszy.

– Sądzę, że powinien wrócić do domu, do Pietrelciny.

Sprawę postanowiono, a brat Pio, który słabł coraz bardziej i niemal nie mógł ustać na nogach, nie protestował.

Dorothy M. Gaudiose

Powyższy tekst jest fragmentem książki Dorothy M. Gaudiose Św. Ojciec Pio. Współczesny prorok.